niedziela, 27 września 2015

26. Bajka na dobranoc.



~Graz~


- To nie dzieje się na prawdę...
- Przepraszam Gregor, ja... nie mogłam.
- Jesteś moją siostrą Gloria! - wybucham uderzając w ścianę pięścią. Ona siada na kanapie i płacze tak bardzo, że od razu uspokajam emocje. Kucam przed nią i biorę jej dłonie w swoje. - Przepraszam... - wzdycham. - To mnie po prostu przerosło. - dodaję szczerze. Patrzy na mnie zapłakanymi oczami. Jest wyczerpana. 
- Ona z tego nie wyjdzie Greg. - szepcze.
- Nie mów tak. - mówię stanowczo i potrząsam jej dłońmi. - Jest pod dobrą opieką, jej mąż...
- Były mąż. - poprawia mnie patrząc smętnie w jeden punkt na mojej koszuli. Przez chwilę nie oddycham ale w końcu wracam do żywych.
- Były? - pytam z nadzieja w oczach. Kiwa głową bezwiednie.
- Powiedziała mu o romansie. Powiedziała mu o tym, że Tobias go nienawidzi a Bianka nie zna. Że ona sama już go po prostu nie potrafi kochać... 
- I?
- Uderzył ją. - wyznaje ciężko, a mi pięści zamykają się mocno, a kostki bledną. - To wystarczyło. 
- I tak po prostu dał jej rozwód? - pytam.
- Nie wiem. Chyba tak. - wzrusza ramionami. - Więcej nie chciała mi powiedzieć. - dodaje odwracając wzrok na mnie. - To jest zapalenie wątroby, które doprowadziło do niewydolności.
- Są przeszczepy. - wtrącam uparcie.
- Są przerzuty Gregor. A nerki nie działają. - mówi cicho i znów zaczyna płakać. Gula staje mi w gardle, kiedy chcę zapytać o to czego wiedzieć nie chcę.
- Ile? - pytam cicho. Milczy. - Gloria... ile? - powtarzam trochę mocniej. Podnosi wzrok i już wiem, że nie będzie to zbyt wiele czasu. Panika jaka mnie ogarnia blokuje wszystkie uczucia. Czuję się jakbym był jakimś robotem. Zaprogramowany na życie. Puste, bez emocji, bez łez, bez niczego.
- Kilka dni. - wyznaje, a mi w głowie wiruje jakbym dostał czymś twardym. Jakbym upadł na skoczni i nie miał kasku. Rozbijam się. I moje serce pęka...


***


     Sala wygląda jak pokój hotelowy. Jest tu pełno kwiatów. Pięknie pachnie jej perfumami. Nawet w tym stanie dba o siebie. Stara się dbać. Siadam na fotelu przy łóżku i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Kobieta, którą kocham, dla której moje serce na nowo ożywa, leży tutaj i umiera. Zaciskam pięści i opanowuję gniew, który wzbudza we mnie jej stan. Jest blada i tak bardzo wychudzona, że jej nie poznaję. Tak bardzo się zmieniła...
- Dostała dzisiaj mocniejsze leki przeciwbólowe, jeszcze trochę pośpi. - słyszę obok ucha. Odwracam się i widzę bruneta. Nastolatka, który wydoroślał tak, że wygląda na starszego ode mnie. Jest przygarbiony, jakby cała odpowiedzialność za matkę i siostrę spadła na niego i go przytłoczyła. Podchodzę do niego i bez słowa przytulam do siebie. Czy nie mam łez, czy już nie potrafię płakać? Czuję jak drży, jak opuszczają go emocje. Moja koszula staje się mokra. Przytulam go mocniej i głaszczę po plecach.
- Nie martw się Tobias... - mówię cicho. - Nie jesteś sam. - dodaję jakby to miało ulżyć mu w cierpieniu. A może to ma ulżyć trochę mi? Bo ja też w tym nie jestem sam? Bo jesteśmy razem? Świat przewraca się nam obu do góry nogami i nie jesteśmy w stanie nad tym zapanować. Nie powstrzymamy tego siłą woli. A najgorsze jest to, że nie powstrzymamy tego niczym...

