poniedziałek, 27 lipca 2015

22. Ból



~Villach~


    Liczby. Skup się na liczbach. Zrób końcową statystykę i napisz jakieś ckliwe przemówienie na zakończenie obozu. Gdyby tylko to coś dało. Trzy tygodnie próbuję pozbyć się z głowy myśli, które bolą. Nie potrafię. Tak już będzie zawsze? Zawsze wszystko będzie mi przypominało o tym co mogłem mieć? Thomas powie, że nadal mogę to mieć. Rodzinę, o której marzę. Ta rodzina jest w Stanach, a ostatnia jej część jutro tam wyjeżdża. Zostanie mi kobieta, którą kiedyś kochałem i nadzieja na to, że może to uczucie uda mi się jakimś cudem wskrzesić. Dla dobra wszystkich wokół. A moje dobro? Raczej szczęście. O ile dobrze dla mnie byłoby ponownie się związać z Sandrą tak dla mojego szczęścia w ogóle. Z dugiej strony dziecko powinno mieć ojca i matkę. Tylko czy to znaczy, że mam się z nią ożenić? Związać sobie ręce i zablokować drogę do...
- Trenerze możemy pogadać? - w drzwiach do biura pojawia się ostatni fragment szczęścia. Tej rozmowy boję się najbardziej ale kiedyś trzeba mu o wszystkim powiedzieć. I muszę to zrobić sam.
- Siadaj. - mówię odkładając kartki na bok. Nastolatek zamyka za sobą drzwi i siada po drugiej stronie biurka. - Przez cały obóz spisywałeś się bardzo dobrze. Poprawiłeś najazd i samo wyjście z progu...
- Dobrze wiesz, że nie o tym chcę rozmawiać. - przerywa mi. Patrzę na niego uważnie i spokojnie kontynuuję. 
- W locie nie masz problemów z ułożeniem nart i równowagą, jedyne nad czym musisz popracować to lądowanie. Dlatego wystawię ci dobre rekomendacje i list polecający. Nie powinieneś mieć problemów z dostaniem się do najlepszych klubów w Stanach. - mówię. - Gdziekolwiek się zadomowicie. - dodaję mniej pewnym głosem i przekazuję papiery chłopakowi. Patrzy na nie przez chwilę po czym wraca wzrokiem do mnie. Jest przygaszony ale jakby pogodzony z tym co właśnie się dzieje.
- Czyli to koniec... - mówi z rezygnacją. - Mama mówiła, że rozwód z ojcem nic nie zmieni. Że i tak tutaj nie wrócimy... - dodaje z wyraźnym smutkiem. Kiwam głową przełykając gorzki smak. To boli. - To chłopiec czy dziewczynka? - pyta nagle. Oblewa mnie zimny pot. Patrzę na niego zdziwiony. Uśmiecha się słabo. - Podsłuchałem rozmowę mamy z Sandrą. - wyjaśnia. 
- Twoja mama rozmawiała z Sandrą? - to dziwi mnie jeszcze bardziej niż fakt, że młody wie o ciąży.
- Jak była u nas w restauracji kilka dni przed mamy wyjazdem. - wyjaśnia lekko skołowany. - Myślałem, że wiesz... właściwie to... nie wiem czemu powiedziałeś jej o tobie i mamie... - marszczy brwi. - Ta rozmowa nie wpłynęła na mamę zbyt dobrze. Z resztą trudno się dziwić.
-  Co Sandra powiedziała twojej mamie? - pytam przerywając mu niegrzecznie. Wzrusza ramionami. 
- Że dobrze robi wyjeżdżając i pozwalając ci być prawdziwym ojcem. - odpowiada spokojnie. - Ja też to rozumiem. Tak jak mama. Nikomu nie życzyłbym takiego ojca jakiego mam. A właściwie braku ojca więc nie mogę mieć o nic do ciebie żalu. - dodaje powodując, że robię się malutki przy jego dojrzałości i odpowiedzialności. - Szkoda tylko, że... - urywa zaciskając zęby.
- Kocham twoją mamę. - mówię cicho. Uśmiecha się krzywo.
- To już chyba nie ma większego znaczenia. - komentuje próbując się uśmiechnąć. Cholernie go zawiodłem. Nie powie mi tego choć właściwie wolałbym, żeby na mnie nawrzeszczał i wykrzyczał, że mnie nienawidzi, że narobiłem jemu i jego matce nadziei a teraz tak po prostu kończę z tym wszystkim, że nie chce mnie znać i nigdy więcej nie chciałby mnie zobaczyć. Ale on siedzi naprzeciwko mnie i patrzy na mnie ze smutnym uśmiechem. 
- Nie ułatwiasz. - wzdycham pocierając oczy.
- Mimo wszystko musisz trochę pocierpieć. - mówi z żalem. Znów na niego zerkam. Patrzy na swoje palce. Wiem, że chce coś jeszcze powiedzieć ale nie wie jak albo nie wie czy wypada. Ale czy w tej sytuacji jest coś czego nie wypada? Rozmawiam z nastolatkiem o tym dlaczego kończę romans z jego matką. Ta sytuacja jest chora. Tylko, że prawdziwa. - Nie dzwoń do niej nigdy. Nie odwiedzaj, nie przypominaj o sobie. - mówi w końcu. Zadaje cios, który boli jak nic nigdy jeszcze mnie nie bolało. Nie chce kontaktu. Czyli jednak nienawidzi. - Chciałbym, żeby w końcu była szczęśliwa a z twoim cieniem nie będzie. Kiedy się rozwiedzie w końcu będzie wolna i niezależna. Będzie miała szansę na znalezienie normalnej relacji. Na znalezienie ojca dla Bianki i być może kogoś w rodzaju ojca dla mnie...
- Nie będę stawał na drodze do waszego szczęścia Tobias. Twoja mama wyraźnie dała mi do zrozumienia, że nie życzy sobie kontaktu. I mam zamiar to uszanować. - choć nie będzie to łatwe. Codziennie trzymam telefon w dłoni i kilkakrotnie zastanawiam się czy nie zadzwonić choćby po to, żeby jeszcze raz ją usłyszeć. - Będę bardzo szczęśliwy jeśli pojawi się ktoś, na kim wszyscy będziecie mogli polegać i kto będzie się o was troszczył. - ale to będzie bardzo bolało. Bo boli sama wizja takiej sytuacji. Magda patrząca z uczuciem na kogoś innego, Bianka nazywająca tatą jakiegoś faceta i Tobias ufnie uśmiechający się do niego. Chociaż nie jestem, do końca pewien czy to ostatnie kiedykolwiek się wydarzy. Za bardzo i za często się zawodził na dorosłych facetach, którzy powinni być odpowiedzialni. 
- To dobrze. - komentuje mało przekonująco. I zapada cisza. Targają nim różne emocje i widzę, że jeszcze nie wszystko mi powiedział. Tylko czy ja chcę to usłyszeć? Powinienem się raz na zawsze odciąć od niego i jego rodziny. Właściwie to nigdy nie powinienem się do niej zbliżać. Nie cierpieliby teraz, ja bym nie cierpiał... - Pójdę już. Powinienem się spakować. - mówi i wychodzi zamykając za sobą drzwi do gabinetu. Wypuszczam powietrze z ust jakby właśnie wyszedł ode mnie profesor, u którego zdawałem właśnie egzamin. Oblałem. 

