czwartek, 21 maja 2015

18. Źli ludzie


~Innsbruck~


     Telefon dzwoni, męcząc od kilku minut niemiłosiernie moje uszy. Siadam na brzegu łóżka i biorę go do ręki. "MORGI". Mam ochotę odebrać czy nie bardzo? W obecnej sytuacji rozmowa z nim nie jest dobrym pomysłem. Rozmowa z kimkolwiek nie jest dobrym pomysłem tylko jeśli nie odbiorę, zaczną wydzwaniać inni. Wstaję z łóżka. Bardzo niechętnie. Podchodzę do okna i opieram się o niski parapet z kilkoma dość sporych rozmiarów poduchami. Właściciel tego hotelu miał chyba bzika na punkcie amerykańskich sypialni dla nastolatek, bo gdybym tu usiadł wyglądałbym właśnie jak jedna z nich.
- Thomas... to nie jest dobra pora na rozmowy.
- Jak się trzymasz? - pyta. 
- Nie powiesz mi "a nie mówiłem"? - pytam. Milczy. - To nic nie zmienia. I tak nie mogę być z Sandrą. Nie potrafię. - przyznaję.
- Sabrina właśnie odwiozła ją do domu. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Była załamana. - mówi. Czuję słabe ukłucie w okolicach serca ale tylko przez chwilę. Podnoszę wzrok i zatrzymuję w punkcie, który jakimś cudem daje mi siłę. Nadzieję. - Gloria pytała gdzie jesteś. Twoi rodzice się martwią, bo nie wiedzą o co chodzi. Nie wiem co mam im powiedzieć.
- Nic im nie mów. Wyjaśnię im wszystko jak wrócę do domu.
- Magda...
- Magda to temat zamknięty Thomas. - przerywam mu nie chcąc o niej rozmawiać. Nie w tym momencie.
- Wyjeżdża? - pyta. 
- Nie wiem. - odpowiadam szczerze. Marszczę brwi, bo to mnie cholernie ciekawi. 
- Gregor gdybyś chciał pogadać...
- Wiem. Ale teraz nie chcę gadać z nikim. Muszę to wszystko sobie poukładać. Muszę się przyzwyczaić do bycia... sam. - wyjaśniam. Bawi mnie to określenie. Dawno nie byłem sam. Zawsze była Sandra. A teraz...
- Daj znać Glorii kiedy wrócisz. Ona na prawdę się martwi.
- Jasne. Sorry ale chciałbym się przespać. 
- OK. Trzymaj się Greg. - odpowiada i rozłącza się. Patrzę na telefon i uśmiecham się sam do siebie.
- Nie wiedziałem, że tak łatwo przychodzi mi kłamanie. - mówię. Wystukuję kilka słów do Glorii i wyłączam telefon. Podnoszę głowę i uśmiecham się szerzej. 
- Jeśli chcesz się przespać mogę już sobie iść. - mówi cicho. Moja koszula na jej nagim ciele wygląda imponująco. Powinna być modelką. Tylko wtedy w tym wydaniu oglądaliby ją wszyscy, a ja chcę ją mieć tylko dla siebie. Opiera się o poduszki siedząc na parapecie jak typowa amerykańska nastolatka. 
- Chcę się przespać z tobą. - wyjaśniam. W jej oczach widzę ten ogień, który tak cholernie mnie kręci. To co mnie do niej przyciąga. Ukryta w jej oczach lubieżność. Uśmiecha się delikatnie, przygryza dolną wargę, jej rude włosy opadają na ramiona tworząc piękną ramę do obrazu jej twarzy. Bladej, delikatnej, porcelanowej. 
   Podchodzę bliżej i powoli rozpinam jeden z guzików granatowej koszuli, potem drugi... Ciągle patrzę w jej oczy. Chciałbym je widzieć ciągle. Codziennie. Cały czas. Kładzie dłoń na mojej dłoni. Unoszę brew.
- Muszę wracać do domu. - mówi spokojnie. 
- Nie lubię tego zdania. - komentuję z wyraźnym zawodem. - Tobias jest u kolegi i będzie tam do rana, a znając go, wróci koło południa. - zauważam i kontynuuję rozpinanie guzików. Ściska moją dłoń.
- Bianka jest z opiekunką. - dodaje. - Umówiłam się z nią, że wrócę przed północą. - dodaje. Moja mina chyba mówi wszystko. - Gregor? - kciukiem zataczam kółka na jej dłoni.
- Wysłałem jej smsa z twojego telefonu, że wrócisz jednak dopiero rano. - mówię spokojnie.
- Słucham?! - oburza się. Schodzi z parapetu i szuka telefonu w torebce przy łóżku. Kiedy przegląda wiadomości zauważa tą wysłaną do opiekunki. Podnosi wzrok na mnie i rzuca torebkę w kąt. Jest wściekła.Wygląda zabawnie. Pewnie dlatego zaczynam się śmiać. Trzyma ręce na biodrach osłoniętych skrawkiem mojej koszuli, a rozpięte guziki odsłaniają spory kawałek jej biustu. Złość wypisana na jej twarzy dodaje jej uroku. Złość zupełnie do niej nie pasuje. To uosobienie dobra i spokoju. - Z czego się śmiejesz? - warczy. 
- Z ciebie. - podchodzę i obejmuję jej talię. Dziwi się. A właściwie znowu oburza.
- Ze mnie?
- Owszem. - odpowiadam nadal mając na twarzy głupkowaty uśmiech. Odgarniam jej włosy z twarzy a dłoń pozostawiam na policzku. - Jesteś zabawna kiedy się złościsz. - dodaję.
- Ty chyba żart... - zatykam jej usta swoimi ustami. Smakuje tak dobrze, że mógłbym to robić cały czas. Chce walczyć ale kapituluje i poddaje się mojemu pocałunkowi. Spokojnemu, głębokiemu i pełnemu czułości. Opiera dłonie na moich ramionach i zatapia się w tym co się z nami dzieje. Kiedy się od niej odrywam, żeby zaczerpnąć powietrza opiera czoło o moją brodę. - Jesteś niemożliwy. - mówi cicho. Czuję, że się uśmiecha. Sam też to robię. Przy niej wszystko jest takie... proste.
- Jestem zakochany. - mówię jej do ucha. Podnosi głowę i uważnie mi się przygląda. - Kiedy zadzwoniłaś i powiedziałaś, że to koniec... przestałem oddychać. Poczułem coś takiego... Jakby ktoś właśnie umarł. Wiem, że to brzmi niedorzecznie zwłaszcza, że zakończyłaś coś co na dobrą sprawę jeszcze się nie zaczęło ale... Miałem ochotę płakać... - wyznaję szczerze. - I nie dlatego, że zostałem sam tylko dlatego, że zostałem bez ciebie. - dodaję ciszej. - Przez tą chwilę byłem pusty. Jakby wszystko ze mnie uciekło. A kiedy powiedziałaś, że chcesz się ze mną spotkać... kiedy cię tutaj zobaczyłem... chyba jeszcze nigdy serce mi tak nie biło. Tak mocno. - mówię poważnie. - Nie miałem pojęcia o czym jeszcze chcesz rozmawiać. Bałem się, że powiesz mi, że byłem błędem i że żałujesz tego co się stało. To by mnie dobiło.
- Niczego nie żałuję Gregor. - mówi wyraźnie. Ma zmartwiony wzrok. Uśmiecham się blado.
- Chciałbym, żebyś teraz poczuła jak ciepło mi na sercu z tego powodu. I jak gorąco mi się zrobiło kiedy z uśmiechem podeszłaś i kazałaś mi zapomnieć o tym co mi powiedziałaś. - dodaję głaszcząc ją po policzku. - Chcę cię tylko dla siebie. I to wszystko mówi mi, że się zakochałem. Cholernie się zakochałem. - dodaję śmiejąc się. Ona też się uśmiecha. - Chciałbym tylko, żebyś była szczęśliwa.
- Jestem. Teraz, tutaj, z tobą...
- Żebyś już zawsze była szczęśliwa. - wyjaśniam.
- Na to jeszcze musimy poczekać. - mówi poważniejąc. Przez chwilę panuje zupełna cisza. To chyba odpowiedni moment na męczące mnie pytanie.
- Wyjedziesz do Stanów? - pytam. Nie będę ukrywał jak bardzo zależy mi na tym, żeby nie jechała. 
- Muszę. - odpowiada spokojnie. Znów przestaję oddychać. Jej dłoń uspokajająco przesuwa się po moim ramieniu. - Na 2 tygodnie. - dodaje. - Rozmawiałam o nas z Tobim. Nie ma nic przeciwko nam ale dopiero kiedy zakończymy swoje związki. Ty już swój zakończyłeś ale ja...
- Nie chcesz się rozwieść. - kończę za nią.
- Chcę. - mówi pewnie. Nic nie rozumiem i chyba to widzi. - Jadę do Stanów żeby dostać podpis pod papierami rozwodowymi. 
- Czemu nie możesz ich mu dać do podpisu tutaj? - dziwię się.
- Bo ich jeszcze nie mam. Muszę znaleźć dobrego adwokata, wyjazd nie jest za dwa tygodnie tylko za tydzień więc Aleks nie zdąży tego tutaj podpisać. Gdyby się dowiedział, że chcę się rozwieść nie wyjechałby albo zabrałby nas tam siłą.
- Nie pozwoliłbym na to. - przerywam jej z determinacją.
- A gdyby się dowiedział, że mam romans oboje byśmy tego żałowali. - kończy.
- Więc wyjeżdżasz z nim? - pytam z nieukrywanym smutkiem.
- Wyjeżdżam tydzień później. Zabieram tylko Biankę. Tobi będzie wtedy na obozie sportowym razem z tobą. - przypomina mi. Rzeczywiście o tym zapomniałem. - Pokażę Aleksowi, że to nie ma sensu i przekonam, że rozwód to jedyna dobra opcja. - mówi pełna nadziei. Nie jestem pewien czy ten pomysł jest dobry. - Wrócę do ciebie. - zapewnia. - Ale dopóki nie dostanę rozwodu nie możemy być razem. Nikt nie może o nas wiedzieć. - dodaje. 
- Więc będziemy się ukrywać? Rozwód może trwać nawet kilka miesięcy. - zauważam.
- Jeśli nie chcesz...
- Nie wytrzymałbym tyle bez ciebie. - mówię cicho i znów ją całuję. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji.
- To nie zmienia faktu, że jestem na ciebie zła. - mówi odrywając się ode mnie. Znów powoduje u mnie śmiech. Kiedy ostatni raz byłem taki wesoły z Sandrą? Kilka dobrych lat temu. Ponownie łączę się z jej ustami. Nie potrafię się od nich oderwać na długo. Są nieprzyzwoicie ponętne. - Podobno miałeś iść spać. - przypomina z uśmiechem.
- Miałem się przespać. - poprawiam ją. - Z tobą. - dodaję z cwanym uśmiechem.
- Już to dziś zrobiłeś. - zauważa z rozbawieniem. Delikatnie chwytam jej biodra i przysuwam do siebie. - Och... - wyrywa jej się z ust. Jest zaskoczona. Nie będę ukrywał, że mi się to podoba. I jej też. Widzę to w jej błyszczących oczach. - Znów? - pyta zaskoczona, a ja przysuwam ją jeszcze bardziej. Wydaje cichy jęk. O to mi chodzi. O sprawienie jej przyjemności takiej, żeby chciała zostać. Na zawsze.
- Mam dobrą kondycję. - mówię całując ją namiętnie. - A ty działasz na mnie pobudzająco. - dodaję zjeżdżając ustami na jej szyję. Zarzuca ręce na moją szyję przyciągając mnie do siebie jeszcze bardziej. Unoszę ją tak, że oplata moje biodra nogami i przenoszę na łóżko napierając na jej ciało swoim ciężarem. Moja dłoń błądzi gdzieś w okolicach jej uda szukając drogi do tego co tak bardzo ponownie chciałbym poczuć. Czuję wbijające się w moje plecy paznokcie kiedy przygryzam płatek jej ucha. Rozpinam ostatnie guziki koszuli i mam ja całą dla siebie. Tylko dla siebie. Pozbywam się bokserek i ponownie łączę swoje usta z jej skórą. Gorącą, delikatną, pachnącą różami. Jednym stanowczym ruchem rozchylam jej uda i powoli wypełniam ją od środka powodując wypieki na jej twarzy i kolejny przeciągły dźwięk wydobywający się z jej gardła. Przez chwilę tak po prostu trwamy wpatrując się sobie w oczy. Jakbyśmy szukali w sobie upewnienia, że to jest to czego oboje chcemy. A jest. Dlatego zamyka oczy kiedy zaczynam się rytmicznie poruszać. Nie spieszę się, nie chcę się spieszyć. Delektowanie się tą chwilą jest cudowne. Oczekiwanie na ten jeden moment i opóźnianie go choć dręczy, powoduje więcej przyjemności. Czuję jak wypycha biodra wychodząc mi na spotkanie. Uśmiecham się pod nosem. Jej niecierpliwość jest urocza. 
- Nie męcz... - wzdycha w końcu.
- Jesteś pewna? - pytam ponownie maltretując pocałunkami jej szyję.
- Tak... - słyszę obok ucha. Tyle mi wystarcza. Jeden mocny, zdecydowany ruch, drugi, trzeci... Zaczynam tracić panowanie nad sobą. Zaciskam dłonie na prześcieradle, a ona swoje dłonie zaciska na moich ramionach. Jej przeciągły jęk powoduje, że ja też już nie daję rady. Że ja też muszę głośno odreagować to napięcie. I opadam na nią zmęczony, a ona zamyka mnie w swoich objęciach przeczesując dłonią po mojej głowie. 
    Zerkam na zegarek w jej telefonie, który biorę z jej dłoni. 01:35. Dość długo nie daję jej zasnąć. Uśmiecham się sam do siebie. Odkładam telefon na półkę obok łóżka i otaczam ją ramieniem. Jej głowa spoczywa na mojej klatce piersiowej i teraz to ja przeczesuję jej włosy palcami. Są takie miękkie i sprężyste...
- Dobrze ci w tej koszuli. - mówię spoglądając na nią z góry. Unosi głowę i opiera brodę na moim mostku. Jej oczy są takie... wesołe. Jakby miała 20 lat a nie 30.
- Bardzo jesteś do niej przywiązany? - pyta kręcąc kółka palcem na mojej piersi. Unoszę brew. - Mi też się podoba. Zasłania moje mięśnie, które nie wiem jak napiąć. - mówi. Mrużę oczy, bo nie mam pojęcia o co jej chodzi. Wywraca oczami. - Moje fałdki. - wyjaśnia, a ja parskam śmiechem. Sama też zaczyna się śmiać.
- Weź ją jeśli chcesz. - mówię uspokajając się w końcu. 
- A w czym ty wrócisz do domu? - pyta zaskoczona moją propozycją.
- Mam kilka rzeczy. - wskazuję głową na niewielką torbę leżącą przy drzwiach. Patrzy na nią przez dłuższą chwilę jakby się nad czymś zastanawiając. - I nie uważam, żebyś miała jakiekolwiek fałdki, które warto byłoby zasłonić. - mówię szczerze. Odwraca wzrok na mnie. - Co nie oznacza, że masz je pokazywać komuś poza mną. - dodaję poważnie. Unosi lekko brew. Wzruszam tylko ramionami. - Te fałdki należą teraz do mnie. - wyjaśniam z zadowoleniem. Milczy i ponownie patrzy na torbę pod drzwiami. - Co jest? - pytam wracając do głaskania jej po glowie.
- To musi ją cholernie boleć. - mówi cicho. Moja dłoń zatrzymuje się na jej policzku. Lekko unoszę jej głowę, żeby na mnie spojrzała. 
- Nie ty powinnaś zawracać sobie tym głowę.
- To przeze mnie ta biedna dziewczyna ma teraz gruzy zamiast życia. - mówi. - Nie miałam prawa rozwalać jej życia. Wiem, że teraz trochę za późno na takie przemyślenia ale...
- Tego związku nie ma od dawna Magda. Lepiej, że stało się to teraz niż po ślubie.
- Ona na pewno czekała na ten dzień. Tyle lat razem i nagle... - urywa. - Nie chciałam nikogo skrzywdzić.
- To, że oboje chcemy być w końcu szczęśliwi nie robi z nas złych ludzi. - mówię. - Twój mąż nie potrafił docenić szczęścia jakie miał pod ręką, a Sandra broniła się przed tym szczęściem rękami i nogami. Nie mógłbym z nią być tylko ze względu na te lata razem. Prędzej czy później to małżeństwo by się rozpadło.
- Jak umrę to pochłonie mnie piekło. - kręci głową.
- Trafię tam zaraz za tobą. - odpowiadam jej z uśmiechem. Sama się lekko uśmiecha. Ponownie kładzie głowę na mojej klatce piersiowej i palcami zaczyna wyznaczać niewielką ścieżkę na moim ciele. Ta przyjemna cisza koi wszystkie zmysły. Cisza i jej dotyk. Uwielbiam jej dotyk i uwielbiam dotykać ją. Jest perfekcyjna w każdym calu choć sama w to nie wierzy. Trzeba będzie nad tym popracować. Ale to później...

