sobota, 22 sierpnia 2015

24. Powrót.


~Innsbruck~


     Słońce zachodzi tworząc pomarańczową poświatę wokół kopuły budynku, który skądś znam ale nie potrafię przypomnieć sobie jego nazwy. A przecież byłem tu już nie raz. Lubię tu przyjeżdżać. Jest pięknie, wschody i zachody słońca zawsze spędzam nad rzeką. Siedzę pod murem otaczającym miasto i tak po prostu patrzę na naturę. Nikt nic nie mówi. Wszyscy obserwują. To jedyne momenty w tym mieście, w których można usłyszeć własne myśli. To też momenty najlepsze na okazywanie uczuć...
   Zerkam w prawo i widzę delikatnie zaróżowione policzki i niewielki zadziorny nosek. Pełne usta układają się w rozmarzony uśmiech, a oczy błyszczą jak księżyc odbijający się w tafli wody. Słaby podmuch wiatru rozwiewa kosmyki długich włosów na wszystkie strony powodując u kobiety wesoły śmiech. Też się uśmiecham.
- Jesteś taka piękna kiedy się śmiejesz... - mówię cicho. Ale ona nie słyszy. Patrzy tylko na obraz malowany przez naturę na naszych oczach i ma ten cudowny spokojny uśmiech na twarzy. Wygląda na szczęśliwą. Przy niej też jestem szczęśliwy. Jestem spokojny i nic nie zaprząta mi głowy. Chcę tylko tak trwać. 
   Nagle widzę pojedynczą kroplę na jej policzku i od razu wznoszę oczy ku niebu. Nie widzę i nie czuję nic.
- Pada? - pytam, a kiedy nie uzyskuję odpowiedzi wracam do niej. Jest smutna. Oczy zgasły, uśmiech zamienił się w grymas, a kropla na policzku zastąpiona jest kolejną. - Dlaczego płaczesz? - zadaję kolejne pytanie. Milczy i mruga coraz szybciej oczami. Kiedy odwraca się w moją stronę wystawia powoli swoje dłonie. Chcę je złapać ale chowa je i kręci głową. - Magda? Co się stało? - pytam przestraszony. Łzy kapiące z jej policzków spadają na dłonie tworząc czerwone plamy. Przeraża mnie ból wypisany na jej twarzy. Nie wiem co robić. Zaczynam ścierać czerwień z jej dłoni swoją własną koszulą brudząc ją niemiłosiernie. Ściskam mocno jej dłonie. - Już dobrze. Jestem przy tobie. - mówię i podnoszę wzrok. Teraz zamiast zieleni widzę błękit. Tak samo zapłakany i zrozpaczony. A zamiast rudości wiatr rozwiewa jasne pasma cienkich włosów. - Sandra? - dziwię się. Jak to się stało, że tutaj jest? I co z Magdą? - Sandra... 

    Budzę się zalany potem i przerażony. Siedzę na łóżku, a na przeciwko mnie patrzy na mnie z niepokojem blondynka. Trzyma jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą kładzie na moim czole. 
- To tylko zły sen... - mówi uspokajająco. - Jestem tutaj... - dodaje głaszcząc mój policzek. Wydaję głuchy jęk, który najwyraźniej bierze za potrzebę bliskości więc przytula mnie do siebie. A ja rozpaczam właśnie dlatego, że tu jest. Że nie ma kogoś innego. A przecież powinienem już się przyzwyczaić. Codziennie budzę się przy niej. Codziennie wracam do niej. Codziennie to jej się zwierzam z kłopotów na treningach i to jej brzucha nauczyłem się dotykać. Nauczyłem się z nią mieszkać ale nadal nie potrafię z nią być. - Gregor? Wszystko w porządku? - pyta wyraźnie zaniepokojona. Odsuwam się od niej trochę i patrzę prosto w zmartwione oczy.
- Już tak. - odpowiadam. Nieśmiało się uśmiecha. - To tylko... bardzo... dziwny i... to tylko sen. - kręcę głową. 
- Może chcesz jakieś proszki?
- Nie! - odpowiadam chyba zbyt gwałtownie bo uśmiech znika. - Po prostu... chodźmy spać. - dodaję łagodnie. Kiwa głową i kładzie się ostrożnie obok mnie. Gaszę małą lampkę i przykładam głowę do poduszki. Kiedy ostatni raz śniła mi się Magda? Kilka tygodni temu. Przestała kiedy zacząłem układać sobie dzień, tak aby spróbować przypomnieć sobie o tym co było między mną a Sandy. Sandy... dawno tak o niej nie myślałem. Już nie mówiąc o zwracaniu się tak do niej. Czy dobrze robię dając jej nadzieję na coś więcej? Nie. Ale przynajmniej nie jest sama i ma się nią kto zaopiekować. 
   Przekręcam głowę na bok i widzę jak powoli unoszą się jej ramiona. To matka mojego dziecka. I nic więcej nie powinno się liczyć. Dziecko zasługuje na pełną rodzinę. Na miłość. Na oboje rodziców. Tylko czy to jest w ogóle możliwe w naszym przypadku? Jak mogę dać szczęście innym samemu nie będąc szczęśliwym? Cała nadzieja w tym, że może coś się odmieni kiedy już przyjdzie na świat. W końcu z jakiegoś powodu mężczyźni zmieniają się pod wpływem dziecka. Może będę potrafił kochać chociaż to maleństwo? 
