~SV Innsbruck Bergisel~
Kompleks małych skoczni wygląda tak samo jak te kilkanaście lat temu kiedy po raz pierwszy tutaj przyszedłem. Z tym, że teraz jest tutaj dużo więcej dzieciaków. Biegają po kompleksie z torbami ze sprzętem większymi od większości z nich. Jedni wbiegają do drewnianych baraków, a inni z nich wybiegają. Kiedy wszyscy w końcu znajdą swoje towarzystwo, ustawiają się w szeregu w odpowiednich miejscach przy odpowiednim domku. Do każdej z grup podchodzi facet ubrany jak typowy nauczyciel w-fu, w dres i adidasy, z bejsbolówką na głowie i gwizdkiem zawieszonym na piersiach. Zabawnie to wygląda. Za moich czasów... jak to brzmi... za moich czasów... No więc za moich czasów trenerzy byli ubrani w sprane dżinsy i podkoszulki z logo skoczni. Teraz każdy z nich na koszulce ma naszyty znaczek. Zapewne znaczek swojej grupy.
Wzrok wszystkich chłopców i tej nielicznej grupy dziewcząt zawieszony jest na mnie kiedy przechodzę przez teren kompleksu. Jedni patrzą ze zdziwieniem inni z niedowierzaniem, a pozostali z uwielbieniem. I choć to fajne, że jestem dla nich kimś w rodzaju bohatera, teraz wolałbym być tak samo upierdliwy jak ich trenerzy. Żeby zaczęli jęczeć kiedy mnie widzą, bo wiedzą, że dostaną wycisk, żeby zaczęli się trochę bać, że znów coś im nie wyjdzie, a ja po raz kolejny będę powtarzał to samo. Bo teraz jestem tutaj jako cywil. Nie będę nosił munduru skoczka, nie będę trzymał własnych nart na ramieniu, a redbullowski kask zostawiłem w domu. Będę ich trenerem.
- To co? Widzę, że się zdecydowałeś. - z uśmiechem na ustach wita mnie Markus, jeden z trenerów. Kiedyś to on mnie tu przyprowadził. Byłem lepszy. Ciągle mi wypomina, że zabrałem mu miejsce w kadrze. Uśmiecham się szeroko i witam z dawnym kumplem.
- Muszę coś robić przez ten rok. - odpowiadam. - Jeśli tylko będę umiał pomóc to chętnie pomogę. - dodaję.
- No stary... tylko nie wyobrażaj sobie, że zarobisz tu kokosy. Dostaniesz stawkę jak my wszyscy i jak wszyscy grupę dzieciaków. - mówi kiwając na mnie żebym szedł za nim. Mijając rozgrzewające się grupki małych skoczków uśmiecham się do nich i macham. Wiem ile znaczy dla nich zwykłe "oczko" od swojego idola. Dla mnie też kiedyś miało takie znaczenie. Podchodzimy do grupki chłopców ustawionych w szeregu. Jest ich pięciu. Każdy mniej więcej taki sam, więc znając siebie będę miał problem już na starcie, żeby ich nie mylić. Stoją na baczność wpatrzeni we mnie jak w obrazek. - Cześć grupo! - woła do nich wesoło Markus.
- Część trenerze! - odpowiadają równo.
- Czemu jest was pięciu? - pyta zdezorientowany.
- Szósty pewnie wciska się w swój kostium od Prady trenerze! - woła jeden z chłopców a reszta się śmieje.
- No już, spokój! - kręci głową.
- Coś nie tak? - pytam.
- Chłopcy, od dziś macie nowego trenera. Przez najbliższy rok będzie z wami pracował mój dobry kolega i pewnie znany wam już zawodnik, Gregor. - oznajmia brunet. - Gregor, poznaj swoich podopiecznych. - dodaje. Uśmiecham się więc do nich. Mają góra po 15 lat. Czyli coś już powinni umieć. Nie jest źle. Nie będę musiał zaczynać od początku. - Zacznijcie się rozgrzewać chłopcy, trener zaraz do was przyjdzie tylko załatwimy jeszcze parę spraw. - mówi i ciągnie mnie za sobą do jednego z baraków. Od razu muszę Cię ostrzec, że trafiła ci się chyba najbardziej ambitna grupa. Każdy z nich chce być najlepszy i robią wszystko, żeby tak było. Nie zawsze to jest dobre.