     Otwieram oczy i z rozczarowaniem zauważam jej nieobecność w łóżku. Podnoszę się na rękach i rozglądam po pokoju. Jej torebka nadal leży obok łóżka a telefon na półce więc nie uciekła. Sprawdzam godzinę. 5:30. Zakładam spodnie i zaglądam do łazienki. Właśnie zapina ostatni guzik kremowej bluzki z krótkim rękawem. Czarna rozkloszowana spódnica doskonale na niej leży. Przeczesuje szczotką włosy kiedy zauważa mnie w lustrze. Uśmiecha się pogodnie. Podchodzę do niej, obejmuję w pasie i sam wpatruję się w obraz przed sobą. 
- Dzień dobry panie Schlierenzauer. - mówi wesoło.
- Dzień dobry pani... - w tym momencie urywam. Jej uśmiech zmniejsza się kiedy widzi jak mój wzrok przenosi się na jej prawą dłoń. Unosi moją głowę i całuje mnie czule w policzek. Patrzy na mnie z takim czymś w oczach... To co w nich widzę trochę mnie uspokaja ale nie satysfakcjonuje w stu procentach. - Jak się pani spało? - pytam zamiast psuć sobie dzień z rana.
- Wyjątkowo dobrze. - odpowiada pogodnie. Znów zerkam w lustro, robi to samo.
- Nie uważasz, że całkiem ładny jest ten obrazek? - pytam zadowolony.
- Owszem. - kiwa głową. - Chociaż twój wielki kinol...
- Moje co?! - oburzam się śmiejąc się wesoło. Obraca się w moją stronę i daje mi słodkiego całusa. 
- Muszę wracać do domu. - mówi wyswobadzając się z mojego uścisku. Nie lubię tego. Wychodzimy z łazienki i opieram się o parapet. Wkłada telefon do torebki i zerka na leżącą na łóżku granatową koszulę, uśmiecha się cwanie i ją też chowa do torebki. Zakłada beżowe buty na koturnie i  podchodzi do mnie. Wzdycham. Uśmiecha się i całuje mnie czule. Przyciągam ją do siebie i mocno obejmuję. - Gregor muszę iść. - mówi pomiędzy pocałunkami. Opieram czoło na jej czole. 
- Kiedy się zobaczymy? - pytam.
- Gloria przychodzi do restauracji codziennie. - mówi uwalniając się z moich objęć. - Możesz przyjść z nią. - dodaje przy czym na chwilę się zamyśla. - Właśnie cię zostawiłam więc...
- O tym wie tylko Thomas, jakieś pozory normalności musimy zachować, ale ja nie o tym mówię. - wyjaśniam uśmiechając się znacząco.
- Jesteś niemożliwy. - śmieje się. 
- Już to słyszałem.
- Ale nie zapamiętałeś. - zauważa. Zarzuca torebkę na ramię i staje przy drzwiach patrząc na mnie z wesołymi iskrami w oczach. - Jedź do domu i wyjaśnij rodzicom sytuację. - mówi spokojnie. - Miłego dnia Gregor. - mówi i wychodzi. Cisza i pustka jaką zostawia po sobie jest nieznośna. Ale pociesza mnie fakt, że żegnam się z nią po to, żeby za chwilę się z nią znowu przywitać. Włączam telefon i widzę tuzin nieodebranych połączeń od Glorii. No tak. Teraz czeka mnie batalia z rodziną, chociaż Gloria pewnie chce mnie wyściskać za tą decyzję. I jak tu się zachowywać? Na to przyjdzie jeszcze czas...