    Patrzę przez okno busa opuszczającego Villach. Do mojego nastroju dopasowała się nawet pogoda, bo zaczęło padać niemiłosiernie, a niebo pociemniało jakby zaraz miała nastąpić Apokalipsa. Burza wisi w powietrzu i czeka. Na co? Pewnie aż mi wszystkie dzieciaki usną. Odwracam się i uważnie obserwuję każdego z moich podopiecznych. Nastolatkowie z marzeniami, z pasją, z wielkim apetytem na sukces i uśmiechami na ustach. Dla każdego z nich ten obóz był najlepszym co mogło się im przytrafić. Nie każdy dzieciak może trenować pod okiem swojego autorytetu, w dodatku na darmowym obozie w jednym z najlepszych ośrodków treningowych w Austrii. 
   W głowie od razu pojawiają mi się obrazy z wycieczek po górach, ognisk na rozległych polanach i gier terenowych. Techniki mogą nauczyć się wszędzie. Bycie drużyną i współpraca najlepiej szkolona jest na wycieczkach, na wspólnych wypadach w teren... Na byciu razem. Każdy z nich jest małym mistrzem. Każdy z nich ma wizje przyszłości, w której staje się kolejnym Morgensternem, Ammanem, Małyszem... Każdy ma wielkie plany dotyczące swojej przyszłości. Każdy oprócz jednego. 
   Brunet siedzi na końcu busa z słuchawkami na uszach, pogrążony w myślach i obserwujący otoczenie za oknem. Coś go jeszcze dręczy. Jego plany się zmieniły przeze mnie. Przeze mnie opuszcza Austrię i prawdopodobnie nigdy już tutaj nie wróci. I przeze mnie znów musi stać się głową rodziny. Odwracam wzrok byle nie widzieć tego smutku. Poczucie winy mnie kiedyś zabije. Przy nie rozwaleniu się emocjonalnie trzyma mnie tylko to, że mój związek z Magdą był sekretem, o którym wiedziało niewiele osób i to, że muszę zachowywać pozory normalności w stosunku do reszty świata. No i jest jeszcze dziecko, które za jakiś czas przyjdzie na świat. Moje i Sandry. Mam ochotę wydać cichy jęk ale powstrzymuję się chowając twarz w dłoniach. Tutaj znów nasuwa się pytanie. Skąd Sandra wiedziała o Magdzie i po co do niej poszła? 
   Wyciągam z kieszeni telefon i przeglądam ostatnie połączenia. Trzy razy rozmawiałem z Glorią. Ona jedyna jest w stanie w jakimś stopniu zrozumieć mnie i to co się dzieje, choć uważa, że spaprałem sobie życie i nigdy już nie będę szczęśliwy.  Kilka nieodebranych połączeń od Thomasa. To on powiedział Sandrze o Magdzie? Bardzo możliwe. Nasza przyjaźń ostatnio szwankuje. Nie chciał żebym się spotykał z mężatką, a kiedy dowiedział się o ciąży Sandry ciągle mi tłukł do głowy kazania o odpowiedzialności. Nie wiem gdzie i kiedy zgubił swoją radość z życia i wizję świata, w którym ludzie przede wszystkim są szczęśliwi. Ten poprawny optymista stał się realistą, którego powoli zżera pesymizm. A przecież jest w końcu szczęśliwy. Więc czemu ja być nie mogę? Może rzeczywiście nie można mieć wszystkiego? Thomas skończył karierę i jego życie rodzinne rozkwitło. Może gdybym i ja to wszystko rzucił...
- Słucham. - odbieram telefon, który zaczął niemiłosiernie głośno dzwonić budząc kilku z moich podopiecznych. 
- Wracasz już? - słyszę pytanie zadane spokojnym głosem. Zaciskam pięści. 
- Tak. - odpowiadam krótko.
- Pojedziesz prosto do siebie? - pyta ponownie.
- Tak. - znów potakuję.
- Gregor... przyjedź do mnie. Jestem sama... nie czuję się najlepiej...
- A Laura? - pytam bez entuzjazmu. Siostra Sandry jakoś nigdy nie darzyła mnie sympatią, a i ja nie kochałem jej żadnym rodzajem miłości.
- Musiała wrócić do rodziców na kilka dni. Mama ma problemy z sercem. - mówi. Nie odpowiadam. Wiedziałem, że tak będzie. Laura nigdy nie była osobą opiekuńczą i lubiącą bezinteresownie pomagać innym ludziom. Widocznie pomysł z butikiem nie wypalił. - Gregor? Jesteś tam?
- Jestem. Przyjadę. 
- To świetnie. Może zrobię ci coś do jedzenia? Pewnie będziesz głodny po podróży... - mówi ochoczo.
- Nie, dzięki. - przerywam jej. - Musimy o czymś porozmawiać. - dodaję.
- Coś się stało? - pyta lekko zaniepokojona.
- Nic o czym byś nie wiedziała. - odpowiadam. - Będę dopiero koło północy. 
- I tak nie mogę spać.
- To do zobaczenia. - mówię i rozłączam się. Nie mam ochoty na rozmowę z nią. Nie mam ochoty jej widzieć. Dlaczego czuję wewnętrzną niechęć do tej kobiety? Niedawno nie było nic, co mogłoby odwrócić moją uwagę od jej oczu. Każdą wolną chwilę spędzałem z nią. Chciałem z nią spędzać. Teraz... chyba wolałbym samotność. Bycie nieszczęśliwym samemu jest łatwiejsze niż bycie nieszczęśliwym przez bycie z kimś. "Nic na siłę synku." Mama ma rację, tylko wiem co tak na prawdę myśli. Nie muszę się żenić ale przecież tak wypada i zna mnie zbyt dobrze, żeby wątpić w to, że tak zrobię. Ojciec... cóż... tata się nie wtrąca. Co ma być to będzie i żyje zasadą "jak sobie pościelesz tak się wyśpisz". Ja sobie pościeliłem bardzo kiepsko. Przez resztę życia będzie mi niewygodnie i będzie mnie uwierać. Ale czy życie kiedykolwiek było łatwe proste i przyjemne? 

    Patrzę na tablicę odlotów i nie mogę uwierzyć, że to już ten czas. Po raz ostatni patrzę na niebieskie oczy bruneta posyłającego mi słaby uśmiech. Dlaczego mam ochotę się rozpłakać? Bo kurde pokochałem tego dzieciaka. Bo jest taki jak ja kiedyś. 
   Wyjmuje coś z torby i podaje mi. Biała koperta szczelnie zaklejona. Patrzę na niego z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, a on wzrusza tylko ramionami. 
- Otwórz jak będziesz już w domu ok? - pyta. Kiwam głową i chowam kopertę do tylnej kieszeni spodni. Znów patrzę na nastolatka i przez długą chwilę nic nie mówię. Marszczy brwi słysząc komunikat w głośnikach. - Chyba na mnie już czas. - wzdycha biorąc małą sportową torbę na ramię. Ma na sobie dżinsy, koszulę w kratę i szary sweter z podwiniętymi rękawami. Jakbym patrzył w lustro. - To... miłego... życia. - mówi i odwraca się w stronę bramek prowadzących do hali odlotów. No nie. Po tym wszystkim to nie może tak wyglądać.
- Tobias! - odwraca się na dźwięk swojego imienia, a chwilę potem tulę go do siebie mocno, czując jak silnie oplata swoje ręce wokół moich pleców. Czuję jak słabo drży. Czyżby... płakał? To oprócz zdziwienia wywołuje we mnie falę emocji, których nigdy bym się nie spodziewał. Ściskam go jeszcze mocniej.
- Cały czas będę Tobi. - mówię mu do ucha. - Zawsze. O każdej porze dnia i nocy. - dodaję łamiącym się głosem. Przywiązałem się. Jak jasny gwint. Do obcego nastolatka. Czuję jak na moim sercu pojawia się głaz a w gardle gula nie do przełknięcia. - Zawsze marzyłem, żeby mieć takiego syna... - mówię cicho, a on dygocze jeszcze bardziej. Z głośników powtarzany jest komunikat o kończącej się odprawie. - Opiekuj się mamą i Bianką. - kiwa głową nie chcąc mnie za nic w świecie puścić. - Przepraszam, że taki kiepski ze mnie ojciec. - kończę ze łzami w oczach, a nastolatek odrywa się ode mnie i nie pokazując mi swojej twarzy oddala się pospiesznie w stronę bramek, za którymi po chwili znika bez odwrócenia głowy.