   I co do cholery miał oznaczać ten sen? Już całkiem poprzewracało mi się w głowie? Dlaczego zaczęła płakać? I dlaczego zamieniła się w Sandrę? Zerkam na twarz blondynki. Jest odwrócona do mnie tyłem ale dam sobie rękę uciąć, że nie śpi. Bo warknąłem. Znów. Ostatnio jestem za bardzo nerwowy. 
- Sandy... - zaczynam cicho. Nie odpowiada. Przysuwam się bliżej i delikatnie kładę dłoń na jej ramieniu. - Przepraszam. - mówię cicho. - Ostatnio... zdarza mi się przesadzać. Nie jestem idealny. Nie wiem czy potrafię być. Ale chcę żebyś wiedziała, że jeśli czasem się zdenerwuję...
- Zmieniłeś się Gregor. - przerywa mi cicho. Milknę. Może znów zacznie mówić. - Kiedyś... Choćby nie wiem co się działo potrafiłeś opanować emocje, a teraz... Czasem wydaje mi się, że jesteś kimś zupełnie innym.
- Bo jestem inny. - odpowiadam spokojnie. - W końcu jestem sobą. 
- Jesteś sobą, kiedy udajesz? - pyta.
- Nie rozumiem.
- Mówiłeś przez sen jej imię. A potem moje i obudziłeś się przerażony. Nie chcesz ze mną być, a robisz wszystko jak byśmy byli razem. Mieszkamy razem, robimy wspólnie zakupy, oglądamy telewizję, nawet śpimy w jednym łóżku. Ale mnie nie kochasz. Robisz to wszystko wbrew sobie. Więc jak możesz mówić, że w końcu jesteś sobą? - pyta z wyraźnym bólem.
- W końcu jestem sobą, bo biorę odpowiedzialność za swoje zachowanie. Bo staram się ułożyć wszystko tak jak ma być. Bo chcę sobie przypomnieć to co było kiedyś. Dla dziecka, dla ciebie i dla nas. - przerywam  żeby wziąć głębszy oddech.
- A istnieje choć niewielka szansa na to, że kiedyś będę tą, której imię będziesz wypowiadał przez sen jako pierwsze? - pyta poważnie. Milczę. Bo co mam odpowiedzieć? Najlepszym wyjściem jest szczerość.
- Nie wiem. - wzdycham. Czuję, że ją ranię ale co mam jeszcze zrobić? No co?
- Dobranoc Greg.

- Tak jakoś wyszło. - wzrusza ramionami, kiedy pytam w końcu jak to się stało, że spotyka się z Manuelem. Patrzy gdzieś na góry. Jest jakby nieobecna. Ciałem tutaj, myślami gdzieś daleko. I co chwilę zerka na telefon. 
- Czekasz na telefon? - pytam. Doskonale wie o co mi chodzi. Odwraca się do mnie i słabo uśmiecha. Mój krzywy uśmiech mówi, że wiem, że i tak nic mi nie powie.
- Cieszę się, że przestałeś pytać. - mówi. - Że próbujesz być z Sandrą.
- Kiepsko mi to wychodzi. - odpowiadam patrząc w stronę tarasu, na którym siedzi blondynka zagadana z moimi rodzicami. Na tej huśtawce możemy siedzieć tylko my. Ja i Gloria. Jak zawsze, kiedy rozmawiamy o problemach. Ze szkołą, z dziewczynami, z brakiem motywacji...
- Daj sobie czas Gregor. Kiedyś będziesz się śmiał z tej sytuacji.
- Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będę się śmiał. - mówię wracając wzrokiem do brunetki. - Już myślałem, że zaczyna mi wychodzić. Że jakoś powoli wracam do rzeczywistości. Ale w nocy... śniła mi się Magda. - kontynuuję. 
- Bo ciągle masz ją w sercu. - mówi spokojnie. 
- Zaczęła krwawić i zamieniła się w Sandrę. - dodaję. Mina mojej siostry jest jasnym sygnałem zdziwienia. I niepokoju. - Nie chcę mieć takich snów. Mam złe przeczucia i nie potrafię się skupić na niczym. Dzisiaj o mało z belki nie spadłem na treningu. Do października nie zostało dużo czasu a ja nadal jestem bez formy. Bo myślę o nich bez przerwy. - kończę masując sobie skronie. Brunetka milczy. Znów patrzy na góry. Znów jest zamyślona i jakby powstrzymuje się przed powiedzeniem czegoś czego nie powinna.
- Nie wiem jak ci pomóc. - wzdycha. W tym momencie zaczyna dzwonić jej telefon.
- Pozwól mi z nią porozmawiać. - mówię z nadzieją. Patrzy na mnie ze smutkiem. - Chociaż usłyszeć jej głos. - dodaję, kiedy unosi aparat. - Gloria proszę. - mówię z desperacją. Wtedy odbiera...
- Będę gotowa za pół godziny Manu. - mówi wyraźnie. Opieram głowę o gruby łańcuch, na którym zawieszona jest huśtawka. Rozłącza się i znów patrzy na mnie. - Nie możesz tak żyć Greg. To cię zniszczy. 