   Kawa w mojej dłoni, w jego z resztą też. Siedzimy na przeciwko siebie po bokach łóżka i milczymy. Taka chwila jest potrzebna nam obu. Znów patrzę na Magdę. Jej piękne rude włosy są bledsze. Jakby wypłowiały. Jakby już uszło z nich życie. Usta nie mają tego intensywnego malinowego koloru, a kości policzkowe wystają jak nigdy. Jej pełna buzia stała się jakby... starsza. Jakby była bliżej 40stki. Dlaczego mnie tu nie było, kiedy to wszystko się działo?
- Mama dostała rozwód. - mówi nagle brunet. Odwracam się w jego stronę. Jest wpatrzony w matkę, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. - Ojciec dostał zakaz zbliżania się za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad mamą. - dodaje. Patrzę na niego z coraz większym zdziwieniem na twarzy. Zerka na mnie. - Ja też nie wiedziałem. - wzdycha. 
- To nie twoja wina Tobias. - mówię. - Nie mogłeś wiedzieć. Jesteś nastolatkiem, którego dorosłe życie powinno jeszcze nie obchodzić.
- Nie zauważyłem, że ojciec znęca się nad mamą.
- Ja też tego nie zauważyłem. - przyznaję. - I nie potrafię sobie wytłumaczyć jak do tego doszło. Bo wiele widziałem i o wielu rzeczach wiedziałem ale to... - obaj milczymy. Znów wpatrujemy się w Magdę.
- Zostaniemy sami Gregor. - mówi szeptem. - Ojciec zrzekł się do nas praw. Wylądujemy w domu dziecka. - mówi nadal szepcząc. Patrzę na niego przerażony. W jego oczach jest pustka. - Nie chcę żeby rozdzielili nas z Bianką. Nie chcę trafić do bidula, nie chcę dla niej takiego dzieciństwa. Już i tak ma je spieprzone. - dodaje.
- Co ty mówisz Tobias? Nigdzie nie traficie, słyszysz? - brunet podnosi na mnie wzrok i patrzy tak poważnie...
- Nie mamy nikogo. - mówi. - A mama za kilka dni będzie żyła tylko dlatego, że będzie podłączona do jakiejś maszyny. - milknie na chwilę. Jest jakby nieobecny mówiąc to. Dopiero po chwili dodaje coś co jeszcze bardziej mnie uderza. - Ktoś będzie musiał to zrobić Gregor. - mówi szeptem. - Ktoś będzie musiał to zrobić. - powtarza. Kiwa głową i wychodzi z sali. Jestem osłupiały. Nigdy w życiu nie widziałem i nie czułem niczego podobnego. Ta sytuacja mnie przerasta i mam wrażenie, że nastolatek, który teraz odchodzi z Glorią jest dojrzalszy ode mnie. 
- On nie może przy tym być. -słyszę słaby głos. Odwracam wzrok na nią. Jest blada, a jej oczy pożółkłe. Wątroba i nerki nie działają. Gloria miała rację. Serce mi krwawi, kiedy słyszę jak ciężko się jej mówi. Patrzy na mnie bez błysku w oczach, bez tego co tak bardzo mnie w niej ujęło, bez swojej energii, bez wesołości, bez niczego...
  Biorę w dłonie jej dłoń i całuję. Tak bardzo za tym tęskniłem. 
- Powinnaś zadzwonić. - mówię.
- I powiedzieć, żebyś rzucił rodzinę i przyjechał bo co? - pyta. - Bo umieram?
- Nie chcę tego słyszeć.
- Musisz to przyjąć do świadomości Gregor.
- Nie potrafię.
- I właśnie dlatego zabroniłam Glorii cię o tym informować. Nie wiem po co to zrobiła. - wzdycha ciężko. Na jej twarzy pojawia się grymas bólu. 
- Coś cię boli? - pytam ze strachem w oczach. Lekko się uśmiecha.
- Wszystko. - odpowiada. - Czuję jak się rozpadam. - mówi poważnie. Kręcę głową.
- To nie Gloria dzwoniła. - mówię omijając temat bólu. 
- Nie? - dziwi się.
- Tobias. 
- Ech... On... on się boi. 
- Wiem. - odpowiadam. - Kiedy Sandra powiedziała mi o telefonie od Tobiego nie mogłem uwierzyć. Dopiero kiedy zadzwoniłem... - przerywam widząc ponowny grymas na jej twarzy. Po chwili znów patrzy na mnie tym słabym wzrokiem. 
- Sandra jest w ciąży, a ty przyjechałeś tutaj?
- Jest powód. - odpowiadam pewnie.
- Umieram. - prycha.
- Nadal nie przestałem cię kochać. - mówię szczerze. Milkniemy oboje. Jej wzrok mówi o tym jak cierpi. Nie tylko fizycznie ale i psychicznie. - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym co robił ci Aleks? - pytam. - Myślałem, że mi ufasz.
- Mieliśmy romans Gregor.
