~Graz~
- To nie dzieje się na prawdę...
- Przepraszam Gregor, ja... nie mogłam.
- Jesteś moją siostrą Gloria! - wybucham uderzając w ścianę pięścią. Ona siada na kanapie i płacze tak bardzo, że od razu uspokajam emocje. Kucam przed nią i biorę jej dłonie w swoje. - Przepraszam... - wzdycham. - To mnie po prostu przerosło. - dodaję szczerze. Patrzy na mnie zapłakanymi oczami. Jest wyczerpana.
- Ona z tego nie wyjdzie Greg. - szepcze.
- Nie mów tak. - mówię stanowczo i potrząsam jej dłońmi. - Jest pod dobrą opieką, jej mąż...
- Były mąż. - poprawia mnie patrząc smętnie w jeden punkt na mojej koszuli. Przez chwilę nie oddycham ale w końcu wracam do żywych.
- Były? - pytam z nadzieja w oczach. Kiwa głową bezwiednie.
- Powiedziała mu o romansie. Powiedziała mu o tym, że Tobias go nienawidzi a Bianka nie zna. Że ona sama już go po prostu nie potrafi kochać...
- I?
- Uderzył ją. - wyznaje ciężko, a mi pięści zamykają się mocno, a kostki bledną. - To wystarczyło.
- I tak po prostu dał jej rozwód? - pytam.
- Nie wiem. Chyba tak. - wzrusza ramionami. - Więcej nie chciała mi powiedzieć. - dodaje odwracając wzrok na mnie. - To jest zapalenie wątroby, które doprowadziło do niewydolności.
- Są przeszczepy. - wtrącam uparcie.
- Są przerzuty Gregor. A nerki nie działają. - mówi cicho i znów zaczyna płakać. Gula staje mi w gardle, kiedy chcę zapytać o to czego wiedzieć nie chcę.
- Ile? - pytam cicho. Milczy. - Gloria... ile? - powtarzam trochę mocniej. Podnosi wzrok i już wiem, że nie będzie to zbyt wiele czasu. Panika jaka mnie ogarnia blokuje wszystkie uczucia. Czuję się jakbym był jakimś robotem. Zaprogramowany na życie. Puste, bez emocji, bez łez, bez niczego.
- Kilka dni. - wyznaje, a mi w głowie wiruje jakbym dostał czymś twardym. Jakbym upadł na skoczni i nie miał kasku. Rozbijam się. I moje serce pęka...
***
Sala wygląda jak pokój hotelowy. Jest tu pełno kwiatów. Pięknie pachnie jej perfumami. Nawet w tym stanie dba o siebie. Stara się dbać. Siadam na fotelu przy łóżku i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Kobieta, którą kocham, dla której moje serce na nowo ożywa, leży tutaj i umiera. Zaciskam pięści i opanowuję gniew, który wzbudza we mnie jej stan. Jest blada i tak bardzo wychudzona, że jej nie poznaję. Tak bardzo się zmieniła...
- Dostała dzisiaj mocniejsze leki przeciwbólowe, jeszcze trochę pośpi. - słyszę obok ucha. Odwracam się i widzę bruneta. Nastolatka, który wydoroślał tak, że wygląda na starszego ode mnie. Jest przygarbiony, jakby cała odpowiedzialność za matkę i siostrę spadła na niego i go przytłoczyła. Podchodzę do niego i bez słowa przytulam do siebie. Czy nie mam łez, czy już nie potrafię płakać? Czuję jak drży, jak opuszczają go emocje. Moja koszula staje się mokra. Przytulam go mocniej i głaszczę po plecach.
- Nie martw się Tobias... - mówię cicho. - Nie jesteś sam. - dodaję jakby to miało ulżyć mu w cierpieniu. A może to ma ulżyć trochę mi? Bo ja też w tym nie jestem sam? Bo jesteśmy razem? Świat przewraca się nam obu do góry nogami i nie jesteśmy w stanie nad tym zapanować. Nie powstrzymamy tego siłą woli. A najgorsze jest to, że nie powstrzymamy tego niczym...
Kawa w mojej dłoni, w jego z resztą też. Siedzimy na przeciwko siebie po bokach łóżka i milczymy. Taka chwila jest potrzebna nam obu. Znów patrzę na Magdę. Jej piękne rude włosy są bledsze. Jakby wypłowiały. Jakby już uszło z nich życie. Usta nie mają tego intensywnego malinowego koloru, a kości policzkowe wystają jak nigdy. Jej pełna buzia stała się jakby... starsza. Jakby była bliżej 40stki. Dlaczego mnie tu nie było, kiedy to wszystko się działo?
