~Wagabunda~
- Jesteś pewna, że to dobra decyzja? - brunetka patrzy na mnie z drugiej strony baru tymi swoimi czekoladowymi oczami pełnymi troski i nieukrywanego smutku. Bianka siedząca jej na kolanach woła słodko o lizaka. Nauczyła się kolejnych słówek i każde następne sprawia mi coraz większą przyjemność. Tylko dlatego teraz się uśmiecham. - Mówiłaś, że ty i twój mąż... - milknie natychmiast. Z drzwi na górę wychodzi wysoki brunet. Gloria nieśmiało się uśmiecha i poprawia sobie dziecko na kolanach. Mężczyzna ubrany jest w eleganckie, ciemne spodnie i łososiową koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Jak zwykle ma idealnie docięty zarost i ułożone włosy. Staje obok mnie i patrzy uważnie na kobietę trzymającą nasze dziecko.
- Aleks, to jest moja przyjaciółka Gloria. - przedstawiam ich sobie. Brunet uśmiecha się grzecznie i całuje jej dłoń jak na dżentelmena przystało. Na jej twarzy maluje się zaskoczenie. Pewnie nie mniejsze niż na mojej. Kiedy ostatnio widziałam go takiego pogodnego? 15 lat temu.
- Miło mi poznać. - odpowiada brunet. - Wcześniej nie miałem zbyt wiele okazji do poznania przyjaciół Magdaleny ale już niedługo to się zmieni. - mówi patrząc na mnie z uśmiechem. Obejmuje mnie lekko ręką i kładzie dłoń na biodrze. Patrzę na niego z zaskoczeniem w oczach. Co się z nim dzieje? Stał się taki odkąd powiedziałam mu, że jadę do Stanów. I wtedy coś się zmieniło. Nagle zaczął więcej przebywać w domu, zaczął rozmawiać z Tobim, a przynajmniej próbować z nim rozmawiać... Jedyne czego brakuje do wizerunku wzorowego ojca to zainteresowanie Bianką.
- Cześć Glori!! - słyszę wesoły okrzyk Stefana od samych drzwi. Moja głowa automatycznie odwraca się w tamtą stronę. Oblewa mnie zimny pot. Zimny pot albo przechodzący po plecach dreszcz, który czuję zawsze gdy myślę o tym co stało się pięć dni temu. Szatyn uważnie mi się przypatruje. Po jego twarzy przemyka cień zawodu kiedy widzi mojego męża przy moim boku. Thomas jedynie delikatnie klepie go po plecach. Obiecaliśmy zachowywać pozory normalności i właśnie dlatego siada przy barze obok siostry i kolegów. Nic nie mówi tylko patrzy. To na mnie, to na Aleksa.
- Aleks to są moi znajomi. - przedstawiam ich sobie. - Michael, Stefan, Thomas i Gregor, którego poznałeś w szpitalu. - mówię. Brunet uważnie obserwuje szatyna witając się ze wszystkimi po kolei.
- Przepraszam, że będzie się pan musiał męczyć z moim synem przez te dwa tygodnie na obozie. Obaj chyba wiemy jak Tobias potrafi być nieusłuchliwy. - mówi mój mąż.
- Na zajęciach zazwyczaj tego nie zauważam. A jeśli coś się jednak wydarzy to dajemy sobie obaj radę. Wystarczy tylko z nim porozmawiać. - odpowiada szatyn.
- Rozmowa z nim jest nie mniej trudna co okiełznanie jego wściekłości. - zauważa Aleks.
- Myślę, że kluczem do dobrego kontaktu z Tobiasem jest cierpliwość i trochę uwagi. To dobry dzieciak i bardzo zdolny zawodnik. Może przekona się pan o tym jutro na zawodach. - odpowiada pewnie Gregor doskonale wiedząc, że Aleksa tam nie będzie. Brunet uśmiecha się lekko.