    Sandra nigdy nie była mistrzynią kuchni. Restauracyjne dania, które przynosiła były dobre ale nie pachniały domem. Tak jak to mieszkanie. Ciągle tak samo sztywne i zimne jak kiedyś. Jedynie blondynka siedząca przede mną w dresie trochę ociepla ten wizerunek. Zawsze nienagannie uczesana i ubrana dzisiaj ma włosy związane w wysoki kucyk i dres w kolorze, którego nie spodziewałbym się u niej w szafie. Zieleń, symbol nadziei. To jakaś aluzja czy co?
- Thomas mówił, że mieliście wrócić o 20:00. - wspomina.
- Bo tak wróciliśmy. - odpowiadam grzebiąc widelcem w ryżu z kurczakiem, którego za bardzo wysuszyła. I nagle przychodzi mim do głowy pytanie co z restauracją? Magda na pewno nie zdążyła jej sprzedać, a ktoś tym jednak kieruje, bo kiedy pojechałem po rzeczy Tobiasa w środku był tłum ludzi. Tylko kto by wpadł na pomysł, żeby go o to spytać? Blondynka patrzy na mnie wyczekująco. - Obiecałem Magdzie, że odwiozę Tobiasa na lotnisko i wsadzę go do samolotu. O 23:00 miał lot do Bostonu. - wyjaśniam. Kiwa głową robiąc przy tym niemrawą minę. Więc wracamy na Ziemię. Odkładam widelec i odsuwam talerz na bok. Kobieta chce go wziąć do mycia ale powstrzymuję ją kładąc jej dłoń na dłoni. Uśmiecha się delikatnie. - Usiądź. - mówię spokojnie. Siada obok mnie ciągle mając swoją dłoń w mojej. 
- Gregor nawet nie wiesz jak bardzo...
- Skąd wiedziałaś o Magdzie? - pytam wprost. Jej uśmiech gaśnie tak jak uścisk jej dłoni.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Po co do niej poszłaś? - zadaję kolejne pytanie. W ogóle już się nie uśmiecha. Puszczam jej dłoń i opieram się o oparcie krzesła uważnie obserwując jej twarz. Odwraca wzrok i wbija go w blat.
- Tylko głupi by nie zauważył jak na nią patrzysz. - mówi cicho. Bombarduje mnie tą wiadomością. - Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale wszyscy twoi znajomi gadają o tym, że wpadła ci w oko. Że w swoim towarzystwie dziwnie się zachowujecie. Że trochę ci odbiło na punkcie tej małej rudej dziewczynki...
- To jeszcze nie znaczy, że mamy romans.
- Ale mieliście. 
- Jak się dowiedziałaś? - pytam spokojnie. Milczy. - Sandra, jak się dowiedziałaś? - powtarzam pytanie już nieco zniecierpliwiony. Ten dzień musi się już skończyć. Stanowczo.
- Śledziłam cię. - odpowiada spokojnie. Patrzy w końcu wprost na mnie. 
- Słucham?
- Gregor ja tylko... ja tylko chciałam... chciałam z tobą jeszcze raz porozmawiać. Wyjaśnić... chciałam, żebyś dał nam jeszcze jedną szansę ale wtedy... Ona przyszła do ciebie. I nie wyszła przez resztę nocy... - milknie. Zaciskam pięść. 
- Jak mogłaś w ogóle...
- Powinieneś się cieszyć, że nie poszłam z tym do prasy.
- Och, dziękuję ci bardzo! - moje zirytowanie sięga zenitu.
- Gregor nie to miałam na myśli. - zaczyna się bronić.
- A co?! Chcesz? Proszę bardzo! Idź! Rozpowiedz każdemu! W dupie to mam, a wiesz dlaczego?! Bo już rozwaliłaś mi życie!
- Ja?!
- Nie! Matka Teresa! Po co byłaś u Magdy? Po cholerę jej mówiłaś, że dobrze robi wyjeżdżając?
- Bo to było najlepsze co mogła zrobić! Zostawić nas w spokoju i jechać do męża, tam gdzie jest jej miejsce!
- Ona chciała się rozwieść, być ze mną...
- Gregor ty chyba zwariowałeś.
- Bo co? Bo chciałem być z kimś innym niż ty? Bo chciałem być z kimś kto też pragnie pełnej i kochającej się rodziny?
- To nigdy nie byłaby twoja rodzina. To nie są twoje dzieci i nigdy by nie były!
- Tak? To powiedz to Tobiemu, który znowu stracił nadzieję na wsparcie i Biance, która mówiła do mnie tato!
- Co? - pyta z niedowierzaniem.
- To co słyszysz! Pierwszy raz w życiu byłem tak blisko posiadania tego o czym zawsze marzyłem. Kobiety, którą kocham i dzieci, które kochają mnie, a ty to wszystko rozwaliłaś!
- Ja? - pyta ze łzami w oczach. - A nasze dziecko? - pyta drżącym głosem.
- Nigdy go nie chciałaś. - mówię uspokajając trochę głos.
- Ale teraz ono jest i nie wyobrażam sobie, żeby go nie było.
- Dlaczego ci nie wierzę? - pytam ironicznie. Kręcę głową kiedy milcząc wpatruje się we mnie i powoli uwalnia jedną łzę. 
- Gregor ja... - zagryza wargę żeby powstrzymać kolejne łzy. Teraz i ja zaciskam zęby. Nigdy nie chciałem, żeby ktokolwiek przeze mnie płakał. - Ja kocham to dziecko. - mówi cicho. - Tak samo mocno jak kocham ciebie. - dodaje. - Kiedyś... ja nie rozumiałam co takiego widzisz w swojej wizji rodziny. Co widzisz w tym, że po pokoju będzie biegało ci małe brudzące i wrzeszczące stworzenie. Było dla mnie obojętne czy to dziecko czy pies. Oboje robią bałagan i są głośne. Ale kiedy zobaczyłam obraz na badaniu... Ono jest we mnie Gregor i jest częścią mnie i ciebie... jest... to my i nasza miłość....
- Sandra o jakiej ty miłości mówisz...
- O tej, którą gdzieś tam po drodze straciliśmy myśląc, że są ważniejsze rzeczy niż dbanie o nią. - mówi chwytając mnie ponownie za rękę. Jej oczy przepełnione są nadzieją. - Ale ta miłość nadaj gdzieś tu jest. - delikatnie dotyka mojej klatki piersiowej w miejscu, gdzie znajdować powinno się serce. Powinno. Biorę jej dłoń w swoją i całuję każdy palec z osobna powodując na jej ustach delikatny uśmiech.
- Tam jest tylko jedna kobieta. Która wyjechała i już nigdy nie wróci. - mówię powodując u niej niedowierzanie i chyba nawet fizyczny ból. - To dziecko... ono wypełni tą pustkę. Ale nigdy ale to nigdy... nigdy się z tobą nie ożenię Sandy. - ponownie całuję ją w dłoń i wychodzę do pokoju gościnnego zostawiając ją w otępieniu przy kuchennym blacie.
   Za oknem deszcz. Ulewa jakiej Innsbruck dawno nie widział. Nie wiedziałem, że jestem w stanie złożyć takie deklaracje. Teraz i widząc ją w tym stanie. Ale przecież dawanie jej nadziei byłoby o wiele gorsze. Jeśli wie czego się spodziewać a raczej czego nie spodziewać mogę w miarę normalnie funkcjonować nie musząc udawać przed całym światem szczęśliwego tatusia. Tylko czemu ta ciąża mnie nie cieszy? Przecież o tym dziecku tak bardzo marzyłem. To moje dziecko. Moje. Moje własne. Pocieram oczy, które same się już powoli zamykają. Jest środek nocy a ja stoję przy oknie i wpatruję się w zalany deszczem Innsbruck, będąc w pokoju gościnnym u kobiety, która urodzi moje dziecko, a która kiedyś była sensem mojego życia. I jestem nieszczęśliwy i zrozpaczony. 
   Siadam na brzegu łóżka i sięgając po portfel, który niemiłosiernie mi teraz przeszkadza przypominam sobie o kopercie, którą dostałem od nastolatka na lotnisku. Od razu ją rozrywam, żeby wyjąc z niej białą kartkę, na której napisane jest kilka krótkich zdań.

"Twoje dziecko będzie miało najlepszego ojca na świecie.
Będę mu zazdrościł przez resztę życia.
Nienawidzę cię za to, że pozwoliłeś mi się tak przywiązać.
Ale kocham cię za to, że chciałeś być i przez chwilę byłeś moim tatą.
Przywróciłeś mi wiarę w dorosłych i odpowiedzialnych facetów.
Obiecuję, że postaram się takiego znaleźć dla mamy.
Żebyś mógł zapomnieć i kochać kogoś innego.
Tak jak powinieneś.
Może kiedyś spotkamy się na skoczni i cię pokonam Padre.
Liczę na to.
Tobias."