- To nie przypadek, że trafiłem na nich prawda? - pytam wprost.
- Twoje doświadczenie z tym problemem jest nam cholernie potrzebne Greg. Inaczej załamią się psychicznie na kolejnym treningu. Nie mówiąc już o zawodach, na które z takim poziomem emocji nie będę mógł ich zabrać. - wyjaśnia. - Są na prawdę dobrzy. Nie mogę ich stracić przez brak wiary w siebie i nieumiejętność przegrywania.
- Jasne. - kiwam głową. Chyba czas sobie przypomnieć o czym kiedyś rozmawiałem z psychologiem. Im na pewno by się to przydało. - Nie chcieliście próbować rozmów ze specjalistą? - pytam.
- Powiem tak... rodzice często są głupsi i bardziej uparci od tych nastolatków.
- Każdy z nich uważa, że ich dziecko jest najlepsze, najzdolniejsze i bez skazy tak? - dopytuję. Marcus tylko kiwa głową.
- Jest jeszcze jeden problem z tą grupą. - mówi. Patrzę na niego z zainteresowaniem. Wygląda przez okno. - Widzisz tego chłopaka? - pyta wskazując bruneta stojącego przy bandzie. Wpatruje się w igielit. Jest sam. Grupa, którą mam się zająć właśnie kończy rozgrzewkę i zaczyna rzucać między sobą piłką. Nie zwracają na niego uwagi.
- Kto to? - pytam.
- Najzdolniejszy kłopot pod słońcem. - odpowiada. Patrzę na niego zdziwiony. - Do niedawna myśleliśmy, że to dzieciak bogatego tatusia. Wiesz, kupował mu najdroższy sprzęt, zawsze miał wszystko najlepsze, jako jedyny skakał w profesjonalnym kombinezonie. Nawet na treningach. - opowiada. - Zawsze był najgorszy. - dodaje.
- Mówiłeś, że jest najzdolniejszy. - przypominam. Nie rozumiem do czego dąży Marcus.
- Nienawidzi ojca. - wyjaśnia. - Kocha skoki, bardzo chce to robić ale jeszcze bardziej chciałby zwrócić uwagę taty na siebie dlatego robi wszystko, żeby nie odnieść sukcesu. Jego matka była u nas kilka dni temu. Powiedziała, że młody specjalnie zniszczył sobie buty. Już któreś z kolei, żeby tylko ojciec w końcu zauważył na co wydaje pieniądze, bo chłopak od 3 lat trenuje skoki a tatuś nadal myli dyscypliny. - opowiada. Patrzę na sylwetkę nastolatka.
- Ile ma lat? - pytam.
- 13. - odpowiada brunet. Podaje mi listę nazwisk z danymi. - Jeszcze jedno. - dodaje. - Czasem... jest cichy i spokojny. Częściej możesz się spodziewać lekkiego podskakiwania, delikatnej niesubordynacji, nawet kilku pyskówek.
- Rozmawiałeś o tym z jego matką? - pytam przeglądając wyniki chłopaka z poprzedniego sezonu.
- Z taką kobitką chętnie rozmawiałbym częściej. - mówi ze znaczącym uśmiechem. Kręcę głową.
- Widzę, że niewiele się zmieniłeś. - zauważam.
