~"Wagabunda"~
Obserwując jak Gloria miota się z serpentynami chcąc za wszelką cenę samodzielnie zawiesić je na belkach pod sufitem, mam ochotę zaśmiać się głośno. Zachowuje się jak Zosia samosia. Uparta i nie dająca się wykazać swojemu bratu. Szatyn stoi obok skaczącej brunetki usiłując wytłumaczyć jej, że sam zrobi to szybciej, bo za chwilę pojawi się tu solenizant. Nie pomaga, bo Gloria już jest wesoła. Nie powinna tyle pić. I chyba powinnam ostrzec jej brata, że sytuacja troszeczkę wymyka się spod kontroli. Tylko czy ja w ogóle mam prawo się wtrącać?
Pozostali goście usiłują uratować tort, który podczas drogi do restauracji stracił pewną część. Istotną, bo tort w kształcie kryształowej kuli, bez kuli raczej nie ma prawa bytu. Niektórzy z nich bawią się balonami, niektórzy serpentynami, a jeszcze inni kolorowymi czapeczkami. Jeśli ktoś kiedyś powie mi, że sportowcy to poważni ludzie skupieni na tym co robią, popukam mu w czoło. To grupa roześmianych ludzi, którzy uwielbiają dobrą zabawę i co chwilę wpadają na coraz głupsze pomysły.
Biorę na ręce moją Calineczkę, którą właśnie przyniosłam z góry. Liczyłam, że może jednak będzie spała ale słysząc w słuchawce jej gaworzenie nie mogłam zrobić nic innego. Mira ma wolne, a nie mam innej opiekunki. Cóż...
- Bianka dziś zabawia gości? - pyta nastolatek, który właśnie stanął obok mnie za barem. Patrzę na niego uważnie. Jest spięty. Widać to gołym okiem.
- Jeśli nie chcesz obsługiwać swojego trenera możesz się nią zająć na górze. - mówię z uśmiechem. Przez chwilę zastanawia się nad moją propozycją ale kręci głową.
- Chcę zarobić. - mówi.
- Za opiekę też mogę ci zapłacić. - dodaję. Daje małej całusa w nos i wzdycha.
- Nie mamo. Dam radę. - odpowiada.
- Ok. Jak chcesz. - odpowiadam. Rozglądam się po sali. Wszystko jest gotowe. Goście zgromadzili się w jednym miejscu, Gloria z bratem o czymś zażarcie dyskutują, stoły są pełne, a muzyka jest przygotowana. - Ten twój trener... całkiem miły człowiek. - przyznaję. Brunet patrzy na mnie podejrzliwie.
- Nie odezwał się do ciebie ani słowem. - zauważa.
- Przywitał się i podziękował za możliwość zorganizowania przyjęcia. - odpowiadam.
- Gapił się na ciebie jak niedorozwinięty. - mówi.
- Tobias! - upominam go.
- No co? Zazwyczaj karci wszystkich wzrokiem, mówi strasznie dużo i udaje wszystko wiedzącego cwaniaka, a jak cię zobaczył to jakby zgłupiał. - mówi wzruszając ramionami.
- Czemu go nie lubisz? - pytam.
- Czemu sądzisz, że go nie lubię? - pyta mnie unikając odpowiedzi.
- Bo mam oczy i uszy skarbie. - odpowiadam sadzając córkę na ladzie barowej. Bawi się moimi włosami co chwilę się śmiejąc. Mój mały promyczek. - To, że ma fryzurę jak Kurczak Mały nie powinno przesłaniać ci obiektywnego osądu. - dodaję, żeby wywołać i niego choć mały uśmiech.
- Nie jest tak, że go nie lubię. Po prostu... - zastanawia się jak to ująć. Przenoszę na niego swój wzrok. Coś go gryzie. Widzę to.
- Tobi? Co jest? - pytam łagodnie. Wzdycha.
- Jest najlepszy. Wiem to. I jest dobrym trenerem. O dziwo. Tylko, że nie jestem pewien czy mogę mu zaufać. - wyznaje.
- Zaufać? - dziwię się.
- Coś mi obiecał. I nie wiem czy dotrzyma słowa. - dodaje. Martwi mnie to.