- Pyta czasem o mnie? - pytam. Kręci głową zaprzeczając. Pierwszy cios. - Tobias? - pytam ponownie. Wzdycha i znów odwraca wzrok na góry. - Masz jakieś aktualne zdjęcie Bianki? 
- Przestań. - mówi spokojnie.
- Nie potrafię. - odpowiadam tak cicho, że sam się prawie nie słyszę.
- Będziesz musiał się nauczyć.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. 
- Będziesz miał trochę czasu na naukę. Wyjeżdżam na trochę. - oznajmia.
- Co? Kiedy? Dokąd? - pytam. - Jedziesz do nich? - pytam chwytając ją za rękę. - Weź dla niej list ode mnie. Błagam cię Gloria ona musi wiedzieć, że nadal...
- Daj jej spokój stary. - słyszę znajomy głos. Patrzę zdziwiony na Fettnera. - Gloria jedzie do Grazu. Ma tam kierować zespołem do projektowania nowego centrum edukacyjnego dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo. - wyjaśnia. Patrzę z niedowierzaniem i rezygnacją na moją siostrę.
- To prawda? - pytam puszczając jej rękę. Wstaje z huśtawki i podchodzi do bruneta.
- Tak. - kiwa głową. - Jadę na miesiąc ale nie wiem czy nie potrwa to dłużej. - dodaje. Milknę. - Gregor może weź Sandrę i jedźcie gdzieś na trochę. 
- Tak nie zapomnę. - mruczę.
- Zacznij myśleć o kimś poza sobą. - odpowiada wkurzona i odchodzi. Brunet wzrusza ramionami i idzie w kierunku domu podążając za moją siostrą. Nadal nie potrafię sobie wyobrazić ich jako pary. A raczej przyzwyczaić się do nich. Nie mija 5 minut a moja siostra wybiega z domu ciągnąc za sobą biednego Manuela. Widać gdzieś się pali. 

    Wieczór jest chłodny, a z nieba zaczyna spadać zimny deszcz. Na balkonie zaczyna się robić niefajnie. Wracam do mieszkania i siadam przed telewizorem obok blondynki. Niewiele dziś mówiła. Przynajmniej do mnie. Ale jeśli ma się obrażać cały czas...
- Wiedziałaś, że nie będzie jak dawniej. 
- Nie prosiłam, żebyś wracał. Powiedziałam ci o ciąży, bo jesteś ojcem i masz prawo wiedzieć. To ty przyjechałeś i zacząłeś zostawać na noc. Jak więc miałam to odebrać jak nie dawanie mi nadziei na coś więcej? - pyta poważnie.
- Tylko tak mogę mieć pewność, że jesteś bezpieczna i niczego ci nie brakuje. - odpowiadam.
- Możesz codziennie dzwonić. Nie było mi źle jak przyjeżdżałeś raz na jakiś czas.
- Teraz jest ci źle? - pytam zdziwiony.
- Codziennie widzę jak zmuszasz się do życia ze mną. I jak ciągle myślisz o niej. To boli bardziej niż samotność. 
- Wolałabyś być sama?
- Wolałabym być sama niż być z kimś kto kocha kogoś innego. - odpowiada szczerze i łapie się za brzuch krzywiąc się przy tym lekko. Bierze głęboki wdech i wydech. Kilka razy. 
- Przepraszam.
- Ciągle przepraszasz. - zauważa. 
- Więc co mam zrobić żebyś czasem się tak po prostu uśmiechnęła? - pytam. Patrzy na mnie zdziwiona.
- Uśmiechnęła?
- Chcę zacząć normalnie funkcjonować. Chcę żeby ten dom był choć odrobinę cieplejszy i weselszy, chcę...
- A ja chcę spokoju Gregor. I w końcu jakiegoś zapewnienia.
- Chcesz obietnic?
- Chcę gwarancji, że nie zostanę sama. - odpowiada.
- Przecież tu jestem.
- Na jak długo? - pyta. - Ile jeszcze wytrzymasz tego udawania? - dopytuje. Milczę. - Jestem ciekawa kiedy w końcu coś pęknie i pojedziesz do niej tak jak będziesz stał. - mówi z żalem.
- Nie pojadę do niej.
- Jasne.
- Nie zrobię tego bo Magda tego nie chce. - odpowiadam. Widzę cień przemykający po jej twarzy.
- Ona tego nie chce... - powtarza. - Dlaczego jej prośby tak po prostu spełniasz a moje...
- Przecież robię wszystko o co mnie poprosisz! 
- Więc dotknij mojego brzucha Gregor! - wrzeszczy ze łzami w oczach. - Choć raz go dotknij! Choć raz powiedz coś naszemu dziecku! Choć raz posłuchaj bicia jego serca! - wrzeszczy dalej. Milknę. - Nigdy nie wchodzisz ze mną do gabinetu, na zdjęcie patrzysz kiedy ci je podsunę, ty w ogóle nie znasz naszego dziecka Gregor! - kontynuuje płacząc. - Czy ty je w ogóle kochasz?! - pyta. - Odpowiedz mi! - potrząsa mną. Patrzę na nią bezradnie i nie potrafię wydusić ani jednego słowa. - Więc po co kazałeś mi je urodzić? - pyta cicho, puszczając mnie. Kręci głową i wychodzi do sypialni zamykając za sobą drzwi. To staje się coraz bardziej zagmatwane i trudne. Nie umiem tak. Nie chcę tak. Nie z nią...