- Ty za to całkiem. - odpowiada. Nastaje chwila ciszy. - Matka robi co może. Powodzenia. - mówi i odchodzi zostawiając mnie samego. Patrzę jeszcze przez okno na chłopaka. Któryś z kolegów właśnie kopnął w niego piłką. Powoli odwrócił głowę. Przeraziłem się. W jego czysto niebieskich oczach widać czystą wściekłość. Widzę jak zaciska zęby i pięści. Ale widzę jak powoli wypuszcza nadmiar powietrza przez usta. Posyła lodowate spojrzenie jednemu z chłopców i znów odwraca się w kierunku skoczni. Dlaczego mnie to przeraziło? Bo czuję jakbym znalazł się w wehikule czasu. I jakbym patrzył w lustro. Albo inaczej. Jakbym wyszedł z własnego ciała i patrzył na siebie z boku. Bo byłem dokładnie taki sam. Miałem taką samą złość i taką samą determinację. Tylko powód był inny. On chce zawieść ojca, ja chciałem, żeby w końcu był ze mnie dumny...
Staję na przeciwko grupy chłopców i patrzę na całą piątkę. Są gotowi na wycisk, są gotowi na wszystko byle być najlepszymi. Niedobrze. Zerkam w prawo. Brunet nadal stoi przy bandzie. Cóż... trzeba w końcu zrobić tu porządek. Zerkam na kartki trzymane w ręce i odszukuję imię nastolatka.
- Tobias?! - wołam w jego kierunku. Obraca się w moją stronę. Z niechęcią podchodzi do grupy chłopców i staje na końcu rzędu. Patrzę na niego uważnie. - Za moich czasów wszyscy staliśmy w szeregu i na baczność zanim przyszedł trener, coś od tego czasu chyba się zmieniło. - mówię. Zachęcam go tym zdaniem do popatrzenia na mnie choć na chwilę. - Następnym razem nie czekaj na specjalne zaproszenie, bo ci go nie wyślę, a jeśli nie będziesz na zbiórce punktualnie...
- Wywali mnie pan? - prycha. Chciałbyś młody. Uśmiecham się do chłopaka lekko i kręcę głową.
- Będziesz biegał 4 okrążenia dokoła kompleksu. - oznajmiam. Uśmiecha się pod nosem z wyraźnym cynizmem. - Dziś jest mój pierwszy dzień w nowej roli więc przebiegniesz tylko dwa z czterech okrążeń. - zapisuję sobie przy chłopaku odpowiednią notatkę i podnoszę głowę. Stoi jakby wytrącony z równowagi i zdezorientowany, a reszta chłopców podśmiechuje się pod nosami. - Mogę powtórzyć to jeszcze po angielsku jeśli nie zrozumiałeś po niemiecku. Więcej języków nie znam. - przyznaję poważnie. Zdenerwowałem go. To dobrze. Teraz wybiega nerwy i choć odrobinę spokojniejszy zacznie trening.
- Co Tobi? Boisz się, że zniszczysz sobie swoje markowe adidaski? - śmieje się jeden z chłopców. - Nie martw się, tatuś na pewno kupi Ci nowe. - dodaje z przekąsem.
- Ja na twoim miejscu martwiłbym się o twoje buty, bo dołączysz do kolegi. - oznajmiam. Zapada cisza. - Nie chcę słyszeć podobnych uwag na moich zajęciach, jeśli macie coś do siebie zostawiacie to poza kompleksem. Kiedy tu wchodzicie, jesteście drużyną. Sport to nie tylko walka między sobą o zwycięstwo ale w głównej mierze to nauka pokory. A największą wartością w sporcie indywidualnym jest umiejętność pięknego przegrywania. Bo nie trudno jest przegrać dużą różnica punktową. Jeśli przegrywacie to minimalnie. Wtedy wiecie, że daliście z siebie wszystko i byliście równie dobrzy co zwycięzcy. Z drugiego, trzeciego i każdego kolejnego miejsca też musicie potrafić się cieszyć. Bo na każde z tych miejsc sobie zasłużyliście ciężką pracą na treningach. - kończę. Większość słucha mnie uważnie starając się zapamiętać to co powiedziałem. I jeśli choć jedno z tych zdań zostanie w ich głowach będę miał pierwszy sukces.