- Dla mnie było to coś więcej. Ale jeżeli uważasz, że po tym wszystkim nie zasługiwałem na szczerość...
- Zasługujesz na szczerość Gregor. Jak nikt inny. - mówi smutno. - Tylko to co ci powiem nie jest bajką na dobranoc. 
- Nie lubię bajek, zasypiałem tylko po jednej. - mówię poważnie. Milczy przez chwilę.
- Aleks był władczy. Zawsze stawiał na swoim. Wszystko musiało być tak jak on tego chciał. Kochałam go więc zawsze robiłam wszystko tak, żeby się mu przypodobać. Kiedy coś było nie tak... wiedział co sprawia mi ból. Wiedział jak sprawiać ból nie robiąc właściwie nic złego... Tylko mówił. - przerywa na chwilę. Bierze kilka głębszych oddechów. - Kiedy zaszłam w ciążę był wściekły. Nie znosił się mną dzielić, a dziecko zajmowało większość mojego czasu. No i kochałam kogoś bardziej niż jego. Dlatego nienawidził Tobiasa. Biankę uznawał za przypadek... Ciągle powtarzał jaka jestem beznadziejna, jak nic mi w życiu nie wychodzi... Zmuszał do wielu rzeczy, których...
- A dzieci?
- Nie dotknął ich. Nie uważał, że są jego częścią. Jeśli już, to niechcianą. - milknie znów na krótką chwilę. - Kiedy dostałam rozwód nawet na mnie nie spojrzał. 
- Powiedziałaś mu o nas? - pytam.
- Tak. - odpowiada. - Siniaków już nie mam. - dodaje. Mam ochotę go znaleźć i rozwalić mu szczękę. - Jest w Stanach. Stamtąd nikomu już nie zrobi krzywdy. - mówi widząc moją reakcję. Kręcę głową. - Potem okazało się, że mam wirusa, a potem na wszystko było już za późno.
- Aleks jest lekarzem.
- Nienawidzi mnie i moich dzieci.
- Nie pomógł ci? Przecież podobno tak bardzo cię kocha! - oburzam się.
- I tak niewiele mógłby zrobić. - odpowiada poważnie. Wstrzymuję oddech. - Nie zostało mi wiele czasu. - dodaje. Nie chcę tego słuchać. Miała rację. - Chcę żebyś to ty mnie odłączył Gregor. - wyznaje.
- Słucham? - nie wierzę w to co słyszę.
- Gloria nie da rady, a Tobiasa nie powinno w ogóle przy tym być. - mówi i znów strzymuje oddech. Blednie jeszcze bardziej ale po chwili odzyskuje swoją normalną bladość. - Musisz to zrobić. Będziesz wiedział kiedy.
- Nie. Nie potrafię, nie chcę, rozumiesz?
- I tak umrę. Nie chcę tego przeciągać i patrzeć jak Tobias znika w oczach.
- Myślisz, że kiedy umrzesz przestanie? 
- Nie bądź złośliwy Gregor. - gani mnie. - Muszę tylko coś załatwić i mogę odejść.
- Ty słyszysz co ty mówisz?
- Gregor wiem, że to o co teraz cię poproszę to ogromna prośba ale nie mam innego wyjścia. - mówi. - Zaopiekuj się Tobim i Bianką. - mówi. - Nie chcę żeby trafili do domu dziecka. On tego nie przeżyje.
- Przestań.
- Muszę mieć pewność, że znajdziesz im dom. Że zaopiekują się nimi ludzie, którzy ich pokochają, że będą razem, że...
- Jeśli myślisz, że oddam ich w obce ręce to znaczy, że w ogóle mnie nie znasz. - mówię cicho. Ocieram łzę, która spływa po moim policzku. A myślałem, że nie potrafię płakać.
- Sandra nosi wasze dziecko.
- Wiem.
- To są dla niej obce dzieci. Ich widok będzie sprawiał jej ból Gregor.
- Porozmawiam z nią, wytłumaczę, ona na prawdę się zmieniła. - przyznaję. Przez chwilę milczymy. 
- Cieszę się, że się wam układa. - mówi próbując się uśmiechnąć. Milczę, bo co mam powiedzieć?
- Nadal nie wierzę, że to dzieje się na prawdę. - mówię cicho. Podnosi rękę i kładzie dłoń na moim policzku. Pękam, kiedy widzę łzy spływające po jej twarzy. 
- Boję się Gregor. - szepcze. - Nie chcę umierać. - dodaje. Nie potrafię dłużej tak trwać. Wychodzę z sali. Potrzebuję powietrza, bo uduszę się własną rozpaczą. Kocham ją. Tak cholernie ją kocham a nic nie mogę zrobić, żeby ją ocalić. Oddałbym wszystko za to, żeby żyła. Może być daleko ale ma żyć. Ryczę jak dziecko siedząc na murku otaczającym parking przed szpitalem. Po chwili czuję na moim ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się i widzę Tobiasa. Jest spokojny, poważny i taki... obcy. Bez buntu w oczach, bez iskier, bez uczuć.
- Chodź na obiad. Gloria czeka. - mówi i odchodzi w stronę samochodu...