****************************
Jestem :) i jest rozdział.
Z poślizgiem, bo najpierw wypad nad wodę a potem imieniny Krzysztofa, a każdy zna jakiegoś Krzysztofa :P
I co Wy na to??
Pisać pisać, klawiszy nie oszczędzać! :*
Do soboty! :*

sobota, 18 lipca 2015

21. Koniec wszystkiego


~Innsbruck~


     Dlaczego zawsze, kiedy człowiek myśli, że wszystko jest w porządku i mimo przeszkód, jakie jeszcze musi pokonać, aby być w pełni szczęśliwym da radę, pojawia się coś lub ktoś, kto tych przeszkód dokłada? Albo nagle zaczyna się dziać coś, czego nikt by się nie spodziewał? Czy życie na prawdę musi tak dawać w dupę, że ma się ochotę rzucić z najbliższego mostu? Cały czas człowiek o czymś marzy, o coś walczy, czegoś pragnie i nie dostaje tego na czym najbardziej mu zależy, a kiedy już jest blisko, kiedy pojawia się na to szansa... 
- Nie cieszysz się. - zauważa blondynka siedząca naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. Jej słaby uśmiech i wyprane z nadziei oczy świadczą o tym, że oczekiwała innej reakcji.
- To... jest... - jąkam się jakbym dostał obuchem w głowę ale tak właśnie się czuję. Żołądek zwinął mi się tak, ze czuję żółć w ustach. - Zaskoczyłaś mnie. - dodaję. Nikt nie może zarzucić mi braku radości i euforii, kiedy o takim wydarzeniu dowiaduję się po rozstaniu z kobietą, którą uważałem za kobietę mojego życia i z kobietą, która jest kobietą mojego życia siedzącą za ścianą z małym dzieckiem. To wszystko nie tak miało być.
- Jeszcze kilka tygodni temu byłbyś najszczęśliwszym facetem na ziemi. - przypomina spokojnie. Nerwowo kręci palcami ale cały czas odważnie na mnie patrzy. Jakby z lekkim wyrzutem. 
- Jeszcze kilka tygodni temu miałem nadzieję, że ty też będziesz tego chciała. Ale dałaś mi jasno do zrozumienia, że nie mam nawet prawa o tym marzyć. - odpowiadam. Widzę, że ją to zabolało ale taka właśnie jest prawda. - Jesteś taka spokojna... - nie mogę w to za bardzo uwierzyć. Uśmiecha się niewyraźnie. I sam nie wiem, czy to bardziej jest uśmiech czy grymas.
- Nie za bardzo mogę się denerwować. - mówi. - Przychodząc tutaj wiedziałam, że nie mam za bardzo na co liczyć.
- Ale przyszłaś.
- Bo powinieneś wiedzieć. - odpowiada od razu. - W końcu... zawsze tego właśnie chciałeś. Prawdziwej rodziny. Dziecka.
- Chciałem, żebyśmy oboje tego chcieli na prawdę. - odpieram. 
- Nawet nie spojrzałeś na zdjęcie. - zerka w stronę leżących na stole czarno-białych ilustracji. - To, że mnie już nie kochasz... - przerywa biorąc głęboki wdech. - Nie oznacza, że nie potrafisz pokochać i jego. To część ciebie Gregor. - dodaje. Doskonale o tym wiem ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Biorę zdjęcie do ręki i wpatruję się w dziwną plamę na środku. Ta plama właśnie komplikuje mi życie. Niszczy wszystko, co miało trwać. Przełykam gorzki smak w ustach. Serce bije mi szybciej i mocniej. To prawda, zawsze tego pragnąłem. Jeszcze niedawno tuliłbym ją do siebie jak największy skarb. A teraz? Patrzę w końcu na nią i nadal nie czuję nic. Mimo, że nosi w sobie moje dziecko.
- Czego ode mnie oczekujesz Sandra? - pytam w końcu. Głos jest uwięziony gdzieś w gardle tak, że piszczę zamiast normalnie mówić. Ręce mi się trzęsą z nadmiaru emocji ale jak mam się opanować skoro dzieje się niemożliwe?
- Niczego. - odpowiada spokojnie. Wstaje od stołu i bierze torebkę. - Chciałam tylko, żebyś wiedział. Ty masz prawo wiedzieć o dziecku, a ono ma prawo mieć ojca. Nie chcę niszczyć twojego szczęścia Gregor jakiekolwiek by nie było. Jesteś z kimś i raczej nie jest to prosta relacja, skoro nawet twoja siostra niewiele o tym wie. 
- Rozmawiałaś z Glorią? - dziwię się, bo o niczym mi nie wspomniała.
- O dziecku dowiadujesz się jako pierwszy. - mówi spokojnie. Delikatnie się uśmiecha. I smutno. Jakby straciła wszelkie nadzieje. - Nie chcę cię odzyskać i nie chce być z tobą na siłę Greg. Widzę jak na mnie patrzysz. - mówi gorzko, ściszając głos. 
- Ja...
- Nic nie mów. - przerywa mi. - Masz jeszcze siedem miesięcy na oswojenie się z tą myślą. Co zrobisz potem to tylko twoja decyzja. 
- Jak ty sobie teraz poradzisz? - pytam. Przecież nie ma tu nikogo. Nie mogę jej tak zostawić samej. Nie po tylu latach wspólnego życia.
- Laura przyjeżdża do mnie za kilka dni. Chce otworzyć mały butik i zamieszka ze mną. - odpowiada. Przez chwilę milczy. W końcu podchodzi do mnie i delikatnie głaszcze mój policzek. To normalne, że przechodzi mnie przyjemny dreszcz kiedy to robi? Jest taka... spokojna i... smutna. Nigdy jej takiej nie widziałem. - Dobranoc Gregor. - mówi i wychodzi z mieszkania cicho zamykając za sobą drzwi. Po sobie zostawia ciszę i zdjęcie, które trzymam teraz w dłoni. W mojej głowie panuje cisza. Albo taki hałas, że nie wiem, której myśli słuchać i w konsekwencji słyszę tylko ciche dzwonienie w uszach. Pytań jest milion. Co teraz? Co zrobić? Jak się zachować? Czy to jest moje dziecko? Co powie Magda?
   Odwracam się w kierunku drzwi do sypialni. Są zamknięte. Może nie słyszała tej rozmowy? Może nie wie? Wolałbym, żeby tak było? Tylko jak jej teraz o tym powiedzieć? Powoli ruszam w kierunku pokoju. Staję przed drzwiami i zastanawiam się, co zastanę, kiedy je otworzę. Boję się tego, co za chwilę ujrzę i co usłyszę. Więc cicho otwieram drzwi i już wiem, że nie muszę nic mówić. Siedzi na łóżku i spokojnie głaszcze córkę śpiącą w najlepsze na jej rękach. Nie zostanie na noc, nie będziemy dziś szczęśliwi, a kiedy podnosi wzrok jestem pewien, że nie zostanie w ogóle. To boli. Jej smutne zielone oczy wbijają mi właśnie sztylet w serce. Uśmiecha się równie smutno co przed momentem Sandra. Wstaje i podchodzi do mnie z małą na rękach. Patrzy mi w oczy. Nic nie mówiąc mówi wszystko. Nie może zostać, wyjedzie, będzie próbować ratować małżeństwo i rodzinę. Swoją rodzinę. Bo ja za niedługo będę miał własną. Tak jak chciałem, jak marzyłem. Mam ochotę zapłakać, bo wiem, że co by nie powiedziała, będzie miała rację. Za wszystko co się robi należy być odpowiedzialnym. Konsekwencje są nieuniknione. Nie można walczyć z przeznaczeniem...
- Widocznie... - zacina się. - Widocznie tak miało być Gregor. - mówi bardzo cicho. Gdyby powiedziała to głośniej, na pewno rozpłakałaby się. Nie chcę, żeby miała rację, nie chcę żeby tak było. 
- Ja...
- Wszystko będzie dobrze. - kontynuuje. - Wszystko ci się ułoży. Kiedy się urodzi będziesz bardzo szczęśliwy, a kiedy usłyszysz pierwsze "tata"...
- Ale ja już jestem tatą. - szepczę chcąc to wykrzyczeć. Zaciska usta nie chcąc zanieść się płaczem. Tyle jej obiecałem. Tyle dałem nadziei na lepsze życie. Na prawdziwą miłość i rodzinę. A teraz tak po prostu jej to odbieram.
- Magda...
- Zawieziesz nas do domu? - pyta słabym głosem odwracając wzrok na córkę. Nie chcę widzieć jej nigdy tak zawiedzionej. I pewnie już nigdy nie zobaczę.
   Droga do restauracji mija w ciszy. Za szybko. Kiedy parkuję pod budynkiem jakby zastygamy. Ja patrzę na nią, a ona na zdjęcie, które nie wiem po co zabrałem ze sobą do samochodu. Wszystko się sypie. 
- Co mam robić? - pytam zdesperowany. Teraz zwraca w końcu uwagę na mnie. Jest spokojna i poważna. Jak psycholog na terapii. - Nie zachowuj się tak. - proszę. 
- Jestem nikim. - mówi w końcu.
- Nie mów tak.
- A Sandra jest matką twojego dziecka. 
- Ale to ciebie kocham! - bierze głębszy oddech odwracając głowę. 
- Musisz o nią zadbać Gregor. Nie możesz jej zostawić samej po tylu latach bycia razem. Zawsze o tym marzyłeś, a teraz marzenia stają się rzeczywistością. Masz tak bardzo chcianą przyszłosć na wyciągnięcie ręki.
- To wy jesteście moją przyszłością.
- Jestem twoją kochanką. - odpowiada gorzko. Kręcę głową nie chcąc tego przyswoić. 
- Jeśli teraz wyjedziesz do Stanów to już nigdy cię nie zobaczę, prawda? - pytam łamiącym się głosem.
- W tej chwili widzisz mnie po raz ostatni. - odpowiada. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Zerkam w lusterko. Dziewczynka śpi w foteliku mając gdzieś cały świat. - Będziesz świetnym ojcem Gregor. - dodaje. Słyszę, że nie wytrzyma zbyt długo, że zaraz się rozpadnie. 
- Magda... - biorę jej twarz w dłonie i widzę jak w jednym momencie z twardej, doświadczonej, dojrzałej kobiety staje się pustą, nieszczęśliwą osobą, która straciła wiarę w szczęście. Całuję ją wkładając w ten pocałunek całe swoje uczucie, jakie do niej żywię, intensywnie pieszczę jej usta swoimi chcąc robić to ciągle. Nigdy nie przestawać. - Kocham cię. - mówię prosto w jej usta. Żeby to zapamiętała, żeby nie chciała wyjechać, żeby jak wyjedzie chciała wrócić.
- To tak wielkie słowa Gregor... - odrywa się ode mnie. - Chyba zbyt wiele oboje chcieliśmy od życia. - dodaje. - Nie chcę mieszać dzieciom jeszcze bardziej. Nie chcę, żeby pytały mnie potem kto w końcu kim dla nich jest i ile tak właściwie mają rodzeństwa. Nie chcę, żeby znów dzieliły się ojcem ze światem.
- Będę dla nich!
- A twoje dziecko? Gdzie i kiedy będzie miało ojca? - pyta. Milknę. - Dla tego dziecka będziesz takim samym ojcem jak Aleks dla moich dzieci. Nie mogę odbierać ojca żadnemu innemu dziecku. - mówi. - Choć cholernie tego chcę. - dodaje ocierając spływająca po policzku łzę.
- Wróć. Proszę...
- Nie. - odpowiada natychmiast. Teraz to ja nie potrafię opanować emocji.
- Nie pozwolę ci wyjechać. Nie możesz tak po prostu odebrać mi siebie i dzieci.
- To nie są twoje dzieci.
- Bianka...
- Bianka jest malutka. A Tobias za dużo już przeszedł. Nie każ mi mieszać mu w życiu jeszcze bardziej.
- Co mu chcesz powiedzieć?
- Jeszcze nie wiem. - mówi próbując się uspokoić. -  Nie chcę, żeby miał do ciebie o cokolwiek żal, a wiem, że jeśli się dowie to tak właśnie będzie.
- Powiedziałaś mu, że się rozwodzisz. - milczy. - Magda!
- Bo tak zrobię. - mówi powodując o mnie szok ale i budzi jakąś cichą nadzieję.
- Więc jest jeszcze szansa...
- Nie ma. Zapomnij o mnie, zapomnij o Tobiasie, o Biance, o tym co było. Bądź ojcem i próbuj ratować to co tak ciężko budowałeś przez tyle lat.
- Tego nie ma.
- Nas też już nie ma. - mówi stanowczo. Znów zapada cisza. Zapytałbym czy tak po prostu mnie zostawia ale jak miałoby być? Nie potrafię sobie teraz wyobrazić kilku kolejnych dni a co dopiero przyszłości. Bycia razem i bycia ojcem mojego dziecka. Mojego dziecka. Dopiero teraz dociera do mnie, że to będzie ktoś zupełnie i całkowicie mój. i tak cholernie ciężko mi zaakceptować fakt, że...
- Tak cholernie chciałbym, żebyś była na miejscu Sandry... - mówię cicho. Patrzy na mnie zaskoczona. 
- Nie wiesz co mówisz.
- Wiem. Wszystko byłoby prostsze. 
- Ale nie jestem na jej miejscu. - wzdycha. - Pożegnaj się z Bianką. - mówi spokojnie. Wysiada z samochodu, a ja zrywam się jak poparzony, bo nie chcę, żeby tak szybko uciekła. Wyjmuje małą z fotelika i staje obok samochodu. Mogę jedynie pogłaskać małą po główce i dać jej ostatniego całusa w jej pogodną twarz. 
- Nie odbieraj mi jej. - mówię mając resztki nadziei. Na co? Nie wiem. Bo teraz już nic nie wiem.
- Żegnaj Gregor. - mówi i odchodzi. Tak po prostu odchodzi...
   