- Ciekawe czy gdyby pan nadal wygrywał mówiłby pan tak samo. - odzywa się w końcu brunet. - Łatwo jest tak powiedzieć kiedy nagle z mistrza stało się jedynie punktującym zawodnikiem. - dodaje. Patrzę na niego uważnie. Czuję na sobie wzrok pozostałych chłopców. Marcus miał rację. Będą z nim kłopoty.
- Żeby zostać mistrzem musiałem kilka razy wygrać ale wiele razy przegrać. - odpowiadam. - Patrząc na twoje wyniki z zeszłego sezonu na razie z przegrywaniem radzisz sobie najlepiej. - odpowiadam. Jego wzrok miota piorunami. - Przebierzcie się i do roboty, a pozostali niech rozłożą w tym czasie stojaki na kije. - mówię. Wszyscy posłusznie wykonują swoje zadania. Tylko brunet stoi na przeciwko mnie i zaciska pięści. - Coś jeszcze? - pytam podchodząc do nastolatka.
- Był pan moim idolem. - oznajmia.
- Cieszy mnie to. - odpowiadam.
- Szkoda, że już pan nie jest. - dodaje. Nic nie mówię. Muszę się zastanowić co takiemu dzieciakowi odpowiedzieć. Jest wrogo nastawiony do całego świata, a zwłaszcza do mnie. I w tym momencie wydaje mi się, że jedyną osobą, której nienawidzi bardziej ode mnie jest jego ojciec.
- Wiesz... kiedyś ktoś bardzo mądry powiedział mi, że jeśli będę patrzył tylko na czubek własnego nosa to przegapię próg i zwyczajnie się potknę. Nie chciałbym żebyś przegapił swoją szansę w życiu przez niechęć do ludzi, którzy chcą dla ciebie dobrze. - mówię spokojnie. - Wiem, że potrafisz więcej niż pokazujesz.
- Nic pan nie wie. - bąka pod nosem.
- To pokaż mi to. - mówię.
- Niby co?
- To, że się mylę. - odpowiadam. Patrzy na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
- Ma pan moje wyniki. Są kiepskie. Niby jak jeszcze mam to panu udowodnić? - pyta poirytowany. Jest zadziorny. Pewnie podrywa na to wiele dziewczyn.
- Gdybyś tego nie kochał nie byłoby cię tutaj. Jedyne co cię powstrzymuje przed pokazaniem na co cię stać jest twoja niechęć do ojca. Na prawdę chcesz kiedyś wyrzucać sobie, że przez chęć zrobienia mu na złość zmarnowałeś swój talent? - pytam.
- Co pan proponuje? - krzyżuje ręce na piersi.
- Masz do przebiegnięcia 2 okrążenia. Z kolegą, którego ewidentnie nie lubisz. Jestem pewien, że twoja chęć do wygrania z nim jest dużo większa niż przekonanie, że byciem kiepskim zwrócisz na siebie uwagę ojca.
- Co będzie jak z nim przegram?
- Dam ci spokój i dalej będziesz mógł udawać ofiarę narażając się na śmiech ze strony kumpli.
- A jak wygram?
- Zrobię z ciebie mistrza. - mówię poważnie. Wystawiam dłoń w jego kierunku. Patrzy na nią niepewnie ale po chwili ściska ją. Uśmiecham się lekko do niego. Idzie na początek trasy do przebiegnięcia i patrzy z niechęcią na kolegę. Tamten tylko cwanie się uśmiecha. - Start! - wołam. Ruszają od razu. Ku mojemu zdziwieniu brunet wcale się nie spieszy. Jego kolega biegnie równo i szybko. Ewidentnie zależy mu na wygranej natomiast młodszemu chyba na niczym już nie zależy. Zostaje w tyle. Kręcę głową. Pierwsza pedagogiczna porażka na pierwszych zajęciach, które jeszcze się nawet nie zaczęły. Pomagam więc chłopcom ustawić przeszkody w odpowiednich odstępach jak na ich wzrost i wiek. W pewnym momencie zaczynają wołać. Podnoszę głowę i widzę, że obaj chłopcy biegną teraz w jednej linii. Coraz szybciej. Nie wiem czemu ale zaciskam kciuki, żeby młodszy z nich dobiegł tutaj szybciej. Niestety tak się nie dzieje. Przegrywa.