***

   Kolejne kilka dni to jakiś koszmar. Dokoła mnie są sami pozbawieni uczuć ludzie. Nawet Bianka zachowuje się nieswojo. Nic nie potrafi cieszyć, a każda kolejna chwila spędzona z Magdą jest uznawana za tą ostatnią. Boję się, że w końcu da mi znak. Że w końcu nadejdzie dzień, w którym będę musiał to zrobić. Jedynym momentem, w którym ożywam jest chwila kiedy słyszę słowo "tata". Nic więcej nie wprawia w drgania mojego serca. Ono jest jak głaz. Wypiera wszystko. 
- Jak czuje się Sandra? - pyta słabym głosem. Patrzę na nią jak na wariatkę. Lekarze rano popięli ją do maszyny podtrzymującej funkcje życiowe. A ona pyta o Sandrę. 
- Dobrze.
- Powinieneś do niej wrócić jak najszybciej. - wzdycha. - Nie będę cię tu długo przetrzymywać. - mówi. 
- Co masz na myśli? - pyta. Zerka w stronę szyby, za którą stoi Gloria z Bianką na rękach. Tobias patrzy w jakiś punkt na ścianie jakby właśnie podejmował jakąś ważną decyzję. Wygląda na starszego ode mnie.
- Chyba... chyba nie mogę go dłużej męczyć... - mówi.
- Słucham? - pytam z gulą w gardle, bo doskonale wiem o co jej chodzi. Nie teraz Magda. Nie teraz.
- Gregor...
- Nie.
- Proszę...
- Nie! - warczę ocierając łzy spływające strumieniami mi po twarzy. Odwracam się od niej i kiedy Gloria widzi moje łzy nie wytrzymuje. Kręci głową i wychodzi z Bianką ze szpitala. Tobias patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem i kiwa tylko głową. Jakby zachęcał mnie do spróbowania wykonania ponownie jakiegoś ćwiczenia, które mi nie wyszło. Kręcę głową,a ręce drżą mi jak nigdy dotąd.
- Greg... opowiedz mi bajkę... - mówi cicho. A ja ryczę jeszcze bardziej. - Proszę... - dodaje. Siadam więc przy niej i biorę jej dłoń w swoją dłoń. Całuję i patrzę w jej tlące się życiem oczy. 
- Gdzieś... daleko stąd... jest świat, do którego zmierzają wszystkie stworzenia... - zaczynam. Do pokoju wchodzi Tobias i siada na przeciwko mnie. - Świat, gdzie jest spokojnie i pięknie... Gdzie nikt nikogo nie obraża, gdzie wszyscy wszystkim się dzielą, gdzie wiecznie świeci słońce, a uśmiech to naturalna dla każdego rzecz... Tam wszystko co do tej pory robiliśmy nie liczy się. Tam zaczynamy wszystko od nowa... Tam już na zawsze jesteśmy szczęśliwi... Tam... - przerywam, kiedy widzę, że jej powieki przestają się unosić. Kiedy zasypia. Po chwili otwiera oczy i patrzy na mnie ostatni raz. Uśmiecha się delikatnie. Nie potrafię przestać płakać. Te łzy namnażają się jakby nigdy miały się nie skończyć. Tobias wstaje i wyciąga dłoń w stronę aparatury. Patrzę na niego spanikowany i niedowierzając. Magda odwraca głowę w jego stronę.
- Kocham cię mamo. - szepcze i przekręca gałkę maszyny. 
- Dziękuję. - tylko taki szept słychać w sali. Maszyna przestaje pikać i szumieć i nagle zapada cisza jakiej nigdy nie doświadczyłem, a jej oczy gasną zupełnie i powoli się zamykają uwalniając ostatnią łzę...