***

- Będę ojcem, rozumiesz? - bełkoczę. Chyba bełkoczę, bo nie dość, że nie potrafię wyraźnie powiedzieć kilku słów i wszystko wokół wiruje, to jeszcze słyszę tylko dzwonienie w uszach. Ale jeszcze jedna szklanka alkoholu mi już nie zaszkodzi.
- Greg zostaw to.
- I tak już jestem pijany. - odpowiadam całkiem logicznie blondynowi. Thomas siedzi przy barze obok mnie i patrzy z czymś takim w oczach... - Nie lituj się nade mną tylko powiedz coś czego jeszcze nie wiem. komentuję jego uciążliwe wpatrywanie się we mnie.
- Jutro masz mieć konferencję. Jak nie przestaniesz pić to cię wyleją z kadry. - mówi poważnie.
- Śmiało. Wiem co chcesz powiedzieć. 
- Nie wiesz.
- Wiem. Chcesz powiedzieć, że mówiłeś mi, że romans z mężatką to beznadziejny pomysł. - przypominam. Robi dziwną minę. Dopiero po chwili uświadamiam sobie dlaczego. - Cholera. Nie wiedziałeś. Ups. - wydymam dolną wargę. To takie zabawne. Nie wiedziałem, że tak potrafię i dopiero lustro nad barem mi to uświadamia. Biorę kolejny łyk alkoholu i wykrzywiam się. - Tak musi smakować zło.
- Gregor co ty mówisz?
- To strasznie niedobre Thomas.
- Mówiłeś, że skończyłeś z Magdą.
- Nie potrafiłem. - mówię wprost. - Nie chciałem potrafić. - dodaję. Patrzę na niego. Jest zdziwiony. Może nawet zszokowany. - Ale teraz będę musiał. Zostawiła mnie. I wcale się jej nie dziwię. Będę miał dziecko z inną kobietą. 
- Gregor coś ty narobił...
- Namieszałem w życiu wielu niewinnym osobom. I wszystkie je skrzywdziłem. I Sandrę, bo jej nie kocham, i Magdę, bo ją kocham i Tobiasa, bo jak się dowie to mnie znienawidzi i znów zawiedzie, i Biankę, która znów straciła ojca...
- Nie byłeś jej ojcem.
- Ale tak mnie nazywała. - odpowiadam znów powodując to głupie oniemienie blondyna. Uśmiecham się drwiąco. - Chciałem być jej tatą. I nadal chcę.
- To niemożliwe.
- Miałeś powiedzieć coś czego jeszcze nie wiem.
- Przestań pić bo sięgniesz dna.
- Ja już osiągnąłem życiowe dno. Dno, wodorosty i dwa metry mułu. A ja tam siedzę. I robię przysiady. - i zaczynam chichotać, bo żart mi wyszedł.
- Chodź. - wstaje ciągnąc mnie za sobą. - Jedziemy do domu. Musisz odpocząć.
- Nie chcę odpoczywać. - wyrywam rękę z jego dłoni.
- A czego ty chcesz?! Zachowałeś się jak gówniarz mający gdzieś wszystkie zasady tego świata i teraz masz za swoje!
- Mam być nieszczęśliwy, bo chciałem być szczęśliwy?! W dupie mam takie życie!
- Gregor przestań! Masz całe życie przed sobą. Masz dziecko w drodze i kobietę, która czeka na ciebie z otwartymi ramionami, która wybaczy ci wszystko...
- Wybaczy, że jej nie kocham? - pytam poważnie. Blondyn milknie. - Ja jej nie kocham Thomas. 
- Tak ci się wydaje. Magda zawróciła ci w głowie i...
- To, że ciebie skrzywdziła mężatka nie upoważnia cię do osądzania wszystkich mężatek w okolicy. - ucinam tą dyskusję. - Myślałem, że...
- Że będę cię głaskał i mówił, ze wszystko będzie dobrze i że wcale nie popełniłeś błędu?
- Jedynym błędem jaki popełniłem był telefon do ciebie Thomas. - mówię gorzko. 
- Greg jedźmy do domu, prześpij się, odpocznij...
- Wezmę taksówkę. - mruczę i mijam go puszczając bokiem jego dalsze słowa. Wszystko się posypało i zamiast początku mam koniec. Koniec wszystkiego...