- Mama dostała rozwód. - mówi nagle brunet. Odwracam się w jego stronę. Jest wpatrzony w matkę, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. - Ojciec dostał zakaz zbliżania się za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad mamą. - dodaje. Patrzę na niego z coraz większym zdziwieniem na twarzy. Zerka na mnie. - Ja też nie wiedziałem. - wzdycha.
- To nie twoja wina Tobias. - mówię. - Nie mogłeś wiedzieć. Jesteś nastolatkiem, którego dorosłe życie powinno jeszcze nie obchodzić.
- Nie zauważyłem, że ojciec znęca się nad mamą.
- Ja też tego nie zauważyłem. - przyznaję. - I nie potrafię sobie wytłumaczyć jak do tego doszło. Bo wiele widziałem i o wielu rzeczach wiedziałem ale to... - obaj milczymy. Znów wpatrujemy się w Magdę.
- Zostaniemy sami Gregor. - mówi szeptem. - Ojciec zrzekł się do nas praw. Wylądujemy w domu dziecka. - mówi nadal szepcząc. Patrzę na niego przerażony. W jego oczach jest pustka. - Nie chcę żeby rozdzielili nas z Bianką. Nie chcę trafić do bidula, nie chcę dla niej takiego dzieciństwa. Już i tak ma je spieprzone. - dodaje.
- Co ty mówisz Tobias? Nigdzie nie traficie, słyszysz? - brunet podnosi na mnie wzrok i patrzy tak poważnie...
- Nie mamy nikogo. - mówi. - A mama za kilka dni będzie żyła tylko dlatego, że będzie podłączona do jakiejś maszyny. - milknie na chwilę. Jest jakby nieobecny mówiąc to. Dopiero po chwili dodaje coś co jeszcze bardziej mnie uderza. - Ktoś będzie musiał to zrobić Gregor. - mówi szeptem. - Ktoś będzie musiał to zrobić. - powtarza. Kiwa głową i wychodzi z sali. Jestem osłupiały. Nigdy w życiu nie widziałem i nie czułem niczego podobnego. Ta sytuacja mnie przerasta i mam wrażenie, że nastolatek, który teraz odchodzi z Glorią jest dojrzalszy ode mnie.
- On nie może przy tym być. -słyszę słaby głos. Odwracam wzrok na nią. Jest blada, a jej oczy pożółkłe. Wątroba i nerki nie działają. Gloria miała rację. Serce mi krwawi, kiedy słyszę jak ciężko się jej mówi. Patrzy na mnie bez błysku w oczach, bez tego co tak bardzo mnie w niej ujęło, bez swojej energii, bez wesołości, bez niczego...
Biorę w dłonie jej dłoń i całuję. Tak bardzo za tym tęskniłem.
- Powinnaś zadzwonić. - mówię.
- I powiedzieć, żebyś rzucił rodzinę i przyjechał bo co? - pyta. - Bo umieram?
- Nie chcę tego słyszeć.
- Musisz to przyjąć do świadomości Gregor.
- Nie potrafię.
- I właśnie dlatego zabroniłam Glorii cię o tym informować. Nie wiem po co to zrobiła. - wzdycha ciężko. Na jej twarzy pojawia się grymas bólu.
- Coś cię boli? - pytam ze strachem w oczach. Lekko się uśmiecha.
- Wszystko. - odpowiada. - Czuję jak się rozpadam. - mówi poważnie. Kręcę głową.
- To nie Gloria dzwoniła. - mówię omijając temat bólu.
- Nie? - dziwi się.
- Tobias.
- Ech... On... on się boi.
- Wiem. - odpowiadam. - Kiedy Sandra powiedziała mi o telefonie od Tobiego nie mogłem uwierzyć. Dopiero kiedy zadzwoniłem... - przerywam widząc ponowny grymas na jej twarzy. Po chwili znów patrzy na mnie tym słabym wzrokiem.
- Sandra jest w ciąży, a ty przyjechałeś tutaj?
- Jest powód. - odpowiadam pewnie.
- Umieram. - prycha.
- Nadal nie przestałem cię kochać. - mówię szczerze. Milkniemy oboje. Jej wzrok mówi o tym jak cierpi. Nie tylko fizycznie ale i psychicznie. - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym co robił ci Aleks? - pytam. - Myślałem, że mi ufasz.
- Mieliśmy romans Gregor.