************
:(
Musiałam.
:( 

p.s.: Jeśli wyspecjalizuję się w opowiadaniach o Gregorze - zabijecie?

sobota, 19 września 2015

25. Ludzkie uczucia




~Graz~


- To nie będzie konieczne. Mam aktualnie bardzo dużo czasu na wszystko.
- Nie chcę ci krzyżować planów. Już i tak wystarczająco długo cię wykorzystuję. - mówię poprawiając kolorowy kocyk w łóżeczku mojej córki. - Dam sobie radę Gloria. Powinnaś wrócić do Innsbrucka, do Manuela, do rodziny...
- Do Gregora. - dodaje patrząc na mnie intensywnie. Kręcę głową. - Ile jeszcze mam go okłamywać?
- Więc wróć tam i go nie okłamuj. Po prostu nie mów mu po co tutaj byłaś.
- On ciągle myśli, że jesteś w Stanach. I że wróciłaś do męża.
- Więc po co go wyprowadzać z tego błędu? - pytam siadając na sofie w maleńkim saloniku. Brunetka wzdycha siadając obok mnie. - Glorii tak na prawdę będzie lepiej.
- Nie jestem tego pewna. - bąka. Patrzy na mnie intensywnie. - Ile już schudłaś? - pyta. Spuszczam wzrok. - Za niedługo znikniesz. Jesteś wrakiem człowieka Magda. Nie poradzisz sobie z tym sama.
- Nie jestem sama. - zaprzeczam.
- Tobias to jeszcze dziecko. Musisz powiedzieć o wszystkim Gregorowi.
- On ma swoje życie. I rodzinę.
- Przestań pieprzyć. - prycha. - Doskonale wiesz, że to jest jakaś totalna pomyłka.
- Kiedy dzwoniłaś do niego kilka dni temu mówił coś zupełnie innego. - przypominam. Milknie ale nadal ma zaciętą minę.
- Skoro kazałaś mu spadać na drzewo to próbuje posklejać to coś co jest między nim a Sandrą.
- Więc mu nie przeszkadzajmy w tym.
- Robi to tylko dlatego, że będzie ojcem.
- To wystarczająco dobry powód Glorii. - odpowiadam. - Niech zajmie się swoją rodziną.
- Tylko ciągle mówi o tobie. On ciągle kocha ciebie. - mówi ciszej. Zabolało. Bo ja też go kocham. A nie powinnam. Zwłaszcza teraz. - Ok. Nie chcesz tak, więc powiem to inaczej... - zaczyna zmieniając minę. Jest skupiona i zastanawia się nad tym co chce powiedzieć. - Gdyby coś poszło nie tak...
- Nie zagrywaj tym argumentem. Moje dzieci mają ojca.
- Który ma je gdzieś i którego nienawidzą. - no i nie potrafię tego obronić. Bo to cholerna prawda. Zostałam sama. - Wiesz, że jestem w stanie pomóc ci i im ale nie zastąpię im rodziców. - dodaje.
- Wczoraj mówiłaś, że trzeba myśleć pozytywnie, że wszystko będzie dobrze...
- Wczoraj nie wiedziałam jak bardzo źle z tobą jest. - mówi zaciskając usta w wąską linię. Patrzę na nią uważnie. - W nocy widziałam co się z tobą dzieje Magda. Jak długo już tak reagujesz? - pyta. Ma tak bardzo smutne oczy...
- Kilka tygodni. - wzdycham. Kręci głową. - Dlatego nie mogę wrócić do Innsbrucka. Zostaję z tobą dopóki się nie poprawi. Od dziś zamieszkacie w moim mieszkaniu. I nie ma żadnej dyskusji. - ucina rozmowę i wychodzi z pokoju. A ja znów krzywię się niemiłosiernie, próbując zatrzymać falę bólu rozchodzącą się po moim ciele...