**********************
Hej :)
Cześć i czołem wszystkim jeszcze tu obecnym :)
Rozdziały pojawiają się rzadko, bo mam mnóstwo roboty i czasu brakuje.
Krótki ale jest.
Final four Ligi Światowej czeka więc nie będę przedłużać.
Co myślicie o tej sytuacji?
Kolejny nie wiem kiedy. 
Jak będzie czas. ;)
Ale rozdział będzie na pewno.
Buziole :*

czwartek, 2 lipca 2015

20. Marzenia


~Innsbruck~



     Kolorowe obrazy w prostokątnym elektronicznym pudle przesuwają się szybko pokazując historię miłości dwojga ludzi, których rozdzieliła śmierć. Nigdy nie wiemy co spotka nas za rogiem. Dlaczego więc planujemy przyszłość? Jaki to ma sens? Żaden? Chyba nie, bo wszystko ma jakiś swój pokręcony sens. Nadzieja popycha nas do planowania przyszłych dni, miesięcy i lat. To ona pomaga nam patrzeć na wszystko z optymizmem. Nawet kiedy sytuacja jest beznadziejna i skomplikowana, a nawet beznadziejnie skomplikowana. 
- Ten film jest tak beznadziejnie romantyczny... - słyszę obok siebie. - I nawet młoda Demi Moore nie pomaga. - dodaje brunetka. - Ale chciałabym przeżyć taką miłość. - wzdycha cicho. Zerkam na nią i dopiero teraz dostrzegam, że w oczach ma łzy. 
- Miłość w "Uwierz w ducha" przerwana jest śmiercią. - zauważam. 
- Ale jest prawdziwa i cholernie głęboka. - odpowiada i przekręca głowę w moim kierunku. - Powiesz mi co się dzieje? - pyta cicho.
- A co się ma dziać? - pytam jak gdyby nigdy nic.
- Sandra rozmawiała z Sabriną, a Sabi ze mną. - wyjaśnia. - Podobno decyzję o odejściu od niej pomogła podjąć ci jakaś kobieta. - dodaje. Patrzę na nią bezradnie, bo nie wiem jak jej to wyjaśnić. 
- Nie wiem co mam ci powiedzieć Gloria. - kręcę lekko głową. - Był ktoś... jest... właściwie to sam nie wiem czy jeszcze jest. - mówię. Milczy. Jest dobra w słuchaniu. I chyba to cenię w niej najbardziej. Bo mimo, że dużo mówi, to kiedy trzeba, potrafi słuchać. - Wpakowałem się w coś skomplikowanego, w coś... niepewnego i dość trudnego i... myślałem, że z czasem będzie coraz łatwiej, bo oboje wiemy czego chcemy w życiu ale jest coraz trudniej. - przyznaję. - Kiedy wszystko zaczyna się układać nagle pojawia się przeszłość albo ktoś... ktoś, kto nie powinien być i... - uśmiecha się smutno. Wzdycham i pocieram oczy dłońmi. 
- Nie bądź dla siebie zbyt surowy Gregi. - mówi głaszcząc mnie po plecach. 
- Zraniłem Sandrę, zraniłem tą kobietę wdając się w tą relację i ranię samego siebie żyjąc jedynie nadzieją. - przyznaję.
- Jesteś przy niej szczęśliwy? - pyta nagle, zaskakując mnie tym.
- Przy niej czuję jakbym znowu miał 20 lat. Jest taka... pogodna, wesoła, ma tyle ciepła w sobie... - urywam na moment. W głowie pojawia się jej przerażony wzrok kiedy usłyszała słowa Bianki. Zielone tęczówki zabłysły jak szmaragdy w świetle świec. Wstrzymała oddech i tak samo jak ja nie potrafiła wypowiedzieć ani jednego sensownego zdania. Co wtedy poczułem? To było coś nie do opisania. Dreszcz, lekki paraliż, serce jakby zaczęło bić dużo szybciej niż powinno, a oczy zaszły łzami, o których istnieniu zapomniałem. Byłem jedynie w stanie spojrzeć na tak cholernie zasmuconą twarz Magdy i pocałować główkę dziecka, które pokochałem, oddając je matce. Kiedy stamtąd wychodziłem usłyszałem to słowo jeszcze raz. "Tata" odbija się teraz echem w mojej głowie...
- Dlaczego nie możecie tak po prostu być razem? Szczęśliwi? - pyta wyrywając mnie z transu. 
- Bo... - i co odpowiedzieć? Patrzę na siostrę i nie umiem jej okłamać. Ale kiedy powiem jej prawdę zacznę plątać się w zeznaniach. Co komu powiedziałem i co mogę powiedzieć. 
- Bo? - dopytuje.
- Bo... To mężatka. - wyznaję. Oczy mojej siostry robią się duże jak spodki od filiżanek. Uśmiecham się do niej smutno. 
- Gregor ty nie możesz...
- Wiem. - przerywam jej ale ona nie przestaje mówić.
- Musisz dać sobie z nią spokój. - mówi poważnie. Patrzę na nią smutno. Bo wiem, że nawet nie powinienem tego zaczynać. - Zanim zrobicie coś głupiego. Zanim jej mąż się dowie, zanim zniszczysz jej życie.
- Mamy romans Gloria. 
- Greg...
- Mają dzieci. - dodaję. Milknie i patrzy na mnie przerażona tym co usłyszała. Musiałem się wygadać. Po prostu musiałem. - Znam je, znam jej męża... Ale to jest silniejsze od rozumu. Z nikim nie było mi nigdy tak dobrze jak z nią. Ja... ja się zakochałem. - mówię delikatnie się uśmiechając. 
- Zakochałeś się? To nie jest powód do rozbijania rodziny! Tak nie można! To jest...
- Ja to wszystko wiem. Ale nie potrafię tego przerwać. Nie potrafię choć wiem, że to zaszło już bardzo daleko i odwrót byłby bolesny dla wszystkich.
- Dla wszystkich czy dla ciebie Gregor? - pyta z pretensją.
- Jej córka powiedziała do mnie "tato". - wyrzucam z siebie. Milknie ponownie. Dawno już nie powodowałem tak częstego milczenia u siostry. 
- Nie można przywłaszczać sobie cudzej rodziny. Choćbyś nie wiem jak samotny się czuł, choćby nie wiem jak cudownie ci było... ta kobieta ma swoją rodzinę. Ktoś jest już jej mężem i ojcem jej dzieci. Poza tym, że to jest złe, rozumiem twoją fascynację tym... tą... relacją, bo wiem o czym tak bardzo od dawna marzysz ale... - przerywa żeby wziąć głęboki oddech. - Ale to jest złe. - kończy. Spuszczam głowę chowając twarz w dłoniach.
- Gdybyś tylko wiedziała... - mruczę pod nosem. Gdyby tylko wiedziała o kogo chodzi inaczej rozmawiałaby ze mną. Czuję jej dłoń zaciskającą się na moim ramieniu. - Kiedy usłyszałem "tata"... to było... ja nawet nie wiem jak to określić. 
- Widzę jak błyszczą ci się oczy kiedy o tym mówisz. - komentuje. - Nie chcę wiedzieć nic więcej. Nie opowiadaj mi o tym, nie wplątuj mnie w to. - kontynuuje. - Chcę tylko wiedzieć czy przemyślałeś to wszystko i czy wiesz jakie to ciągnie za sobą konsekwencje.
- Gdybym jeszcze raz miał zdecydować czy brnąć w to czy odpuścić... Nie potrafiłbym zrezygnować. Pomimo komplikacji. - przyznaję szczerze. Przez długą chwilę tylko patrzy tym swoim zatroskanym wzrokiem.
- Będziesz miał z kim o tym porozmawiać? - pyta.
- Pytasz czy ktoś o tym wie? - śmieję się nerwowo. - Thomas odradzał mi pakowania się w to.
- Wiedział o tym zanim to zacząłeś? - pyta zdziwiona. Kiwam głową patrząc w jeden punkt w telewizorze. - I nie powstrzymał cię? 
- Nie trzyma mnie za rękę co wieczór. 
- I tak po prostu klepie cię po ramieniu jak mu mówisz o kolejnych zdradach?
- Nie zdradzam nikogo.