- Coś ważnego? - pytam. Wiem, że i tak nie powie mi co konkretnie ale może chociaż rąbek tajemnicy wyjawi. Niestety nie jest mi to dane, bo do baru podchodzi Gloria razem z bratem. Kobieta widząc małą od razu zawiesza najszerszy uśmiech na twarzy na jaki ją stać. Bierze Biankę na ręce, a ta uśmiecha się do niej wesoło.
- Glolia! - mówi po swojemu.
- No dzień dobry księżniczko... a dasz mi buziaczka? - pyta. Księżniczka wystawia swój uroczy dzióbek w jej stronę. Zerkam na szatyna. Patrzy na moją córkę uważnie się jej przyglądając. - A wiesz kto to jest? - brunetka wskazuje dłonią na swojego brata. - To jest Gregor. - mówi. - Pomachaj Gregorowi co? - prosi malutką. Ta patrzy przez chwilę na szatyna, który teraz się do niej uśmiecha ale po chwili chowa głowę w ramieniu brunetki.
- Hej, nie wstydź się mnie. - mówi spokojnie i głaszcze ją po główce mężczyzna. Jest taki... rozpogodzony.
- Bianka ma 6 zmysł co do ludzi. - mówi Tobias zwracając na siebie uwagę wszystkich. Bierze srebrną tacę i idzie w stronę pozostałej dwójki kelnerów. Tymczasem do nas podchodzi blondynka, z którą kiedyś Gloria wybierała zaproszenia ślubne. Widząc moją córkę na rękach Glorii wywraca oczami.
- Michi dzwonił, że zaraz będą. - mówi. Mężczyzna tylko kiwa głową i ciągle się uśmiechając wyskakuje zza pleców siostry powodując u małej wesoły śmiech. Jej radość udziela się wszystkim. Zwłaszcza mi. Blondynka patrzy na niego jak na idiotę. Z ogromną niechęcią zerka na Biankę. Gloria miała rację, Sandra nie lubi dzieci...
Głośna muzyka nie sprzyja małym dzieciom. Właśnie dlatego siedzę teraz w przezroczystym pomieszczeniu stworzonym specjalnie dla dzieci i bawię się małą kolorową piłką z moim kochanym szkrabem. To pomieszczenie było chyba jednym z najlepszych pomysłów na jakie wpadłam. Mam ciszę i mogę się bawić z córką, a jednocześnie mam kontrolę nad salą. Apropo sali...
- Mogę? - zza drzwi wychyla się głowa szatyna.
- Coś nie tak? - pytam przejęta.
- Nie nie... - odpowiada i uśmiecha się kiedy mała dostaje czkawki. - Wszystko jest w porządku. Wszyscy są zadowoleni i bardzo chwalą jedzenie. - mówi siadając na małym czerwonym krzesełku zaraz obok Bianki. - Jeszcze raz chciałem podziękować, że mogliśmy tutaj się wbić tak nagle. - mówi z wdzięcznością w głosie.
- Nie ma za co. - mówię już drugi raz tego dnia. Uśmiecha się delikatnie. Uroczo. Boże o czym ja myślę?!
- Tobias... - zaczyna.
- Znowu coś zrobił na treningu koledze, tak? - pytam zrezygnowana.
- Nie, ostatnio jest wyjątkowo... spokojny. I posłuszny. - mówi poważnie.
- Na pewno rozmawiamy o moim synu? - pytam śmiejąc się lekko. Również się uśmiecha.
- Martwi mnie to, że tak zmienił swoje nastawienie do mnie. - odpowiada. - Wiem, że nie za bardzo za mną przepada ale...
- To nie prawda. - przerywam mu. Patrzę mu prosto w oczy. Jest zdezorientowany. - Rozmawiałam z nim o tym, bo sama widziałam jak dzisiaj się zachował.
- Wyjaśnił coś? - pyta. Jest wyraźnie zainteresowany odpowiedzią.
- Pierwszy raz widzę, żeby jakikolwiek trener chciał znać odpowiedź na to pytanie.
- Poprzedni trenerzy nie chcieli? - pyta zdziwiony.
