czwartek, 1 października 2015

Epilog



     Miłość...
 Cholernie trudne uczucie.
Kiedy przyjdzie, człowiek myśli, że jego problemy się kończą ale tak na prawdę wtedy dopiero się zaczynają. 
Do miłości trzeba dojrzeć. 
Do tej prawdziwej i trwałej.
Do tej na zawsze.
Do końca życia.
A co potem?
Chyba nikt tego nie wie.
Czy jeśli kochaliśmy dwie osoby to po śmierci z obiema jesteśmy w tym miejscu bez adresu?
Tworzymy taką jedną wielką rodzinę?
A może po śmierci niczego i nikogo nie pamiętamy?
Tam w tamtym świecie jesteśmy tacy jakimi czy wszyscy jesteśmy piękni i młodzi?
Tyle pytań...

- Możecie jechać do domu, ja jeszcze chwilkę zostanę. - mówi nagle brunet. Zerkam na niego i widzę jak intensywnie wpatruje się w zdjęcie na nagrobku swojej matki. Jego błękitne oczy są dużo ciemniejsze niż wtedy, kiedy miał 14 lat. Rysy twarzy się wyostrzyły i pojawił się zadziorny zarost, który działa na wszystkie dziewczyny. Jest dobrze zbudowany i wysoki. I wciąż cichy i małomówny. Tak samo jak przez ostatnie 10 lat...
- Poczekamy na ciebie. - odpowiadam pewnie. Kładę mu dłoń na ramieniu. Potrzebuje czasu, żeby w tylko sobie znany sposób opowiedzieć matce o tym co teraz się u niego w życiu dzieje. Odkąd wyjechał na studia do Berlina rzadko zagląda do domu. Tak. Do domu.
   Odwracam głowę w prawo i widzę jak blondynka w średnim wieku spaceruje uliczką biegnącą wzdłuż cmentarza z dwiema dziewczynkami, które zawzięcie o czymś dyskutują. 
- Bianka staje się coraz bardziej podobna do mamy. - mówi patrząc w tym samym kierunku.
- Jest jej kopią. - odpowiadam z lekkim uśmiechem. Też się uśmiecha. Nie często widzę taki wyraz jego twarzy. Tylko wtedy kiedy wspomina o siostrze. To co zdarzyło się w przeszłości zostawiło w nim duży ślad. Piętno, przez które tak bardzo trudno mu utrzymywać jakiekolwiek bliższe relacje z ludźmi. Żeby się nie przyzwyczaić i nie cierpieć już więcej kiedy odejdą. Smutne ale prawdziwe. Dlatego tak bardzo dziwi mnie to co teraz mówi.
- Chciałbym, żebyście z Sandrą kogoś poznali. - mówi nieśmiało. Patrzę na niego zaskoczony.
- Jasne. Twoja dziewczyna? - pytam delikatnie.
- Tak. - odpowiada z zastanowieniem po czym patrzy na mnie. - Na razie. - puszcza mi oko. Uśmiecham się, bo cieszy mnie to, że w końcu się otwiera.
- Idziemy na obiad? - pytam. Kiwa głową i ruszamy w kierunku Kobiet czekających na nas przy bramie. 
   Kiedy podchodzimy bliżej blondynka uśmiecha się pogodnie i delikatnie ściska bruneta.
- Tobias, jak już będziesz sławnym chirurgiem... - zaczyna niższa blondynka, której wysoki kucyk buja się w rytm kroków.
- Onkologiem Liz. - poprawia ją ciągnąc za kitkę.
- Jasne... i będziesz miał kolegę plastyka to załatwisz mi operację nosa? - pyta z nadzieją w oczach. Patrzy na nią zaskoczony, tak samo jak wszyscy pozostali.
- Czemu chcesz operować nos mała? -pyta z rozbawieniem.
- Bo jest krzywy jak nos taty. - mówi wzruszając ramionami. - I lustro się krzywi jak wstaję rano. - dodaje poważnie.
- To je ściąg. - wtrącam urażony. Każdy się uśmiecha. Tak powinna wyglądać rodzina, prawda? I tak jest. Każde z nich jest moim dzieckiem i każde z nich kocham nad życie. I Tobiasa, który porzucił narty dla medycyny, i Biankę, która jest cicha i nieśmiała ale tak podobna do matki, że uwielbiam na nią patrzeć nawet jak czyta książki, które uwielbia, i Liz. Moją córkę. Moją i Sandry. Tak samo zbuntowaną i pyskatą ale i tak samo uczuciową i zdeterminowaną, żeby odnieść w życiu sukces. 
   Miłości nie można się nauczyć. Ją po prostu trzeba czuć. I tą właśnie miłość czuć w domu nad restauracją, w którym zawsze pachnie ciepłem i radością. W domu, do którego Tobias wraca z bólem ale z którego zawsze wyjeżdża ze łzami w oczach. Ze łzami tęsknoty za tym co zostawia. 
   Przechodząc korytarzem obok pokoju Bianki zatrzymuję się przy lekko uchylonych drzwiach. Tylko w taki sposób mogę usłyszeć co tak na prawdę czuje i myśli ta dwójka skrytych w sobie ludzi. Dla mnie wciąż i zawsze już - dzieci...
- Nigdy nie zaczynałaś tego tematu. - słyszę męski głos Tobiasa.
- Bo bałam się Tobi. - mówi ruda nastolatka.
- Mnie? - dziwi się.
- Bałam się, że zasmucę cię jeszcze bardziej. A jesteś taki smutny od kiedy pamiętam. Nie chciałam żebyś był taki przeze mnie.
- Hej, dzieciaku... jesteś moją siostrą, nigdy mnie nie zasmucisz. - mówi. Nastaje chwila ciszy. Dopiero za moment dziewczynka zaczyna mówić.
- Nie pamiętam mamy Tobi. - mówi cicho. - Znam ją jedynie ze zdjęć i z opowiadań cioci Glorii. Tata nigdy ze mną o niej nie rozmawiał.
- I teraz chcesz się dowiedzieć czegoś więcej. - kończy za nią chłopak.
- Gdybyś kiedyś miał wolną chwilę... mógłbyś mi opowiedzieć i o mamie i o tacie? 
- O nim nie ma co mówić. - mówi poważnie. - Ale jeśli chcesz...
- Chcę. - mówi od razu. Znów zapada cisza. - Nie musi być teraz. Kiedyś Tobi... - znów cisza. - Ja mam tatę. I mamę. - mówi. Na chwilę przestaję oddychać. - Nie chcę żebyś był zły o to, że mówię do niej mamo.
- Nie jestem zły głupolku. - mówi ciepło. - To, że ja nie potrafię tak mówić do Sandry nie oznacza, że jestem zły, że ty tak mówisz. Właściwie to się cieszę.
- Na prawdę? - dziwi się. Tak jak ja.
- Tak. Bo to znaczy, że jest dla ciebie dobra, że troszczy się o ciebie, że nie ma dla niej różnicy pomiędzy tobą a Liz. - dodaje. Odwracam się chcąc odejść ale spotykam na swojej drodze Sandrę. Ze łzami na policzkach. Ze zmarszczkami wokół oczu. Z uśmiechem na ustach.
- Tak bardzo ich kocham Gregor. - szepcze. Przytulam ją mocno do siebie i czuję ciepło i czystą miłość. Tak wiele musiało się w naszym życiu wydarzyć, żebyśmy zrozumieli jak bardzo siebie potrzebujemy i kochamy. Ale przecież wszystko w końcu jest tak jak być powinno. I wtedy właśnie słyszymy coś co szokuje nas tak mocno, że czujemy się jakbyśmy dostali po głowach...
- Powiem ci coś w sekrecie mała.
- No?
- Będziesz ciocią...


*****************
Tak więc opowiadanie to dobiegło końca. 
:(
Mam nadzieję, że dobrze się Wam je czytało.
Dziękuję za Waszą obecność.
Wszystkim i każdej z osobna.
Nie będę Was wymieniać, bo nie chcę nikogo pominąć ale każda z Was jest dla mnie tak samo ważna.
I każdy komentarz był tak samo dla mnie istotny.
Dziękuję i do zobaczenia (mam nadzieję) wkrótce na

niedziela, 27 września 2015

26. Bajka na dobranoc.



~Graz~


- To nie dzieje się na prawdę...
- Przepraszam Gregor, ja... nie mogłam.
- Jesteś moją siostrą Gloria! - wybucham uderzając w ścianę pięścią. Ona siada na kanapie i płacze tak bardzo, że od razu uspokajam emocje. Kucam przed nią i biorę jej dłonie w swoje. - Przepraszam... - wzdycham. - To mnie po prostu przerosło. - dodaję szczerze. Patrzy na mnie zapłakanymi oczami. Jest wyczerpana. 
- Ona z tego nie wyjdzie Greg. - szepcze.
- Nie mów tak. - mówię stanowczo i potrząsam jej dłońmi. - Jest pod dobrą opieką, jej mąż...
- Były mąż. - poprawia mnie patrząc smętnie w jeden punkt na mojej koszuli. Przez chwilę nie oddycham ale w końcu wracam do żywych.
- Były? - pytam z nadzieja w oczach. Kiwa głową bezwiednie.
- Powiedziała mu o romansie. Powiedziała mu o tym, że Tobias go nienawidzi a Bianka nie zna. Że ona sama już go po prostu nie potrafi kochać... 
- I?
- Uderzył ją. - wyznaje ciężko, a mi pięści zamykają się mocno, a kostki bledną. - To wystarczyło. 
- I tak po prostu dał jej rozwód? - pytam.
- Nie wiem. Chyba tak. - wzrusza ramionami. - Więcej nie chciała mi powiedzieć. - dodaje odwracając wzrok na mnie. - To jest zapalenie wątroby, które doprowadziło do niewydolności.
- Są przeszczepy. - wtrącam uparcie.
- Są przerzuty Gregor. A nerki nie działają. - mówi cicho i znów zaczyna płakać. Gula staje mi w gardle, kiedy chcę zapytać o to czego wiedzieć nie chcę.
- Ile? - pytam cicho. Milczy. - Gloria... ile? - powtarzam trochę mocniej. Podnosi wzrok i już wiem, że nie będzie to zbyt wiele czasu. Panika jaka mnie ogarnia blokuje wszystkie uczucia. Czuję się jakbym był jakimś robotem. Zaprogramowany na życie. Puste, bez emocji, bez łez, bez niczego.
- Kilka dni. - wyznaje, a mi w głowie wiruje jakbym dostał czymś twardym. Jakbym upadł na skoczni i nie miał kasku. Rozbijam się. I moje serce pęka...


