~Innsbruck~
Słońce zachodzi tworząc pomarańczową poświatę wokół kopuły budynku, który skądś znam ale nie potrafię przypomnieć sobie jego nazwy. A przecież byłem tu już nie raz. Lubię tu przyjeżdżać. Jest pięknie, wschody i zachody słońca zawsze spędzam nad rzeką. Siedzę pod murem otaczającym miasto i tak po prostu patrzę na naturę. Nikt nic nie mówi. Wszyscy obserwują. To jedyne momenty w tym mieście, w których można usłyszeć własne myśli. To też momenty najlepsze na okazywanie uczuć...
Zerkam w prawo i widzę delikatnie zaróżowione policzki i niewielki zadziorny nosek. Pełne usta układają się w rozmarzony uśmiech, a oczy błyszczą jak księżyc odbijający się w tafli wody. Słaby podmuch wiatru rozwiewa kosmyki długich włosów na wszystkie strony powodując u kobiety wesoły śmiech. Też się uśmiecham.
- Jesteś taka piękna kiedy się śmiejesz... - mówię cicho. Ale ona nie słyszy. Patrzy tylko na obraz malowany przez naturę na naszych oczach i ma ten cudowny spokojny uśmiech na twarzy. Wygląda na szczęśliwą. Przy niej też jestem szczęśliwy. Jestem spokojny i nic nie zaprząta mi głowy. Chcę tylko tak trwać.
Nagle widzę pojedynczą kroplę na jej policzku i od razu wznoszę oczy ku niebu. Nie widzę i nie czuję nic.
- Pada? - pytam, a kiedy nie uzyskuję odpowiedzi wracam do niej. Jest smutna. Oczy zgasły, uśmiech zamienił się w grymas, a kropla na policzku zastąpiona jest kolejną. - Dlaczego płaczesz? - zadaję kolejne pytanie. Milczy i mruga coraz szybciej oczami. Kiedy odwraca się w moją stronę wystawia powoli swoje dłonie. Chcę je złapać ale chowa je i kręci głową. - Magda? Co się stało? - pytam przestraszony. Łzy kapiące z jej policzków spadają na dłonie tworząc czerwone plamy. Przeraża mnie ból wypisany na jej twarzy. Nie wiem co robić. Zaczynam ścierać czerwień z jej dłoni swoją własną koszulą brudząc ją niemiłosiernie. Ściskam mocno jej dłonie. - Już dobrze. Jestem przy tobie. - mówię i podnoszę wzrok. Teraz zamiast zieleni widzę błękit. Tak samo zapłakany i zrozpaczony. A zamiast rudości wiatr rozwiewa jasne pasma cienkich włosów. - Sandra? - dziwię się. Jak to się stało, że tutaj jest? I co z Magdą? - Sandra...
Budzę się zalany potem i przerażony. Siedzę na łóżku, a na przeciwko mnie patrzy na mnie z niepokojem blondynka. Trzyma jedną dłoń na moim ramieniu, a drugą kładzie na moim czole.
- To tylko zły sen... - mówi uspokajająco. - Jestem tutaj... - dodaje głaszcząc mój policzek. Wydaję głuchy jęk, który najwyraźniej bierze za potrzebę bliskości więc przytula mnie do siebie. A ja rozpaczam właśnie dlatego, że tu jest. Że nie ma kogoś innego. A przecież powinienem już się przyzwyczaić. Codziennie budzę się przy niej. Codziennie wracam do niej. Codziennie to jej się zwierzam z kłopotów na treningach i to jej brzucha nauczyłem się dotykać. Nauczyłem się z nią mieszkać ale nadal nie potrafię z nią być. - Gregor? Wszystko w porządku? - pyta wyraźnie zaniepokojona. Odsuwam się od niej trochę i patrzę prosto w zmartwione oczy.
- Już tak. - odpowiadam. Nieśmiało się uśmiecha. - To tylko... bardzo... dziwny i... to tylko sen. - kręcę głową.
- Może chcesz jakieś proszki?
- Nie! - odpowiadam chyba zbyt gwałtownie bo uśmiech znika. - Po prostu... chodźmy spać. - dodaję łagodnie. Kiwa głową i kładzie się ostrożnie obok mnie. Gaszę małą lampkę i przykładam głowę do poduszki. Kiedy ostatni raz śniła mi się Magda? Kilka tygodni temu. Przestała kiedy zacząłem układać sobie dzień, tak aby spróbować przypomnieć sobie o tym co było między mną a Sandy. Sandy... dawno tak o niej nie myślałem. Już nie mówiąc o zwracaniu się tak do niej. Czy dobrze robię dając jej nadzieję na coś więcej? Nie. Ale przynajmniej nie jest sama i ma się nią kto zaopiekować.