- Każdy chciał mieć spokój z Tobim, nie interesowały ich powody jego zachowania. Chyba woleli się nie wtrącać i zostawić poradzenie sobie z tym problemem mi. Nie zawsze mi się to udaje. Za co przepraszam. - wyznaję.
- Mam wrażenie, że Tobi walczy ze sobą. Z jednej strony robi wszystko, żeby w końcu jego tata zareagował a z drugiej, nie chce sprawiać Pani więcej przykrości, zawodu i problemów. - mówi.
- Tobias jest... skomplikowany. - mówię po chwili. - Bardzo boi się zaufać jakiemukolwiek dorosłemu. Zwłaszcza mężczyźnie, który odnosi sukcesy. Komuś, kto jest kimś znaczącym w swoim środowisku i kto skupia całe swoje życie właśnie na tym. - próbuję delikatnie nakreślić to, z czym teraz boryka się mój syn. Szatyn od razu orientuje się o co mi chodzi.
- Jestem podobny do jego ojca. - stwierdza. Jest poważny i jakby trochę... zmartwiony. Pierwszy raz spotykam się z takim dbaniem o swoich podopiecznych. Widać jak bardzo mu na nich zależy.
- W jego postrzeganiu ludzi owszem. - odpowiadam. Przez chwilę panuje cisza przerywana jedynie gaworzeniem małej. Teraz podchodzi do szatyna i daje mu jedną z książeczek leżących na stoliku.
- Czym zajmuje się tata Tobiasa? - pyta nagle.
- Jest neurochirurgiem. Pracuje na uczelni, często wyjeżdża na sympozja, a kiedy jest tutaj... jego domem staje się szpital. - wzdycham. I nagle czerwona piłeczka staje się taka interesująca.
- Ambitny i oddany pracy. - komentuje szatyn. Bianka się niecierpliwi i zaczyna ciągnąć go za nogawkę. - Lekarz z powołania. - dodaje. Patrzę teraz na niego i nie potrafię ukryć żalu jaki teraz czuję. Nie do niego ale do własnego męża.
- Jeżeli ktoś oddaje całego siebie swojemu powołaniu, po co zakłada rodzinę? - pytam. - Prędzej czy później będzie musiał wybrać. Mój mąż wybrał. - mówię. Szatyn patrzy na mnie poważnie jakby intensywnie trawiąc to co powiedziałam. - Tobias boi się, że pan tak jak mój mąż, nie dotrzyma danych mu obietnic. Dlatego woli utrzymywać dystans. A ta grzeczność może wynikać z tego, że miał pan u nas zrobić przyjęcie, albo chciał przypodobać się Glorii. - dodaję z uśmiechem.
- Gloria... - wzdycha szatyn i bierze małą na kolana, na co dziewczynka reaguje uśmiechem.
- Glolia! - woła.
- Przepraszam, jeżeli wchodzę z butami w nieswoje życie ale... wydaje mi się, że nie jest do końca szczęśliwa. - zauważam. Od razu kieruje swój wzrok na mnie. - I nie za bardzo potrafi sobie z tym poradzić.
- Wiem. - przyznaje. - Tylko nie bardzo wiem jak jej pomóc. - przyznaje wyraźnie zmartwiony. - Zawsze chciała mieć dużą rodzinę. Jak do tej pory nie udał jej się żaden krok w tą stronę. - mała zaczyna tarmosić szatyna za koszulę kiedy wciąż nie zaczyna czytać książeczki.
- Bianka! - upominam ją. Patrzy na mnie tymi swoimi błękitnymi oczkami i mam ochotę sama się skarcić. - Tak nie można, pan jest naszym gościem, chodź do mnie ja ci poczytam. - mówię wyciągając ręce. Chowa twarz w jego koszuli powodując u niego szeroki uśmiech.
- Księżniczka ma inne życzenie mamo - mówi wesoło i łaskocze małą. - To co? Poczytamy jakąś bajeczkę? - pyta poprawiając sobie małą na kolanach.
- Tak nie można... - zaczynam ale nie daje mi skończyć.