***

     Ból podobno jest przyjacielem człowieka. Ból sprawia, że wiemy, że żyjemy. Ból przypomina nam jak kruche jest życie. Daje do myślenia o tym co będzie po naszej śmierci i co po sobie zostawimy. I kogo...
   Brunet śpi na zielonym, niewygodnym zapewne fotelu, a mała dziewczynka w łóżeczku obok łóżka, na którym leżę ja. Wszyscy w jednym małym pomieszczeniu. Jesteśmy tu przeze mnie. Jesteśmy tu sami. Teraz muszę zawalczyć o ich przyszłość. Wziąć się w garść. Być matką i ojcem w jednym. Ale sama sobie nie poradzę. Nie dam rady z tym wszystkim, przywiązana do łóżka. 
    Patrzę w okno. Zaczyna padać. Nawet natura płacze. A ja? Już nie mam łez. Nie mam sił na płacz. Nie mam sił na emocje. Muszę je sobie zostawić na dzień, żeby dać mu choć trochę nadziei. Bo musi być dobrze. Bo są na świecie ludzie, kt9rym zależy. Bo nie jesteśmy obojętni. A powinniśmy.
- Magda? - słyszę ciche niedowierzanie. Odwracam powoli głowę i w drzwiach widzę moją ostatnią nadzieję. Moją jedyną drogę. 
- Dziękuję. - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, kiedy podchodzi i mocno mnie do siebie przytula. Nie potrafi opanować łez. Płacze za siebie i za mnie...


************
Cześć i dobry wieczór  ;)
Rozdział krótki, bo miał zaintrygować i zachęcić do oczekiwania na kolejny  ;)
Pisany na telefonie więc przepraszam za jakość i błędy.
Dziękuję za waszą obecność  :*
Wasze komentarze to dla mnie wielkie wsparcie  :*
Myślę nad nowym opowiadaniem.
Oczywiście po zakończeniu tego.
Jakieś propozycje co do bohatera? 

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

23. Zbyt wiele



~Innsbruck~

     Gdyby tylko świat chciał działać poprawnie... 
- Ten rok przerwy niewiele ci dał Gregor. - podchodzi do mnie blondyn i siada obok bieżni. Staram się nie zwracać na niego uwagi ale nie da się. Kiedy ktoś tak bardzo intensywnie wpatruje się w ciebie z miną mówiącą "a nie mówiłem" masz ochotę mu przywalić. Nie ważne czy to twój wróg czy przyjaciel.
- Ostatnio mało trenuję. - sapię.
- Od kiedy termin "ostatnio" oznacza 3 miesiące? - pyta nadal drążąc. A przecież doskonale wie, że mam tego dość. 
- Heinz ci się żalił czy Sandra? - dyszę nieodpuszczając.
- Gloria. - odpowiada zaskakując mnie tym. Przecież ona doskonale wie co się dzieje. Aż za dobrze to wie. - Martwi się.
- Nie ma o co. Powoli wracam do formy. - mówię dalej się męcząc. Nie pokażę mu, że jest w lepszej formie ode mnie będąc na emeryturze.
- Nie o formę fizyczną się martwi. 
- Z moją psychiką wszystko jest ok. - bronię się kłamiąc na potęgę. - Nie mam nic więcej do powiedzenia. - dodaję mając nadzieję, że w końcu sobie pójdzie.
- Ona się nie odezwie Greg. - mówi poważniejąc. Zaciskam zęby. - I Tobias też nie. Zacznij w końcu normalnie funkcjonować.
- A jak funkcjonuję? - oburzam się mając pretekst do zatrzymania się. - Co ja takiego nienormalnego robię?
- Nienormalne jest to, że przeżywasz utratę kobiety dłużej niż ją miałeś. - mówi wstając. - Gregor ona odeszła. Nie ma jej i już nigdy nie będzie. Pogódź się z tym zanim przegapisz to co na prawdę jest ważne.
- A co jest ważne Thomas? - pytam patrząc na niego intensywnie. - Kiedyś mówiłeś, że rodzina i miłość a teraz co? Coś się zmieniło? 
- Nic.
- No to o co ci chodzi?
- Sandra...
- Sandra. - prycham.
- Gregor ona na prawdę się zmieniła. 
- Nigdy jej nie lubiłeś. - zauważam.
- Ludzie się zmieniają.
- Zmienia się tylko sytuacja w jakiej się znajdują Thomas. 
- Ciąża to nie jest byle jaka zmiana. Ty chyba nadal nie zdajesz sobie sprawy z odpowiedzialności jaka na tobie ciąży.
- Ty chyba nie powinieneś mnie pouczać w tej kwestii. Już ci to mówiłem i powtórzę jeszcze raz. Nie ożenię się z nią. I nigdy z nią nie zamieszkam. 
- Tak nie powinno być.