- Już nie. - zauważa. - Ale oboje zdradzacie jej męża.
- Thomas kazał mi to zakończyć i myśli, że tak właśnie się stało. - odpowiadam spokojnie.
- Gregor... kiedy tak się zmieniłeś? - pyta cicho. Zaskakuje mnie tym i chyba to widzi. - Jeszcze nie dawno dałbyś się pokroić za Sandrę, związek z nią był dla ciebie najważniejszy, marzyłeś o prawdziwej rodzinie, a małżeństwo było dla ciebie świętością. - przerywa na moment. 
- Nie zmieniłem się. Nadal marzę o rodzinie.
- Nie swojej.
- Nadal małżeństwo jest dla mnie świętością.
- Najwyraźniej nie. - zauważa złośliwie.
- Mają tylko ślub cywilny.
- Rozbijasz rodzinę na Boga!
- Ta rodzina jest już rozbita Gloria! - nie wytrzymuję. - Sklejanie jej na siłę nie ma sensu i sama dobrze o tym wiesz! Sama radziłaś Magdzie rozwód więc nie mów mi teraz, że to ja rozbijam rodzinę. To nie istnieje Glori rozumiesz? I żadna terapia tego nie naprawi a Tobias nigdy nie pokocha ponownie swojego ojca! - wykrzykuję. Cisza jaka po tym następuje jest tak okropna i napięta, że aż kłuje w uszy. Panikuję, bo wygadałem. Kręci głową chcąc wyprzeć to co właśnie usłyszała. - Jeszcze kilka dni temu sama mówiłaś jej, że do siebie pasujemy. 
- To dlatego zamieniłeś się z Thomasem funkcjami na sobotnim turnieju? - pyta cicho.
- Gdybym zajmował się dzieciakami z Magdą Bianka znowu mogłaby nazwać mnie tatą. - odpowiadam spokojniej.
- I dlatego pogratulowałeś zwycięstwa Tobiemu dopiero kiedy stał przy grillu? - kiwam tylko głową. Wzdycha. - Gregor, Magda jedzie do Stanów. Będzie ratowała swoje małżeństwo.
- Jedzie tam żeby Aleks podpisał papiery rozwodowe. Terapia jest tylko po to, żeby sąd nie zarzucił jej braku starań o poprawę sytuacji rodzinnej. 
- Ale...
- Już nie chcesz żebyśmy byli razem? - pytam z nerwowym uśmiechem. Znów milczy. 
- Ukrywacie się przed Tobim? Bo to, że Aleks o was nie wie widać gołym okiem. On jej nie da odejść od siebie Greg. Widziałeś jak na nią patrzył w piątek przed wyjazdem. Jak ją traktował. Jak coś co jest tylko jego własnością. 
- Tobi wie. - oznajmiam.
- Słucham? 
- Nie ma nic przeciwko nam tylko oboje musimy być wolni. 
- Wie, że jego matka się rozwodzi?
- Nie. - zaprzeczam. - Ma z nim o tym porozmawiać. A Aleks... Ona go już nie kocha.
- To chyba ma najmniejsze znaczenie. - rzucam w nią odpowiednim spojrzeniem. - Przecież go poznałeś. Ja widziałam go 15minut i wiem, że to zaborczy, pewny siebie gość, który nie uznaje porażek.
- Szkoda, że nie zauważył jaką porażką jest jego rola ojca. - burczę. 
- Zrobię nam herbatę. - mówi wstając z kanapy. - Mamy sporo do omówienia skoro chcesz zdobyć całą rodzinę. - dodaje. Idę do małej kuchni za nią i siadam przy stoliku. 
- Bałem się jak to przyjmiesz. - mówię szczerze.
- Myślałeś, że będę tego samego zdania co Thomas?
- Poniekąd.
- Bo poniekąd jestem. - odpowiada. - Martwię się o ciebie. 
- Nic mi nie jest.
- Zmieniłeś się.
- Już to mówiłaś.
- Boję się, że straciłeś to, co w tobie zawsze podziwiałam, czyli przestrzeganie pewnych zasad.
- Teraz po prostu wiem co tak na prawdę chcę.
- Albo uświadomiłeś sobie czego Sandra dać ci nie może.
- Nie chce. - poprawiam ją.
- Nie będę ukrywać, że to rozstanie mnie nie ucieszyło, bo mnie ucieszyło ale... - przerywa jej dzwonek do drzwi. Oboje nas zaskakuje, bo jest już późno, a nikogo się nie spodziewam. Podchodzę do drzwi i otwieram. Serce od razu zaczyna bić szybciej, a na twarzy pojawia się niepewny uśmiech. 
- Powinniśmy porozmawiać. - mówi spokojnie, a dziewczynka na jej rękach lekko unosi powieki i uśmiecha się pogodnie. Wpuszczam je do środka i wskazuję drogę do salonu. Moje nowe mieszkanie nie jest już tak przestronne jak to, które zajmowałem z Sandrą ale jest za to przytulniejsze i dla mnie wystarczające. 
- Muszę cię o czymś uprzedzić. - zaczynam ale nie udaje mi się skończyć, bo do salonu wchodzi moja siostra. Słychać ciche "Glolia" i pokój wypełnia się chichotem małej królewny. Brunetka uśmiecha się delikatnie i podchodzi do kobiety.
- Chodź do mnie - mówi wyciągając ręce do dziecka, które chętnie przenosi się z rąk matki w ręce Glorii. - My się pobawimy a mama porozmawia z... - patrzy na mnie niepewnie. Czuję, że powinienem coś powiedzieć ale ta sytuacja jest trochę ciężka. Uśmiecha się i wychodzi do sypialni. 
   Stoję wpatrując się w Magdę czekając aż zacznie mówić. Jest spokojna jak zawsze. Równo oddycha, a oczy jej błyszczą. Ma lekko rozchylone usta i mam tak wielką ochotę ją pocałować, że nie wytrzymuję i po prostu to robię. Nie sprzeciwia się tylko oddaje pocałunek. Delikatnie kładzie dłonie na moich ramionach dając mi dostęp do całej siebie. Przyciągam ją blisko. Jak najbliżej. I tulę mocno. 
- Gloria...
- Wie. - przerywam jej. Odgarniam jej włosy z czoła i ponownie całuję. 
- Gregor... mój wyjazd do Stanów... - zaczyna niepewnie. Żołądek zwija mi się w supeł nie chcąc usłyszeć czegoś co zrujnuje całkiem moje marzenia o rodzinie. Zaciskam powieki i słucham cierpliwie, tuląc ją do siebie. - Boję się, że nie będę miała do kogo wrócić. - mówi cicho powodując u mnie nie małe zdziwienie. Odsuwam ją trochę i patrzę uważnie na jej zmartwioną teraz twarz. - Że jak wrócimy Bianka nie będzie miała do kogo powiedzieć "tato". Że Tobias znowu straci wiarę w dorosłych, że znów będzie czuł się porzucony, że...
- Będę tu. - przerywam nadchodzący u niej atak paniki. - Cały czas tu będę na was czekał. 
- Kiedy Bianka nazwała cię tatą... - kręci słabo głową, którą trzymam w dłoniach. - Ja nie wiem co...
- To był najlepszy moment w moim życiu. - nie pozwalam jej dokończyć. - Nawet nie wiesz ile dałbym za to, żeby te słowa były prawdą Magda. - dodaję ciszej. Podnosi na mnie wzrok. Zmartwiony, niepewny, może nawet trochę przestraszony. - Będę o was walczył.
- To może nie być takie proste jak nam się wydaje. - odsuwa się lekko. - Aleks dzwonił. Załatwił mi pracę tam w Stanach. Chce zapisać dzieci do szkół, znalazł dla Tobiasa klub golfowy, gdzie miałby trenować... On cały czas robi wszystko żeby ratować naszą rodzinę. 
- Tobias wie już o rozwodzie? - pytam udając spokój. 
- Powiedział, że zrobi wszystko byle bym była szczęśliwa. I nie ma nic przeciwko naszemu związkowi pod warunkiem, że jesteś ze mną szczery.
- Nie ufa mi?
- Dobrze wiesz, że potrzebuje trochę czasu. - mówi cicho. Biorę w dłonie jej dłonie i całuję każdy palec z osobna. 