***


     Sala wygląda jak pokój hotelowy. Jest tu pełno kwiatów. Pięknie pachnie jej perfumami. Nawet w tym stanie dba o siebie. Stara się dbać. Siadam na fotelu przy łóżku i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Kobieta, którą kocham, dla której moje serce na nowo ożywa, leży tutaj i umiera. Zaciskam pięści i opanowuję gniew, który wzbudza we mnie jej stan. Jest blada i tak bardzo wychudzona, że jej nie poznaję. Tak bardzo się zmieniła...
- Dostała dzisiaj mocniejsze leki przeciwbólowe, jeszcze trochę pośpi. - słyszę obok ucha. Odwracam się i widzę bruneta. Nastolatka, który wydoroślał tak, że wygląda na starszego ode mnie. Jest przygarbiony, jakby cała odpowiedzialność za matkę i siostrę spadła na niego i go przytłoczyła. Podchodzę do niego i bez słowa przytulam do siebie. Czy nie mam łez, czy już nie potrafię płakać? Czuję jak drży, jak opuszczają go emocje. Moja koszula staje się mokra. Przytulam go mocniej i głaszczę po plecach.
- Nie martw się Tobias... - mówię cicho. - Nie jesteś sam. - dodaję jakby to miało ulżyć mu w cierpieniu. A może to ma ulżyć trochę mi? Bo ja też w tym nie jestem sam? Bo jesteśmy razem? Świat przewraca się nam obu do góry nogami i nie jesteśmy w stanie nad tym zapanować. Nie powstrzymamy tego siłą woli. A najgorsze jest to, że nie powstrzymamy tego niczym...

   Kawa w mojej dłoni, w jego z resztą też. Siedzimy na przeciwko siebie po bokach łóżka i milczymy. Taka chwila jest potrzebna nam obu. Znów patrzę na Magdę. Jej piękne rude włosy są bledsze. Jakby wypłowiały. Jakby już uszło z nich życie. Usta nie mają tego intensywnego malinowego koloru, a kości policzkowe wystają jak nigdy. Jej pełna buzia stała się jakby... starsza. Jakby była bliżej 40stki. Dlaczego mnie tu nie było, kiedy to wszystko się działo?
- Mama dostała rozwód. - mówi nagle brunet. Odwracam się w jego stronę. Jest wpatrzony w matkę, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. - Ojciec dostał zakaz zbliżania się za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad mamą. - dodaje. Patrzę na niego z coraz większym zdziwieniem na twarzy. Zerka na mnie. - Ja też nie wiedziałem. - wzdycha. 
- To nie twoja wina Tobias. - mówię. - Nie mogłeś wiedzieć. Jesteś nastolatkiem, którego dorosłe życie powinno jeszcze nie obchodzić.
- Nie zauważyłem, że ojciec znęca się nad mamą.
- Ja też tego nie zauważyłem. - przyznaję. - I nie potrafię sobie wytłumaczyć jak do tego doszło. Bo wiele widziałem i o wielu rzeczach wiedziałem ale to... - obaj milczymy. Znów wpatrujemy się w Magdę.
- Zostaniemy sami Gregor. - mówi szeptem. - Ojciec zrzekł się do nas praw. Wylądujemy w domu dziecka. - mówi nadal szepcząc. Patrzę na niego przerażony. W jego oczach jest pustka. - Nie chcę żeby rozdzielili nas z Bianką. Nie chcę trafić do bidula, nie chcę dla niej takiego dzieciństwa. Już i tak ma je spieprzone. - dodaje.
- Co ty mówisz Tobias? Nigdzie nie traficie, słyszysz? - brunet podnosi na mnie wzrok i patrzy tak poważnie...
- Nie mamy nikogo. - mówi. - A mama za kilka dni będzie żyła tylko dlatego, że będzie podłączona do jakiejś maszyny. - milknie na chwilę. Jest jakby nieobecny mówiąc to. Dopiero po chwili dodaje coś co jeszcze bardziej mnie uderza. - Ktoś będzie musiał to zrobić Gregor. - mówi szeptem. - Ktoś będzie musiał to zrobić. - powtarza. Kiwa głową i wychodzi z sali. Jestem osłupiały. Nigdy w życiu nie widziałem i nie czułem niczego podobnego. Ta sytuacja mnie przerasta i mam wrażenie, że nastolatek, który teraz odchodzi z Glorią jest dojrzalszy ode mnie. 
- On nie może przy tym być. -słyszę słaby głos. Odwracam wzrok na nią. Jest blada, a jej oczy pożółkłe. Wątroba i nerki nie działają. Gloria miała rację. Serce mi krwawi, kiedy słyszę jak ciężko się jej mówi. Patrzy na mnie bez błysku w oczach, bez tego co tak bardzo mnie w niej ujęło, bez swojej energii, bez wesołości, bez niczego...
  Biorę w dłonie jej dłoń i całuję. Tak bardzo za tym tęskniłem. 
- Powinnaś zadzwonić. - mówię.
- I powiedzieć, żebyś rzucił rodzinę i przyjechał bo co? - pyta. - Bo umieram?
- Nie chcę tego słyszeć.
- Musisz to przyjąć do świadomości Gregor.
- Nie potrafię.
- I właśnie dlatego zabroniłam Glorii cię o tym informować. Nie wiem po co to zrobiła. - wzdycha ciężko. Na jej twarzy pojawia się grymas bólu. 
- Coś cię boli? - pytam ze strachem w oczach. Lekko się uśmiecha.
- Wszystko. - odpowiada. - Czuję jak się rozpadam. - mówi poważnie. Kręcę głową.
- To nie Gloria dzwoniła. - mówię omijając temat bólu. 
- Nie? - dziwi się.
- Tobias. 
- Ech... On... on się boi. 
- Wiem. - odpowiadam. - Kiedy Sandra powiedziała mi o telefonie od Tobiego nie mogłem uwierzyć. Dopiero kiedy zadzwoniłem... - przerywam widząc ponowny grymas na jej twarzy. Po chwili znów patrzy na mnie tym słabym wzrokiem. 
- Sandra jest w ciąży, a ty przyjechałeś tutaj?
- Jest powód. - odpowiadam pewnie.
- Umieram. - prycha.
- Nadal nie przestałem cię kochać. - mówię szczerze. Milkniemy oboje. Jej wzrok mówi o tym jak cierpi. Nie tylko fizycznie ale i psychicznie. - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym co robił ci Aleks? - pytam. - Myślałem, że mi ufasz.
- Mieliśmy romans Gregor.
- Dla mnie było to coś więcej. Ale jeżeli uważasz, że po tym wszystkim nie zasługiwałem na szczerość...
- Zasługujesz na szczerość Gregor. Jak nikt inny. - mówi smutno. - Tylko to co ci powiem nie jest bajką na dobranoc. 
- Nie lubię bajek, zasypiałem tylko po jednej. - mówię poważnie. Milczy przez chwilę.
- Aleks był władczy. Zawsze stawiał na swoim. Wszystko musiało być tak jak on tego chciał. Kochałam go więc zawsze robiłam wszystko tak, żeby się mu przypodobać. Kiedy coś było nie tak... wiedział co sprawia mi ból. Wiedział jak sprawiać ból nie robiąc właściwie nic złego... Tylko mówił. - przerywa na chwilę. Bierze kilka głębszych oddechów. - Kiedy zaszłam w ciążę był wściekły. Nie znosił się mną dzielić, a dziecko zajmowało większość mojego czasu. No i kochałam kogoś bardziej niż jego. Dlatego nienawidził Tobiasa. Biankę uznawał za przypadek... Ciągle powtarzał jaka jestem beznadziejna, jak nic mi w życiu nie wychodzi... Zmuszał do wielu rzeczy, których...
- A dzieci?
- Nie dotknął ich. Nie uważał, że są jego częścią. Jeśli już, to niechcianą. - milknie znów na krótką chwilę. - Kiedy dostałam rozwód nawet na mnie nie spojrzał. 
- Powiedziałaś mu o nas? - pytam.
- Tak. - odpowiada. - Siniaków już nie mam. - dodaje. Mam ochotę go znaleźć i rozwalić mu szczękę. - Jest w Stanach. Stamtąd nikomu już nie zrobi krzywdy. - mówi widząc moją reakcję. Kręcę głową. - Potem okazało się, że mam wirusa, a potem na wszystko było już za późno.
- Aleks jest lekarzem.
- Nienawidzi mnie i moich dzieci.
- Nie pomógł ci? Przecież podobno tak bardzo cię kocha! - oburzam się.
- I tak niewiele mógłby zrobić. - odpowiada poważnie. Wstrzymuję oddech. - Nie zostało mi wiele czasu. - dodaje. Nie chcę tego słuchać. Miała rację. - Chcę żebyś to ty mnie odłączył Gregor. - wyznaje.
- Słucham? - nie wierzę w to co słyszę.
- Gloria nie da rady, a Tobiasa nie powinno w ogóle przy tym być. - mówi i znów strzymuje oddech. Blednie jeszcze bardziej ale po chwili odzyskuje swoją normalną bladość. - Musisz to zrobić. Będziesz wiedział kiedy.
- Nie. Nie potrafię, nie chcę, rozumiesz?
- I tak umrę. Nie chcę tego przeciągać i patrzeć jak Tobias znika w oczach.
- Myślisz, że kiedy umrzesz przestanie? 
- Nie bądź złośliwy Gregor. - gani mnie. - Muszę tylko coś załatwić i mogę odejść.
- Ty słyszysz co ty mówisz?
- Gregor wiem, że to o co teraz cię poproszę to ogromna prośba ale nie mam innego wyjścia. - mówi. - Zaopiekuj się Tobim i Bianką. - mówi. - Nie chcę żeby trafili do domu dziecka. On tego nie przeżyje.
- Przestań.
- Muszę mieć pewność, że znajdziesz im dom. Że zaopiekują się nimi ludzie, którzy ich pokochają, że będą razem, że...
- Jeśli myślisz, że oddam ich w obce ręce to znaczy, że w ogóle mnie nie znasz. - mówię cicho. Ocieram łzę, która spływa po moim policzku. A myślałem, że nie potrafię płakać.
- Sandra nosi wasze dziecko.
- Wiem.
- To są dla niej obce dzieci. Ich widok będzie sprawiał jej ból Gregor.
- Porozmawiam z nią, wytłumaczę, ona na prawdę się zmieniła. - przyznaję. Przez chwilę milczymy. 
- Cieszę się, że się wam układa. - mówi próbując się uśmiechnąć. Milczę, bo co mam powiedzieć?
- Nadal nie wierzę, że to dzieje się na prawdę. - mówię cicho. Podnosi rękę i kładzie dłoń na moim policzku. Pękam, kiedy widzę łzy spływające po jej twarzy. 
- Boję się Gregor. - szepcze. - Nie chcę umierać. - dodaje. Nie potrafię dłużej tak trwać. Wychodzę z sali. Potrzebuję powietrza, bo uduszę się własną rozpaczą. Kocham ją. Tak cholernie ją kocham a nic nie mogę zrobić, żeby ją ocalić. Oddałbym wszystko za to, żeby żyła. Może być daleko ale ma żyć. Ryczę jak dziecko siedząc na murku otaczającym parking przed szpitalem. Po chwili czuję na moim ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się i widzę Tobiasa. Jest spokojny, poważny i taki... obcy. Bez buntu w oczach, bez iskier, bez uczuć.
- Chodź na obiad. Gloria czeka. - mówi i odchodzi w stronę samochodu...