- Dla mnie było to coś więcej. Ale jeżeli uważasz, że po tym wszystkim nie zasługiwałem na szczerość...
- Zasługujesz na szczerość Gregor. Jak nikt inny. - mówi smutno. - Tylko to co ci powiem nie jest bajką na dobranoc.
- Nie lubię bajek, zasypiałem tylko po jednej. - mówię poważnie. Milczy przez chwilę.
- Aleks był władczy. Zawsze stawiał na swoim. Wszystko musiało być tak jak on tego chciał. Kochałam go więc zawsze robiłam wszystko tak, żeby się mu przypodobać. Kiedy coś było nie tak... wiedział co sprawia mi ból. Wiedział jak sprawiać ból nie robiąc właściwie nic złego... Tylko mówił. - przerywa na chwilę. Bierze kilka głębszych oddechów. - Kiedy zaszłam w ciążę był wściekły. Nie znosił się mną dzielić, a dziecko zajmowało większość mojego czasu. No i kochałam kogoś bardziej niż jego. Dlatego nienawidził Tobiasa. Biankę uznawał za przypadek... Ciągle powtarzał jaka jestem beznadziejna, jak nic mi w życiu nie wychodzi... Zmuszał do wielu rzeczy, których...
- A dzieci?
- Nie dotknął ich. Nie uważał, że są jego częścią. Jeśli już, to niechcianą. - milknie znów na krótką chwilę. - Kiedy dostałam rozwód nawet na mnie nie spojrzał.
- Powiedziałaś mu o nas? - pytam.
- Tak. - odpowiada. - Siniaków już nie mam. - dodaje. Mam ochotę go znaleźć i rozwalić mu szczękę. - Jest w Stanach. Stamtąd nikomu już nie zrobi krzywdy. - mówi widząc moją reakcję. Kręcę głową. - Potem okazało się, że mam wirusa, a potem na wszystko było już za późno.
- Aleks jest lekarzem.
- Nienawidzi mnie i moich dzieci.
- Nie pomógł ci? Przecież podobno tak bardzo cię kocha! - oburzam się.
- I tak niewiele mógłby zrobić. - odpowiada poważnie. Wstrzymuję oddech. - Nie zostało mi wiele czasu. - dodaje. Nie chcę tego słuchać. Miała rację. - Chcę żebyś to ty mnie odłączył Gregor. - wyznaje.
- Słucham? - nie wierzę w to co słyszę.
- Gloria nie da rady, a Tobiasa nie powinno w ogóle przy tym być. - mówi i znów strzymuje oddech. Blednie jeszcze bardziej ale po chwili odzyskuje swoją normalną bladość. - Musisz to zrobić. Będziesz wiedział kiedy.
- Nie. Nie potrafię, nie chcę, rozumiesz?
- I tak umrę. Nie chcę tego przeciągać i patrzeć jak Tobias znika w oczach.
- Myślisz, że kiedy umrzesz przestanie?
- Nie bądź złośliwy Gregor. - gani mnie. - Muszę tylko coś załatwić i mogę odejść.
- Ty słyszysz co ty mówisz?
- Gregor wiem, że to o co teraz cię poproszę to ogromna prośba ale nie mam innego wyjścia. - mówi. - Zaopiekuj się Tobim i Bianką. - mówi. - Nie chcę żeby trafili do domu dziecka. On tego nie przeżyje.
- Przestań.
- Muszę mieć pewność, że znajdziesz im dom. Że zaopiekują się nimi ludzie, którzy ich pokochają, że będą razem, że...
- Jeśli myślisz, że oddam ich w obce ręce to znaczy, że w ogóle mnie nie znasz. - mówię cicho. Ocieram łzę, która spływa po moim policzku. A myślałem, że nie potrafię płakać.
- Sandra nosi wasze dziecko.
- Wiem.
- To są dla niej obce dzieci. Ich widok będzie sprawiał jej ból Gregor.
- Porozmawiam z nią, wytłumaczę, ona na prawdę się zmieniła. - przyznaję. Przez chwilę milczymy.
- Cieszę się, że się wam układa. - mówi próbując się uśmiechnąć. Milczę, bo co mam powiedzieć?
- Nadal nie wierzę, że to dzieje się na prawdę. - mówię cicho. Podnosi rękę i kładzie dłoń na moim policzku. Pękam, kiedy widzę łzy spływające po jej twarzy.