- Jeśli po miesiącu cię tu nie będzie pojadę po was. Choćbym miał sam sterować samolotem to was tu przywiozę. - dodaję powodując u niej drobny uśmiech. - Magda nie martw się. Po prostu nie zmieniaj zdania. - uspokajam ją. - Nie wiem czy istnieje coś co jest w stanie sprawić żebym przestał czekać. - dodaję. 
- Tata! - w salonie pojawia się mała kruszynka, która z uśmiechem na okrągłej buźce drobi nóżkami w moim kierunku. Serce mi się zatrzymuje. Ponownie głupio się uśmiecham biorąc ją na ręce. Nie ma na świecie nic piękniejszego niż uśmiech dziecka, dla którego jesteś rodzicem. Jej maleńka rączka zaciska się na moich palcach a główka kładzie na moim obojczyku. Składam całusa na jej czole i lekko zaczynam się bujać. Jest śliczna, taka ciepła i pachnąca małym dzieckiem... I tak bardzo jestem w niej zakochany. Nie chcę się z nią rozstawać. Chcę, żeby już zawsze była tutaj, żeby zawsze patrzyła na mnie tak wesoło i ufnie, żeby już zawsze mówiła do mnie "tato". Chcę żeby była moją córką. 
    Słyszę ciche kaszlnięcie. Odwracam głowę i widzę zmartwiony wzrok mojej siostry. Uśmiecham się do niej żeby przekonać ją, że wszystko jest w porządku. Że jest tak jak być powinno. Prawie...
- Gdzie jest Tobias? - pyta.
- W kinie z kolegami z drużyny. - odpowiada cicho Magda. 
- Jego relacje z kolegami chyba się nieco poprawiły. - zauważa brunetka.
- Dużo nad tym pracowali. - wyjaśniam nadal bujając się na boki. Widzę jak na siebie patrzą. Powinny porozmawiać, bo atmosfera nadal jest napięta. - Mam do pogadania z Bianką - mówię. - Poradzicie sobie bez nas przez chwilę prawda? - puszczam mojej siostrze oko. Ta tylko wywraca oczami. Wychodzę więc do mojej sypialni i siadam na łóżku kładąc dziecko obok siebie. Patrzy przez chwilę na mnie i znów się uśmiecha. Ciągnie mnie za koszulkę chcąc żebym położył się obok niej. Robię to z wielką chęcią. Znów zaciska paluszki na mojej dłoni i patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi oczkami. Najbardziej uroczymi jakie kiedykolwiek widziałem. Otwiera usta i znów mówi te magiczne "tata". Czy już zawsze będę tak na te słowa reagował? Nie przeszkadza mi to.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo chciałbym nim być królewno. - mówię do niej cicho. Powoli głaskam ją po główce uśmiechając się jak idiota. Ale mógłbym to robić codziennie. Codziennie patrzeć jak spokojnie oddycha zamykając powoli oczka. Jak zasypia z lekko uchylonymi ustami trwale trzymając mnie za rękę. Czy jestem beznadziejny jeżeli ta chwila mnie wzrusza? Czy powinienem się wstydzić tego, że mam ochotę zapłakać, bo to nie jest moja córka? Zaciskam zęby kiedy przypominam sobie o jej ojcu. O ojcu, którego nie zna. Jak można nie chcieć poświęcać każdej wolnej chwili temu maleństwu. Facet traci tak wiele... i nikt nie wmówi mi, że chce ratować rodzinę przed rozpadem. Już miał swoją szansę. Ja swojej nie przegapię...
- Jak wrócimy do domu to nie będzie chciała zasnąć. - mówi stojąca w drzwiach do pokoju kobieta.
- Więc nie wracajcie. - mówię cicho. Czuję jak obok mnie ugina się materac. I choć wiem, że to niemożliwe, mam nadzieję, że zostaną. 
- Tobias idzie na noc do kolegi więc... - zaczyna nieśmiało. Podnoszę się i siadam obok niej. Spuszcza wzrok. Nie chcę tego. Chcę widzieć jej twarz. 
- I jak rozmowa z Glorią? - pytam cicho.
- Bardzo jej na tobie zależy Gregor. - odpowiada. Podnosi głowę i delikatnie się uśmiecha. - Kocha cię i w każdej decyzji będzie cię wspierać.
- Ale? - pytam kiedy milknie. Zerka na swoją córkę.
- Ale boi się, że za szybko i za bardzo się angażujesz. - mówi. - I chyba ma rację.
- Nie chcę zranić ani ciebie ani dzieci Magda. Wiem jaka to jest odpowiedzialność i chcę jej. 
- I nie masz żadnych wątpliwości? - nadzieja w jej oczach rozświetla całą jej twarz. 
- Żadnych. - mówię pewnie. Czy tylko mnie tak cholernie uszczęśliwia uśmiech kobiety, którą kocham spowodowany moją osobą? - Masz już bilety? - pytam bezwiednie zaciskając dłonie. 
- Mam. - odpowiada. - Za 5 dni będę już w Stanach. - dodaje.
- Chciałbym odwieź was na lotnisko. 
- Dobrze. - zgadza się bez niczego. Dziwi mnie to i chyba to zauważa, bo jej dłoń ląduje na mojej. - Oddaję ci pod opiekę Tobiego i chcę się z nim pożegnać na lotnisku. 
- A Bianka? Co jeśli wymsknie jej się...
- Samolot mamy o 23:00. Będzie już spała. - zapewnia mnie. Te jej oczy pełne wiary... tak cholernie mnie hipnotyzują... Odwracam wzrok na małą.
- Chyba nie odda nam tego łóżka. - śmiejemy się oboje. Jest taka słodka...
- Jeśli nie masz nic przeciwko... - zaczyna cicho. Patrzę na nią z zainteresowaniem. Nagle staje się taka nieśmiała. Jak nastolatka. - Moglibyśmy dzisiaj tak po prostu poleżeć obok siebie? - pyta. - Porozmawiać, poprzytulać...
- Popatrzeć na ten mały cud. - kończę za nią. Milkniemy z uśmiechami na twarzach. Kładę się po jednej stronie łóżka, a ona po drugiej. Pomiędzy nami śpi Bianka. - Marzyłem o takiej chwili. - wyznaję wpatrując się w nie. - Jestem teraz szczęśliwy. Mając was tutaj obie. Przy mnie... Chciałbym, żeby tak już było zawsze. 
- Więc oboje spełniamy teraz to samo marzenie. - odpowiada. 
- Gdybym spotkał Cię wcześniej...
- Gdybanie nie jest dobrym towarzyszem. Ważne jest to co tu i teraz. Nie chcę myśleć co by było gdyby. Przeszłość i tak nigdy nie da nam spokoju ale to co jest... 
- Nadal nie mogę uwierzyć, że wystarczyła jedna chwila a całe moje życie się poprzestawiało. Priorytety zmieniły kolejność a pragnienia zaczęły się spełniać. - dodaję.
- Walka dopiero się zacznie. - mówi z przygnębieniem.
- Aleksa można pokonać. I zrobimy to choćby nie wiem co. 
- Ten problem mnie dobija. Nie wiem co wymyśli, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Na szczęście Aleks to nasz jedyny problem. - mówię, choć nie mam pewności. Zawsze coś może pójść nie tak. Tylko nie mogę jej tego pokazać, dlatego głaszczę ją teraz po policzku z pokrzepiającym uśmiechem na twarzy. I wszystko jest tak jak być powinno. Do czasu, aż mieszkanie zaczyna wypełniać nieprzyjemny dźwięk dzwonka do drzwi, który budzi Biankę...


**********************
Witajcie Kochane moje! :*
Przepraszam za tak długą nieobecność ale miałam życiowe zamieszanie i brak czasu na cokolwiek.
Nadrabiam więc mogą pojawić się błędy  
:(
Mam nadzieje że jeszcze jesteście ze mną.
Kolejny za tydzień, będzie mniej flegmatyczny  
;)

Buziole:*:*