- Ostatnio wolę towarzystwo dzieci od towarzystwa dorosłych zachowujących się jak dzieci. - śmieje się. Otwiera książkę na pierwszej stronie i zaczyna czytać. Jego głos staje się bardziej cichy ale tak samo ciepły. Mała słucha go jak urzeczona. Patrzy na niego zamiast tradycyjnie na książeczkę. Jej wielkie błękitne oczka skupiają się na jego twarzy. Moje oczy także. Ma w sobie coś takiego, czego dawno nie widziałam u żadnego mężczyzny. I nie jest to coś w jego urodzie, która oczywiście jest swojego rodzaju wyjątkowa, bo każdy jest wyjątkowy ale istotne jest coś innego. Coś zupełnie innego mnie intryguje. Jego widoczna, nieukrywana radość z przebywania z dzieckiem. To jak się z nim obchodzi, to jak się do niego zwraca, jak się z nim zaprzyjaźnia. Dzieci zawsze są szczere w swoim zachowaniu. Zawsze pokazują czy kogoś lubią czy nie. Zwłaszcza Bianka. A ta, w tym momencie jest jak zaczarowana. Tak zaczarowana jak ja. Obie wciągnęłyśmy się w historię kopciuszka. Nawet nie zauważyłam kiedy historia się skończyła a mała zasnęła w ramionach szatyna. - Wiele bym dał, żeby móc tak uśpić swoją córkę. - mówi cicho, ciągle wpatrzony w Biankę.
- Wszystko przed panem. Zwłaszcza teraz, kiedy zbliża się ślub. - mówię z delikatnym uśmiechem. Po jego twarzy przemyka cień, którego nie chce pokazać, a który wyraźnie widać.
- Tak. Wszystko przede mną. - mówi patrząc ciągle na małą.
- Gregor czemu nie... - blondynka milknie kiedy wchodzi do pomieszczenia, w którym jesteśmy. - Co ty robisz? - pyta go. Patrzy na nią i lekko się uśmiecha.
- Już do was idę. - mówi. Wstajemy oboje i biorę małą na swoje ręce. Szatyn jeszcze przez moment patrzy na moją córkę i głaszcze ją po główce. - Dziękuję. - mówi do mnie cicho. Podnoszę na niego wzrok. Ma tak smutne oczy, że nie potrafię uwierzyć, że to ten sam wesoły facet, który jeszcze godzinę temu szalał na parkiecie ze swoją narzeczoną. Kiedy wychodzi robi się bardzo cicho. Za cicho.
- Nie ma za co... - mówię już do siebie.
- Mamo? - tym razem podchodzi do mnie syn.
- Co się dzieje? - pytam.
- Wszystko w porządku? - pyta.
- Tak, czemu miałoby być inaczej? - pytam uśmiechając się do niego.
- Ojciec dzwonił? - pyta.
- Tak. Ciężki przypadek. Musiał zostać w szpitalu. - wyjaśniam nieobecność męża.
- Jasne. - bąka. - O czym rozmawiałaś z moim trenerem? - pyta tym razem. Przez chwilę się zastanawiam nad odpowiedzią. - Czyli o mnie. - wzdycha.
- Martwi się o ciebie. - mówię. - Powinieneś z nim szczerze porozmawiać na treningu Tobias. - dodaję.
- Nie wiem czy mam ochotę. - odpowiada. - Jeśli twoja oferta jest nadal aktualna to wezmę Biankę i pójdę z nią na górę. - proponuje.
- Tata powinien przyjechać lada moment. - mówię podając mu siostrę.
- Jasne. - mruczy ponownie.
- Dlaczego mam wrażenie, że nie idziesz na górę z powodu trenera? - pytam podejrzliwie.
- Gloria się schlała. - mówi wprost.
- Słucham?! - oburzam się lekko ale to jest bardzo możliwe.