- Więc wróć do Kristiny. - mówię. Patrzy na mnie jak na idiotę. - Czemu się z nią wtedy nie ożeniłeś? Dlaczego zostawiłeś ją jak już była w ciąży? 
- Przestań.
- Nie wtrącaj się Thomas. Próbując perfekcyjnie ułożyć moje życie nie naprawiasz swoich błędów. - mówię i odchodzę od niego. 
    W tym momencie szatnia staje się najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. I chociaż prysznic powinien koić nerwy, od jakiegoś czasu przestał mi wystarczać. Strumień gorącej wody rozluźnia mi mięśnie ale w głowie nadal panuje to samo napięcie i ten sam natłok myśli. Gdzie są, czy nadal są rodziną, czy może się rozwiodła, gdzie się przeprowadzili, jak dużo urosła Bianka i jak wielu nowych słów się nauczyła, czy Tobias odnalazł się wśród nowych kolegów, czy znów ma kłopoty w relacjach z nimi... Czy czasem o mnie myślą?
    Droga do domu mija spokojnie. Nie zamykam okna choć deszcz zaczyna powoli lecieć z nieba. Jak na wrzesień jest zbyt zimno i deszczowo. Nawet natura płacze. Mijam znajomą restaurację i jak zawsze zwalniam obok okien mieszkania na piętrze. Wszędzie ciemno. Ile to już razy pytałem kelnerki kto przejął interes? Kilkanaście. Nikt nie wie. Wypłaty są w terminie, nikt o nic nie pyta, a na inspekcje co dwa tygodnie przychodzi jakiś facet z zewnętrznej firmy i ewentualnie mówi co i jak poprawić. On też nie ma kontaktu z poprzednią właścicielką. A propo właścicielki...
  Nagle dostaję olśnienia jakby ktoś mi przywalił obuchem w głowę. Ruszam z piskiem opon na główną drogę prowadzącą do samego centrum Innsbrucka i do jedynego miejsca, w którym mogę znaleźć jakiekolwiek informacje. Przez cały czas byłem taki ślepy? Jak mogłem na to nie wpaść? Codziennie miałem odpowiedzi pod nosem. Zaciskam pięści biegnąc po schodach na 5 piętro. Nie chcę tracić czasu więc walę w drzwi z całych sił.
- Gregor? - dziwi się brunetka. - Musisz tak się tłuc? Przecież masz klucze. - kręci głową z poirytowaniem wpuszczając mnie do środka. - Obiad będzie dopiero za godzinę. Miałeś dziś wrócić później, coś się stało? - pyta mieszając coś w garnku. Stoję na środku małej kuchni i wpatruję się w swoją siostrę nie wiedząc od czego zacząć. Obraca się i widząc mój stan, na jej twarzy pojawia się lekki strach. - Gregor? 
- Był u mnie Thomas. - mówię. Porusza się nerwowo. - Nie nasyłaj go więcej na mnie, bo nie jesteśmy już przyjaciółmi.
- Ale Greg...
- Jeśli chcesz wiedzieć jak się czuję to zapytaj mnie o to wprost.
- Jak się czujesz? - pyta przyglądając się moim rozedrganym dłoniom.
- Źle. - odpowiadam próbując się uspokoić. - Jestem sam. - dodaję z żalem.
- Co ty mówisz? - podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu. - Masz Morgiego, mnie, rodziców, Sandrę...
- Na prawdę? - prycham. Dziwi ją moja reakcja. Przez ten czas... ciągle jeździłem do Sandry sprawdzać czy czegoś nie potrzebuje, albo do rodziców, zająć głowę drewnem w stolarni ojca, a kiedy wracałem jedyną osobą, której mogłem pokazać łzy była właśnie Gloria. Wspierała mnie, rozumiała i uspokajała ataki paniki. - Thomas ciągle powtarza mi, że powinienem zająć się Sandrą i zapomnieć o Magdzie, Sandra cały czas robi wszystko żebym do niej wrócił, rodzice patrzą na mnie jakbym chciał popełnić samobójstwo odkąd powiedziałem im o Magdzie, a ty... a ty mnie cały ten czas okłamywałaś. - kończę. Jej mina mówi jedno.
- Okłamywałam cię? 
- Mówiłaś, że wyjechali na dobre i Magda nie chce wracać do niczego co przypomina jej o mnie. Że nie chce mieć nic wspólnego z Innsbruckiem, że odcina się od tego wszystkiego.
- Bo tak mi powiedziała. Dziwisz się jej? Gregor ona na prawdę cię pokochała i...
- Mówiłaś, że z tobą kontaktu też nie utrzymuje. - przerywam jej. Patrzy na mnie zdziwiona przez moment aż w końcu odsuwa się na bok i wraca do mieszania czegoś w garnku. - To ty teraz zajmujesz się restauracją, prawda? - pytam. Milczy wpatrując się w garnek. - To ty nasyłasz tych ludzi na inspekcje żeby wiedzieć czy wszystko gra.
- Czemu miałabym to robić? - pyta cicho.
- Bo się z nią zaprzyjaźniłaś. A dzięki temu jesteś jedyną osobą, której Magda mogła powierzyć restaurację.
- Mogła ją sprzedać. - zauważa. 
- Dziś jechałem obok restauracji. I wiesz co mi się przypomniało? Moja pierwsza rozmowa z nią. 