Przekręcam głowę na bok i widzę jak powoli unoszą się jej ramiona. To matka mojego dziecka. I nic więcej nie powinno się liczyć. Dziecko zasługuje na pełną rodzinę. Na miłość. Na oboje rodziców. Tylko czy to jest w ogóle możliwe w naszym przypadku? Jak mogę dać szczęście innym samemu nie będąc szczęśliwym? Cała nadzieja w tym, że może coś się odmieni kiedy już przyjdzie na świat. W końcu z jakiegoś powodu mężczyźni zmieniają się pod wpływem dziecka. Może będę potrafił kochać chociaż to maleństwo?
I co do cholery miał oznaczać ten sen? Już całkiem poprzewracało mi się w głowie? Dlaczego zaczęła płakać? I dlaczego zamieniła się w Sandrę? Zerkam na twarz blondynki. Jest odwrócona do mnie tyłem ale dam sobie rękę uciąć, że nie śpi. Bo warknąłem. Znów. Ostatnio jestem za bardzo nerwowy.
- Sandy... - zaczynam cicho. Nie odpowiada. Przysuwam się bliżej i delikatnie kładę dłoń na jej ramieniu. - Przepraszam. - mówię cicho. - Ostatnio... zdarza mi się przesadzać. Nie jestem idealny. Nie wiem czy potrafię być. Ale chcę żebyś wiedziała, że jeśli czasem się zdenerwuję...
- Zmieniłeś się Gregor. - przerywa mi cicho. Milknę. Może znów zacznie mówić. - Kiedyś... Choćby nie wiem co się działo potrafiłeś opanować emocje, a teraz... Czasem wydaje mi się, że jesteś kimś zupełnie innym.
- Bo jestem inny. - odpowiadam spokojnie. - W końcu jestem sobą.
- Jesteś sobą, kiedy udajesz? - pyta.
- Nie rozumiem.
- Mówiłeś przez sen jej imię. A potem moje i obudziłeś się przerażony. Nie chcesz ze mną być, a robisz wszystko jak byśmy byli razem. Mieszkamy razem, robimy wspólnie zakupy, oglądamy telewizję, nawet śpimy w jednym łóżku. Ale mnie nie kochasz. Robisz to wszystko wbrew sobie. Więc jak możesz mówić, że w końcu jesteś sobą? - pyta z wyraźnym bólem.
- W końcu jestem sobą, bo biorę odpowiedzialność za swoje zachowanie. Bo staram się ułożyć wszystko tak jak ma być. Bo chcę sobie przypomnieć to co było kiedyś. Dla dziecka, dla ciebie i dla nas. - przerywam żeby wziąć głębszy oddech.
- A istnieje choć niewielka szansa na to, że kiedyś będę tą, której imię będziesz wypowiadał przez sen jako pierwsze? - pyta poważnie. Milczę. Bo co mam odpowiedzieć? Najlepszym wyjściem jest szczerość.
- Nie wiem. - wzdycham. Czuję, że ją ranię ale co mam jeszcze zrobić? No co?
- Dobranoc Greg.
- Tak jakoś wyszło. - wzrusza ramionami, kiedy pytam w końcu jak to się stało, że spotyka się z Manuelem. Patrzy gdzieś na góry. Jest jakby nieobecna. Ciałem tutaj, myślami gdzieś daleko. I co chwilę zerka na telefon.
- Czekasz na telefon? - pytam. Doskonale wie o co mi chodzi. Odwraca się do mnie i słabo uśmiecha. Mój krzywy uśmiech mówi, że wiem, że i tak nic mi nie powie.
- Cieszę się, że przestałeś pytać. - mówi. - Że próbujesz być z Sandrą.
- Kiepsko mi to wychodzi. - odpowiadam patrząc w stronę tarasu, na którym siedzi blondynka zagadana z moimi rodzicami. Na tej huśtawce możemy siedzieć tylko my. Ja i Gloria. Jak zawsze, kiedy rozmawiamy o problemach. Ze szkołą, z dziewczynami, z brakiem motywacji...
- Daj sobie czas Gregor. Kiedyś będziesz się śmiał z tej sytuacji.
- Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będę się śmiał. - mówię wracając wzrokiem do brunetki. - Już myślałem, że zaczyna mi wychodzić. Że jakoś powoli wracam do rzeczywistości. Ale w nocy... śniła mi się Magda. - kontynuuję.
- Bo ciągle masz ją w sercu. - mówi spokojnie.
- Zaczęła krwawić i zamieniła się w Sandrę. - dodaję. Mina mojej siostry jest jasnym sygnałem zdziwienia. I niepokoju. - Nie chcę mieć takich snów. Mam złe przeczucia i nie potrafię się skupić na niczym. Dzisiaj o mało z belki nie spadłem na treningu. Do października nie zostało dużo czasu a ja nadal jestem bez formy. Bo myślę o nich bez przerwy. - kończę masując sobie skronie. Brunetka milczy. Znów patrzy na góry. Znów jest zamyślona i jakby powstrzymuje się przed powiedzeniem czegoś czego nie powinna.
- Nie wiem jak ci pomóc. - wzdycha. W tym momencie zaczyna dzwonić jej telefon.
- Pozwól mi z nią porozmawiać. - mówię z nadzieją. Patrzy na mnie ze smutkiem. - Chociaż usłyszeć jej głos. - dodaję, kiedy unosi aparat. - Gloria proszę. - mówię z desperacją. Wtedy odbiera...
- Będę gotowa za pół godziny Manu. - mówi wyraźnie. Opieram głowę o gruby łańcuch, na którym zawieszona jest huśtawka. Rozłącza się i znów patrzy na mnie. - Nie możesz tak żyć Greg. To cię zniszczy.
- Pyta czasem o mnie? - pytam. Kręci głową zaprzeczając. Pierwszy cios. - Tobias? - pytam ponownie. Wzdycha i znów odwraca wzrok na góry. - Masz jakieś aktualne zdjęcie Bianki?
- Przestań. - mówi spokojnie.
- Nie potrafię. - odpowiadam tak cicho, że sam się prawie nie słyszę.
- Będziesz musiał się nauczyć.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Będziesz miał trochę czasu na naukę. Wyjeżdżam na trochę. - oznajmia.
- Co? Kiedy? Dokąd? - pytam. - Jedziesz do nich? - pytam chwytając ją za rękę. - Weź dla niej list ode mnie. Błagam cię Gloria ona musi wiedzieć, że nadal...
- Daj jej spokój stary. - słyszę znajomy głos. Patrzę zdziwiony na Fettnera. - Gloria jedzie do Grazu. Ma tam kierować zespołem do projektowania nowego centrum edukacyjnego dla dzieci niepełnosprawnych umysłowo. - wyjaśnia. Patrzę z niedowierzaniem i rezygnacją na moją siostrę.
- To prawda? - pytam puszczając jej rękę. Wstaje z huśtawki i podchodzi do bruneta.
- Tak. - kiwa głową. - Jadę na miesiąc ale nie wiem czy nie potrwa to dłużej. - dodaje. Milknę. - Gregor może weź Sandrę i jedźcie gdzieś na trochę.
- Tak nie zapomnę. - mruczę.
- Zacznij myśleć o kimś poza sobą. - odpowiada wkurzona i odchodzi. Brunet wzrusza ramionami i idzie w kierunku domu podążając za moją siostrą. Nadal nie potrafię sobie wyobrazić ich jako pary. A raczej przyzwyczaić się do nich. Nie mija 5 minut a moja siostra wybiega z domu ciągnąc za sobą biednego Manuela. Widać gdzieś się pali.
Wieczór jest chłodny, a z nieba zaczyna spadać zimny deszcz. Na balkonie zaczyna się robić niefajnie. Wracam do mieszkania i siadam przed telewizorem obok blondynki. Niewiele dziś mówiła. Przynajmniej do mnie. Ale jeśli ma się obrażać cały czas...
- Wiedziałaś, że nie będzie jak dawniej.
- Nie prosiłam, żebyś wracał. Powiedziałam ci o ciąży, bo jesteś ojcem i masz prawo wiedzieć. To ty przyjechałeś i zacząłeś zostawać na noc. Jak więc miałam to odebrać jak nie dawanie mi nadziei na coś więcej? - pyta poważnie.
- Tylko tak mogę mieć pewność, że jesteś bezpieczna i niczego ci nie brakuje. - odpowiadam.
- Możesz codziennie dzwonić. Nie było mi źle jak przyjeżdżałeś raz na jakiś czas.
- Teraz jest ci źle? - pytam zdziwiony.