- Niestety jutro z samego rana mam samolot do Stanów. Ale jestem pewien, że żona opowie mi wszystko a Tobias pochwali się zwycięstwem jak tylko zadzwonię. Prawda kochanie? - zwraca się do mnie patrząc teraz na moją twarz.
- Jasne, jak tylko będziesz zainteresowany...
- Mamo widziałaś gdzieś moje... - chłopak milknie kiedy wyszedłszy z kuchni widzi całą sytuację. Najpierw dziwi się widząc mnie i Aleksa praktycznie wtulonych w siebie a potem jakby trochę gaśnie i zasmuca patrząc na twarz szatyna. Czuję na sobie wzrok skoczka ale staram się za wszelką cenę uspokoić. Nie jest to łatwe.
- Co tym razem zgubiłeś? - pyta Aleks. Ale robi to zadziwiająco spokojnie i może nawet z lekkim uśmiechem. Tobias przez chwilę wpatruje się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy aż w końcu zaczyna mówić.
- Rękawice bokserskie. - mówi.
- Skąd ty masz rękawice bokserskie? - dziwi się mój mąż. Podczas tej rozmowy co chwilę zerkam na szatyna. Jego wzrok skierowany jest na moje biodro, na którym nadal znajduje się ręka mojego męża.
- Dostałem od trenera. - wskazuje głową szatyna. Aleks podąża wzrokiem w tym kierunku.
- W ten sposób Tobi odreagowuje stres i na spokojnie może trenować na skoczni.
- Przez bijatykę?
- Właśnie tego chcemy uniknąć. - odpowiada szatyn.
- Biję się z workiem. - dodaje nastolatek.
- No tak, worek ci nie odda. - komentuje brunet. Widzę jak w moim synu zaczyna się gotować, a i w Gregorze dzieje się coś niedobrego. To skończy się katastrofą. Sytuację ratuje Thomas.
- Jadę właśnie w stronę kompleksu, jak chcesz to cię podwiozę, z kim masz treningi na siłowni? - pyta mojego syna.
- Z Arnim.
- Arni z pralni! - wesoło woła Stefan.
- Dalej pachnie proszkiem do prania? - pyta śmiejąc się Michael.
- Już myślałem, że tylko ja to czuję - mówi z ulgą nastolatek. Wyraźnie się wyluzowuje.
- Chodź, podrzucę cię i podpowiem kiedy możesz spokojnie mówić do niego Ariel - blondyn podnosi się z krzesełka.
- Mamo... - zaczyna brunet ale nie kończy, bo spod lady wyciągam jego rękawice uwalniając się tym samym z objęć męża.
- Bianka prawie je zjadła. - puszczam mu oko. Wychodząc żegna się z pozostałymi i staje przed Gregorem. Patrzy na niego chwilę ale nic nie mówi tylko wystawia dłoń. Na twarzy szatyna widzę wyraźną ulgę. Przybija z Tobim piątkę po czym młody znika. I zapada dość niezręczna cisza. Chwilowa, bo koledzy Gregora czują się w takiej ciszy nieswojo ale jednak dla mnie trwa ona stanowczo za długo.
- Magda przyniesiesz nam do stolika po piwku? - pyta Stefan.
- Jasne. - odpowiadam z uśmiechem.
- Podaj 3 bo Manu ma do nas dojechać za chwilę. - prosi Michael i odchodzą.
- Manuel tu przyjedzie? - pyta z lekką paniką Gloria. Nadal czuje się głupio w towarzystwie bruneta.
- Nie zje cię. - odpowiada z lekkim uśmiechem szatyn, po czym zwraca się do mnie. - Mała czarna. - uśmiecha się szczerze kiedy widzi dystans dzielący mnie od męża.
- Muszę jechać podpisać ostatnie dokumenty do szpitala. - mówi brunet stawiając kawę przed szatynem. Odwraca się do mnie i znów mnie obejmuje. Na prawdę chciałabym żeby przestał. - Postaram się wrócić wcześniej to pójdziemy do kina.