- Co to ma wspólnego ze mną? 
- Magda nie mogła jej sprzedać. Nie mogła tego zrobić, bo właścicielką jest Bianka. - oznajmiam z zadowoleniem ale i ekscytacją. Bo znalazłem promyk nadziei. - A jeśli zajmujesz się restauracją to musisz mieć z nią jakiś kontakt.
- Greg odpuść. - mówi cicho. Odwraca się do mnie i patrzy smutno. - Ona nie chce żebyś dzwonił. Ani pisał. Chce zacząć nowe życie. Bez ciebie. Po co masz mieszać im jeszcze bardziej?
- Gloria błagam cię... - kręci głową. Podchodzę do niej i chwytam za ręce. - Powiedz chociaż czy się rozwiodła. Czy ułożyło jej się tam, czy...
- Po co chcesz to wiedzieć? - pyta patrząc mi prosto w oczy. - To nic nie zmieni.
- Kochałaś kogoś kiedyś tak mocno, że chciałaś dać mu gwiazdkę z nieba? - pytam. - Nie potrafię normalnie funkcjonować nie wiedząc czy są bezpieczni, szczęśliwi, wolni... ja... 
- Ciiii - głaszcze mnie spokojnie po policzku. - Są bezpieczni. Tobi radzi sobie całkiem nieźle, bardzo się wyciszył. Bianka stawia pierwsze kroki i coraz więcej mówi, a Magda... - przerywa próbując dobrać odpowiednie słowa. - Magda stara się sprawić, żeby wszystko było tak, jak być powinno. - dodaje. Chłonę te informacje jak gąbka i chciałbym więcej ale... - Nic więcej nie mogę ci powiedzieć Gregor. 
- Rozwiodła się? - pytam wprost. Brunetka zamyka oczy. - Powiedz mi.
- To nic nie zmieni. Nie pojedziesz tam i nie przywieziesz ich tutaj spowrotem. 
- Rozwiodła się? - pytam ponownie i ściskam siostrę za ramiona powodując na jej twarzy grymas bólu. Dopiero jej jęk opanowuje mnie i wraca mi racjonalne myślenie. Puszczam ją i siadam przy stole chowając twarz w dłoniach. - Przepraszam... ja... ja nie wiem co się ze mną dzieje... tęsknię za nią... za nimi... ja... Gloria ja zwariuję. Nie umiem udawać, że wszystko jest ok, że cieszę się z tej ciąży, że coraz lepiej dogaduję się z Sandrą, a świat jest piękny. Nic nie jest ok, nie radzę sobie ze sobą, treningi to dla mnie kara, ciąża przypomina mi jedynie to co straciłem, Sandra nadal jest tak samo obca, a świat jest brzydki... - przerywam. Siada obok mnie i nic nie mówi. Patrzy na mnie i widzę, że coś chce powiedzieć ale nie może. - Gloria pomóż mi. Ja nie wiem co mam robić. - usiłuję wywalczyć coś bezradnym wzrokiem ale ona nadal milczy. Jak nigdy.
- Nie mogę. Obiecałam. - zaczyna spokojnie. - Gregor, minęły już trzy miesiące...
- I co z tego?
- Może... może powinieneś spróbować wrócić do tego co kiedyś? Do tego z czym wiąże się twoja przyszłość...
- Chcesz żebym wrócił do Sandry? - dziwię się. Nigdy jej nie lubiła a teraz...
- Ona nosi w sobie twoje dziecko. - mówi twardo. - To już nic dla ciebie nie znaczy?
- Czemu mnie namawiasz do tego dopiero teraz? - pytam.
- Bo ona cie potrzebuje. Jest sama w wielkim pustym mieszkaniu. Jest w ciąży a ojciec dziecka jest u niej tylko kiedy musi. 
- Niczego jej nie obiecywałem.
- 6 lat Gregor. To na prawdę nic dla ciebie nie znaczy? - pyta. - Kiedyś przecież było dobrze między wami. Na początku była nawet fajna. Sympatyczna spokojna i pełna optymizmu.
- To było kiedyś.
- Ciąża zmienia ludzi. Tylko musisz to zauważyć, a ty ostatnio tak zatraciłeś się we wspomnieniach, że nie zauważasz wielu rzeczy wokół siebie.
- Skoro ty stoisz murem za Sandrą to znaczy, że rzeczywiście się zmieniła, albo tak dobrze udaje. Gloria ona była u Magdy przed wyjazdem.
- Magda sama zdecydowała o wyjeździe. Wizyta Sandry nie miała znaczenia. - milczę z twarzą w dłoniach, bo nie wiem co jeszcze mógłbym powiedzieć żeby uzyskać jakąkolwiek informację. - Gregor musisz sobie w końcu uświadomić, że ona nie wróci. - mówi kładąc dłoń na moim ramieniu.
- To cholernie boli. - mówię cicho. Przez chwilę tylko milczymy. Głaszcze mnie po ramieniu. Od tego są siostry. Żeby pocieszać i kiedy trzeba otrzeźwiać. Ale ja jestem jej bratem i też powinienem się nią zainteresować, a nie tylko wymagać troski o siebie. Patrzę na nią w końcu i zauważam coś dziwnego. Jest ubrana w fioletową sukienkę do kolan z ozdobionym kryształkami dekoltem. - Wychodzisz gdzieś? - pytam marszcząc brwi. Lekko się rumieni i już chce coś powiedzieć ale przerywa jej dźwięk telefonu. Patrzy na niego przez chwilę ale zanim dociera do mnie kto dzwoni rozłącza się i chowa do torebki.