- Boję się Gregor. - szepcze. - Nie chcę umierać. - dodaje. Nie potrafię dłużej tak trwać. Wychodzę z sali. Potrzebuję powietrza, bo uduszę się własną rozpaczą. Kocham ją. Tak cholernie ją kocham a nic nie mogę zrobić, żeby ją ocalić. Oddałbym wszystko za to, żeby żyła. Może być daleko ale ma żyć. Ryczę jak dziecko siedząc na murku otaczającym parking przed szpitalem. Po chwili czuję na moim ramieniu czyjąś dłoń. Odwracam się i widzę Tobiasa. Jest spokojny, poważny i taki... obcy. Bez buntu w oczach, bez iskier, bez uczuć.
- Chodź na obiad. Gloria czeka. - mówi i odchodzi w stronę samochodu...
***
Kolejne kilka dni to jakiś koszmar. Dokoła mnie są sami pozbawieni uczuć ludzie. Nawet Bianka zachowuje się nieswojo. Nic nie potrafi cieszyć, a każda kolejna chwila spędzona z Magdą jest uznawana za tą ostatnią. Boję się, że w końcu da mi znak. Że w końcu nadejdzie dzień, w którym będę musiał to zrobić. Jedynym momentem, w którym ożywam jest chwila kiedy słyszę słowo "tata". Nic więcej nie wprawia w drgania mojego serca. Ono jest jak głaz. Wypiera wszystko.
- Jak czuje się Sandra? - pyta słabym głosem. Patrzę na nią jak na wariatkę. Lekarze rano popięli ją do maszyny podtrzymującej funkcje życiowe. A ona pyta o Sandrę.
- Dobrze.
- Powinieneś do niej wrócić jak najszybciej. - wzdycha. - Nie będę cię tu długo przetrzymywać. - mówi.
- Co masz na myśli? - pyta. Zerka w stronę szyby, za którą stoi Gloria z Bianką na rękach. Tobias patrzy w jakiś punkt na ścianie jakby właśnie podejmował jakąś ważną decyzję. Wygląda na starszego ode mnie.
- Chyba... chyba nie mogę go dłużej męczyć... - mówi.
- Słucham? - pytam z gulą w gardle, bo doskonale wiem o co jej chodzi. Nie teraz Magda. Nie teraz.
- Gregor...
- Nie.
- Proszę...
- Nie! - warczę ocierając łzy spływające strumieniami mi po twarzy. Odwracam się od niej i kiedy Gloria widzi moje łzy nie wytrzymuje. Kręci głową i wychodzi z Bianką ze szpitala. Tobias patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem i kiwa tylko głową. Jakby zachęcał mnie do spróbowania wykonania ponownie jakiegoś ćwiczenia, które mi nie wyszło. Kręcę głową,a ręce drżą mi jak nigdy dotąd.
- Greg... opowiedz mi bajkę... - mówi cicho. A ja ryczę jeszcze bardziej. - Proszę... - dodaje. Siadam więc przy niej i biorę jej dłoń w swoją dłoń. Całuję i patrzę w jej tlące się życiem oczy.
- Gdzieś... daleko stąd... jest świat, do którego zmierzają wszystkie stworzenia... - zaczynam. Do pokoju wchodzi Tobias i siada na przeciwko mnie. - Świat, gdzie jest spokojnie i pięknie... Gdzie nikt nikogo nie obraża, gdzie wszyscy wszystkim się dzielą, gdzie wiecznie świeci słońce, a uśmiech to naturalna dla każdego rzecz... Tam wszystko co do tej pory robiliśmy nie liczy się. Tam zaczynamy wszystko od nowa... Tam już na zawsze jesteśmy szczęśliwi... Tam... - przerywam, kiedy widzę, że jej powieki przestają się unosić. Kiedy zasypia. Po chwili otwiera oczy i patrzy na mnie ostatni raz. Uśmiecha się delikatnie. Nie potrafię przestać płakać. Te łzy namnażają się jakby nigdy miały się nie skończyć. Tobias wstaje i wyciąga dłoń w stronę aparatury. Patrzę na niego spanikowany i niedowierzając. Magda odwraca głowę w jego stronę.
- Kocham cię mamo. - szepcze i przekręca gałkę maszyny.
- Dziękuję. - tylko taki szept słychać w sali. Maszyna przestaje pikać i szumieć i nagle zapada cisza jakiej nigdy nie doświadczyłem, a jej oczy gasną zupełnie i powoli się zamykają uwalniając ostatnią łzę...
************
:(
Musiałam.
:(
p.s.: Jeśli wyspecjalizuję się w opowiadaniach o Gregorze - zabijecie?