~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę mnie poniosło ale to wszystko przez kurczę nieoczekiwany powrót do Greya.
Więc wybaczcie.
Co sądzicie?
:)
Kolejny nie wiem kiedy :P

poniedziałek, 18 maja 2015

17. Rozstania


~Innsbruck~


    Wzrok bruneta wbijał się we mnie jak ostry nóż. Jego oczy nie pałały takim zimnem nawet wtedy kiedy mnie nie znosił. Jeszcze przedwczoraj kazał mi walczyć o swoją matkę, powiedzieć jej co do niej czuję, odwieść od wyjazdu ale teraz... teraz widzę, że ma ochotę walnąć mnie w twarz. Kobieta natychmiast odpycha mnie od siebie i z przerażeniem i wstydem patrzy na syna. Ok. Nie powinien się dowiedzieć w ten sposób.
- Zerwałeś z Sandrą? - pyta bardzo spokojnie. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenie z Magdą i kręcę głową zaprzeczając. Nastolatek kiwa głową i z powagą patrzy na swoją matkę. - Rozwodzisz się z ojcem dla obietnic bez pokrycia? - pyta ją. Kobieta jest skołowana i dopiero po chwili odpowiada.
- Tobias... nie rozwiodę się z twoim tatą. - mówi spokojnie. 
- Słucham?! - dziwi się. - Ten mistrzuniu od siedmiu boleści tak po prostu chce cię przelecieć, bo mu się podobasz nie dając nic w zamian a ty się tak bez niczego na to zgadzasz?!
- Tobias zapominasz się. - upominam go.
- W dupie mam to co myślisz, nie jesteś moim ojcem.
- Swojego ojca i tak nie słuchasz. - zauważam.
- Więc nie myśl, że będę słuchał kogoś kto chce skrzywdzić moją matkę!
- Tobias proszę uspokój się i daj nam to wszystko wyjaśnić. - mówi błagalnie kobieta.
- Z nim na pewno gadał nie będę. - warczy. Magda odwraca się w moją stronę. Jest zdenerwowana.
- Gregor proszę, zostaw nas samych. - mówi.
- Ale...
- Proszę, idź już. - dodaje bardziej stanowczo. I co mam zrobić? Mogę jedynie podejść do chłopaka i nic nie powiedzieć. Jego wściekłe spojrzenie wiąże mi język. Jedyną ciepłą rzeczą w tej sytuacji jest wesoły uśmiech Bianki i jej wystające rączki. Nie mogę teraz jej wziąć na ręce choć bardzo bym chciał. Czy kiedyś w ogóle będę jeszcze mógł to zrobić? 
- Nie słyszałeś? Spadaj. - warczy nastolatek. Więc odchodzę. 
    Jestem wściekły na siebie i na cały świat. Bo jest pokręcony i komplikuje życie. Po co ją spotykałem? Dlaczego tak na mnie działa? Zawaliłem na całej linii. Młody ma prawo mieć żal do nas obojga, a zwłaszcza do mnie. Który normalny nastolatek zgodziłby się na romans swojej matki z kimś kto za chwilę ma wziąć ślub? Który normalny nastolatek nie rzuciłby się na mnie widząc jak obściskuję jego matkę? Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Skrzywdziłem i zawiodłem jego zaufanie. Dał mi zielone światło do działania ale pod pewnymi warunkami. I co zrobiłem? Zacząłem od końca. Oszukując wszystkich. Jestem idiotą. 
- Jesteś idiotą Greg. - blondyn podaje mi piwo i siada obok mnie na sofie. Upija łyk i intensywnie wpatruje się we mnie. A ja w butelkę. - Mówiłem ci, że to jest kiepski pomysł, że samo myślenie o niej jest kiepskim pomysłem ale ty zawsze wiesz lepiej. Teraz masz co chciałeś.
- Nie chciałem żeby Tobias się dowiedział.
- I tak prędzej czy później by się dowiedział, nie ma 5 lat. 
- Nie pocieszasz.
- Nie mam zamiaru.
- To jeśli masz mnie dobić to jadę do Stefana. - wstaję odkładając piwo na stolik.
- Siadaj, jeszcze z tobą nie skończyłem. - mówi stanowczo. Nigdy jeszcze taki nie był. Jakby... wściekły. Tylko dlaczego? Przecież to nie jego życie rozwalam. - Zostaw Magdę w spokoju Gregor. - mówiąc to jest tak bardzo poważny. Patrzy w skupieniu na butelkę i kontynuuje. - Chwilowe zauroczenie nie jest dobrym doradcą. Skrzywdzicie się oboje. Prędzej czy później któreś z was będzie chciało więcej.
- Wiem to Thomas. - odpowiadam. To dla mnie oczywiste. Patrzy na mnie ze smutnym uśmiechem. - Do tego dążę.
- Dążysz do katastrofy. - przerywa mi. - Swojej, jej i co najważniejsze do katastrofy w życiu Tobiasa. - dodaje. Siadam obok niego i nadal uparcie się w niego wpatruję.
- Co masz na myśli? - pytam.
- Jeśli będzie chciała od ciebie czegoś więcej...
- To to dostanie.
- Zostawisz Sandrę? - pyta wprost. 
- Tak.
- Teraz? - dopytuje. Milknę. - Jeśli odejdziesz od niej przed samym ślubem cholernie ją skrzywdzisz. Bo sam ją namawiałeś to tego ślubu. Co będzie jeśli do tego ślubu dojdzie a ty dojdziesz do wniosku, że jednak chcesz być z Magdą? - pyta. - Rozwiedziesz się? 
- Thomas nie mów o czymś co...
- A co będzie jeśli ona się rozwiedzie mając nadzieję na to co tak bardzo jej obiecujesz, a potem stwierdzisz, że wolisz czekać aż Sandra da ci własne dzieci niż męczyć się z burzącym się nastolatkiem i śliniącym się dzieckiem, które nie jest twoje?
- Zależy mi na obojgu z nich. Tobias jest trudny ale nigdy nie chciałbym go zawieźć...
- Przecież ty już go zawiodłeś. - wtrąca się. I ma rację. - Zaufał ci, zwierzył ci się, pozwolił ci zająć się jego rodziną i przejąć rolę ojca, który miał i nadal ma ich gdzieś a ty zamiast zacząć tak jak powinno się wszystko zaczynać od razu rzuciłeś się na tyłek jego matki, mając gdzieś uczucia swojej narzeczonej, jego ojca i wszystkich wokół. Bo łatwo jest składać obietnice, gorzej kiedy człowiek boi się je spełnić.
- Nie boję się spełnić żadnej z obietnic.
- Więc dlaczego Sandra dzisiaj pojechała wybierać suknię ślubną? - pyta. Potrafię jedynie westchnąć. - Masz dwa wyjścia Gregor. Albo przerwiesz jeden związek albo drugi. I im szybciej to zrobisz tym lepiej.
- Boję się. - mówię wprost. Blondyn milknie i patrzy uważnie na mnie. - Boję się, że zranię którąś z nich a tak na pewno będzie. - dodaję.
- Już je obie zraniłeś. W momencie, kiedy Magda zawróciła ci w głowie.
- To nie jest jej wina.
- Wina zawsze leży po obu stronach.
- To ja wykorzystałem jej samotność Thomas. Uległa mi, bo w końcu poczuła się doceniona i kochana. Bo w końcu ktoś poświęcił jej uwagę i dał trochę ciepła.
- I co? Warto było? Spędziliście razem jedną noc a teraz masz zrujnowane życie. Nie potrafisz spojrzeć w oczy narzeczonej, nie potrafisz jej dotknąć, a Magda nadal jest dla ciebie nieosiągalna.
- Nigdy nie czułem się bardziej szczęśliwy niż wtedy przy niej. - przerywam mu desperacko. Milknie. - Wiesz dlaczego wtedy spałem na kanapie? Bo kiedy położyłem się przy Sandrze poczułem chłód. Nie potrafiłem jej objąć, nie potrafiłem na nią spojrzeć jak na kogoś kogo kocham. Ja jej już nie kocham Thomas.
- To po co ją oszukujesz?
- Bo nie chcę jej zranić. - powtarzam.
- Cały czas ją ranisz. - odpowiada. - Tyle lat byliście razem. Na prawdę chcesz to zmarnować dla niepewnego romansu z kobietą, której nie znasz?
- Ty też byłeś długie lata z Kristiną. I nawet narodziny Lily nie powstrzymały cię od odejścia od niej.
- Grasz nie fair Gregor.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz żebym był szczęśliwy?
- Bo romans z mężatką nie wypala. I potem człowiek zostaje sam.
- Dzięki za troskę ale jestem już dorosły i wiem co robię.
- Nie masz pojęcia w co się pakujesz. - mówi cicho.
- To, że ty zdradzałeś Kristinę z mężatką i wam nie wyszło nie znaczy że mi nie wyjdzie.
- I jak na tym wyszedłem? - pyta. - Nie popełniaj moich błędów.
- Masz Sabrinę. Urodziła ci syna. Masz szczęśliwą rodzinę.
- Ale ciągle żałuję, że wtedy wdałem się w ten romans i zniszczyłem szansę na normalny dom. Bo też mi się wydawało, że to tylko przyzwyczajenie.
- W moim przypadku to jest przyzwyczajenie.
- Rób co chcesz. Tylko potem nie płacz, że zostałeś sam z rozwalonymi uczuciami. - i znów zapada cisza. Magda nie byłaby w stanie nikogo skrzywdzić, wiec nie mogłaby też zranić mnie. Jest szczera więc powiedziałaby wprost, że nic z tego nie będzie. Tak jak teraz mówiła wprost, że nie zostawi męża nie będąc pewną, że się nie znudzę. - Rozkocha cię i zostawi.
- Zamknij się Thomas. W ogóle jej nie znasz.
- Znam ten typ. Tobias jest na ciebie wściekły i będzie chciał żeby matka zakończyła ten romans chyba że ty rozstaniesz się z Sandrą a ona rozwiedzie z Aleksem. A dobrze wiesz, że tego nie zrobi. I że ty tego zrobić nie potrafisz. Może i zostanie w Innsbrucku dla Tobiego ale z mężem się nie rozwiedzie.
- Thomas... Ty nawet nie lubisz Sandry. - zauważam. - Dlaczego tak bardzo atakujesz Magdę?
- Bo jesteś moim przyjacielem. - odpowiada. - I nie chcę żebyś przez resztę życia był nieszczęśliwy.
- Będę szczęśliwy z...
- Z Magdą? Ok, znam te twoje wielkie plany. Sandra też je zna?
- Mam dość słuchania argumentu o nazwie Sandra.
- Ok. Jesteś w stanie obiecać Tobiemu, że będziesz z nim już na zawsze? Że już do końca życia będziesz z jego matką a dla niego i jego siostry będziesz już zawsze tatą? - pyta. Milczę. - No właśnie.