- Codziennie widzę jak zmuszasz się do życia ze mną. I jak ciągle myślisz o niej. To boli bardziej niż samotność.
- Wolałabyś być sama?
- Wolałabym być sama niż być z kimś kto kocha kogoś innego. - odpowiada szczerze i łapie się za brzuch krzywiąc się przy tym lekko. Bierze głęboki wdech i wydech. Kilka razy.
- Przepraszam.
- Ciągle przepraszasz. - zauważa.
- Więc co mam zrobić żebyś czasem się tak po prostu uśmiechnęła? - pytam. Patrzy na mnie zdziwiona.
- Uśmiechnęła?
- Chcę zacząć normalnie funkcjonować. Chcę żeby ten dom był choć odrobinę cieplejszy i weselszy, chcę...
- A ja chcę spokoju Gregor. I w końcu jakiegoś zapewnienia.
- Chcesz obietnic?
- Chcę gwarancji, że nie zostanę sama. - odpowiada.
- Przecież tu jestem.
- Na jak długo? - pyta. - Ile jeszcze wytrzymasz tego udawania? - dopytuje. Milczę. - Jestem ciekawa kiedy w końcu coś pęknie i pojedziesz do niej tak jak będziesz stał. - mówi z żalem.
- Nie pojadę do niej.
- Jasne.
- Nie zrobię tego bo Magda tego nie chce. - odpowiadam. Widzę cień przemykający po jej twarzy.
- Ona tego nie chce... - powtarza. - Dlaczego jej prośby tak po prostu spełniasz a moje...
- Przecież robię wszystko o co mnie poprosisz!
- Więc dotknij mojego brzucha Gregor! - wrzeszczy ze łzami w oczach. - Choć raz go dotknij! Choć raz powiedz coś naszemu dziecku! Choć raz posłuchaj bicia jego serca! - wrzeszczy dalej. Milknę. - Nigdy nie wchodzisz ze mną do gabinetu, na zdjęcie patrzysz kiedy ci je podsunę, ty w ogóle nie znasz naszego dziecka Gregor! - kontynuuje płacząc. - Czy ty je w ogóle kochasz?! - pyta. - Odpowiedz mi! - potrząsa mną. Patrzę na nią bezradnie i nie potrafię wydusić ani jednego słowa. - Więc po co kazałeś mi je urodzić? - pyta cicho, puszczając mnie. Kręci głową i wychodzi do sypialni zamykając za sobą drzwi. To staje się coraz bardziej zagmatwane i trudne. Nie umiem tak. Nie chcę tak. Nie z nią...
***
Ból podobno jest przyjacielem człowieka. Ból sprawia, że wiemy, że żyjemy. Ból przypomina nam jak kruche jest życie. Daje do myślenia o tym co będzie po naszej śmierci i co po sobie zostawimy. I kogo...
Brunet śpi na zielonym, niewygodnym zapewne fotelu, a mała dziewczynka w łóżeczku obok łóżka, na którym leżę ja. Wszyscy w jednym małym pomieszczeniu. Jesteśmy tu przeze mnie. Jesteśmy tu sami. Teraz muszę zawalczyć o ich przyszłość. Wziąć się w garść. Być matką i ojcem w jednym. Ale sama sobie nie poradzę. Nie dam rady z tym wszystkim, przywiązana do łóżka.
Patrzę w okno. Zaczyna padać. Nawet natura płacze. A ja? Już nie mam łez. Nie mam sił na płacz. Nie mam sił na emocje. Muszę je sobie zostawić na dzień, żeby dać mu choć trochę nadziei. Bo musi być dobrze. Bo są na świecie ludzie, kt9rym zależy. Bo nie jesteśmy obojętni. A powinniśmy.
- Magda? - słyszę ciche niedowierzanie. Odwracam powoli głowę i w drzwiach widzę moją ostatnią nadzieję. Moją jedyną drogę.
- Dziękuję. - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, kiedy podchodzi i mocno mnie do siebie przytula. Nie potrafi opanować łez. Płacze za siebie i za mnie...
************
Cześć i dobry wieczór ;)
Rozdział krótki, bo miał zaintrygować i zachęcić do oczekiwania na kolejny ;)
Pisany na telefonie więc przepraszam za jakość i błędy.
Dziękuję za waszą obecność :*
Wasze komentarze to dla mnie wielkie wsparcie :*
Myślę nad nowym opowiadaniem.
Oczywiście po zakończeniu tego.
Jakieś propozycje co do bohatera?