- Nie mogę zostawić restauracji w piątkowy wieczór. Wiesz ile będzie gości? - pytam delikatnie odsuwając się od niego. Zaczynam polerować szkło przy barze więc wyraźnie widzę zaciśniętą pięść szatyna, który patrzy teraz na bawiącą się włosami Glorii Biankę. - Poza tym nie mam z kim zostawić Bianki.
- Tobias z nią zostanie. - odpowiada pewnie.
- Tobias musi odpocząć przed turniejem. - wyjaśniam. - Zostańmy w domu i obejrzyjmy coś razem z dziećmi. Mamy taki duży telewizor...
- Chciałem ten wieczór spędzić z tobą Magda. - mówi wyraźnie niezadowolony. - Załatwię opiekunkę.
- Ale...
- Muszę jechać bo się spóźnię. - przerywa mi. - Ubierz się ładnie. - dodaje ze znaczącym uśmiechem i całuje mnie intensywnie po czym wychodzi zostawiając mnie z sieczką zamiast mózgu.
- Wow. Nie dyskutuj Magda i tak ja mam tutaj ostatnie zdanie... - brunetka udaje ton jakim mówił mój mąż. - Co to było? Jesteś moja i masz mnie słuchać? Christan Grey w wersji plus czterdzieści? - oburza się. - Sory Magda ale twój mąż to jakiś tyran psychopata. W łóżku też tak masz? - pyta wprost. Niech nie pyta. Nie w takim towarzystwie. Zerkam na szatyna ale teraz przejmuje od siostry dziecko i zajmuje się zabawianiem. Doskonale wiem, że uważnie się przysłuchuje.
- Aleks... chce ratować nasze małżeństwo. - mówię cicho. Skoczek od razu podnosi głowę. - Chce zapisać nas na terapię rodzinną kiedy już wyjedziemy do Stanów. - dodaję.
- Chcesz się na to zgodzić? - tym razem pytanie zadaje Gregor. Jego wzrok wyraźnie mówi, że jest przerażony.
- Przecież ty tam będziesz zupełnie sama. - oburza się ponownie brunetka. - I dalej będziesz jego służącą. Na prawdę tego chcesz? - pyta zmartwiona.
- Nie wyobrażam sobie życia tam Gloria.
- Ale jedziesz. - zauważa.
- Tak. - kiwam głową. Brunetka wzdycha. Zapada cisza, która ciąży bardziej niż sam wzrok szatyna.
- Nie mam prawa ci tego mówić ale powiem. Powinnaś go zostawić w cholerę. Tylu fajnych facetów jest tutaj na miejscu wolnych i chętnych się tobą zaopiekować...
- Tak? Ja tu znam tylko dziadków albo już zajętych. - obracam to w żart bo nie mam już jak się bronić.
- Mój brat jest wolny. - szczerzy się.
- Gloria... - zaczyna szatyn ale siostra nie pozwala mu dokończyć.
- No co? Chcesz żonę i dzieci? Chcesz. Chcesz stabilizację? Chcesz. Czy Magda ma coś co cię od niej odpycha? - pyta. Zaraz spłonę.
- Nie. - odpowiada szatyn.
- Więc co stoi na przeszkodzie? Umówcie się na jakąś randkę. - dodaje z ekscytacją.
- Ja mam męża i dwójkę dzieci. - przypominam jej.
- A ja dopiero co zerwałem zaręczyny. - odzywa się skoczek.
- Więc oboje macie do dupy sytuację uczuciową. Coś was jednak łączy.
- Czemu chcesz nas zeswatać? - pytam wprost. Wzrusza ramionami.
- Bo do siebie pasujecie. - odpowiada. Zauważam Manuela wchodzącego do restauracji. Macha mi ręką i siada obok przyjaciół przy stoliku. Muszę jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- Zaniosę im to piwo. - mówię i odchodzę od baru.