***

   Kolejne kilka dni to jakiś koszmar. Dokoła mnie są sami pozbawieni uczuć ludzie. Nawet Bianka zachowuje się nieswojo. Nic nie potrafi cieszyć, a każda kolejna chwila spędzona z Magdą jest uznawana za tą ostatnią. Boję się, że w końcu da mi znak. Że w końcu nadejdzie dzień, w którym będę musiał to zrobić. Jedynym momentem, w którym ożywam jest chwila kiedy słyszę słowo "tata". Nic więcej nie wprawia w drgania mojego serca. Ono jest jak głaz. Wypiera wszystko. 
- Jak czuje się Sandra? - pyta słabym głosem. Patrzę na nią jak na wariatkę. Lekarze rano popięli ją do maszyny podtrzymującej funkcje życiowe. A ona pyta o Sandrę. 
- Dobrze.
- Powinieneś do niej wrócić jak najszybciej. - wzdycha. - Nie będę cię tu długo przetrzymywać. - mówi. 
- Co masz na myśli? - pyta. Zerka w stronę szyby, za którą stoi Gloria z Bianką na rękach. Tobias patrzy w jakiś punkt na ścianie jakby właśnie podejmował jakąś ważną decyzję. Wygląda na starszego ode mnie.
- Chyba... chyba nie mogę go dłużej męczyć... - mówi.
- Słucham? - pytam z gulą w gardle, bo doskonale wiem o co jej chodzi. Nie teraz Magda. Nie teraz.
- Gregor...
- Nie.
- Proszę...
- Nie! - warczę ocierając łzy spływające strumieniami mi po twarzy. Odwracam się od niej i kiedy Gloria widzi moje łzy nie wytrzymuje. Kręci głową i wychodzi z Bianką ze szpitala. Tobias patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem i kiwa tylko głową. Jakby zachęcał mnie do spróbowania wykonania ponownie jakiegoś ćwiczenia, które mi nie wyszło. Kręcę głową,a ręce drżą mi jak nigdy dotąd.
- Greg... opowiedz mi bajkę... - mówi cicho. A ja ryczę jeszcze bardziej. - Proszę... - dodaje. Siadam więc przy niej i biorę jej dłoń w swoją dłoń. Całuję i patrzę w jej tlące się życiem oczy. 
- Gdzieś... daleko stąd... jest świat, do którego zmierzają wszystkie stworzenia... - zaczynam. Do pokoju wchodzi Tobias i siada na przeciwko mnie. - Świat, gdzie jest spokojnie i pięknie... Gdzie nikt nikogo nie obraża, gdzie wszyscy wszystkim się dzielą, gdzie wiecznie świeci słońce, a uśmiech to naturalna dla każdego rzecz... Tam wszystko co do tej pory robiliśmy nie liczy się. Tam zaczynamy wszystko od nowa... Tam już na zawsze jesteśmy szczęśliwi... Tam... - przerywam, kiedy widzę, że jej powieki przestają się unosić. Kiedy zasypia. Po chwili otwiera oczy i patrzy na mnie ostatni raz. Uśmiecha się delikatnie. Nie potrafię przestać płakać. Te łzy namnażają się jakby nigdy miały się nie skończyć. Tobias wstaje i wyciąga dłoń w stronę aparatury. Patrzę na niego spanikowany i niedowierzając. Magda odwraca głowę w jego stronę.
- Kocham cię mamo. - szepcze i przekręca gałkę maszyny. 
- Dziękuję. - tylko taki szept słychać w sali. Maszyna przestaje pikać i szumieć i nagle zapada cisza jakiej nigdy nie doświadczyłem, a jej oczy gasną zupełnie i powoli się zamykają uwalniając ostatnią łzę...





************
:(
Musiałam.
:( 

p.s.: Jeśli wyspecjalizuję się w opowiadaniach o Gregorze - zabijecie?

sobota, 19 września 2015

25. Ludzkie uczucia




~Graz~


- To nie będzie konieczne. Mam aktualnie bardzo dużo czasu na wszystko.
- Nie chcę ci krzyżować planów. Już i tak wystarczająco długo cię wykorzystuję. - mówię poprawiając kolorowy kocyk w łóżeczku mojej córki. - Dam sobie radę Gloria. Powinnaś wrócić do Innsbrucka, do Manuela, do rodziny...
- Do Gregora. - dodaje patrząc na mnie intensywnie. Kręcę głową. - Ile jeszcze mam go okłamywać?
- Więc wróć tam i go nie okłamuj. Po prostu nie mów mu po co tutaj byłaś.
- On ciągle myśli, że jesteś w Stanach. I że wróciłaś do męża.
- Więc po co go wyprowadzać z tego błędu? - pytam siadając na sofie w maleńkim saloniku. Brunetka wzdycha siadając obok mnie. - Glorii tak na prawdę będzie lepiej.
- Nie jestem tego pewna. - bąka. Patrzy na mnie intensywnie. - Ile już schudłaś? - pyta. Spuszczam wzrok. - Za niedługo znikniesz. Jesteś wrakiem człowieka Magda. Nie poradzisz sobie z tym sama.
- Nie jestem sama. - zaprzeczam.
- Tobias to jeszcze dziecko. Musisz powiedzieć o wszystkim Gregorowi.
- On ma swoje życie. I rodzinę.
- Przestań pieprzyć. - prycha. - Doskonale wiesz, że to jest jakaś totalna pomyłka.
- Kiedy dzwoniłaś do niego kilka dni temu mówił coś zupełnie innego. - przypominam. Milknie ale nadal ma zaciętą minę.
- Skoro kazałaś mu spadać na drzewo to próbuje posklejać to coś co jest między nim a Sandrą.
- Więc mu nie przeszkadzajmy w tym.
- Robi to tylko dlatego, że będzie ojcem.
- To wystarczająco dobry powód Glorii. - odpowiadam. - Niech zajmie się swoją rodziną.
- Tylko ciągle mówi o tobie. On ciągle kocha ciebie. - mówi ciszej. Zabolało. Bo ja też go kocham. A nie powinnam. Zwłaszcza teraz. - Ok. Nie chcesz tak, więc powiem to inaczej... - zaczyna zmieniając minę. Jest skupiona i zastanawia się nad tym co chce powiedzieć. - Gdyby coś poszło nie tak...
- Nie zagrywaj tym argumentem. Moje dzieci mają ojca.
- Który ma je gdzieś i którego nienawidzą. - no i nie potrafię tego obronić. Bo to cholerna prawda. Zostałam sama. - Wiesz, że jestem w stanie pomóc ci i im ale nie zastąpię im rodziców. - dodaje.
- Wczoraj mówiłaś, że trzeba myśleć pozytywnie, że wszystko będzie dobrze...
- Wczoraj nie wiedziałam jak bardzo źle z tobą jest. - mówi zaciskając usta w wąską linię. Patrzę na nią uważnie. - W nocy widziałam co się z tobą dzieje Magda. Jak długo już tak reagujesz? - pyta. Ma tak bardzo smutne oczy...
- Kilka tygodni. - wzdycham. Kręci głową. - Dlatego nie mogę wrócić do Innsbrucka. Zostaję z tobą dopóki się nie poprawi. Od dziś zamieszkacie w moim mieszkaniu. I nie ma żadnej dyskusji. - ucina rozmowę i wychodzi z pokoju. A ja znów krzywię się niemiłosiernie, próbując zatrzymać falę bólu rozchodzącą się po moim ciele...