- Właśnie dlatego chcieliśmy to utrzymać jeszcze w tajemnicy i z niczego nie rezygnować. Żeby nikogo nie zranić i żeby nikogo nie zawieźć. Żeby się dotrzeć i sprawdzić czy to jest to czego oboje chcemy i czego szukamy.
- Świetny pomysł. - prycha z ironią. 
- Thomas... jeszcze niedawno mówiłeś mi, że Magda to świetna dziewczyna. - zauważam. - Co się zmieniło? - pytam.
- Nic się nie zmieniło. To świetna kobieta. Wspaniała matka i na prawdę dobra bizneswoman. 
- Więc?
- To kobieta zajęta. 
- Ile jeszcze razy to powtórzysz?
- Aż zrozumiesz, że jej przywiązanie do rodziny jest silniejsze niż zauroczenie tobą. - odpowiada poważnie. Znów nastaje cisza. Ciężka i uporczywa. - Gregor wdałeś się w romans, wiesz co to znaczy?
- Wiem. - wzdycham. Pocieram dłońmi oczy. Nie wiem co się ze mną stało. Dlaczego tak nagle moja miłość, która wydawała mi się być niezniszczalna zniknęła. - Thomas ja... ja tylko chcę mieć rodzinę. Chcę wiedzieć, że kobieta z którą jestem chce tego samego co ja.
- Więc powiedz to Sandrze i zakończ ten związek. - odpowiada poważnie. - Zanim wszystko skomplikuje się tak, że nie będzie żadnego dobrego wyjścia.
- Magda...
- Magda zasługuje na szczęście ale nie będzie szczęśliwa wiedząc, że Tobias nie akceptuje jej związku. A Tobias chce wszystko rozwiązać już teraz. Twoje rozstanie i rozwód matki. Wtedy dopiero pozwoli ci się do niej zbliżyć.
- Nie sądzisz, ze jako nastolatek nie ma zbyt wiele do gadania w tych sprawach?
- Nauczył się zastępować własnego ojca w swojej rodzinie. Nauczył się troski o matkę. Z czystej miłości do niej nie pozwoli jej się wpakować w coś co może ją skrzywdzić. - dodaje.
- Co mam robić? - pytam bezradnie. Patrzy na mnie poważnie.
- Zastanów się czego tak na prawdę chcesz i zakończ to co zakończyć powinieneś. - mówi i upija łyk piwa. Już chcę coś powiedzieć ale do mieszkania wraca Sabrina z małym Morgensternem na ręce. Jest kopią swojego ojca. Od razu wyciąga do niego rączki i siada na jego kolanach. Zaczyna gaworzyć i mocno się ślinić. Jest wesoły i szczęśliwy. I to samo widzę na twarzy blondyna. Też tak kiedyś chcę. Chcę mieć taką małą kopię siebie, która będzie mnie kochała bezwarunkowo. - I jak poszło z suknią? - pyta kiedy blondynka siada obok niego przytulając się do jego pleców. Przenosi wzrok na mnie i wzdycha.
- Przepraszam Gregor, że to powiem ale masz strasznie męczącą narzeczoną. Konsultantka w salonie prawie się popłakała kiedy Sandra opierniczała ją za przyniesienie kolejnej sukni. 
- Dlaczego? - pytam zaskoczony.
- Bo miała cyrkonie na gorsecie zamiast kryształków. I była zbyt tania.
- Zbyt tania? - tym razem dziwi się Thomas.
- Kosztowała poniżej 3000 euro. - odpowiada blondynka wycierając śliniaczkiem usta dziecka. Wzrok Thomasa przenosi się na mnie. 
- Kupiła jakąś? - pytam.
- Twoja wiara mnie zadziwia. - śmieje się kobieta. - Jeśli się wyrobi do dnia ślubu z wyborem to będzie cud. - dodaje.
- To dobrze. - mówię zamiast tylko pomyśleć, bo oboje patrzą na mnie lekko zdziwieni. 
- Idę umyć małego. - mówi blondynka zabierając dziecko z kolan Morgiego. 
- Ja też się będę zbierał. Muszę z kimś pogadać. - mówię odstawiając butelkę na stół.
- Gregor? - przy drzwiach zatrzymuje mnie jeszcze blondyn. - Jesteś pewien, że to jest to, co powinieneś zrobić? - pyta. Mogę się jedynie uśmiechnąć. Blondyn wzdycha i kręci głową. Więc wychodzę z jego mieszkania z uśmiechem na twarzy. Dawno nie byłem bardziej pewien tego co chcę zrobić niż teraz. 
   Do swojego mieszkania docieram w rekordowym tempie. Chwała Bogu, że nigdzie po drodze nie stała policja. Otwieram drzwi do mieszkania. Blondynka siedzi na kanapie, przegląda jakieś dokumenty i pije wino. Czerwone. Zupełnie do niej nie pasuje. Do takiej osoby jak ona pasuje jakieś Whiskey. Pewność siebie, odwaga, siła... 
- No w końcu jesteś. - mówi nieprzyjemnym głosem. Jej wzrok miota pioruny.
- Byłem u Morgiego. 
- Znowu musiał pogadać? - prycha podchodząc do mnie.
- Nie. - mówię pewnie. - To ja chciałem pogadać. - dodaję. Omijam ją i idę do sypialni. Wyciągam z szafy torbę i wsadzam tam najbardziej potrzebne mi rzeczy.
- Wyjeżdżasz gdzieś? - pyta.
- Nie. - odpowiadam zasuwając torbę. Odstawiam ją pod drzwi wejściowe i ciągnę za rękę blondynkę. Siadam na sofie i wskazuję jej miejsce obok siebie.
- O co chodzi Gregor? Zachowujesz się jak świr. - mówi poirytowana.
- Sandra powiedz mi, ale tak szczerze, czy ty chcesz założyć ze mną rodzinę? - pytam wprost. 
- Przecież zgodziłam sie za ciebie wyjść. - zauważa.
- Nie o to mi chodzi. 
- Więc o co?
- Czy istnieje jakakolwiek szansa na to, że zechcesz mieć ze mną dzieci? - pytam. Przez chwilę tylko patrzy na mnie uważnie. Upija łyk wina. - Sandra odpowiedz. - nalegam. 
- Nie Gregor. Nie chcę mieć dzieci z nikim. - odpowiada. W jej oczach widzę szczerość, która chyba została gdzieś schowana. Bo wcześniej wydawało mi się, że mówi to co chcę usłyszeć. - Ale przecież już o tym rozmawialiśmy i...
- I ciągle miałem nadzieję, że coś się zmieni. Że kiedy Sabrina urodzi i zobaczysz jak to jest mieć kogoś takiego to zmienisz zdanie. Że sama zaczniesz nalegać.
- Gregor po co mi to mówisz? - pyta odkładając kieliszek. - Przecież jest nam razem dobrze tak jak jest. Samym, bez dodatkowego ciężaru.
- Ciężaru... - mam ochotę się zaśmiać. - Chcę od życia czegoś więcej Sandy. - mówię. - Chcę prawdziwej rodziny. Chcę być szczęśliwy. Tak po prostu.
- Chcesz pieluchy, kupy, zupki i śliniące, wrzeszczące dzieciaki, tak? - prycha. Przez chwilę milczę. Biorę kieliszek, który odstawiła i dopijam resztę wina. Cholernie niedobre. Patrze uważnie na pusty kieliszek. Ta rozmowa i tak nic nie wniesie, i tak nic nie zmieni.
- Nie ożenię się z tobą. - mówię. Słyszę śmiech ale widząc moją powagę blondynka też poważnieje. Znów na nią patrzę.
- Ty nie mówisz poważnie...
- Jestem jak najbardziej poważny. - odpowiadam. - Chcę się z tobą rozstać. - dodaję.
- Słucham?! - wybucha. - Po tych wszystkich latach tak nagle chcesz to skończyć?! Tyle razy zapewniałeś mnie o swojej miłości, tyle razy prosiłeś żebym za ciebie wyszła, a kiedy się zgodziłam to mnie rzucasz?! Zwariowałeś?!
- Przejrzałem na oczy. - odpowiadam spokojnie. Kobieta znów wybucha śmiechem.
- Żartujesz prawda?
- Nie. - kręcę głową. Zapada cisza. Patrzymy się na siebie nic nie mówiąc. W końcu obudziłem w niej jakieś emocje. Szkoda, że tak późno.
- Kim ona jest? - pyta nagle.
- Co?
- Kim jest ta szmata, która zakręciła ci tyłkiem przed oczami?! - zaczyna wrzeszczeć.
- Sandra przestań. - próbuję ją uspokoić ale to nic nie daje.
- Jest młodsza tak? Ładniejsza, chudsza i chce mieć dzieci tak?!
- Sandra opanuj się. - próbuję ją chwycić za rękę ale ją wyrywa. Po raz pierwszy widzę w jej oczach łzy. - To nie tak... nikogo nie ma.
- Nie kłam w takim momencie! Kim ona jest?! - wrzeszczy ponownie. Milczę. To, że to koniec nie oznacza, że mogę ją okłamywać.
- Jest ktoś...
- Wiedziałam. - przerywa mi spokojnie. Zaskakująco spokojnie. I znów przybiera maskę obojętności. - Jak długo? - pyta.
- Nie długo. Właściwie to był tylko raz ale...
- Ale?
- Ale ta kobieta otwarła mi oczy. Pokazała, że to czego tak bardzo w życiu chcę, o czym tak marzę... że dostanę to przy kimś innym. - blondynka kręci głową z niedowierzaniem. - Sandra ja... przepraszam. Ja nie chciałem żeby to tak się skończyło. Ja na prawdę chciałem żeby nam wyszło tylko...
- Teraz mi powiedz, że to moja wina. - mówi zdenerwowana. Po jej policzku spływa pojedyncza łza. Łza, której nigdy się nie spodziewałem.
- To tylko i wyłącznie moja wina. 
- I co? Będziesz teraz z nią? Ożenisz się z nią? Jak się dobrze zorganizujesz to nawet daty nie trzeba będzie zmienić. Zmienisz tylko pannę młodą. - mówi kąśliwie. 
- Nie. Nie będę z nią. - odpowiadam. Wydaje się być tym zaskoczona. - Na razie nie mogę z nią być.
- Jeszcze mi powiedz, że komuś ją odbijasz to padnę ze śmiechu. - prycha podchodząc do okna.
- Sandy...
- Weź rzeczy i wynoś się z tego mieszkania. - mówi cicho. Jedynie w odbiciu na szybie mogę zauważyć, że blondynka tak po prostu płacze.
- Przepraszam. - dodaje i wychodzę. 
    Deszcz pomaga. Schładza twarz i jakoś tłumi ból jaki teraz czuję w sobie. Zabawnie jest czuć ból i szczęście w jednym momencie. W końcu jestem wolny. W końcu z czystym sumieniem mogę zacząć coś nowego. Coś nowego z Magdą. Telefon zaczyna wibrować w kieszeni. Na wyświetlaczu widać napis "MAGDA". Odbieram bez zastanowienia i z wielkim uśmiechem na ustach ale po chwili słyszę coś, co wbija zimny nóż w sam środek mojej klatki piersiowej.
- Gregor to koniec. Zapomnij o mnie...