- Zasnęła przy stole proponując Fettnerowi, żeby zrobił jej dziecko. - dodaje. Widząc moją minę sam się uśmiecha. - Nie będę w stanie nic zdziałać mamo. A nekrofilia nie jest dla mnie. - puszcza mi oko i wychodzi na górę. Kręcę tylko głową z uśmiechem na ustach ale widząc zatroskany wzrok szatyna siedzącego teraz przy siostrze przestaje mi być do śmiechu. Wszyscy mamy problemy. I ja i Gloria i jej brat. Co w tym wszystkim jest najgorsze? Że każde z nas pragnie tego samego. Pełnej, kochającej się rodziny. Aż mam ochotę prychnąć. Czas najwyższy napić się kieliszek wina i obserwować szczęście innych...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pozostali goście usiłują uratować tort, który podczas drogi do restauracji stracił pewną część. Istotną, bo tort w kształcie kryształowej kuli, bez kuli raczej nie ma prawa bytu. Niektórzy z nich bawią się balonami, niektórzy serpentynami, a jeszcze inni kolorowymi czapeczkami. Jeśli ktoś kiedyś powie mi, że sportowcy to poważni ludzie skupieni na tym co robią, popukam mu w czoło. To grupa roześmianych ludzi, którzy uwielbiają dobrą zabawę i co chwilę wpadają na coraz głupsze pomysły.
Biorę na ręce moją Calineczkę, którą właśnie przyniosłam z góry. Liczyłam, że może jednak będzie spała ale słysząc w słuchawce jej gaworzenie nie mogłam zrobić nic innego. Mira ma wolne, a nie mam innej opiekunki. Cóż...
- Bianka dziś zabawia gości? - pyta nastolatek, który właśnie stanął obok mnie za barem. Patrzę na niego uważnie. Jest spięty. Widać to gołym okiem.
- Jeśli nie chcesz obsługiwać swojego trenera możesz się nią zająć na górze. - mówię z uśmiechem. Przez chwilę zastanawia się nad moją propozycją ale kręci głową.
- Chcę zarobić. - mówi.
- Za opiekę też mogę ci zapłacić. - dodaję. Daje małej całusa w nos i wzdycha.
- Nie mamo. Dam radę. - odpowiada.
- Ok. Jak chcesz. - odpowiadam. Rozglądam się po sali. Wszystko jest gotowe. Goście zgromadzili się w jednym miejscu, Gloria z bratem o czymś zażarcie dyskutują, stoły są pełne, a muzyka jest przygotowana. - Ten twój trener... całkiem miły człowiek. - przyznaję. Brunet patrzy na mnie podejrzliwie.
- Nie odezwał się do ciebie ani słowem. - zauważa.
- Przywitał się i podziękował za możliwość zorganizowania przyjęcia. - odpowiadam.
- Gapił się na ciebie jak niedorozwinięty. - mówi.
- Tobias! - upominam go.
- No co? Zazwyczaj karci wszystkich wzrokiem, mówi strasznie dużo i udaje wszystko wiedzącego cwaniaka, a jak cię zobaczył to jakby zgłupiał. - mówi wzruszając ramionami.
- Czemu go nie lubisz? - pytam.
- Czemu sądzisz, że go nie lubię? - pyta mnie unikając odpowiedzi.
- Bo mam oczy i uszy skarbie. - odpowiadam sadzając córkę na ladzie barowej. Bawi się moimi włosami co chwilę się śmiejąc. Mój mały promyczek. - To, że ma fryzurę jak Kurczak Mały nie powinno przesłaniać ci obiektywnego osądu. - dodaję, żeby wywołać i niego choć mały uśmiech.
- Nie jest tak, że go nie lubię. Po prostu... - zastanawia się jak to ująć. Przenoszę na niego swój wzrok. Coś go gryzie. Widzę to.
- Tobi? Co jest? - pytam łagodnie. Wzdycha.
- Jest najlepszy. Wiem to. I jest dobrym trenerem. O dziwo. Tylko, że nie jestem pewien czy mogę mu zaufać. - wyznaje.
- Zaufać? - dziwię się.
- Coś mi obiecał. I nie wiem czy dotrzyma słowa. - dodaje. Martwi mnie to.
- Coś ważnego? - pytam. Wiem, że i tak nie powie mi co konkretnie ale może chociaż rąbek tajemnicy wyjawi. Niestety nie jest mi to dane, bo do baru podchodzi Gloria razem z bratem. Kobieta widząc małą od razu zawiesza najszerszy uśmiech na twarzy na jaki ją stać. Bierze Biankę na ręce, a ta uśmiecha się do niej wesoło.
- Glolia! - mówi po swojemu.