- Umówiłam się. - odpowiada jak gdyby nigdy nic.
- To Magda dzwoniła tak? - pytam patrząc na torebkę. Nie chce odpowiadać. Tym razem ratuje ją dzwonek do drzwi. Tylko dlaczego się tak spina?
- Gdybyś wrócił tak jak miałeś w planach uniknęłabym tego momentu. - mówi po czym woła głośne "proszę". Moja zdezorientowana mina trochę ją stresuje. Czyżbym miał poznać przyszłego szwagra? 
- Gotowa?! - słyszę znajomy głos z korytarza. Po chwili do kuchni wchodzi brunet, na którego widok zatyka mnie. Jego reakcja jest nie mniej nienaturalna. Staje w progu i z paniką w oczach wpatruje się w moją siostrę. Kiedy oni się spiknęli? Jakim cudem mi to umknęło?
- Gregor, wychodzę. Nie wiem o której wrócę. - mówi czerwieniąc się.
- To znaczy, że... możesz...  nie wrócić... na noc? - pytam, nieświadomie pogłębiając niezręczność tej sytuacji. Oboje milczą wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. - Bawcie się dobrze. - mówię z niwyraźnym uśmiechem i wciąż nie potrafię sobie dopasować tej dwójki do siebie. 
- Greg jedź do Sandry. - mówi brunetka mijając mnie. - Tak po prostu pogadać. - dodaje spokojnie. 
- Nie naróbcie głupot. - patrzę uważnie na bruneta. Po chwili oboje wychodzą z mieszkania. 
   Obiad zrobiony przez Glorię był ohydny, co raczej jej się nie zdarza, w samochodzie siadło mi ogrzewanie, a na końcu złapał mnie deszcz. Ten dzień powinien się już skończyć...
- Może to nie jest nic wykwintnego ale twój brzuch mówi, że zjadłby cokolwiek. - mówi podając mi zapiekankę ziemniaczaną. Zerkam na nią niepewnie ale próbuję. Cóż...
- Całkiem dobra. - mówię szczerze zdziwiony.
- Z nudów odkrywam nowe umiejętności. - mówi cicho. Siada naprzeciwko mnie i bez słowa obserwuje. Jest spokojna ale przygaszona. Jakby nie było w niej ani jednej cząstki optymizmu. I uświadamiam sobie, że to ja to spowodowałem. I nadal powoduję. Tak nie powinno być. Było między nami różnie. Dobrze i bardzo źle ale to matka mojego dziecka. 
- Gloria spotyka się z Manuelem. - mówię jedząc całkiem niezłe danie. 
- Wiem. - odpowiada cicho. Patrzę na nią zaskoczony. - Mówiła o tym kiedy ostatnio byliśmy na obiedzie u twoich rodziców. - dodaje.
- Nie słyszałem. - mówię zdezorientowany.
- Siedziałeś na tarasie całe popołudnie więc... - nie kończy. Oczy jej gasną. Już całkiem. Dopiero teraz widzę jak bardzo się wyciszyła i jak niewiele emocji można w niej zobaczyć. Gloria miała rację. Sandra jest sama. Zupełnie sama. Poprawia rękawy różowego puchatego swetra i wkłada za ucho kosmyk włosów, który wyskoczył z niedbale związanego kucyka. Jest blada, ma podkowy pod oczami, brak makijażu i pomalowanych pazbokci... to zupełnie inna kobieta. 
   Odkładam naczynia do zmywarki i nastawiam wodę na herbatę. Ona dalej siedzi przy stole i teraz skubie skórki przy paznokciach. Jest bardziej puchata na twarzy. Jej brzuch jest już bardzo widoczny. Dlaczego ten brzuch jest mi tak obcy? Czajnik wydaje donośny gwizd więc zalewam liście i dosładzam miodem. Robię drugą taką samą herbatę i stawiam przed blondynką. Patrzy na mnie niepewnie ale nic nie mówi. Znów siadam na przeciwko niej.
- Jak się czujesz? - pytam.
- W porządku. - odpowiada krótko.
- Kiepsko wyglądasz... może powinnaś iść do lekarza? - pytam.
- Źle sypiam. Ziółka nie pomagają. Boli mnie kręgosłup... - przerywa na moment i zacina się.
- Coś nie tak? - pytam lekko zaniepokojony jej wstrzymaniem oddechu. Delikatnie się uśmiecha.
- To tylko kopnięcia. - wyjaśnia. Mój wzrok automatycznie przeskakuje na jej brzuch. Mam ochotę go dotknąć ale coś mnie powstrzymuje. - Jutro o 8:00 mam kontrolne USG. Jeśli możesz to chciałabym żebyś mnie podwiózł, bo nie mam jak się tam dostać. Mój samochód jest u mechanika i...
- Nie powinnaś już prowadzić. - przerywam jej. - Pojadę tam z tobą. - oznajmiam.