~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Internet w górach przy burzowych dniach jest do bani. 
Dlatego rozdział dopiero dzisiaj. 
Co wy na to?
Buziole :*

poniedziałek, 11 maja 2015

16. Las


~Wagabunda~


     A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady? Moje myśli płatają mi figle. Czy zachowałam się bardzo nieodpowiedzialnie? Bo to, że moje nocne wyczyny były nieodpowiedzialne to oczywistość. Na ile mogę się ocenić w skali 10cio punktowej? 0 to nieodpowiedzialność kontrolowana, taka która nie wnosi nic strasznego do mojego życia, nie ma żadnych konsekwencji, nikomu nie zagraża i po jakimś czasie nikt o tym nie będzie pamiętał. Innymi słowy - jednorazowy wybryk. 10 natomiast jest nieodpowiedzialnością ciągnącą za sobą tak ogromne konsekwencje, że nic już nie będzie takie samo, że życie się zmieni, wszystko skomplikuje, a koniec końców przyniesie marne zakończenie. 
    Z jednej strony, jedna noc jeszcze o niczym nie świadczy. Chwila słabości, poczucie samotności i inne tego typu usprawiedliwienia. Więcej się to nie powtórzy, ja mam męża, on ma narzeczoną, to był pierwszy i ostatni raz. Tego romansu nie będzie. Zakończył się, zanim zdążył się rozpocząć. Skończył się w chwili, kiedy wychodził z mojej sypialni nie patrząc na mnie ani raz. Przestraszył się? Zauważył, że jestem dojrzała? Nie dowiem się dopóki nie zapytam, a pytać nie zamierzam, bo wiem, że nie nadarzy się już do tego okazja. Bo nie wróci. Pytanie tylko czy chcę żeby wracał, skoro sama go od tego odwodziłam.
    Mogłabym dać sobie 1. Owszem, wydarzyło się to raz ale pewnie choćby przez przypadek, na zawodach Tobiasa kiedyś mogę go zobaczyć. Lub na zebraniu w klubie. Albo na imprezie zorganizowanej przez jego siostrę czy kolegów, którzy nagle stali się też moimi znajomymi. Ale nie ma ludzkiej możliwości, żeby coś z tego było. Jakie powody? Wyjeżdżamy do Stanów. On się żeni. Mam dzieci. On ma przyszłość pełną sukcesów i czas na założenie rodziny. Znamy się krótko. To czyste wariactwo. Wyrzuty sumienia. Wymieniać dalej? Ale przecież to nic poważnego. Przecież nie mam go ciągle w głowie, prawda?
- Magda, ten kieliszek zaraz zniknie. - słyszę kobiecy głos za ladą barową. Patrzę uważnie na brunetkę, która bawi się z moją córką i przez chwilę nie rozumiem o co jej chodzi. - Polerujesz go od 15 minut. - zauważa. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że moja dłoń co chwilę intensywnie wyciera czyste jak diament szkło.
- Och... - tylko tyle udaje mi się wydukać. Odkładam kieliszek na miejsce i biorę się za następny. Czuję na sobie uważny wzrok kobiety ale przecież nic jej powiedzieć nie mogę, zwłaszcza, że to Gloria. - Mówiłaś coś o terapii... - wspominam.
- Gregor mnie do niej przekonał. - mówi. Mój puls lekko przyspiesza ale po chwili słabnie. Przecież go tu nie ma. - Miałam dzisiaj pierwsze spotkanie z terapeutą. - wyznaje. Widać, że jest trochę zawstydzona tym, że doprowadziła do takiego stanu.
- Powinnaś być z siebie dumna. - mówię. Patrzy na mnie ze zdziwieniem. - To, że przyznałaś sama przed sobą, że masz problem i poszłaś na terapię jest już połową sukcesu. Teraz tylko musisz w tym wytrwać i wszystko będzie dobrze. Większość ludzi zauważa problem jak jest już bardzo późno.
- Gdyby nie Gregor... - wzdycha.
- Masz szczęście, że masz takiego brata. - przyznaję. Mała zaczyna gaworzyć i wypowiadać co chwilę znane już słowa jak "Glolia" czy "mama". Do baru przychodzi w końcu mój jedyny i najukochańszy syn. 
- Cześć Glori. - wita się z nią całusem w policzek i siada obok niej, a Bianka zaczyna wyciągać do niego rączki. - Mamo? - zaczyna wyjątkowo spokojnie.
- Tak?
- Rozmawiałaś już z tatą? - pyta. 
- O czym? - pytam wiedząc niestety o co chodzi.
- O tym, że nigdzie nie jedziemy. - odpowiada. Gloria uważnie obserwuje moją reakcję. Wzdycham, bo cóż innego mogę zrobić? Jeszcze nie podjęłam decyzji. Poprawka, decyzja, którą chcę podjąć nie ma prawa istnienia.
- Jeszcze nie rozmawiałam z tatą, bo nie wiem czy to dobry pomysł, żeby tutaj zostać. - odpowiadam. Spodziewam się jakiegoś wybuchu ale zamiast tego widzę gasnące iskierki w oczach mojego syna. 
- Pójdę na spacer z Bianką. - bierze siostrę na ręce i wychodzi z restauracji. Pocieram dłonią skronie, bo nie wiem co robić. 
- I co zamierzasz? - pyta delikatnie brunetka pijąc sok pomarańczowy.
- Nie wiem. - wzdycham. - Wyjazd dałby dzieciom dużo możliwości. Miałyby dostęp do lepszych szkół, poznałyby kawałek świata, byłyby z ojcem...
- Z tego co widzę i wiem, to akurat nie jest najlepszy argument. - zauważa. Patrzę na nią bezradnie. - Magda ja wiem, że rodzina jest najważniejsza, że to wasza szansa ale nie rób niczego z poczucia obowiązku. - mówi.
- Z poczucia obowiązku? - dziwię się.
- To, że pomógł ci rozkręcić ten interes nie oznacza, że jesteś mu cokolwiek winna. - wyjaśnia. - Owszem, jest ojcem twoich dzieci i formalnie jest twoim mężem ale przez czas, który się znamy nie widziałam go tutaj ani raz. Znam go z twoich opowiadań i z pobąkiwań Gregora. Na prawdę chcesz rezygnować ze wszystkiego i z marzeń Tobiego o skokach dla obietnic bez pokrycia i niemrawej wizji wspólnego życia w Stanach?
- To nie jest takie proste.
- To jest bardzo proste. - odpowiada pewnie i chyba troszeczkę zbyt głośno. Sama to zauważa i cichnie. Odkładam wyczyszczone szkło na tacę i wkładam do szafki za mną.
- Nie wiem czemu dla mnie to nie takie proste, skoro według ciebie nie ma w podjęciu tej decyzji nic trudnego. - odpowiadam grzebiąc w szafce. - Jak ty sobie wyobrażasz moje małżeństwo? Miałam je ratować a nie doprowadzać do ruiny a ty proponujesz mi... - milknę kiedy odwracam się do kobiety. Puls podskakuje, a w głowie pojawiają się wspomnienia z dzisiejszej nocy. Szatyn lekko się uśmiecha i siada obok siostry mówiąc ciche "cześć". Gloria przez chwilę przypatruje się naszej wpatrującej się w siebie dwójce ale po chwili znów się odzywa.
- To małżeństwo to jakaś farsa. - mówi poważnie. Przenoszę wzrok na nią. Mówi jak najbardziej serio. - Powinnaś mieć przy sobie faceta z krwi i kości, który istniałby tu i teraz a nie gdzieś tam. - macha znacząco ręką. - Zasługujesz na kogoś, kto codziennie będzie ci mówił jak bardzo ważna dla niego jesteś, kto będzie ci dziękował za to, że po prostu jesteś, kto będzie prawdziwym ojcem dla twoich dzieci i z kim będzie ci dobrze w łóżku, bo jak mniemam seksu brakuje ci cholernie i gdybyś teraz dostała jakiegoś napalonego młodziaka, to chłopak mógłby mieć problem z utrzymaniem tempa. - mówi. Mi na chwilę zatrzymuje się serce, a na twarzy szatyna pojawia się znaczący uśmiech. - Gregor powiedz coś, bo ja już nie wiem jak ją przekonać. - mówi nie mając do mnie siły. Jego wzrok mi ciąży. Jest taki... pewny. 
- Napiłbym się kawy. Miałem ciężką noc. - mówi zamiast tego, a ja jak nigdy płonę żywym rumieńcem. Dziękuję Bogu, że ekspres do kawy jest obok szafki z kieliszkami i choć na chwilę mogę się oderwać od jego oczu. Jakim cudem ja przetrwałam tą noc nie dostając zawału od tego spojrzenia? 
- Nie załamuj nas bardziej i powiedz, że seks, który ci się dzisiaj trafił był beznadziejny. - jęczy Gloria, a ja wytężam słuch ale nic nie mówi. - Czemu milczysz?
- Nie chcę cię załamać do końca. - mówi wyraźnie zadowolony.
- Przyjmę to na klatę.
- To był najlepszy seks od kilku lat. - mówi pewnie. Gloria obija sobie czoło o blat a ja prawie wylewam kawę, którą teraz podaję szatynowi. Nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy. - Tobias jest na prawdę dobry w tym co robi i ma szansę być na prawdę świetnym zawodnikiem. - mówi od razu. Tym razem na niego zerkam. Poważnieje. Zagrywa Tobiasem. To nie fair. - Jeśli wyjedziecie zniszczysz jego marzenia i plany, a na pewno karierę. Poza tym... on nie chce wyjeżdżać i doskonale o tym wiesz. 
- Ale...
- Argument o pełnej rodzinie też jest słaby. - ucina moją wypowiedź. Milknę patrząc wprost w jego stanowcze oczy. Chce powiedzieć coś więcej ale nie może. Nie teraz przy wszystkich. Nie przy Glorii. Na osobności. Najlepiej w łóżku. Opanuj się!