~Innsbruck~

     Kolejne machnięcie pędzlem i kolejne...
- Jak w Karte Kid. - słyszę obok ucha. Uśmiecham się niemrawo. Tak samo mnie to uspokaja. Ostatnimi czasy dbanie o harmonię emocji to moje główne zadanie. I coraz lepiej mi to wychodzi. Zerkam w bok na przyjaciela, który robi to samo co ja. Uśmiecha się pogodnie. Ostatnie kilka tygodni poprawiło naszą relację. Pochwala to co robię, wspiera mnie w tym wyborze i nie wspomina o tym co było, a czego już nigdy nie będzie. Skupia się na kinicowaniu mi w tym co teraz i tym co będzie w przyszłości. Już niedalekiej...
- Może coś zjecie? - słyszę spokojny głos. Odwracam się i w drzwiach widzę najpierw brzuch a potem blondynkę w rozciągniętym dresie. Uśmiecha się pogodnie. Wygląda tak... ładnie. Sam też się uśmiecham. Właśnie zaczyna się 6 miesiąc. 
- Ja chętnie. Malowanie tego pokoju wysysa ze mnie wszystkie pokłady siły. - blondyn odkłada wałek na bok i zdejmuje papierową czapeczkę z głowy. Swoją drogą wygląda w niej jak debil. - Greg?
- Już idę. A co na obiad? - pytam blondynkę.
- Kurczak z warzywami na parze. - odpowiada dumnie. Uśmiecham się szerzej. To jedno z tych dań, które nauczyła się przygotowywać perfekcyjnie. Odkładam pędzel do puszki z pomarańczową farbą i siadam przy stole w kuchni. W nowej kuchni. W nowym mieszkaniu, z nowymi meblami, z nowym widokiem i z całkiem nową Sandrą. Albo raczej starą Sandrą, tą prawdziwą i naturalną. Uśmiechniętą, pogodną i pełną uczuć. Choć nieufną. Co raczej jest zrozumiałe, bo sam nie potrafię nadal się określić. 
- Widzę, że ktoś przeszedł kurs gotowania. - zauważa Morgi.
- Odkrywam w sobie nowe talenty. - śmieje się blondynka. 
- Widać, że coraz lepiej ci idzie. Tylko czemu sama wszystko zjadasz? - śmieje się wskazując jej brzuch za co dostaje po głowie ścierką. Kobieta spogląda na mnie. To matka mojego dziecka. I patrząc na jej palec serdeczny... moja przyszła żona. 
- Jutro przywiozą meble do pokoju więc musimy się dzisiaj z tym wyrobić. - mówię zwracając się do Thomasa.
- Damy radę. - zapewnia.
- Mogę pomóc. - oferuje kobieta. Obaj patrzymy na nią jak na idiotkę. - To, że z gotowaniem kiepsko mi szło nie oznacza, że tak jest ze wszystkim. - oburza się.
- Nie powinnaś wdychać farby. - mówi blondyn.
- Ale...
- Nie i koniec. - wtrącam. - Jeśli bardzo chcesz pomóc to zadzwoń do Manuela. Każda para rąk się przyda, a właśnie kończy trening.
- Manu chyba jest zajęty. - wtrąca cicho Thomas. Oboje patrzymy na niego zdziwieni. Wzrusza ramionami. - Gloria chyba prosiła go, żeby zaglądnął do restauracji. Ma sprawdzić czy wszystko jest tam w porządku. - wyjaśnia. Zapada dość niezręczna cisza. Blondynka wstaje od stołu biorąc swój talerz i zaczyna czyścić go intensywnie pod bierzącą wodą. - Idę zadzwonić do Sabriny. - mówi blondyn i wychodzi z mieszkania. Podchodzę do blondynki i kładę dłoń na jej ramieniu.
- Nigdy z nią nie wygram, prawda? - pyta cicho. Milczę. - Kochasz ją? - pyta. 
- Tak. - odpowiadam szczerze. To jedna z tych rzeczy, które jej obiecałem. Szczerość. Choćby miała sprawiać ból. Widzę cień przemykający po jej twarzy.
- Ten ślub... zaproponowałeś to tylko ze względu na dziecko, prawda? - pyta. 
- Chciałaś szczerości. - przypominam. - Zaproponowałem go, bo wiem, że prędzej czy później i tak wróciłbym do ciebie. Bo nie potrafiłbym żyć z inną kobietą wiedząc, że ty żyjesz sama w dodatku wychowując nasze dziecko. 
- Nie kochasz mnie. - zauważa.
- Kocham. - mówię szczerze. Patrzy teraz na mnie zaskoczona. - Tylko muszę to sobie przypomnieć.
- Ta kobieta musiała bardzo wbić się w twoje serce Gregor. - nie bardzo rozumiem o co jej chodzi. - Myślisz o niej ciągle mimo, że to był tylko krótki romans. Miłość do mnie musisz sobie przypomnieć choć byliśmy ze sobą ponad 6 lat. - mówi.
- Dlaczego zgodziłaś się za mnie wyjść skoro nadal masz do mnie żal?
- Bo cię kocham. Jak idiotka. Ciągle tak samo. Mimo twojego romansu i ewidentnej niechęci, mimo tego, że na początku dziecko w ogóle cię nie interesowało, mimo tego jak bardzo mnie raniłeś każdym słowem i tym co robiłeś... - mówi bardzo szybko. Nagle się krzywi i łapie za brzuch. Natychmiast pomagam jej usiąść. 
- Co się dzieje? - pytam przerażony. Bierze kilka głębokich wdechów i uspokaja oddech. - Sandy wszystko w porządku? Może zadzwonić po lekarza, może...
- Przytul mnie Gregor... - mówi słabym głosem. Przez chwilę nie potrafię wyjść z odrętwienia ale unoszę ją delikatnie i mocno obejmuję ramionami.
- Ja na prawdę cię kocham Sandra. - mówię cicho zaraz przy jej uchu. - Daj nam czas. - dodaję szpcząc. Drzwi do mieszkania się otwierają i blondynka natychmiast odsuwa się ode mnie, jakby bliskość ze mną była przestępstwem. A przecież mamy stworzyć rodzinę... Wracamy więc do malowania pokoiku, kiedy zaczyna dzwonić jej telefon. 
- Dacie radę Greg. - mówi blondyn pociągając wałkiem w górę i w dół. - Będzie ciężko ale jesteście uparci i oboje tego chcecie. 
- Tylko czy to wystarczy? - pytam. - Trochę się zgubiłem. Jestem rozdarty. Są chwile kiedy mam ochotę się rozpłakać i kupić bilet na pierwszy możliwy lot do Bostonu, a są momenty kiedy...
- Kiedy?
- Kiedy zastanawiam się jak mogłem jej to zrobić. - dodaję. Blondyn milczy. Odzywa się dopiero po chwili.
- Nadal kocham Kristinę. - mówi powodując u mnie zdziwienie. - Chciałem do niej wrócić. Chciałem być przy Lily codziennie i codziennie widzieć jej matkę przy sobie. Mieliśmy ciche dni z Sabriną. - kontynuuje. - W dzień kiedy powiedziała mi o ciąży miałem jej powiedzieć że z nami koniec. - wyznaje obracając wałej w dłoni. Patrzę na niego niedowierzając. - Nie wiedziałem co mam robić Gregor.
- Nic nie powiedziałeś...
- Bo nie było się czym chwalić.
- Ale przecież...
- Zdziwisz się kiedy w końcu do ciebie dotrze jak bardzo pojemne jest ludzkie serce i jak wiele osób możesz kochać. - dodaje.
- Żałujesz czegoś? - pytam. Uśmiecha się szczerze.
- Chyba tylko tego, że nie mogę mieć Lily na codzień. Poza tym... niczego. Bo Kristina i jej szczęśliwy związek, bo Lily, bo Sabrina i junior... oni wszyscy sprawiają, że ja też jestem szczęśliwy. Tylko mam to szczęście w różnych miejscach. - wyjaśnia. - Gregor nie spiesz się, daj sobie czas. Kiedy urodzi się dziecko wszystko się zmieni. - mówi wracając do malowania. Patrzę na niego jeszcze przez chwilę. 
- Ale ja nie mogę kochać wszystkich, których kocham.
- Możesz. Kochać nikt ci nie zabroni.
- Na odległość. - dodaję. Smutno się uśmiecha. - Ty możesz odwiedzać córkę, spędzać z nią wolny czas. Widzę, że chce powiedzieć coś co zabrzmi jak "ale". I chyba wiem o co mu chodzi. - Kocham Biankę i Tobiego jakby byli moimi dziećmi. - mówię wracając do malowania.
- Wiem Greg. - odpowiada robiąc to samo. - Zadzwoń do Glorii. - dodaje.
- Po co? - pytam.
- Po prostu zadzwoń. Powiedz co czujesz i poproś żeby powiedziałą ci jak sobie radzą. Nie Magda ale dzieci. Co z nimi, czy są zdrowi, czy mają wszystko czego im potrzeba... - mówi poważnie.
- Gloria ciągle utrzymuje, że jest w Grazu. - mówię kręcąc głową. Blondyn uśmiecha się smutno. Wzdycham i wyjmuję telefon z kieszeni koszuli. Wychodzę do kuchni i widzę Sandrę siedzacą przy stole. Jej oczy są smutne i trochę zaczerwienione jakby przed chwilą płakała. Siadam obok niej. - Coś się stało? - pytam. Patrzy na mnie uważnie i kręci głową. - Dlaczego płakałaś? - pytam. Coś się dzieje, bo w jej oczach znów pojawiają się łzy. Próbuje je zatrzymać bylebym tylko ich nie ujrzał. Marszczę brwi.
- Masz. - podaje mi kartkę złożoną na pół. 
- Co to? - pytam rozkładając papier. Wypisanych jest tam kilka cyfr.
- Numer telefonu... pod który powinieneś zadzwonić. - mówi uspokajając oddech. 
- Nic nie rozumiem. Sandra o co chodzi? - powoli zaczynam się martwić jej reakcją.
- Zadzwoń. Ja pójdę cię spakować. - mówi i wychodzi do naszej sypialni.
- Spakować? - pytam sam siebie. Pewnie ktoś jej coś nagadał i mnie zostawia. Mam dość. Romans miałem tylko jeden. Kręcę głową i wybieram numer zapisany na kartce. Czekam dość długo zanim ktoś odbierze ale kiedy już mam się rozłączyć w słuchawce odzywa się znajomy głos.
- Nie jest jednak taka straszna jak sądziliśmy. 
- Tobias? - wstaję z krzesła z wrażenia. Nigdy bym się nie spodziewał, że jeszcze kiedyś go usłyszę. Ale co z tym wspólnego ma Sandra?
- Jeśli dzwonisz, to znaczy, że twoja nażeczona pakuje ci walizkę. - mówi spokojnym głosem. Jest smutny i jakby zmęczony. 
- Tobias co się dzieje? O co tu chodzi?
- Masz coś do pisania? - pyta wypranym z emocji głosem. Od razu biorę długopis do ręki i odwracam kartkę z numerem telefonu.
- Mam.
- Auenbrugger Platz 1 - mówi. - 6 piętro. - dodaje.
- Co to jest?
- Adres w Grazu pod jakim nas znajdziesz. - wyjaśnia. Serce bije mi tak mocno, że zaraz wyskoczy mi z piersi. - Musisz przyjechać, słyszysz? - mówi łamiącym się powoli głosem. - Musisz. - dodaje i rozłącza się.
- Tobias? Halo? To... - słyszę tylko pikanie. Klnę pod nosem. Do kuchni wchodzi zdezorientowany blondyn i blondynka z małą walizką, którą teraz stawia przy drzwiach. Patrzę na nią niezrozumiale.
- Jedź ostrożnie. - mówi.
- Sandra...
- Nic nie mów.
- Obiecałem, że to zostawimy. Jeden telefon nic nie zmieni. - próbuję, choć tak bardzo chcę tam jechać.
- Jaki telefon? - pyta blondyn.
- Gregor ale ty musisz tam jechać. - mówi kobieta. Patrzę na nią niedowierzając. - Tobias i Bianka teraz będą potrzebować cię najbardziej. Gloria to tylko Gloria. - mówi.
- Co się stało? - pyta Morgenstern. Sandra patrzy na mnie smutno. Nic nie rozumiem.
- Magda... - zaczyna z bólem na twarzy. Dopiero kiedy kończy zaczynam rozumieć, że ten ból nie jest spowodowany zazdrością tylko ludzki uczuciem. Współczuciem i smutkiem. - Ona umiera Gregor...