- O której mam czekać? - pyta zaskoczona.
- Właściwie to... mógłbym... zostać... - mówię niepewnie. Jej oczy robią się duże jak spodki do filiżanek. - Jeśli nie masz nic przeciwko.
- Nie mam. - kręci głową. Próbuję się słabo uśmiechnąć ale nie wiem czy dobrze mi to wychodzi. 
   Resztę wieczoru Sandra spędza nad jakąś książką, a ja zajmuję sobie czas wydzwanianiem do rodziców, trenera, nawet do Stefana. Byle tylko nie musieć z nią rozmawiać. To nam słabo wychodzi. Ale ile można rozmawiać przez telefon? Kiedy wchodzę do sypialni odkłada książkęna bok zainterwsowana czego od niej chcę. Siadam obok niej na łóżku i patrzę w okno.
- Jutro będzie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka. - mówi cicho i powoli głaszcze brzuch.
- Co byś wolała? - pytam. Znów ją zaskakuję. Cóż, zaskakuję też samego siebie. 
- Chcę tylko żeby było zdrowe. Reszta się nie liczy. - odpowiada. 
- Myślałaś już nad imieniem? - zadaję kolejne pytanie. 
- Ciągle przychodzi mi coś innego do głowy. - mówi. - A ty?
- Ja? Jakoś nie miałem do tego głowy. - odpowiadam. Po jej twarzy przemyka cień. - Gdzie boli cię ten kręgosłup? - pytam zmieniając temat. 
- Dziś najbardziej ramiona. Ale daję radę.
- Odwróć się. - mówię. Jej pytający wzrok mówi o zupełnym zaskoczeniu ale posłusznie się odwraca. Klękam na łóżku zaraz za nią i powoli, delikatnie zaczynam uciskać na odpowiednie mięśnie. - Kiedy Sabrina była w ciąży Silvia instruowała Thomasa jak jej odciążyć kręgosłup. - wyjaśniam swoje umiejętności. Kiwa głową. - Może nie jestem tak dobry jak ona ale...
- Jest bardzo dobrze Gregor. - przerywa mi. Czuję, że delikatnie się uśmiecha. - Co się stało? - pyta nagle.
- A co miało się stać?
- Nie wiem co takiego musiało się wydarzyć, że tak nagle zacząłeś się nami interesować. - mówi szczerze. Przestaję ją masować ale pozostawiam dłonie na jej ramionach. Skręca głowę tak, żeby mnie widzieć.
- Zobaczyłem... zobaczyłem jak wiele omija mnie przez coś czego już nie ma i nigdy nie będzie. Zrozumiałem gdzie jest moja przyszłość i chciałbym... postaram się spróbować... 
- Nie obiecuj. Rozumiem wszystko. - przerywa mi. Patrzę na nią uważnie. Wydaje się być tak samo szczera jak na początku naszego związku. - Nie rób nic na siłę. - dodaje. 
- Sandra gdzie się zgubiliśmy? - pytam. - Kiedy zmieniło się to co nas łączyło? 
- To moja wina. Za bardzo chciałam być niezależna i profesjonalna. I stałam się maszyną bez uczuć. Zgubiłam to co kiedyś było dla mnie tak samo ważne jak dla ciebie i nie wiem jak mogło mi to nie przeszkadzać. - to była najdłuższa jej wypowiedź od kilku tygodni. Może dlatego, że nie chciałem z nią rozmawiać. - Dopiero teraz dotarło do mnie jak wiele straciłam na własne życzenie. - dodaje. Jest pełba smutku i chyba rezygnacji. Moja dłoń sama wędruje do jej policzka. Przymyla oczy i lekko się uśmiecha. Wtedy dociera do mnie co robię. Czuję się z tym źle. 
- Przepraszam. - mówię odsuwając się od niej. - Musisz dać mi trochę czasu. - dodaję.
- Nie spieszy mi się. - odpowiada. 
- Pójdę wziąć prysznic. - mówię i wychodzę do łazienki.
    Gorące strumienie znów rozluźniają ale wewnątrz czuję pewien niepokój. Coś jest nie tak. Czuję jakbym kogoś ranił i zdradzał. Ale przecież to już minęło, to przeszłość. Już nie zdradzam. I dopiero te myśli uświadamiają mi, że jeszcze jej nie przeprosiłem. A tyle przeze mnie cierpiała. 
    Wracam do sypialni i już chcę zacząć mówić, kiedy zauważam, że blondynka śpi. W końcu. Po tylu bezsennych nocach. Przykrywam ją kocem i sam kładę się obok niej. Patrzę jak spokojnie oddycha. Jak unosi się i opada brzuch, w którym jest mały człowieczek podobny do mnie. Boli mnie to jak bardzo chcę zapomnieć o Biance. Jak bardzo muszę o niej zapomnieć. Czy kiedykolwiek będę w stanie? A Tobias? A Magda? Jest źle. Ze mną. Bo kocham zbyt wiele ludzi, zbyt wiele muszę pokochać... 




********************
W końcu skończyłam.
Mam mały kryzys i nie wiem czy nie odpuścić tej historii  :(
Felieton pojawi się w przyszły weekend.
A póki co oddaję w wasze ręce co wyżej. 
Buziole  :*