~Innsbruck~

     Kolejne machnięcie pędzlem i kolejne...
- Jak w Karte Kid. - słyszę obok ucha. Uśmiecham się niemrawo. Tak samo mnie to uspokaja. Ostatnimi czasy dbanie o harmonię emocji to moje główne zadanie. I coraz lepiej mi to wychodzi. Zerkam w bok na przyjaciela, który robi to samo co ja. Uśmiecha się pogodnie. Ostatnie kilka tygodni poprawiło naszą relację. Pochwala to co robię, wspiera mnie w tym wyborze i nie wspomina o tym co było, a czego już nigdy nie będzie. Skupia się na kinicowaniu mi w tym co teraz i tym co będzie w przyszłości. Już niedalekiej...
- Może coś zjecie? - słyszę spokojny głos. Odwracam się i w drzwiach widzę najpierw brzuch a potem blondynkę w rozciągniętym dresie. Uśmiecha się pogodnie. Wygląda tak... ładnie. Sam też się uśmiecham. Właśnie zaczyna się 6 miesiąc. 
- Ja chętnie. Malowanie tego pokoju wysysa ze mnie wszystkie pokłady siły. - blondyn odkłada wałek na bok i zdejmuje papierową czapeczkę z głowy. Swoją drogą wygląda w niej jak debil. - Greg?
- Już idę. A co na obiad? - pytam blondynkę.
- Kurczak z warzywami na parze. - odpowiada dumnie. Uśmiecham się szerzej. To jedno z tych dań, które nauczyła się przygotowywać perfekcyjnie. Odkładam pędzel do puszki z pomarańczową farbą i siadam przy stole w kuchni. W nowej kuchni. W nowym mieszkaniu, z nowymi meblami, z nowym widokiem i z całkiem nową Sandrą. Albo raczej starą Sandrą, tą prawdziwą i naturalną. Uśmiechniętą, pogodną i pełną uczuć. Choć nieufną. Co raczej jest zrozumiałe, bo sam nie potrafię nadal się określić. 
- Widzę, że ktoś przeszedł kurs gotowania. - zauważa Morgi.
- Odkrywam w sobie nowe talenty. - śmieje się blondynka. 
- Widać, że coraz lepiej ci idzie. Tylko czemu sama wszystko zjadasz? - śmieje się wskazując jej brzuch za co dostaje po głowie ścierką. Kobieta spogląda na mnie. To matka mojego dziecka. I patrząc na jej palec serdeczny... moja przyszła żona. 
- Jutro przywiozą meble do pokoju więc musimy się dzisiaj z tym wyrobić. - mówię zwracając się do Thomasa.
- Damy radę. - zapewnia.
- Mogę pomóc. - oferuje kobieta. Obaj patrzymy na nią jak na idiotkę. - To, że z gotowaniem kiepsko mi szło nie oznacza, że tak jest ze wszystkim. - oburza się.
- Nie powinnaś wdychać farby. - mówi blondyn.
- Ale...
- Nie i koniec. - wtrącam. - Jeśli bardzo chcesz pomóc to zadzwoń do Manuela. Każda para rąk się przyda, a właśnie kończy trening.
- Manu chyba jest zajęty. - wtrąca cicho Thomas. Oboje patrzymy na niego zdziwieni. Wzrusza ramionami. - Gloria chyba prosiła go, żeby zaglądnął do restauracji. Ma sprawdzić czy wszystko jest tam w porządku. - wyjaśnia. Zapada dość niezręczna cisza. Blondynka wstaje od stołu biorąc swój talerz i zaczyna czyścić go intensywnie pod bierzącą wodą. - Idę zadzwonić do Sabriny. - mówi blondyn i wychodzi z mieszkania. Podchodzę do blondynki i kładę dłoń na jej ramieniu.
- Nigdy z nią nie wygram, prawda? - pyta cicho. Milczę. - Kochasz ją? - pyta. 
- Tak. - odpowiadam szczerze. To jedna z tych rzeczy, które jej obiecałem. Szczerość. Choćby miała sprawiać ból. Widzę cień przemykający po jej twarzy.
- Ten ślub... zaproponowałeś to tylko ze względu na dziecko, prawda? - pyta. 
- Chciałaś szczerości. - przypominam. - Zaproponowałem go, bo wiem, że prędzej czy później i tak wróciłbym do ciebie. Bo nie potrafiłbym żyć z inną kobietą wiedząc, że ty żyjesz sama w dodatku wychowując nasze dziecko. 