*******************
Jestem spowrotem.
Krótko bo krótko ale tylko na tyle mnie dziś było stać.
Mam takie zapalenie gardła, że boli mnie jak myślę.
Przepraszam, że po tak długiej przerwie ale trochę za dużo miałam na głowie. :(
No i coś jeszcze...
Opowiadanie dobiega powoli końca.
Jest tu jeszcze ze mną ktoś?
Koleny w przyszłą sobotę :*

sobota, 22 sierpnia 2015

24. Powrót.


~Innsbruck~


     Słońce zachodzi tworząc pomarańczową poświatę wokół kopuły budynku, który skądś znam ale nie potrafię przypomnieć sobie jego nazwy. A przecież byłem tu już nie raz. Lubię tu przyjeżdżać. Jest pięknie, wschody i zachody słońca zawsze spędzam nad rzeką. Siedzę pod murem otaczającym miasto i tak po prostu patrzę na naturę. Nikt nic nie mówi. Wszyscy obserwują. To jedyne momenty w tym mieście, w których można usłyszeć własne myśli. To też momenty najlepsze na okazywanie uczuć...
   Zerkam w prawo i widzę delikatnie zaróżowione policzki i niewielki zadziorny nosek. Pełne usta układają się w rozmarzony uśmiech, a oczy błyszczą jak księżyc odbijający się w tafli wody. Słaby podmuch wiatru rozwiewa kosmyki długich włosów na wszystkie strony powodując u kobiety wesoły śmiech. Też się uśmiecham.
- Jesteś taka piękna kiedy się śmiejesz... - mówię cicho. Ale ona nie słyszy. Patrzy tylko na obraz malowany przez naturę na naszych oczach i ma ten cudowny spokojny uśmiech na twarzy. Wygląda na szczęśliwą. Przy niej też jestem szczęśliwy. Jestem spokojny i nic nie zaprząta mi głowy. Chcę tylko tak trwać. 
   Nagle widzę pojedynczą kroplę na jej policzku i od razu wznoszę oczy ku niebu. Nie widzę i nie czuję nic.
- Pada? - pytam, a kiedy nie uzyskuję odpowiedzi wracam do niej. Jest smutna. Oczy zgasły, uśmiech zamienił się w grymas, a kropla na policzku zastąpiona jest kolejną. - Dlaczego płaczesz? - zadaję kolejne pytanie. Milczy i mruga coraz szybciej oczami. Kiedy odwraca się w moją stronę wystawia powoli swoje dłonie. Chcę je złapać ale chowa je i kręci głową. - Magda? Co się stało? - pytam przestraszony. Łzy kapiące z jej policzków spadają na dłonie tworząc czerwone plamy. Przeraża mnie ból wypisany na jej twarzy. Nie wiem co robić. Zaczynam ścierać czerwień z jej dłoni swoją własną koszulą brudząc ją niemiłosiernie. Ściskam mocno jej dłonie. - Już dobrze. Jestem przy tobie. - mówię i podnoszę wzrok. Teraz zamiast zieleni widzę błękit. Tak samo zapłakany i zrozpaczony. A zamiast rudości wiatr rozwiewa jasne pasma cienkich włosów. - Sandra? - dziwię się. Jak to się stało, że tutaj jest? I co z Magdą? - Sandra... 

    Budzę się zalany potem i przerażony. Siedzę na łóżku, a na przeciwko mnie patrzy na mnie z niepokojem blondynka. Trzyma jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą kładzie na moim czole. 
- To tylko zły sen... - mówi uspokajająco. - Jestem tutaj... - dodaje głaszcząc mój policzek. Wydaję głuchy jęk, który najwyraźniej bierze za potrzebę bliskości więc przytula mnie do siebie. A ja rozpaczam właśnie dlatego, że tu jest. Że nie ma kogoś innego. A przecież powinienem już się przyzwyczaić. Codziennie budzę się przy niej. Codziennie wracam do niej. Codziennie to jej się zwierzam z kłopotów na treningach i to jej brzucha nauczyłem się dotykać. Nauczyłem się z nią mieszkać ale nadal nie potrafię z nią być. - Gregor? Wszystko w porządku? - pyta wyraźnie zaniepokojona. Odsuwam się od niej trochę i patrzę prosto w zmartwione oczy.
- Już tak. - odpowiadam. Nieśmiało się uśmiecha. - To tylko... bardzo... dziwny i... to tylko sen. - kręcę głową. 
- Może chcesz jakieś proszki?
- Nie! - odpowiadam chyba zbyt gwałtownie bo uśmiech znika. - Po prostu... chodźmy spać. - dodaję łagodnie. Kiwa głową i kładzie się ostrożnie obok mnie. Gaszę małą lampkę i przykładam głowę do poduszki. Kiedy ostatni raz śniła mi się Magda? Kilka tygodni temu. Przestała kiedy zacząłem układać sobie dzień, tak aby spróbować przypomnieć sobie o tym co było między mną a Sandy. Sandy... dawno tak o niej nie myślałem. Już nie mówiąc o zwracaniu się tak do niej. Czy dobrze robię dając jej nadzieję na coś więcej? Nie. Ale przynajmniej nie jest sama i ma się nią kto zaopiekować. 
   Przekręcam głowę na bok i widzę jak powoli unoszą się jej ramiona. To matka mojego dziecka. I nic więcej nie powinno się liczyć. Dziecko zasługuje na pełną rodzinę. Na miłość. Na oboje rodziców. Tylko czy to jest w ogóle możliwe w naszym przypadku? Jak mogę dać szczęście innym samemu nie będąc szczęśliwym? Cała nadzieja w tym, że może coś się odmieni kiedy już przyjdzie na świat. W końcu z jakiegoś powodu mężczyźni zmieniają się pod wpływem dziecka. Może będę potrafił kochać chociaż to maleństwo? 
   I co do cholery miał oznaczać ten sen? Już całkiem poprzewracało mi się w głowie? Dlaczego zaczęła płakać? I dlaczego zamieniła się w Sandrę? Zerkam na twarz blondynki. Jest odwrócona do mnie tyłem ale dam sobie rękę uciąć, że nie śpi. Bo warknąłem. Znów. Ostatnio jestem za bardzo nerwowy. 
- Sandy... - zaczynam cicho. Nie odpowiada. Przysuwam się bliżej i delikatnie kładę dłoń na jej ramieniu. - Przepraszam. - mówię cicho. - Ostatnio... zdarza mi się przesadzać. Nie jestem idealny. Nie wiem czy potrafię być. Ale chcę żebyś wiedziała, że jeśli czasem się zdenerwuję...
- Zmieniłeś się Gregor. - przerywa mi cicho. Milknę. Może znów zacznie mówić. - Kiedyś... Choćby nie wiem co się działo potrafiłeś opanować emocje, a teraz... Czasem wydaje mi się, że jesteś kimś zupełnie innym.
- Bo jestem inny. - odpowiadam spokojnie. - W końcu jestem sobą. 
- Jesteś sobą, kiedy udajesz? - pyta.
- Nie rozumiem.
- Mówiłeś przez sen jej imię. A potem moje i obudziłeś się przerażony. Nie chcesz ze mną być, a robisz wszystko jak byśmy byli razem. Mieszkamy razem, robimy wspólnie zakupy, oglądamy telewizję, nawet śpimy w jednym łóżku. Ale mnie nie kochasz. Robisz to wszystko wbrew sobie. Więc jak możesz mówić, że w końcu jesteś sobą? - pyta z wyraźnym bólem.
- W końcu jestem sobą, bo biorę odpowiedzialność za swoje zachowanie. Bo staram się ułożyć wszystko tak jak ma być. Bo chcę sobie przypomnieć to co było kiedyś. Dla dziecka, dla ciebie i dla nas. - przerywam  żeby wziąć głębszy oddech.
- A istnieje choć niewielka szansa na to, że kiedyś będę tą, której imię będziesz wypowiadał przez sen jako pierwsze? - pyta poważnie. Milczę. Bo co mam odpowiedzieć? Najlepszym wyjściem jest szczerość.
- Nie wiem. - wzdycham. Czuję, że ją ranię ale co mam jeszcze zrobić? No co?
- Dobranoc Greg.