- Greg ma rację. - wtrąca się brunetka. - Poza tym, tutaj masz wszystko. Dom, przyjaciół, pracę... - wymienia. - Ja sobie bez ciebie nie poradzę, a ty beze mnie, więc nie możesz wyjechać. - szczerzy się. Mogę tylko pokręcić głową. - No i musisz mi pomóc w jednej bardzo ważnej sprawie. - dodaje.
- W jakiej? - pytam zainteresowana.
- Musimy odwieść mojego brata od popełnienia największego błędu w życiu.
- Co masz na myśli, mówiąc błąd? - pyta zainteresowany.
- Ożenek z tą jędzą. - odpowiada. Żołądek zwija mi się w supeł, bo co ja mogę? Mogę mieć z nim romans. Tylko co to zmieni? - Dobra, ja lecę. Gregor jadę do rodziców i... - milknie zastanawiając się nad czymś. - Apropo rodziców. Nie miałeś dzisiaj być u rodziców Sandritty? - pyta stając obok niego.
- Zmieniłem plany. - odpowiada krótko. Brunetka wzrusza ramionami.
- Wszystko co opóźnia przygotowania do wesela jest jak najbardziej pożądane. Papa! - puszcza mi całusa i wychodzi z restauracji. Biorę szklankę po soku, który wypiła i odwracam się do zlewu, żeby umyć ją porządnie. A potem wytrzeć i wypolerować tak jak przedtem kieliszek.
- Gdzie Bianka? - słyszę za plecami.
- Tobi wziął ją na spacer. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Znów cisza przerywana jedynie sobotnim gwarem w restauracji. Ludzie w tak piękną pogodę jadą w góry, a kiedy wracają wstępują na kieliszek wina, albo piwo i zostają do późna. Dlatego kelnerki mają sporo pracy. Odwracam się i widzę pustą filiżankę szatyna więc chcę ją też pomęczyć wodą z płynem. Kiedy po nią sięgam jego dłoń ściska delikatnie moją. Z paniką w oczach na niego patrzę. - Gregor ktoś może to zobaczyć. - mówię z paniką w głosie.
- Więc chodź ze mną na spacer. - odpowiada.
- Nie mogę zostawić restauracji... - przerywam kiedy jego dłoń obraca moją i zaczyna drugą dłonią ją głaskać. Moja panika sięga zenitu. - Dobrze, pójdę, tylko mnie puść. - od razu to robi.
- Będę na ścieżce za restauracją. - mówi i wychodzi zostawiając na ladzie pieniądze za kawę. Muszę wziąć większy wdech, żeby jakoś to przetrawić i nastawić się odpowiednio na tą rozmowę.
- Laura, muszę na chwilę wyjść, poradzicie sobie beze mnie? - pytam kelnerkę przechodzącą obok.
- Jasne. - odpowiada z uśmiechem.
- Gdyby Tobias wrócił przede mną, powiedz, że musiałam coś ważnego załatwić i wrócę jak najszybciej się da. - dodaję i wychodzę z restauracji.
     Ścieżka za restauracją prowadzi w górę do lasu. Z daleka widzę jak sylwetka szatyna znika wśród licznych wysokich dębów. Rozglądam się i idę w górę podążając za nim. W lesie go gubię. Stoję na środku ścieżki i rozglądam się bezradnie szukając go wzrokiem. W pewnym momencie ktoś lekko pociąga mnie w bok i ląduję w ramionach szatyna opartego o jedno z drzew. Jego zapach zawraca mi w głowie, a jego wzrok przewierca się przez moją duszę. Jedna jego ręka oplata moją talię a dłoń drugiej ręki odgarnia kosmyk moich włosów z czoła. Jest poważny, delikatny i jakby lekko niepewny. Mimo tego zdecydowanie ale nie spiesząc się zaczyna mnie całować. Obraca mnie tak, że teraz to ja czuję chłód opasłego dębu na plecach. Lekko napiera i pogłębia pocałunek, a ja nie potrafię się oprzeć. Oddaję się temu cała. Moja skala? W tym momencie daję sobie 10tkę. Jak cholera. Bo to nie jest jednorazowa przygoda, chcę żeby to trwało.
   Kiedy się ode mnie odrywa, żeby złapać oddech ogarnia mnie chłód. I lekki niepokój, bo nie czuję go tak blisko jakbym tego chciała. Opiera czoło o moje i wciąga głęboko leśne powietrze zmieszane z moimi perfumami. Jego dłoń spoczywa na moim policzku, a jego kciuk delikatnie go masuje. 
- Czemu na mnie nie patrzysz? - pyta cicho.
- Boję się, że jak otworzę oczy to znikniesz. - odpowiadam nie namyślając się zbytnio. Słyszę jak wstrzymuje oddech.
- Otwórz oczy Magda. - prosi cicho. Robię to z wielką niechęcią. Kiedy ponownie widzę jego oczy wiem, że wpadłam jak śliwka w kompot. Niszczę swoje małżeństwo i jego związek. - Bałem się, że nie będę mógł oczekiwać więcej. - mówi.
- Boję się tego więcej. - odpowiadam szczerze.
- Nie chcę cię skrzywdzić.
- Wiem, chcesz spróbować. - mówię kręcąc głową. W końcu patrzę mu prosto w oczy. - A jak pełna rodzina ci się znudzi, to zawsze przecież masz tą bezpieczną furtkę w postaci narzeczonej, ba, w postaci żony jeśli dobrze pójdzie. - mówię gorzko.
- Nie rozwiedziesz się teraz dla mnie prawda? - pyta. To pytanie retoryczne, bo to przecież oczywiste. - Oboje mamy furtki. Zrezygnujemy z nich na dobre, jeżeli poczujemy, że na prawdę może nam się udać. 
- Wiem. Przepraszam... - spuszczam głowę. Nie wiem co się ze mną dzieje. Zachowuję się jak zazdrosna nastolatka, a nie jak dorosła kobieta wiedząca o życiu zbyt wiele jak na swój wiek. Unosi mój podbródek tak, żebym znowu na niego spojrzała. 
- Jeżeli wyjedziesz... - zaczyna poważnie. - Nie powstrzymam cię. Ale nie chcę żebyś wyjeżdżała. Chcę cię tutaj, dla siebie. Chcę cię codziennie. Chcę... - przerywam mu pocałunkiem. Może i oszalałam ale nie potrafię przejść obok niego obojętnie. Pragnę go jak kiedyś pragnęłam Aleksa. Tylko czy potrafię go pokochać? 
- Jeśli zostanę, a Aleks się o nas dowie... 
- Dowie się jak się z nim rozwiedziesz. - przerywa mi stanowczo. Przez chwilę znów nikt się nie odzywa, a jego usta masują moje. To takie przyjemne kiedy ktoś pokazuje jak bardzo go pociągasz, jak na niego działasz, jak mu przy tobie dobrze. - Co ty ze mną robisz? - pyta odrywając się ode mnie.
- Niszczę twój związek. - odpowiadam poważnie. Znów milknie. - Dlaczego nie pojechałeś do teściów? - pytam.
- Do przyszłych teściów. - poprawia mnie. Jakby to była jakaś różnica. - Kiedy wróciłem do domu Sandra spała. Nie potrafiłem tak po prostu położyć się obok niej i zasnąć, jak gdyby nigdy nic. - przyznaje.
- Kochasz ją. - mówię.
- Nie wiem. - odpowiada szczerze. I znów cisza. Chyba wie do czego zmierzam, bo zaczyna kręcić głową. - To, że się na wzajem uszczęśliwiamy nie robi z nas złych ludzi.
- Robi ich z nas oszukiwanie najbliższych. - poprawiam go patrząc poważnie na jego oczy. Walczy ze sobą. Z własnymi wyrzutami sumienia. - Nie wiem czy potrafię tak skrzywdzić Sandrę.
- Sandrę? - dziwi się.
- Aleks wyjedzie, nie będę musiała patrzeć mu w oczy. Sandra czasem zajrzy do restauracji, będzie przy tobie na zawodach, na imprezach związkowych, na których jako mama Tobiasa też muszę być. Jak ja mam patrzeć jej w oczy wiedząc, że jej szczęście i miłość, którą uważa za coś oczywistego właśnie sama rozpieprzam? Jak mam patrzeć na was, uśmiechających się do wszystkich i opowiadających o weselu kiedy mam w głowie to co się dzieje między nami? - pytam. Milczy. Nie zna odpowiedzi. - Nie potrafisz ranić ludzi Gregor. Nie potrafisz zranić Sandry. Ten romans cię zniszczy, bo nie będziesz umiał powiedzieć jej, że te wszystkie lata spędzone razem są przeszłością, że masz kogoś innego, a mi... a mi nie będziesz w stanie powiedzieć, żebym przestała tak na ciebie patrzeć.
- Więc nie przestawaj. - oponuje. - Jestem dorosły, wiem co robię. - mówi pewnie. Musze się zaśmiać. I pokręcić głową. - Chcesz żebym odszedł? - pyta. - Chcesz żebym zostawił cię w spokoju i nigdy nie wracał? - pyta. Serce mi się zatrzymuje. Na chwilę wstrzymuję oddech, bo pyta tak bardzo poważnie. Zbliża się do mnie tak, że czuję jego oddech na policzku. - Więc pozwól mi pokazać ci jak bardzo cię pragnę... jak bardzo pożądam... jak potrzebuję... - mówi pomiędzy pocałunkami składanymi na mojej szyi. - Daj mi siebie... pozwól sobie być po prostu szczęśliwa... tu i teraz... - kończy na moich ustach, a ja znów nie potrafię go odepchnąć. - Nie odsyłaj mnie do piaskownicy. 
- Nie potrafię. - przyznaję. Uśmiecha się szeroko. Jego uśmiech zaraża więc też się uśmiecham.
- Jesteś taka piękna... - mówi znów mnie całując. Jego dłonie zjeżdżają coraz niżej. Unosi moją nogę i wsuwa dłoń pod sukienkę delikatnie masując moje udo. Pocałunek staje się coraz głębszy, coraz bardziej zachłanny. Mam gdzieś wszystko co dzieje się dokoła. W tym momencie nie przeraża mnie nawet fakt, że kogoś oszukujemy, że oboje ranimy, bo w końcu czuję się obdarowywana czułością, której tak bardzo mi brakuje. Nam obojgu. I wszystko jest tak jak ma być. Dopóki nie słyszę zaskoczonego głosu od strony ścieżki.
- Ja pierdzielę...