- No dzień dobry księżniczko... a dasz mi buziaczka? - pyta. Księżniczka wystawia swój uroczy dzióbek w jej stronę. Zerkam na szatyna. Patrzy na moją córkę uważnie się jej przyglądając. - A wiesz kto to jest? - brunetka wskazuje dłonią na swojego brata. - To jest Gregor. - mówi. - Pomachaj Gregorowi co? - prosi malutką. Ta patrzy przez chwilę na szatyna, który teraz się do niej uśmiecha ale po chwili chowa głowę w ramieniu brunetki.
- Hej, nie wstydź się mnie. - mówi spokojnie i głaszcze ją po główce mężczyzna. Jest taki... rozpogodzony.
- Bianka ma 6 zmysł co do ludzi. - mówi Tobias zwracając na siebie uwagę wszystkich. Bierze srebrną tacę i idzie w stronę pozostałej dwójki kelnerów. Tymczasem do nas podchodzi blondynka, z którą kiedyś Gloria wybierała zaproszenia ślubne. Widząc moją córkę na rękach Glorii wywraca oczami.
- Michi dzwonił, że zaraz będą. - mówi. Mężczyzna tylko kiwa głową i ciągle się uśmiechając wyskakuje zza pleców siostry powodując u małej wesoły śmiech. Jej radość udziela się wszystkim. Zwłaszcza mi. Blondynka patrzy na niego jak na idiotę. Z ogromną niechęcią zerka na Biankę. Gloria miała rację, Sandra nie lubi dzieci...
Głośna muzyka nie sprzyja małym dzieciom. Właśnie dlatego siedzę teraz w przezroczystym pomieszczeniu stworzonym specjalnie dla dzieci i bawię się małą kolorową piłką z moim kochanym szkrabem. To pomieszczenie było chyba jednym z najlepszych pomysłów na jakie wpadłam. Mam ciszę i mogę się bawić z córką, a jednocześnie mam kontrolę nad salą. Apropo sali...
- Mogę? - zza drzwi wychyla się głowa szatyna.
- Coś nie tak? - pytam przejęta.
- Nie nie... - odpowiada i uśmiecha się kiedy mała dostaje czkawki. - Wszystko jest w porządku. Wszyscy są zadowoleni i bardzo chwalą jedzenie. - mówi siadając na małym czerwonym krzesełku zaraz obok Bianki. - Jeszcze raz chciałem podziękować, że mogliśmy tutaj się wbić tak nagle. - mówi z wdzięcznością w głosie.
- Nie ma za co. - mówię już drugi raz tego dnia. Uśmiecha się delikatnie. Uroczo. Boże o czym ja myślę?!
- Tobias... - zaczyna.
- Znowu coś zrobił na treningu koledze, tak? - pytam zrezygnowana.
- Nie, ostatnio jest wyjątkowo... spokojny. I posłuszny. - mówi poważnie.
- Na pewno rozmawiamy o moim synu? - pytam śmiejąc się lekko. Również się uśmiecha.
- Martwi mnie to, że tak zmienił swoje nastawienie do mnie. - odpowiada. - Wiem, że nie za bardzo za mną przepada ale...
- To nie prawda. - przerywam mu. Patrzę mu prosto w oczy. Jest zdezorientowany. - Rozmawiałam z nim o tym, bo sama widziałam jak dzisiaj się zachował.
- Wyjaśnił coś? - pyta. Jest wyraźnie zainteresowany odpowiedzią.
- Pierwszy raz widzę, żeby jakikolwiek trener chciał znać odpowiedź na to pytanie.
- Poprzedni trenerzy nie chcieli? - pyta zdziwiony.
- Każdy chciał mieć spokój z Tobim, nie interesowały ich powody jego zachowania. Chyba woleli się nie wtrącać i zostawić poradzenie sobie z tym problemem mi. Nie zawsze mi się to udaje. Za co przepraszam. - wyznaję.
- Mam wrażenie, że Tobi walczy ze sobą. Z jednej strony robi wszystko, żeby w końcu jego tata zareagował a z drugiej, nie chce sprawiać Pani więcej przykrości, zawodu i problemów. - mówi.