- Tak jakoś wyszło. - wzrusza ramionami, kiedy pytam w końcu jak to się stało, że spotyka się z Manuelem. Patrzy gdzieś na góry. Jest jakby nieobecna. Ciałem tutaj, myślami gdzieś daleko. I co chwilę zerka na telefon. 
- Czekasz na telefon? - pytam. Doskonale wie o co mi chodzi. Odwraca się do mnie i słabo uśmiecha. Mój krzywy uśmiech mówi, że wiem, że i tak nic mi nie powie.
- Cieszę się, że przestałeś pytać. - mówi. - Że próbujesz być z Sandrą.
- Kiepsko mi to wychodzi. - odpowiadam patrząc w stronę tarasu, na którym siedzi blondynka zagadana z moimi rodzicami. Na tej huśtawce możemy siedzieć tylko my. Ja i Gloria. Jak zawsze, kiedy rozmawiamy o problemach. Ze szkołą, z dziewczynami, z brakiem motywacji...
- Daj sobie czas Gregor. Kiedyś będziesz się śmiał z tej sytuacji.
- Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będę się śmiał. - mówię wracając wzrokiem do brunetki. - Już myślałem, że zaczyna mi wychodzić. Że jakoś powoli wracam do rzeczywistości. Ale w nocy... śniła mi się Magda. - kontynuuję. 
- Bo ciągle masz ją w sercu. - mówi spokojnie. 
- Zaczęła krwawić i zamieniła się w Sandrę. - dodaję. Mina mojej siostry jest jasnym sygnałem zdziwienia. I niepokoju. - Nie chcę mieć takich snów. Mam złe przeczucia i nie potrafię się skupić na niczym. Dzisiaj o mało z belki nie spadłem na treningu. Do października nie zostało dużo czasu a ja nadal jestem bez formy. Bo myślę o nich bez przerwy. - kończę masując sobie skronie. Brunetka milczy. Znów patrzy na góry. Znów jest zamyślona i jakby powstrzymuje się przed powiedzeniem czegoś czego nie powinna.
- Nie wiem jak ci pomóc. - wzdycha. W tym momencie zaczyna dzwonić jej telefon.
- Pozwól mi z nią porozmawiać. - mówię z nadzieją. Patrzy na mnie ze smutkiem. - Chociaż usłyszeć jej głos. - dodaję, kiedy unosi aparat. - Gloria proszę. - mówię z desperacją. Wtedy odbiera...
- Będę gotowa za pół godziny Manu. - mówi wyraźnie. Opieram głowę o gruby łańcuch, na którym zawieszona jest huśtawka. Rozłącza się i znów patrzy na mnie. - Nie możesz tak żyć Greg. To cię zniszczy. 
- Pyta czasem o mnie? - pytam. Kręci głową zaprzeczając. Pierwszy cios. - Tobias? - pytam ponownie. Wzdycha i znów odwraca wzrok na góry. - Masz jakieś aktualne zdjęcie Bianki? 
- Przestań. - mówi spokojnie.
- Nie potrafię. - odpowiadam tak cicho, że sam się prawie nie słyszę.
- Będziesz musiał się nauczyć.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. 
- Będziesz miał trochę czasu na naukę. Wyjeżdżam na trochę. - oznajmia.
- Co? Kiedy? Dokąd? - pytam. - Jedziesz do nich? - pytam chwytając ją za rękę. - Weź dla niej list ode mnie. Błagam cię Gloria ona musi wiedzieć, że nadal...
- Daj jej spokój stary. - słyszę znajomy głos. Patrzę zdziwiony na Fettnera. - Gloria jedzie do Grazu. Ma tam kierować zespołem do projektowania nowego centrum edukacyjnego dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo. - wyjaśnia. Patrzę z niedowierzaniem i rezygnacją na moją siostrę.
- To prawda? - pytam puszczając jej rękę. Wstaje z huśtawki i podchodzi do bruneta.
- Tak. - kiwa głową. - Jadę na miesiąc ale nie wiem czy nie potrwa to dłużej. - dodaje. Milknę. - Gregor może weź Sandrę i jedźcie gdzieś na trochę. 
- Tak nie zapomnę. - mruczę.
- Zacznij myśleć o kimś poza sobą. - odpowiada wkurzona i odchodzi. Brunet wzrusza ramionami i idzie w kierunku domu podążając za moją siostrą. Nadal nie potrafię sobie wyobrazić ich jako pary. A raczej przyzwyczaić się do nich. Nie mija 5 minut a moja siostra wybiega z domu ciągnąc za sobą biednego Manuela. Widać gdzieś się pali. 

    Wieczór jest chłodny, a z nieba zaczyna spadać zimny deszcz. Na balkonie zaczyna się robić niefajnie. Wracam do mieszkania i siadam przed telewizorem obok blondynki. Niewiele dziś mówiła. Przynajmniej do mnie. Ale jeśli ma się obrażać cały czas...
- Wiedziałaś, że nie będzie jak dawniej. 
- Nie prosiłam, żebyś wracał. Powiedziałam ci o ciąży, bo jesteś ojcem i masz prawo wiedzieć. To ty przyjechałeś i zacząłeś zostawać na noc. Jak więc miałam to odebrać jak nie dawanie mi nadziei na coś więcej? - pyta poważnie.
- Tylko tak mogę mieć pewność, że jesteś bezpieczna i niczego ci nie brakuje. - odpowiadam.
- Możesz codziennie dzwonić. Nie było mi źle jak przyjeżdżałeś raz na jakiś czas.
- Teraz jest ci źle? - pytam zdziwiony.
- Codziennie widzę jak zmuszasz się do życia ze mną. I jak ciągle myślisz o niej. To boli bardziej niż samotność. 
- Wolałabyś być sama?
- Wolałabym być sama niż być z kimś kto kocha kogoś innego. - odpowiada szczerze i łapie się za brzuch krzywiąc się przy tym lekko. Bierze głęboki wdech i wydech. Kilka razy. 
- Przepraszam.
- Ciągle przepraszasz. - zauważa. 
- Więc co mam zrobić żebyś czasem się tak po prostu uśmiechnęła? - pytam. Patrzy na mnie zdziwiona.
- Uśmiechnęła?
- Chcę zacząć normalnie funkcjonować. Chcę żeby ten dom był choć odrobinę cieplejszy i weselszy, chcę...
- A ja chcę spokoju Gregor. I w końcu jakiegoś zapewnienia.
- Chcesz obietnic?
- Chcę gwarancji, że nie zostanę sama. - odpowiada.
- Przecież tu jestem.
- Na jak długo? - pyta. - Ile jeszcze wytrzymasz tego udawania? - dopytuje. Milczę. - Jestem ciekawa kiedy w końcu coś pęknie i pojedziesz do niej tak jak będziesz stał. - mówi z żalem.
- Nie pojadę do niej.
- Jasne.
- Nie zrobię tego bo Magda tego nie chce. - odpowiadam. Widzę cień przemykający po jej twarzy.
- Ona tego nie chce... - powtarza. - Dlaczego jej prośby tak po prostu spełniasz a moje...
- Przecież robię wszystko o co mnie poprosisz! 
- Więc dotknij mojego brzucha Gregor! - wrzeszczy ze łzami w oczach. - Choć raz go dotknij! Choć raz powiedz coś naszemu dziecku! Choć raz posłuchaj bicia jego serca! - wrzeszczy dalej. Milknę. - Nigdy nie wchodzisz ze mną do gabinetu, na zdjęcie patrzysz kiedy ci je podsunę, ty w ogóle nie znasz naszego dziecka Gregor! - kontynuuje płacząc. - Czy ty je w ogóle kochasz?! - pyta. - Odpowiedz mi! - potrząsa mną. Patrzę na nią bezradnie i nie potrafię wydusić ani jednego słowa. - Więc po co kazałeś mi je urodzić? - pyta cicho, puszczając mnie. Kręci głową i wychodzi do sypialni zamykając za sobą drzwi. To staje się coraz bardziej zagmatwane i trudne. Nie umiem tak. Nie chcę tak. Nie z nią...

***

     Ból podobno jest przyjacielem człowieka. Ból sprawia, że wiemy, że żyjemy. Ból przypomina nam jak kruche jest życie. Daje do myślenia o tym co będzie po naszej śmierci i co po sobie zostawimy. I kogo...
   Brunet śpi na zielonym, niewygodnym zapewne fotelu, a mała dziewczynka w łóżeczku obok łóżka, na którym leżę ja. Wszyscy w jednym małym pomieszczeniu. Jesteśmy tu przeze mnie. Jesteśmy tu sami. Teraz muszę zawalczyć o ich przyszłość. Wziąć się w garść. Być matką i ojcem w jednym. Ale sama sobie nie poradzę. Nie dam rady z tym wszystkim, przywiązana do łóżka. 
    Patrzę w okno. Zaczyna padać. Nawet natura płacze. A ja? Już nie mam łez. Nie mam sił na płacz. Nie mam sił na emocje. Muszę je sobie zostawić na dzień, żeby dać mu choć trochę nadziei. Bo musi być dobrze. Bo są na świecie ludzie, kt9rym zależy. Bo nie jesteśmy obojętni. A powinniśmy.
- Magda? - słyszę ciche niedowierzanie. Odwracam powoli głowę i w drzwiach widzę moją ostatnią nadzieję. Moją jedyną drogę. 
- Dziękuję. - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, kiedy podchodzi i mocno mnie do siebie przytula. Nie potrafi opanować łez. Płacze za siebie i za mnie...


************
Cześć i dobry wieczór  ;)
Rozdział krótki, bo miał zaintrygować i zachęcić do oczekiwania na kolejny  ;)
Pisany na telefonie więc przepraszam za jakość i błędy.
Dziękuję za waszą obecność  :*
Wasze komentarze to dla mnie wielkie wsparcie  :*
Myślę nad nowym opowiadaniem.
Oczywiście po zakończeniu tego.
Jakieś propozycje co do bohatera? 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