~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie :) W prezencie kolejny rozdział :)
Pojutrze felieton :) Już na 100% :*
Buziaki z Villach :*

czwartek, 7 maja 2015

15. Romans


~Innsbruck~


   Nie powinienem. Nie mogę. Obiecałem, że się nie będę narzucał. Zakończyliśmy sprawę. Jaką sprawę Schlieri? Przeprosiłeś jedynie za spontaniczny pocałunek. Nie wyjaśniłeś dlaczego to zrobiłeś, nie porozmawiałeś o uczuciach. Tylko czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie dla niej? Znam ją kilka tygodni. Miesiąc. Ale to już sobie przemyślałem. Nie ryzykujesz - nie żyjesz. Nie chcę potem żałować, że nie wykorzystałem okazji. 
    Patrzę w prawo. Kobieta mocno ściska nastolatka, który przed chwilą wysiadł z mojego samochodu. Sprawdza czy jest cały, głaska go, po chwili robi groźną minę i kreci głową, po czym przytula go mocno do siebie. On ją też. Uśmiech wkrada się na moją głupkowatą twarz. Bo cieszy mnie ta ich więź, bo im jej zazdroszczę, bo chciałbym tam widzieć też siebie. Może i zwariowałem ale nie żałuję tego mojego wariactwa. Czy przywiązanie się do obcej rodziny jest czymś niedorzecznym? W takim razie potrzebuję psychiatry, bo sam sobie z tym nie poradzę. Nie poradzę sobie z tym, że moje serce się tam wyrywa. 
    Powinienem odjechać. Zostawić ich w spokoju ale coś mnie zatrzymuje. Coś każe mi zaczekać aż wejdą do restauracji. Więc czekam odprowadzając ich wzrokiem. I kiedy już mają zamknąć za sobą drzwi, widzę jak rudowłosa zbiega ze schodków i szybkim krokiem zbliża się do mojego samochodu. Tak po prostu otwiera drzwi i siada obok mnie. Jej zielone oczy wpatrują się we mnie intensywnie. Wygląda tak mądrze...
- Nie mogę tolerować takiego zachowania Tobiasa Gregor. Jeżeli za każdym razem będzie uciekał z domu, jeżeli coś nie będzie mu pasowało... to nie doprowadzi do niczego dobrego. - mówi w końcu. - To nie jest dobra metoda wychowawcza. 
- Nie zrobił tego, żebyś się nie zgodziła na wyjazd. Nie chciał zrobić ci przykrości ani sprawić, żebyś się o niego martwiła. Po prostu nie wytrzymał.
- Powiedział ci coś? - pyta. Patrzy zmartwionym wzrokiem.
- Powiedział bardzo dużo. - przyznaję. - Nie mamy chyba na to teraz wystarczająco czasu. - dodaję. Kiwa głową.
- Przyjedź dziś wieczorem do restauracji jeśli masz chwilę. Tobias będzie na korepetycjach. Nie chciałabym żeby był przy tej rozmowie. - mówi.
- Będę o 20.00 - odpowiadam spokojnie.
- Dziękuję.
- I tak nie miałem innych planów. - wzruszam ramionami.
- Za przenocowanie Tobiego. -wyjaśnia. Przez chwilę tylko na nią patrzę z lekkim uśmiechem. - Twoja narzeczona na pewno nie była zadowolona z jego obecności. - dodaje poprawiając ułożenie swojej zielonej sukienki.
- Sandra wyszła z domu. - wyjaśniam. Kręci głową z delikatnym uśmiechem.
- Mojego męża nie będzie. Wyjechał na weekend do Wiednia. - oznajmia. - Do zobaczenia wieczorem. - mówi i wychodzi z samochodu. Nie potrafię nie patrzeć i nie podziwiać gracji z jaką się porusza. Jeżeli robi to świadomie, to może oznaczać tylko jedno. To samo co zdanie "mojego męża nie będzie". Mój organizm reaguje instynktownie. Adrenalina się podnosi, serce zaczyna bić szybciej, czuję jak pojawia się na moim ciele gęsia skórka. Co ta kobieta ze mną robi?

     Blondynka siedzi na kanapie i intensywnie się we mnie wpatruje. Jest wściekła, bo od wczoraj nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Dla mnie wygodniej. Czasem słuchanie jej męczy mnie bardziej niż cały sezon. Szkoda, że odkryłem to tak późno. Być może nawet za późno.
- Dowiem się gdzie wychodzisz? - pyta warcząc.
- Na randkę. - odpowiadam poprawiając czarną koszulę.
- Rozmawialiśmy już o twoich wypadach do Thomasa. Jak będziesz wlewał w siebie tyle piwa, to nigdy nie wrócisz do formy. - mówi upijając łyk bursztynowego alkoholu. Odwracam się w jej stronę. Ma pełny makijaż, eleganckie spodnie i białą bluzkę i włosy spięte w wysoki kok. Gdzie się podziała jej kobiecość?
- Mówiłem, że idę na randkę, nie do Thomasa. - zauważam. Przez moment na jej twarzy widzę zdziwienie ale po chwili kręci tylko głową.
- Kiedy ty dorośniesz Gregi... - wzdycha. Cóż, chyba właśnie dorosłem i w końcu wiem czego tak na prawdę chce. Albo czego tak na prawdę nie chcę. Nie chcę spędzić reszty życia z kimś kto nie ma takich samych potrzeb jak ja. Więc czemu jej tego nie powiem? Dlaczego po prostu tego nie zakończę? - Moi rodzice chcą żebyśmy przyjechali na weekend... - mówi spokojniej. Podchodzi do mnie i poprawia mi kołnierzyk. Uśmiecha się lekko i patrzy prosto w oczy. - Może pojechalibyśmy do nich jutro? - pyta. - Trzeba wybrać lokal na wesele i skonkretyzować listę gości a bez ciebie sobie nie poradzę. - kontynuuje. Jej oczy znów są szczere jak kiedyś i tak samo beztroskie. To jest odpowiedź na moje pytania. To właśnie dlatego nie mogę tego przerwać. Bo sam chciałem, sam nalegałem, sam wybrałem i obiecałem jej, że będę. Zawsze. - No, wyglądasz jak model. - puszcza mi oko. - To co? Pojedziemy rano do nich? 
- Ech... Tak. Pojedziemy. - odpowiadam składając na jej czole czuły całus. I nagle odniechciewa mi się wychodzenia z domu. Ale jadę porozmawiać o Tobim. To jest ważna sprawa. I na tym poprzestańmy. 
- Wróć przed 9.00 i baw się dobrze. - mówi z uśmiechem na ustach i całuje mnie namiętnie. Tak żebym wolał zostać z nią. I przez chwilę wolę. Ale kiedy zamykam oczy widzę zieleń, która ciągnie mnie w swoją stronę jak magnes. Jestem przeklętą ćmą a ona moim światłem. 
- Wrócę przed północą. Morgi chciał o czymś tylko pogadać. - mówię i znów tonąc w jej ustach strzelam sobie w serce. 
   
    Restauracja jest pełna młodych ludzi jak w każdy piątek. Rozmowy, śmiechy i na każdym stoliku po kilka piw. Przechodzę przez salę witając się z kelnerami docieram do baru, przy którym stoi młoda kelnerka. Za niska, za chuda i za bardzo blond. Czy teraz już każdą kobietę będę porównywał do Magdy? Jeszcze przed kilkunastoma minutami chciałem spędzić noc z własną narzeczoną. Jestem draniem. 
- O dzień dobry! - wita się ze mną energicznie. - Szefowa prosiła, żebym skierowała pana na górę. Bianka ma problem z zaśnięciem, a nie może jej tutaj wziąć, bo ruch jest dzisiaj zbyt duży. - wyjaśnia. - Zna pan drogę? - pyta przyjaźnie.
- Tak, trafię.  - uśmiecham się miło i idę w kierunku drewnianych drzwi na klatkę schodową. 
   Skoro Bianka ma problem z zaśnięciem muszę być cicho. Więc powoli kroczę po dywanie na korytarzu i słucham, gdzie słychać głos Magdy. Po chwili zatrzymuję się przy uchylonych do jej sypialni drzwiach i widzę ją stojącą przy oknie, trzymającą na rękach Biankę. Opieram się o futrynę i słucham, bo uświadamiam sobie rzecz, która gdzieś tam umknęła mi wśród wielu istotnych dla mnie informacji o tej kobiecie.


"Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.

Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna."