- Tobias jest... skomplikowany. - mówię po chwili. - Bardzo boi się zaufać jakiemukolwiek dorosłemu. Zwłaszcza mężczyźnie, który odnosi sukcesy. Komuś, kto jest kimś znaczącym w swoim środowisku i kto skupia całe swoje życie właśnie na tym. - próbuję delikatnie nakreślić to, z czym teraz boryka się mój syn. Szatyn od razu orientuje się o co mi chodzi.
- Jestem podobny do jego ojca. - stwierdza. Jest poważny i jakby trochę... zmartwiony. Pierwszy raz spotykam się z takim dbaniem o swoich podopiecznych. Widać jak bardzo mu na nich zależy.
- W jego postrzeganiu ludzi owszem. - odpowiadam. Przez chwilę panuje cisza przerywana jedynie gaworzeniem małej. Teraz podchodzi do szatyna i daje mu jedną z książeczek leżących na stoliku.
- Czym zajmuje się tata Tobiasa? - pyta nagle.
- Jest neurochirurgiem. Pracuje na uczelni, często wyjeżdża na sympozja, a kiedy jest tutaj... jego domem staje się szpital. - wzdycham. I nagle czerwona piłeczka staje się taka interesująca.
- Ambitny i oddany pracy. - komentuje szatyn. Bianka się niecierpliwi i zaczyna ciągnąć go za nogawkę. - Lekarz z powołania. - dodaje. Patrzę teraz na niego i nie potrafię ukryć żalu jaki teraz czuję. Nie do niego ale do własnego męża.
- Jeżeli ktoś oddaje całego siebie swojemu powołaniu, po co zakłada rodzinę? - pytam. - Prędzej czy później będzie musiał wybrać. Mój mąż wybrał. - mówię. Szatyn patrzy na mnie poważnie jakby intensywnie trawiąc to co powiedziałam. - Tobias boi się, że pan tak jak mój mąż, nie dotrzyma danych mu obietnic. Dlatego woli utrzymywać dystans. A ta grzeczność może wynikać z tego, że miał pan u nas zrobić przyjęcie, albo chciał przypodobać się Glorii. - dodaję z uśmiechem.
- Gloria... - wzdycha szatyn i bierze małą na kolana, na co dziewczynka reaguje uśmiechem.
- Glolia! - woła.
- Przepraszam, jeżeli wchodzę z butami w nieswoje życie ale... wydaje mi się, że nie jest do końca szczęśliwa. - zauważam. Od razu kieruje swój wzrok na mnie. - I nie za bardzo potrafi sobie z tym poradzić.
- Wiem. - przyznaje. - Tylko nie bardzo wiem jak jej pomóc. - przyznaje wyraźnie zmartwiony. - Zawsze chciała mieć dużą rodzinę. Jak do tej pory nie udał jej się żaden krok w tą stronę. - mała zaczyna tarmosić szatyna za koszulę kiedy wciąż nie zaczyna czytać książeczki.
- Bianka! - upominam ją. Patrzy na mnie tymi swoimi błękitnymi oczkami i mam ochotę sama się skarcić. - Tak nie można, pan jest naszym gościem, chodź do mnie ja ci poczytam. - mówię wyciągając ręce. Chowa twarz w jego koszuli powodując u niego szeroki uśmiech.
- Księżniczka ma inne życzenie mamo - mówi wesoło i łaskocze małą. - To co? Poczytamy jakąś bajeczkę? - pyta poprawiając sobie małą na kolanach.
- Tak nie można... - zaczynam ale nie daje mi skończyć.