23. Zbyt wiele



~Innsbruck~

     Gdyby tylko świat chciał działać poprawnie... 
- Ten rok przerwy niewiele ci dał Gregor. - podchodzi do mnie blondyn i siada obok bieżni. Staram się nie zwracać na niego uwagi ale nie da się. Kiedy ktoś tak bardzo intensywnie wpatruje się w ciebie z miną mówiącą "a nie mówiłem" masz ochotę mu przywalić. Nie ważne czy to twój wróg czy przyjaciel.
- Ostatnio mało trenuję. - sapię.
- Od kiedy termin "ostatnio" oznacza 3 miesiące? - pyta nadal drążąc. A przecież doskonale wie, że mam tego dość. 
- Heinz ci się żalił czy Sandra? - dyszę nieodpuszczając.
- Gloria. - odpowiada zaskakując mnie tym. Przecież ona doskonale wie co się dzieje. Aż za dobrze to wie. - Martwi się.
- Nie ma o co. Powoli wracam do formy. - mówię dalej się męcząc. Nie pokażę mu, że jest w lepszej formie ode mnie będąc na emeryturze.
- Nie o formę fizyczną się martwi. 
- Z moją psychiką wszystko jest ok. - bronię się kłamiąc na potęgę. - Nie mam nic więcej do powiedzenia. - dodaję mając nadzieję, że w końcu sobie pójdzie.
- Ona się nie odezwie Greg. - mówi poważniejąc. Zaciskam zęby. - I Tobias też nie. Zacznij w końcu normalnie funkcjonować.
- A jak funkcjonuję? - oburzam się mając pretekst do zatrzymania się. - Co ja takiego nienormalnego robię?
- Nienormalne jest to, że przeżywasz utratę kobiety dłużej niż ją miałeś. - mówi wstając. - Gregor ona odeszła. Nie ma jej i już nigdy nie będzie. Pogódź się z tym zanim przegapisz to co na prawdę jest ważne.
- A co jest ważne Thomas? - pytam patrząc na niego intensywnie. - Kiedyś mówiłeś, że rodzina i miłość a teraz co? Coś się zmieniło? 
- Nic.
- No to o co ci chodzi?
- Sandra...
- Sandra. - prycham.
- Gregor ona na prawdę się zmieniła. 
- Nigdy jej nie lubiłeś. - zauważam.
- Ludzie się zmieniają.
- Zmienia się tylko sytuacja w jakiej się znajdują Thomas. 
- Ciąża to nie jest byle jaka zmiana. Ty chyba nadal nie zdajesz sobie sprawy z odpowiedzialności jaka na tobie ciąży.
- Ty chyba nie powinieneś mnie pouczać w tej kwestii. Już ci to mówiłem i powtórzę jeszcze raz. Nie ożenię się z nią. I nigdy z nią nie zamieszkam. 
- Tak nie powinno być.
- Więc wróć do Kristiny. - mówię. Patrzy na mnie jak na idiotę. - Czemu się z nią wtedy nie ożeniłeś? Dlaczego zostawiłeś ją jak już była w ciąży? 
- Przestań.
- Nie wtrącaj się Thomas. Próbując perfekcyjnie ułożyć moje życie nie naprawiasz swoich błędów. - mówię i odchodzę od niego. 
    W tym momencie szatnia staje się najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. I chociaż prysznic powinien koić nerwy, od jakiegoś czasu przestał mi wystarczać. Strumień gorącej wody rozluźnia mi mięśnie ale w głowie nadal panuje to samo napięcie i ten sam natłok myśli. Gdzie są, czy nadal są rodziną, czy może się rozwiodła, gdzie się przeprowadzili, jak dużo urosła Bianka i jak wielu nowych słów się nauczyła, czy Tobias odnalazł się wśród nowych kolegów, czy znów ma kłopoty w relacjach z nimi... Czy czasem o mnie myślą?
    Droga do domu mija spokojnie. Nie zamykam okna choć deszcz zaczyna powoli lecieć z nieba. Jak na wrzesień jest zbyt zimno i deszczowo. Nawet natura płacze. Mijam znajomą restaurację i jak zawsze zwalniam obok okien mieszkania na piętrze. Wszędzie ciemno. Ile to już razy pytałem kelnerki kto przejął interes? Kilkanaście. Nikt nie wie. Wypłaty są w terminie, nikt o nic nie pyta, a na inspekcje co dwa tygodnie przychodzi jakiś facet z zewnętrznej firmy i ewentualnie mówi co i jak poprawić. On też nie ma kontaktu z poprzednią właścicielką. A propo właścicielki...
  Nagle dostaję olśnienia jakby ktoś mi przywalił obuchem w głowę. Ruszam z piskiem opon na główną drogę prowadzącą do samego centrum Innsbrucka i do jedynego miejsca, w którym mogę znaleźć jakiekolwiek informacje. Przez cały czas byłem taki ślepy? Jak mogłem na to nie wpaść? Codziennie miałem odpowiedzi pod nosem. Zaciskam pięści biegnąc po schodach na 5 piętro. Nie chcę tracić czasu więc walę w drzwi z całych sił.
- Gregor? - dziwi się brunetka. - Musisz tak się tłuc? Przecież masz klucze. - kręci głową z poirytowaniem wpuszczając mnie do środka. - Obiad będzie dopiero za godzinę. Miałeś dziś wrócić później, coś się stało? - pyta mieszając coś w garnku. Stoję na środku małej kuchni i wpatruję się w swoją siostrę nie wiedząc od czego zacząć. Obraca się i widząc mój stan, na jej twarzy pojawia się lekki strach. - Gregor? 
- Był u mnie Thomas. - mówię. Porusza się nerwowo. - Nie nasyłaj go więcej na mnie, bo nie jesteśmy już przyjaciółmi.
- Ale Greg...
- Jeśli chcesz wiedzieć jak się czuję to zapytaj mnie o to wprost.
- Jak się czujesz? - pyta przyglądając się moim rozedrganym dłoniom.
- Źle. - odpowiadam próbując się uspokoić. - Jestem sam. - dodaję z żalem.
- Co ty mówisz? - podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu. - Masz Morgiego, mnie, rodziców, Sandrę...
- Na prawdę? - prycham. Dziwi ją moja reakcja. Przez ten czas... ciągle jeździłem do Sandry sprawdzać czy czegoś nie potrzebuje, albo do rodziców, zająć głowę drewnem w stolarni ojca, a kiedy wracałem jedyną osobą, której mogłem pokazać łzy była właśnie Gloria. Wspierała mnie, rozumiała i uspokajała ataki paniki. - Thomas ciągle powtarza mi, że powinienem zająć się Sandrą i zapomnieć o Magdzie, Sandra cały czas robi wszystko żebym do niej wrócił, rodzice patrzą na mnie jakbym chciał popełnić samobójstwo odkąd powiedziałem im o Magdzie, a ty... a ty mnie cały ten czas okłamywałaś. - kończę. Jej mina mówi jedno.
- Okłamywałam cię? 
- Mówiłaś, że wyjechali na dobre i Magda nie chce wracać do niczego co przypomina jej o mnie. Że nie chce mieć nic wspólnego z Innsbruckiem, że odcina się od tego wszystkiego.
- Bo tak mi powiedziała. Dziwisz się jej? Gregor ona na prawdę cię pokochała i...
- Mówiłaś, że z tobą kontaktu też nie utrzymuje. - przerywam jej. Patrzy na mnie zdziwiona przez moment aż w końcu odsuwa się na bok i wraca do mieszania czegoś w garnku. - To ty teraz zajmujesz się restauracją, prawda? - pytam. Milczy wpatrując się w garnek. - To ty nasyłasz tych ludzi na inspekcje żeby wiedzieć czy wszystko gra.
- Czemu miałabym to robić? - pyta cicho.
- Bo się z nią zaprzyjaźniłaś. A dzięki temu jesteś jedyną osobą, której Magda mogła powierzyć restaurację.
- Mogła ją sprzedać. - zauważa. 
- Dziś jechałem obok restauracji. I wiesz co mi się przypomniało? Moja pierwsza rozmowa z nią. 
- Co to ma wspólnego ze mną? 
- Magda nie mogła jej sprzedać. Nie mogła tego zrobić, bo właścicielką jest Bianka. - oznajmiam z zadowoleniem ale i ekscytacją. Bo znalazłem promyk nadziei. - A jeśli zajmujesz się restauracją to musisz mieć z nią jakiś kontakt.
- Greg odpuść. - mówi cicho. Odwraca się do mnie i patrzy smutno. - Ona nie chce żebyś dzwonił. Ani pisał. Chce zacząć nowe życie. Bez ciebie. Po co masz mieszać im jeszcze bardziej?
- Gloria błagam cię... - kręci głową. Podchodzę do niej i chwytam za ręce. - Powiedz chociaż czy się rozwiodła. Czy ułożyło jej się tam, czy...
- Po co chcesz to wiedzieć? - pyta patrząc mi prosto w oczy. - To nic nie zmieni.
- Kochałaś kogoś kiedyś tak mocno, że chciałaś dać mu gwiazdkę z nieba? - pytam. - Nie potrafię normalnie funkcjonować nie wiedząc czy są bezpieczni, szczęśliwi, wolni... ja... 
- Ciiii - głaszcze mnie spokojnie po policzku. - Są bezpieczni. Tobi radzi sobie całkiem nieźle, bardzo się wyciszył. Bianka stawia pierwsze kroki i coraz więcej mówi, a Magda... - przerywa próbując dobrać odpowiednie słowa. - Magda stara się sprawić, żeby wszystko było tak, jak być powinno. - dodaje. Chłonę te informacje jak gąbka i chciałbym więcej ale... - Nic więcej nie mogę ci powiedzieć Gregor. 
- Rozwiodła się? - pytam wprost. Brunetka zamyka oczy. - Powiedz mi.
- To nic nie zmieni. Nie pojedziesz tam i nie przywieziesz ich tutaj spowrotem. 
- Rozwiodła się? - pytam ponownie i ściskam siostrę za ramiona powodując na jej twarzy grymas bólu. Dopiero jej jęk opanowuje mnie i wraca mi racjonalne myślenie. Puszczam ją i siadam przy stole chowając twarz w dłoniach. - Przepraszam... ja... ja nie wiem co się ze mną dzieje... tęsknię za nią... za nimi... ja... Gloria ja zwariuję. Nie umiem udawać, że wszystko jest ok, że cieszę się z tej ciąży, że coraz lepiej dogaduję się z Sandrą, a świat jest piękny. Nic nie jest ok, nie radzę sobie ze sobą, treningi to dla mnie kara, ciąża przypomina mi jedynie to co straciłem, Sandra nadal jest tak samo obca, a świat jest brzydki... - przerywam. Siada obok mnie i nic nie mówi. Patrzy na mnie i widzę, że coś chce powiedzieć ale nie może. - Gloria pomóż mi. Ja nie wiem co mam robić. - usiłuję wywalczyć coś bezradnym wzrokiem ale ona nadal milczy. Jak nigdy.
- Nie mogę. Obiecałam. - zaczyna spokojnie. - Gregor, minęły już trzy miesiące...
- I co z tego?
- Może... może powinieneś spróbować wrócić do tego co kiedyś? Do tego z czym wiąże się twoja przyszłość...
- Chcesz żebym wrócił do Sandry? - dziwię się. Nigdy jej nie lubiła a teraz...
- Ona nosi w sobie twoje dziecko. - mówi twardo. - To już nic dla ciebie nie znaczy?
- Czemu mnie namawiasz do tego dopiero teraz? - pytam.
- Bo ona cie potrzebuje. Jest sama w wielkim pustym mieszkaniu. Jest w ciąży a ojciec dziecka jest u niej tylko kiedy musi. 
- Niczego jej nie obiecywałem.