- Nie kochasz mnie. - zauważa.
- Kocham. - mówię szczerze. Patrzy teraz na mnie zaskoczona. - Tylko muszę to sobie przypomnieć.
- Ta kobieta musiała bardzo wbić się w twoje serce Gregor. - nie bardzo rozumiem o co jej chodzi. - Myślisz o niej ciągle mimo, że to był tylko krótki romans. Miłość do mnie musisz sobie przypomnieć choć byliśmy ze sobą ponad 6 lat. - mówi.
- Dlaczego zgodziłaś się za mnie wyjść skoro nadal masz do mnie żal?
- Bo cię kocham. Jak idiotka. Ciągle tak samo. Mimo twojego romansu i ewidentnej niechęci, mimo tego, że na początku dziecko w ogóle cię nie interesowało, mimo tego jak bardzo mnie raniłeś każdym słowem i tym co robiłeś... - mówi bardzo szybko. Nagle się krzywi i łapie za brzuch. Natychmiast pomagam jej usiąść. 
- Co się dzieje? - pytam przerażony. Bierze kilka głębokich wdechów i uspokaja oddech. - Sandy wszystko w porządku? Może zadzwonić po lekarza, może...
- Przytul mnie Gregor... - mówi słabym głosem. Przez chwilę nie potrafię wyjść z odrętwienia ale unoszę ją delikatnie i mocno obejmuję ramionami.
- Ja na prawdę cię kocham Sandra. - mówię cicho zaraz przy jej uchu. - Daj nam czas. - dodaję szpcząc. Drzwi do mieszkania się otwierają i blondynka natychmiast odsuwa się ode mnie, jakby bliskość ze mną była przestępstwem. A przecież mamy stworzyć rodzinę... Wracamy więc do malowania pokoiku, kiedy zaczyna dzwonić jej telefon. 
- Dacie radę Greg. - mówi blondyn pociągając wałkiem w górę i w dół. - Będzie ciężko ale jesteście uparci i oboje tego chcecie. 
- Tylko czy to wystarczy? - pytam. - Trochę się zgubiłem. Jestem rozdarty. Są chwile kiedy mam ochotę się rozpłakać i kupić bilet na pierwszy możliwy lot do Bostonu, a są momenty kiedy...
- Kiedy?
- Kiedy zastanawiam się jak mogłem jej to zrobić. - dodaję. Blondyn milczy. Odzywa się dopiero po chwili.
- Nadal kocham Kristinę. - mówi powodując u mnie zdziwienie. - Chciałem do niej wrócić. Chciałem być przy Lily codziennie i codziennie widzieć jej matkę przy sobie. Mieliśmy ciche dni z Sabriną. - kontynuuje. - W dzień kiedy powiedziała mi o ciąży miałem jej powiedzieć że z nami koniec. - wyznaje obracając wałej w dłoni. Patrzę na niego niedowierzając. - Nie wiedziałem co mam robić Gregor.
- Nic nie powiedziałeś...
- Bo nie było się czym chwalić.
- Ale przecież...
- Zdziwisz się kiedy w końcu do ciebie dotrze jak bardzo pojemne jest ludzkie serce i jak wiele osób możesz kochać. - dodaje.
- Żałujesz czegoś? - pytam. Uśmiecha się szczerze.
- Chyba tylko tego, że nie mogę mieć Lily na codzień. Poza tym... niczego. Bo Kristina i jej szczęśliwy związek, bo Lily, bo Sabrina i junior... oni wszyscy sprawiają, że ja też jestem szczęśliwy. Tylko mam to szczęście w różnych miejscach. - wyjaśnia. - Gregor nie spiesz się, daj sobie czas. Kiedy urodzi się dziecko wszystko się zmieni. - mówi wracając do malowania. Patrzę na niego jeszcze przez chwilę. 
- Ale ja nie mogę kochać wszystkich, których kocham.
- Możesz. Kochać nikt ci nie zabroni.
- Na odległość. - dodaję. Smutno się uśmiecha. - Ty możesz odwiedzać córkę, spędzać z nią wolny czas. Widzę, że chce powiedzieć coś co zabrzmi jak "ale". I chyba wiem o co mu chodzi. - Kocham Biankę i Tobiego jakby byli moimi dziećmi. - mówię wracając do malowania.