Ja chcę spowrotem do czasów, kiedy moje życie było proste. Kiedy miałam swoją restaurację, a czas zajmowały mi dzieci i nikt inny. Czas bez problemów i komplikacji. Bez młodych, przystojnych kochanków i bez głowienia się jak rozwieźć się z mężem. Bo to nie będzie takie proste jak mi się wydawało. Wracam do baru i z zaskoczeniem zauważam brak brunetki przy ladzie. Jest tam tylko szatyn trzymający na kolanach rozweseloną dziewczynkę.
- Gdzie Gloria? - pytam rozglądając się po sali.
- Uciekła przed Manu. - odpowiada spokojnie. - Twój mąż... Bardzo mu zależy na twoim wyjeździe. - odzywa się w końcu na temat, który wisi nad nami. Nadal obserwuje Biankę i to co mała robi z jego kluczykami od samochodu.
- Co mam ci powiedzieć Gregor? - pytam nie mając ochoty na insynuacje.
- Prawdę Magda. - odpowiada podnosząc na mnie wzrok. - Nie odezwałaś się przez ten tydzień ani raz. - dodaje. Jest przygaszony i wyraźnie zabiepokojony.
- Aleks ciągle był w domu. Postanowił, że ten tydzień spędzi na pokazywaniu nam jak dobrze nam będzie w Stanach, kiedy będzie miał dla nas więcej czasu. Nie miałam jak zadzwonić.
- I jak? Spodobało ci się? - pyta z sarkazmem. Mój wzrok mówi sam za siebie. Do baru podchodzi Manuel z miną wyrażającą cierpienie.
- Powiedz, że masz upieczonego jakiegoś steka bo zaraz umrę z głodu. - wzdycha.
- Zaraz ci przyniosę. - uśmiecham się do niego lekko.
- Co my zrobimy jak wyjedziesz?
- Będziesz jadł gdzie indziej. - uśmiecham się smutno.
- Na prawdę szkoda, że wyjeżdżacie. - mówi i odchodzi. Bianka zaczyna po swojemu mówić więc nie panuje całkowita cisza. Wychodzę do kuchni i składam zamówienie i nie wracam na bar. Czekam aż kucharz poda mi tego cholernego steka. Dlaczego czuję, że powinnam za coś przeprosić szatyna? Przecież nie robię nic co mogłoby go zranić.
Podaję kelnerce danie i wracam na bar. Patrzę na niego a on na mnie. Dlaczego mam wrażenie, że właśnie coś się pieprzy?
- Nie jedź. - mówi nagle.
- Gregor... już ci to wyjaśniałam.
- Boję się, że wizja naprawienia rodziny będzie za bardzo cię kusić. - wyznaje.
- Aleks nie chce naprawiać rodziny. On nie chce stracić mnie. I tylko dlatego znów próbuje rozmawiać z Tobiasem.
- A gdzie tu jest miejsce dla Bianki? - pyta. - Jej w ogóle nie zauważa. - dodaje. W restauracji robi się coraz większy tłok. Coraz więcej ludzi podchodzi do baru uniemożliwiając rozmowę. Z kuchni wychodzą kolejni kelnerzy, których w piątek jest więcej niż zwykle. Każdy wie co ma robić i którą część sali obsłużyć.
- Chodź. - mówię cicho do szatyna i wchodzę po schodach do mieszkania nad restauracją. Z Bianką na rękach wchodzi do sporych rozmiarów salonu i staje obok mnie przy kominku. - To małżeństwo jest tak samo sztuczne jak płomień w tym elektrycznym dziadostwie. - mówię. - Nie spodoba mi się ratowanie go na siłę. Chciałam je ratować jeszcze kilka miesięcy temu ale teraz... Aleks nie potrafi przegrywać a rozpad małżeństwa będzie bajwiększą porażką w jego życiu. Dlatego teraz udaje przykładnego męża.