- Ostatnio wolę towarzystwo dzieci od towarzystwa dorosłych zachowujących się jak dzieci. - śmieje się. Otwiera książkę na pierwszej stronie i zaczyna czytać. Jego głos staje się bardziej cichy ale tak samo ciepły. Mała słucha go jak urzeczona. Patrzy na niego zamiast tradycyjnie na książeczkę. Jej wielkie błękitne oczka skupiają się na jego twarzy. Moje oczy także. Ma w sobie coś takiego, czego dawno nie widziałam u żadnego mężczyzny. I nie jest to coś w jego urodzie, która oczywiście jest swojego rodzaju wyjątkowa, bo każdy jest wyjątkowy ale istotne jest coś innego. Coś zupełnie innego mnie intryguje. Jego widoczna, nieukrywana radość z przebywania z dzieckiem. To jak się z nim obchodzi, to jak się do niego zwraca, jak się z nim zaprzyjaźnia. Dzieci zawsze są szczere w swoim zachowaniu. Zawsze pokazują czy kogoś lubią czy nie. Zwłaszcza Bianka. A ta, w tym momencie jest jak zaczarowana. Tak zaczarowana jak ja. Obie wciągnęłyśmy się w historię kopciuszka. Nawet nie zauważyłam kiedy historia się skończyła a mała zasnęła w ramionach szatyna. - Wiele bym dał, żeby móc tak uśpić swoją córkę. - mówi cicho, ciągle wpatrzony w Biankę.
- Wszystko przed panem. Zwłaszcza teraz, kiedy zbliża się ślub. - mówię z delikatnym uśmiechem. Po jego twarzy przemyka cień, którego nie chce pokazać, a który wyraźnie widać.
- Tak. Wszystko przede mną. - mówi patrząc ciągle na małą.
- Gregor czemu nie... - blondynka milknie kiedy wchodzi do pomieszczenia, w którym jesteśmy. - Co ty robisz? - pyta go. Patrzy na nią i lekko się uśmiecha.
- Już do was idę. - mówi. Wstajemy oboje i biorę małą na swoje ręce. Szatyn jeszcze przez moment patrzy na moją córkę i głaszcze ją po główce. - Dziękuję. - mówi do mnie cicho. Podnoszę na niego wzrok. Ma tak smutne oczy, że nie potrafię uwierzyć, że to ten sam wesoły facet, który jeszcze godzinę temu szalał na parkiecie ze swoją narzeczoną. Kiedy wychodzi robi się bardzo cicho. Za cicho.
- Nie ma za co... - mówię już do siebie.
- Mamo? - tym razem podchodzi do mnie syn.
- Co się dzieje? - pytam.
- Wszystko w porządku? - pyta.
- Tak, czemu miałoby być inaczej? - pytam uśmiechając się do niego.
- Ojciec dzwonił? - pyta.
- Tak. Ciężki przypadek. Musiał zostać w szpitalu. - wyjaśniam nieobecność męża.
- Jasne. - bąka. - O czym rozmawiałaś z moim trenerem? - pyta tym razem. Przez chwilę się zastanawiam nad odpowiedzią. - Czyli o mnie. - wzdycha.
- Martwi się o ciebie. - mówię. - Powinieneś z nim szczerze porozmawiać na treningu Tobias. - dodaję.
- Nie wiem czy mam ochotę. - odpowiada. - Jeśli twoja oferta jest nadal aktualna to wezmę Biankę i pójdę z nią na górę. - proponuje.
- Tata powinien przyjechać lada moment. - mówię podając mu siostrę.
- Jasne. - mruczy ponownie.
- Dlaczego mam wrażenie, że nie idziesz na górę z powodu trenera? - pytam podejrzliwie.
- Gloria się schlała. - mówi wprost.
- Słucham?! - oburzam się lekko ale to jest bardzo możliwe.
- Zasnęła przy stole proponując Fettnerowi, żeby zrobił jej dziecko. - dodaje. Widząc moją minę sam się uśmiecha. - Nie będę w stanie nic zdziałać mamo. A nekrofilia nie jest dla mnie. - puszcza mi oko i wychodzi na górę. Kręcę tylko głową z uśmiechem na ustach ale widząc zatroskany wzrok szatyna siedzącego teraz przy siostrze przestaje mi być do śmiechu. Wszyscy mamy problemy. I ja i Gloria i jej brat. Co w tym wszystkim jest najgorsze? Że każde z nas pragnie tego samego. Pełnej, kochającej się rodziny. Aż mam ochotę prychnąć. Czas najwyższy napić się kieliszek wina i obserwować szczęście innych...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wymęczony ale jest.
Nie wyszło mi to tak jak chciałam ale kolejny będzie lepszy.
Będzie w środę :)
Buziole :*
I dziękuję za tak liczne komentarze :*:*:*