- Wiem Greg. - odpowiada robiąc to samo. - Zadzwoń do Glorii. - dodaje.
- Po co? - pytam.
- Po prostu zadzwoń. Powiedz co czujesz i poproś żeby powiedziałą ci jak sobie radzą. Nie Magda ale dzieci. Co z nimi, czy są zdrowi, czy mają wszystko czego im potrzeba... - mówi poważnie.
- Gloria ciągle utrzymuje, że jest w Grazu. - mówię kręcąc głową. Blondyn uśmiecha się smutno. Wzdycham i wyjmuję telefon z kieszeni koszuli. Wychodzę do kuchni i widzę Sandrę siedzacą przy stole. Jej oczy są smutne i trochę zaczerwienione jakby przed chwilą płakała. Siadam obok niej. - Coś się stało? - pytam. Patrzy na mnie uważnie i kręci głową. - Dlaczego płakałaś? - pytam. Coś się dzieje, bo w jej oczach znów pojawiają się łzy. Próbuje je zatrzymać bylebym tylko ich nie ujrzał. Marszczę brwi.
- Masz. - podaje mi kartkę złożoną na pół. 
- Co to? - pytam rozkładając papier. Wypisanych jest tam kilka cyfr.
- Numer telefonu... pod który powinieneś zadzwonić. - mówi uspokajając oddech. 
- Nic nie rozumiem. Sandra o co chodzi? - powoli zaczynam się martwić jej reakcją.
- Zadzwoń. Ja pójdę cię spakować. - mówi i wychodzi do naszej sypialni.
- Spakować? - pytam sam siebie. Pewnie ktoś jej coś nagadał i mnie zostawia. Mam dość. Romans miałem tylko jeden. Kręcę głową i wybieram numer zapisany na kartce. Czekam dość długo zanim ktoś odbierze ale kiedy już mam się rozłączyć w słuchawce odzywa się znajomy głos.
- Nie jest jednak taka straszna jak sądziliśmy. 
- Tobias? - wstaję z krzesła z wrażenia. Nigdy bym się nie spodziewał, że jeszcze kiedyś go usłyszę. Ale co z tym wspólnego ma Sandra?
- Jeśli dzwonisz, to znaczy, że twoja nażeczona pakuje ci walizkę. - mówi spokojnym głosem. Jest smutny i jakby zmęczony. 
- Tobias co się dzieje? O co tu chodzi?
- Masz coś do pisania? - pyta wypranym z emocji głosem. Od razu biorę długopis do ręki i odwracam kartkę z numerem telefonu.
- Mam.
- Auenbrugger Platz 1 - mówi. - 6 piętro. - dodaje.
- Co to jest?
- Adres w Grazu pod jakim nas znajdziesz. - wyjaśnia. Serce bije mi tak mocno, że zaraz wyskoczy mi z piersi. - Musisz przyjechać, słyszysz? - mówi łamiącym się powoli głosem. - Musisz. - dodaje i rozłącza się.
- Tobias? Halo? To... - słyszę tylko pikanie. Klnę pod nosem. Do kuchni wchodzi zdezorientowany blondyn i blondynka z małą walizką, którą teraz stawia przy drzwiach. Patrzę na nią niezrozumiale.
- Jedź ostrożnie. - mówi.
- Sandra...
- Nic nie mów.
- Obiecałem, że to zostawimy. Jeden telefon nic nie zmieni. - próbuję, choć tak bardzo chcę tam jechać.
- Jaki telefon? - pyta blondyn.
- Gregor ale ty musisz tam jechać. - mówi kobieta. Patrzę na nią niedowierzając. - Tobias i Bianka teraz będą potrzebować cię najbardziej. Gloria to tylko Gloria. - mówi.
- Co się stało? - pyta Morgenstern. Sandra patrzy na mnie smutno. Nic nie rozumiem.
- Magda... - zaczyna z bólem na twarzy. Dopiero kiedy kończy zaczynam rozumieć, że ten ból nie jest spowodowany zazdrością tylko ludzki uczuciem. Współczuciem i smutkiem. - Ona umiera Gregor...





*******************
Jestem spowrotem.
Krótko bo krótko ale tylko na tyle mnie dziś było stać.
Mam takie zapalenie gardła, że boli mnie jak myślę.
Przepraszam, że po tak długiej przerwie ale trochę za dużo miałam na głowie. :(
No i coś jeszcze...
Opowiadanie dobiega powoli końca.
Jest tu jeszcze ze mną ktoś?
Koleny w przyszłą sobotę :*