- O byciu przykładnym ojcem zapomniał. - zauważa szatyn głaszcząc po główce tulącą się do niego dziewczynkę.
- Nie chcę z nim być. Już nie. Najwyższy czas zadbać o potrzeby moich dzieci. A one potrzebują zainteresowania i miłości.
- Ty też tego potrzebujesz. - dodaje ciszej. - On nie da ci rozwodu od tak. Nie podpisze papierów bo o to poprosisz. Sama powiedziałaś, że to będzie dla niego największą porażką. Więc po co jedziesz do Stanów? - pyta. Patrzy na mnie intensywnie.
- Muszę spróbować. - odpowiadam szczerze. - Muszę choć przez chwilę poudawać, że się staram naprawić te relacje żeby nikt potem w sądzie nie zarzucił mi że nic w tym kierunku nie robiłam. Jeśli terapia rodzinna nie pomoże, będę miała czyste konto na rozprawie.
- Terapia rodzinna... - powtarza. I co teraz? Dobrze wiem o co mu chodzi. - Ile? - zadaje ciche pytanie.
- Conajmniej miesiąc. - odpowiadam równie cicho.
- Miesiąc. - śmieje się nerwowo.
- Gregor...
- Dlaczego tak cholernie boję się, że nie wrócisz? - pyta. Kręcę głową ze łzami w oczach. Chcę wrócić ale wszystko się komplikuje. I zapada cisza. Kolejna nieznośna między nami cisza. Przysuwa się bliżej i delikatnie unosi moją twarz. Patrzy głęboko w oczy aż w końcu całuje mnie czule. Z tęsknotą i lękiem. - Obiecaj, że wrócisz. - szepcze. - Że obie wrócicie. Że Tobias wróci. Że mam na kogo czekać. - dodaje.
- Obiecuję ci Gregor. - odpowiadam cicho. Wpatrzona w brąz jego tęczówek, otulona jego zapachem, czująca jego ciepło...
- Boję się. - powtarza.
- Co mam zrobić żebyś uwierzył, że jesteś dla mnie ważny? Że dla nas jesteś ważny? - pytam. W jego oczach widzę ból, bo sam nie wie co mogłabym zrobić czy powiedzieć.
- Nie wiem. Ja... czuję, że chociaż nie mam prawa czuć, że jesteście moją rodziną, to tak się dzieje. I teraz mogę was stracić.
- Nie stracisz nas. Wiesz dlaczego? - pytam z determinacją. Oczy błyszczą mu nadzieją. - Bo mamy cię tutaj - kładę jego dłoń na moim sercu. - Ja, Bianka i Tobias, który choć tego nie okazuje, traktuje cię jak prawdziwego ojca. Jesteś dla niego kimś więcej niż tylko trenerem, a dla mnie kimś więcej niż tylko kochankiem. Jesteś kimś więcej rozumiesz? I choć to więcej mnie przeraża to chcę w tym tkwić. Bo jestem w tym z tobą. - Milknie wsłuchując się w ciszę dokoła. W lekko przerywany oddech Bianki, który tak nagle urywa jej dziecięcy głos...
- Tata!
********************
Przepraszam za taką przerwę ale miałam tyle na głowie, że zgubiłam się we własnym kalendarzu.
Od razu przepraszam za błędy i jakość ale rozdział kończę na telefonie, bo nowy laptop się zepsuł :(
Nawet nie wiem czy długość rozdziału jest odpowiednia nie mówiąc już o czcionce i wielkości liter. Dlatego jak tylko będę miała dostęp do komputera to wprowadzę ewentualne poprawki ;)
Informacja dla Eileen Joy!!!!
Kontakt na mai: lizbonka92@gmail.com
;)
Buziole :* :*
Kontakt na mai: lizbonka92@gmail.com
;)
Buziole :* :*