- 6 lat Gregor. To na prawdę nic dla ciebie nie znaczy? - pyta. - Kiedyś przecież było dobrze między wami. Na początku była nawet fajna. Sympatyczna spokojna i pełna optymizmu.
- To było kiedyś.
- Ciąża zmienia ludzi. Tylko musisz to zauważyć, a ty ostatnio tak zatraciłeś się we wspomnieniach, że nie zauważasz wielu rzeczy wokół siebie.
- Skoro ty stoisz murem za Sandrą to znaczy, że rzeczywiście się zmieniła, albo tak dobrze udaje. Gloria ona była u Magdy przed wyjazdem.
- Magda sama zdecydowała o wyjeździe. Wizyta Sandry nie miała znaczenia. - milczę z twarzą w dłoniach, bo nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć żeby uzyskać jakąkolwiek informację. - Gregor musisz sobie w końcu uświadomić, że ona nie wróci. - mówi kładąc dłoń na moim ramieniu.
- To cholernie boli. - mówię cicho. Przez chwilę tylko milczymy. Głaszcze mnie po ramieniu. Od tego są siostry. Żeby pocieszać i kiedy trzeba otrzeźwiać. Ale ja jestem jej bratem i też powinienem się nią zainteresować, a nie tylko wymagać troski o siebie. Patrzę na nią w końcu i zauważam coś dziwnego. Jest ubrana w fioletową sukienkę do kolan z ozdobionym kryształkami dekoltem. - Wychodzisz gdzieś? - pytam marszcząc brwi. Lekko się rumieni i już chce coś powiedzieć ale przerywa jej dźwięk telefonu. Patrzy na niego przez chwilę ale zanim dociera do mnie kto dzwoni rozłącza się i chowa do torebki.
- Umówiłam się. - odpowiada jak gdyby nigdy nic.
- To Magda dzwoniła tak? - pytam patrząc na torebkę. Nie chce odpowiadać. Tym razem ratuje ją dzwonek do drzwi. Tylko dlaczego się tak spina?
- Gdybyś wrócił tak jak miałeś w planach uniknęłabym tego momentu. - mówi po czym woła głośne "proszę". Moja zdezorientowana mina trochę ją stresuje. Czyżbym miał poznać przyszłego szwagra? 
- Gotowa?! - słyszę znajomy głos z korytarza. Po chwili do kuchni wchodzi brunet, na którego widok zatyka mnie. Jego reakcja jest nie mniej nienaturalna. Staje w progu i z paniką w oczach wpatruje się w moją siostrę. Kiedy oni się spiknęli? Jakim cudem mi to umknęło?
- Gregor, wychodzę. Nie wiem o której wrócę. - mówi czerwieniąc się.
- To znaczy, że... możesz...  nie wrócić... na noc? - pytam, nieświadomie pogłębiając niezręczność tej sytuacji. Oboje milczą wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. - Bawcie się dobrze. - mówię z niwyraźnym uśmiechem i wciąż nie potrafię sobie dopasować tej dwójki do siebie. 
- Greg jedź do Sandry. - mówi brunetka mijając mnie. - Tak po prostu pogadać. - dodaje spokojnie. 
- Nie naróbcie głupot. - patrzę uważnie na bruneta. Po chwili oboje wychodzą z mieszkania. 
   Obiad zrobiony przez Glorię był ohydny, co raczej jej się nie zdarza, w samochodzie siadło mi ogrzewanie, a na końcu złapał mnie deszcz. Ten dzień powinien się już skończyć...
- Może to nie jest nic wykwintnego ale twój brzuch mówi, że zjadłby cokolwiek. - mówi podając mi zapiekankę ziemniaczaną. Zerkam na nią niepewnie ale próbuję. Cóż...
- Całkiem dobra. - mówię szczerze zdziwiony.
- Z nudów odkrywam nowe umiejętności. - mówi cicho. Siada naprzeciwko mnie i bez słowa obserwuje. Jest spokojna ale przygaszona. Jakby nie było w niej ani jednej cząstki optymizmu. I uświadamiam sobie, że to ja to spowodowałem. I nadal powoduję. Tak nie powinno być. Było między nami różnie. Dobrze i bardzo źle ale to matka mojego dziecka. 
- Gloria spotyka się z Manuelem. - mówię jedząc całkiem niezłe danie. 
- Wiem. - odpowiada cicho. Patrzę na nią zaskoczony. - Mówiła o tym kiedy ostatnio byliśmy na obiedzie u twoich rodziców. - dodaje.
- Nie słyszałem. - mówię zdezorientowany.
- Siedziałeś na tarasie całe popołudnie więc... - nie kończy. Oczy jej gasną. Już całkiem. Dopiero teraz widzę jak bardzo się wyciszyła i jak niewiele emocji można w niej zobaczyć. Gloria miała rację. Sandra jest sama. Zupełnie sama. Poprawia rękawy różowego puchatego swetra i wkłada za ucho kosmyk włosów, który wyskoczył z niedbale związanego kucyka. Jest blada, ma podkowy pod oczami, brak makijażu i pomalowanych pazbokci... to zupełnie inna kobieta. 
   Odkładam naczynia do zmywarki i nastawiam wodę na herbatę. Ona dalej siedzi przy stole i teraz skubie skórki przy paznokciach. Jest bardziej puchata na twarzy. Jej brzuch jest już bardzo widoczny. Dlaczego ten brzuch jest mi tak obcy? Czajnik wydaje donośny gwizd więc zalewam liście i dosładzam miodem. Robię drugą taką samą herbatę i stawiam przed blondynką. Patrzy na mnie niepewnie ale nic nie mówi. Znów siadam na przeciwko niej.
- Jak się czujesz? - pytam.
- W porządku. - odpowiada krótko.
- Kiepsko wyglądasz... może powinnaś iść do lekarza? - pytam.
- Źle sypiam. Ziółka nie pomagają. Boli mnie kręgosłup... - przerywa na moment i zacina się.
- Coś nie tak? - pytam lekko zaniepokojony jej wstrzymaniem oddechu. Delikatnie się uśmiecha.
- To tylko kopnięcia. - wyjaśnia. Mój wzrok automatycznie przeskakuje na jej brzuch. Mam ochotę go dotknąć ale coś mnie powstrzymuje. - Jutro o 8:00 mam kontrolne USG. Jeśli możesz to chciałabym żebyś mnie podwiózł, bo nie mam jak się tam dostać. Mój samochód jest u mechanika i...
- Nie powinnaś już prowadzić. - przerywam jej. - Pojadę tam z tobą. - oznajmiam.
- O której mam czekać? - pyta zaskoczona.
- Właściwie to... mógłbym... zostać... - mówię niepewnie. Jej oczy robią się duże jak spodki do filiżanek. - Jeśli nie masz nic przeciwko.
- Nie mam. - kręci głową. Próbuję się słabo uśmiechnąć ale nie wiem czy dobrze mi to wychodzi. 
   Resztę wieczoru Sandra spędza nad jakąś książką, a ja zajmuję sobie czas wydzwanianiem do rodziców, trenera, nawet do Stefana. Byle tylko nie musieć z nią rozmawiać. To nam słabo wychodzi. Ale ile można rozmawiać przez telefon? Kiedy wchodzę do sypialni odkłada książkęna bok zainterwsowana czego od niej chcę. Siadam obok niej na łóżku i patrzę w okno.
- Jutro będzie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka. - mówi cicho i powoli głaszcze brzuch.
- Co byś wolała? - pytam. Znów ją zaskakuję. Cóż, zaskakuję też samego siebie. 
- Chcę tylko żeby było zdrowe. Reszta się nie liczy. - odpowiada. 
- Myślałaś już nad imieniem? - zadaję kolejne pytanie. 
- Ciągle przychodzi mi coś innego do głowy. - mówi. - A ty?
- Ja? Jakoś nie miałem do tego głowy. - odpowiadam. Po jej twarzy przemyka cień. - Gdzie boli cię ten kręgosłup? - pytam zmieniając temat. 
- Dziś najbardziej ramiona. Ale daję radę.
- Odwróć się. - mówię. Jej pytający wzrok mówi o zupełnym zaskoczeniu ale posłusznie się odwraca. Klękam na łóżku zaraz za nią i powoli, delikatnie zaczynam uciskać na odpowiednie mięśnie. - Kiedy Sabrina była w ciąży Silvia instruowała Thomasa jak jej odciążyć kręgosłup. - wyjaśniam swoje umiejętności. Kiwa głową. - Może nie jestem tak dobry jak ona ale...
- Jest bardzo dobrze Gregor. - przerywa mi. Czuję, że delikatnie się uśmiecha. - Co się stało? - pyta nagle.
- A co miało się stać?
- Nie wiem co takiego musiało się wydarzyć, że tak nagle zacząłeś się nami interesować. - mówi szczerze. Przestaję ją masować ale pozostawiam dłonie na jej ramionach. Skręca głowę tak, żeby mnie widzieć.
- Zobaczyłem... zobaczyłem jak wiele omija mnie przez coś czego już nie ma i nigdy nie będzie. Zrozumiałem gdzie jest moja przyszłość i chciałbym... postaram się spróbować... 
- Nie obiecuj. Rozumiem wszystko. - przerywa mi. Patrzę na nią uważnie. Wydaje się być tak samo szczera jak na początku naszego związku. - Nie rób nic na siłę. - dodaje. 
- Sandra gdzie się zgubiliśmy? - pytam. - Kiedy zmieniło się to co nas łączyło? 
- To moja wina. Za bardzo chciałam być niezależna i profesjonalna. I stałam się maszyną bez uczuć. Zgubiłam to co kiedyś było dla mnie tak samo ważne jak dla ciebie i nie wiem jak mogło mi to nie przeszkadzać. - to była najdłuższa jej wypowiedź od kilku tygodni. Może dlatego, że nie chciałem z nią rozmawiać. - Dopiero teraz dotarło do mnie jak wiele straciłam na własne życzenie. - dodaje. Jest pełba smutku i chyba rezygnacji. Moja dłoń sama wędruje do jej policzka. Przymyla oczy i lekko się uśmiecha. Wtedy dociera do mnie co robię. Czuję się z tym źle. 
- Przepraszam. - mówię odsuwając się od niej. - Musisz dać mi trochę czasu. - dodaję.
- Nie spieszy mi się. - odpowiada. 
- Pójdę wziąć prysznic. - mówię i wychodzę do łazienki.
    Gorące strumienie znów rozluźniają ale wewnątrz czuję pewien niepokój. Coś jest nie tak. Czuję jakbym kogoś ranił i zdradzał. Ale przecież to już minęło, to przeszłość. Już nie zdradzam. I dopiero te myśli uświadamiają mi, że jeszcze jej nie przeprosiłem. A tyle przeze mnie cierpiała. 
    Wracam do sypialni i już chcę zacząć mówić, kiedy zauważam, że blondynka śpi. W końcu. Po tylu bezsennych nocach. Przykrywam ją kocem i sam kładę się obok niej. Patrzę jak spokojnie oddycha. Jak unosi się i opada brzuch, w którym jest mały człowieczek podobny do mnie. Boli mnie to jak bardzo chcę zapomnieć o Biance. Jak bardzo muszę o niej zapomnieć. Czy kiedykolwiek będę w stanie? A Tobias? A Magda? Jest źle. Ze mną. Bo kocham zbyt wiele ludzi, zbyt wiele muszę pokochać... 




********************
W końcu skończyłam.
Mam mały kryzys i nie wiem czy nie odpuścić tej historii  :(
Felieton pojawi się w przyszły weekend.
A póki co oddaję w wasze ręce co wyżej. 
Buziole  :*