   Mogę jedynie podziwiać jak pięknie śpiewa. To, że nie rozumiem ani słowa nie przeszkadza mi zupełnie. Buja się delikatnie na boki, a dziewczynka bawi się jej włosami, kręcąc lok na paluszku. Kobieta uśmiecha się do córeczki i wzdycha wesoło.
- Czekasz na kogoś moja panno? - pyta ją w ojczystym języku. W pewnym momencie obraca się tak, że staje na wprost drzwi. Wygląda na zaskoczoną ale po chwili lekko się uśmiecha. No tak. Stoję w drzwiach jak idiota i wpatruję się w nią jak sroka w świecidełka. 
- Nie chciałem przeszkadzać. - wyjaśniam.
- Bianka ma dzisiaj bunt. - mówi wesoło. Kiedy mała słyszy mój głos natychmiast podnosi się na rękach matki i uśmiecha do mnie szeroko. Nie potrafię się nie odwdzięczyć tym samym. Podchodzę do niej i spoglądając na Magdę pytającym wzrokiem wyciągam do niej ręce. Dziewczynka od razu zaczyna gaworzyć i przenosi się do mnie. - Napijesz się czegoś? - pyta kobieta chowając jakieś ubranka dziewczynki do białej szafki przy łóżeczku.
- Nie, dzięki. - odpowiadam ciągle wpatrując się zauroczony w małą księżniczkę. W tym momencie zaczyna dzwonić jej telefon. Odbiera i znów rozmawia w swoim ojczystym języku. Po chwili wypytywania się o coś rozłącza się.
- Tobias nagle znalazł nowych kolegów na korepetycjach. - mówi zaskoczona. - Jeden z nich zaprosił go na noc. - dodaje.
- Chce ci pokazać, że jednak ma tutaj znajomych i przyjaciół. - odpowiadam układając sobie na rękach dziewczynkę. Magda siada na jednym z foteli znajdującym się w sypialni i wskazuje mi drugi fotel. Zajmuję swoje miejsce i kieruję swój wzrok na nią. Jest przygaszona i zmartwiona. - Nie wiedziałem, że Tobias zna twój ojczysty język. - wspominam. Jest lekko zdezorientowana ale po chwili odpowiada spokojnie.
- Chciałam, żeby kiedyś potrafił porozmawiać ze swoimi dziadkami w Polsce. - mówi. Kiwam tylko głową nie wnikając w tą historię za bardzo. - Wiem, że nie chce wyjeżdżać do Stanów. I doskonale go rozumiem ale nie może się tak zachowywać.
- On to rozumie ale ta sytuacja go trochę przerosła. Nagle ojciec, który miał go gdzieś przez większość życia, pojawia się oznajmiając, że chce wywrócić mu świat do góry nogami, nie licząc się z jego planami i życiem.
- Mi też się to nie podoba ale to jest jednak jego ojciec. - odpowiada mało przekonująco. - Chciałabym uratować tą rodzinę. Dla Tobiasa i dla Bianki. Żeby byli szczęśliwi, mieli matkę i ojca. Żeby niczego im nie brakowało. Jeżeli nie pojadę z nimi do Stanów pozbawię ich taty.
- Tobi nigdy tak nie powie o Aleksie. - wtrącam. Zadaję cios i widzę ból na jej twarzy. Nie chcę tego. Zerkam na Biankę. Ma zamknięte oczy i miarowo oddycha. Usnęła. Jest taka spokojna... Jej maleńkie usteczka układają się w łódeczkę, opadający na twarz mały kosmyk rudych włosów przesuwam z jej noska na bok, żeby widzieć jej śliczną buzię w pełnej krasie. 
- Ojca się nie wybiera. - słyszę obok ucha. Magda stoi nade mną i uśmiecha się lekko widząc śpiącą córkę. Bierze ją w swoje ręce i powoli, delikatnie układa w łóżeczku, przykrywając białym kocykiem. Pochyla się nad łóżeczkiem i tak już pozostaje. Podchodzę do niej i przyglądam się jej skupionej na córce twarzy. 
- Ojca się nie wybiera ale na miano taty trzeba sobie zasłużyć. - mówię. Odwraca się do mnie i patrzy intensywnie. - To słowa Tobiasa. - wyjaśniam. Znów coś w niej gaśnie.
- Nie wiem co mam robić Gregor. - wyznaje bezradnie. Pierwszy raz odkąd ją poznałem widzę u niej zupełny brak nadziei na to, że będzie dobrze. - Nie chcę wyjeżdżać. - mówi cicho.
- Więc zostań tu z dziećmi. - odpowiadam z nadzieją w głosie. - Co w życiu Aleksa zmieni wasza obecność tam, skoro i tak ma was gdzieś? Jeżeli zostaniecie tutaj, dla was nic się nie zmieni, bo i tak ciągle jesteście sami, a dla niego... Będzie miał dobrą wymówkę do tego, ze nie spędza z wami czasu.
- Nie pozwoli mi tu zostać. - mówi. - Za bardzo chce mnie przy sobie. Nawet jeżeli mam być tylko raz na jakiś czas.
- A gdzie tu dzieci?
- Jestem w pakiecie z nimi. - oznajmia.
- On chyba tego nie wie.
- Nie pozwoli mi zostać, bo mnie kocha. - broni się resztkami sił.
- A ty go kochasz? - pytam wprost. Milknie. Spuszcza wzrok na córkę i zaciska dłonie na szczebelkach łóżeczka. 
- Mamy dwójkę dzieci, jesteśmy małżeństwem... - zaczyna.
- Nie o to pytałem. - przypominam. Znów milknie. - No właśnie. - przyznaję ze smutnym uśmiechem. Nawet nie wiem kiedy znajduję się zaraz przy niej i palcami delikatnie gładzę jej dłoń. - Niejeden oddałby wszystko za to, czego twój mąż tak bardzo nie docenia. Za cały pakiet. - mówię zniżając głos. Moja dłoń automatycznie unosi się do jej policzka. Jej oczy mówią, że czuje strach, że walczy sama ze sobą, że jest zagubiona.
- Kiedyś będziesz miał swoją rodzinę... - zaczyna. Teraz to moje oczy gasną. - Żenisz się Gregor. Dlaczego nie skupisz się na Sandrze? Dlaczego nie zawalczysz o swoją rodzinę tylko idziesz na łatwiznę i chcesz przywłaszczyć sobie czyjąś? 
- Nie powiedziałbym, że zdobycie ciebie to łatwizna. 
- Więc czemu za wszelką cenę chcesz mnie zdobyć? - pyta. Ma w oczach czystą ciekawość. Chęć uzyskania odpowiedzi. - Czemu moja rodzina? 
- Nie wiem. - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Jedyne co teraz wiem na pewno to to, że nigdy niczego tak nie pragnąłem jak ciebie. Nigdy wcześniej nie czułem do żadnej dopiero co poznanej kobiety tego co czuję kiedy jesteś obok. Nigdy nie zależało mi na nikim tak bardzo jak na tobie i Tobim. Nie miałem pojęcia, że mogę się przywiązać do nastolatka, że mogę pokochać obce dziecko, które jeszcze nie mówi, że...
- Że? - pyta szeptem.
- Że złamię wszystkie zasady i świętości, w które tak cholernie wierzę. - kończę cicho. W jej oczach widzę łzy. Wiem, że wolałaby usłyszeć to od kogoś innego, że chciałaby, żeby słowa o trosce o Tobiasa wypowiadał ktoś inny. Ale tego nie da się zrobić. I ona doskonale o tym wie. dlatego moja odwaga i bezczelność każe mi delikatnie przesunąć dłoń po jej policzku. Każe zbliżyć się jeszcze bardziej i złożyć na jej ustach delikatny pocałunek. 
   Spodziewam się gwałtownej reakcji. Jakiegoś ataku, jakiejś awantury, solidnego policzka a zamiast tego dostaję odwzajemnioną czułość. Dostaję ciepło jej dłoni na mojej twarzy, zdecydowanie jej ust na moich ustach, bliskość jej ciała przy moim. Coś się we mnie budzi, jakaś nadzieja, uczucie, które odkrywam na nowo, bo bardzo dawno nie czułem tego co czuję teraz. Prawdziwej tęsknoty za tym co teraz się dzieje. Odrywa się ode mnie i cicho dyszy opierając czoło na mojej brodzie. 
- Nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie Gregor. - mówi cicho. Nadal ściska moje ramię małą dłonią. - Rodzina to odpowiedzialność. A cudza rodzina to jeszcze większa odpowiedzialność. Nie kochasz nas tylko się przywiązałeś. Co będzie jeśli kiedyś stwierdzisz, że to jednak nie to? 
- Nie skrzywdzę cię. - odpowiadam pewnie, unosząc jej głowę tak, żeby na mnie spojrzała. Uśmiecha się kręcąc głową.
- To nie o mnie chodzi. Ja sobie poradzę. Nie chcę żeby Tobias znów się zawiódł. - mówi poważnie.
- Dajesz mi kosza? - pytam poważnie. - Znów każesz mi wracać do swojej piaskownicy myśląc, że nie jestem na tyle odpowiedzialny, żeby tego wszystkiego nie wiedzieć i nie zdawać sobie sprawy z powagi tych decyzji?
- A zdajesz sobie sprawę z tego co chcesz zrobić?
- Chcę być szczęśliwy.
- Za kilka miesięcy bierzesz ślub. - przypomina mi. Kładzie dłoń na moim policzku. - Jak sobie to wszystko wyobrażasz? Sprawdzisz jak ci z nami jest a kiedy się znudzisz wrócisz do żony? - pyta poważniejąc. Odsuwa się ode mnie i odwraca w stronę okna. Ma trochę racji. Jestem niezdecydowany ale coś w tym wszystkim jest takiego, co powoduje, że nie mogę tak po prostu odpuścić. Właśnie dlatego podchodzę do niej i odwracam w swoją stronę wpijając się ustami w jej usta. Znów odwzajemnia pocałunek, który tym razem jest dużo pewniejszy i bardziej stanowczy. Wplatam dłoń w jej włosy, a drugą dłonią powoli zsuwam jedno z ramiączek sukienki. Nie protestuje. Rozpina guziki mojej koszuli i po chwili się jej pozbywa, a kiedy kładzie na moim ciele swoje dłonie, nie potrafię się dłużej hamować. Unoszę ją i przenoszę na łóżko. Zamek z jej sukienki przez chwilę nie chce współpracować ale dla mnie nie jest to problemem. Materiał jest cienki delikatny, a ja odnajduję w sonie pokłady siły, która napędzana jest pożądaniem jakiego dawno nie odczuwałem.
- Kupię ci ładniejszą. - mówię, kiedy karci mnie wzrokiem. Przez chwilę nic się nie dzieje. Wpatrujemy się jedynie w siebie odczytując swoje potrzeby z oczu pełnych emocji. Jej dłoń powoli kieruje się w dół moi pleców. Jej paznokcie zostawiają delikatny ślad na mojej skórze w postaci dreszczy. To mi wystarcza do wznowienia pieszczot. Intensywność tego co się dzieje przekracza moje wyobrażenia, a jej dojrzałość i świadomość swojej seksualności pociąga mnie jeszcze bardziej... Nie wiem, kiedy pozbyliśmy się ubrań, nie wiem kiedy zaczęliśmy poruszać się we wspólnym rytmie, kiedy odnaleźliśmy się w sobie... Czuję przyjemność i nic wokół się nie liczy. Jej błędny wzrok, uchylone usta, ciche jęki... Doprowadza mnie to do szaleństwa. Szaleję za nią, szaleję za jej pięknym ciałem, za jej zapachem, za jej kobiecością, za przyjemnością i satysfakcją jaką mi daje. Zaciska dłonie na pościeli, zamykam oczy i staję na krawędzi rozkoszy. Tak intensywnych doznań nie miałem chyba nigdy. Czym to spowodowane? Nie wiem. Czy tym, że to obca kobieta, czy tym, że właśnie zdradziłem narzeczoną, czy tym, że rozbijam rodzinę... Jedno jest pewne, kiedy patrzę na jej twarz pełną wyrzutów sumienia. Rozpocząłem romans...




~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć i czołem :) 
Przepraszam za opóźnienie ale internet mi tu łapie jak mu się chce.
Powyższe... miało być inne ale wyszło takie. 
Mam nadzieję, że nie przedstawiłam Magdy w roli łatwej panny, a jeżeli tak, to w kolejnym rozdziale postaram się ją trochę ocieplić. (nie obiecuję, że mi się to uda :P)

I jeszcze pocztówka ode mnie z pozdrowieniami dla Was :*