- Ha! Byłem lepszy! - cieszy się blondyn. Podchodzę do zmęczonych chłopaków i patrzę na nich uważnie.
- Gratuluję. - ściskam dłoń blondynowi. Patrzę wyczekująco na bruneta. Podchodzi do kolegi i wystawia dłoń w jego kierunku zaskakując tym wszystkich chłopców.
- Gratuluję. - mówi sapiąc. Zdziwiony blondyn uśmiecha się lekko i ściska dłoń bruneta. Czyli może nie do końca taka porażka.
- Hej, przegrałeś pewnie o nie całą sekundę, a jestem dużo lepszy od ciebie więc właściwie to tobie należą się gratulacje. - odpowiada. Uśmiecham się kiedy pozostali również klepią bruneta po ramieniu.
- Ustawcie się w kolejce przed przeszkodami. - mówię do nich. Brunet zostaje przy baraku i patrzy na mnie wyraźnie przygaszony. Podchodzę do niego i opieram się o ścianę budynku tak jak on.
- Przegrałem.
- Owszem. - potakuję. Milczy ale podnosi na mnie wzrok.
- Ale nie przegrałem o kilkanaście sekund tylko o jedną. - zauważa.
- Owszem. - powtarzam kiwając głową.
- Zasłużyłem na drugie miejsce. - mówi dalej. Patrzę na niego uważnie. Jest spokojny, jakby trochę mniej wrogo nastawiony. - Zrobi pan ze mnie mistrza? - pyta nagle. I co mogę? Mogę jedynie puścić mu oko i pogonić żeby stanął w kolejce do ćwiczenia. Jeszcze nie wiem jak ale zrobię z niego mistrza. Chociaż po tym treningu pierwsze co zrobię to naleję sobie kieliszek czerwonego wina...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Owszem. - powtarzam kiwając głową.
- Zasłużyłem na drugie miejsce. - mówi dalej. Patrzę na niego uważnie. Jest spokojny, jakby trochę mniej wrogo nastawiony. - Zrobi pan ze mnie mistrza? - pyta nagle. I co mogę? Mogę jedynie puścić mu oko i pogonić żeby stanął w kolejce do ćwiczenia. Jeszcze nie wiem jak ale zrobię z niego mistrza. Chociaż po tym treningu pierwsze co zrobię to naleję sobie kieliszek czerwonego wina...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A jednak mi odbiło i stworzyłam dwójeczkę :)
Co o tym powiecie?
Trójka nie mam pojęcia kiedy :P
Buziole :*
Gdybym miała takiego trenera... To mogłabym nawet notorycznie przegrywać ;)))
OdpowiedzUsuńSuperrr!!!!!!
Też bym się napiła kieliszek czerwonego wina...
OdpowiedzUsuńWidzę, że Gregor złapał niezły kontakt z Tobiasem :) Ciekawe kiedy spotka Magdę. Już nie mogę się doczekać!
Czekam niecierpliwie na trójkę :D
Buziaki ;**
Jaram się,że dodajesz tak często rozdziały :D czekam na nowy. Pozdrawiam,Lena
OdpowiedzUsuńu lala pojechałaś po bandzie
OdpowiedzUsuńtego się nie spodziewałam
pyskaty nastolatek i jego równie pyskaty trener haha
to kiedy pedagogiczna narada matki i trenera ? :D
czekam na to
nie wiem co więcej dodać bo i tak wiesz że wszystko spod twojej ręki mi się podoba ;)
czekam na next i tyle
Czy ja wiem, czy taka pedagogiczna porażka? Nie zgodziłabym się w 100% Obydwaj panowie mają mocne charaktery i obydwaj chcą coś komuś udowodnić. Takich spięć jak to będzie jeszcze wiele i to jest pewne. Tobias chce udowodnić coś ojcu a do tego chce zwrócić na siebie jego uwagę, a Gregor znów chce trzymać w ryzach tych dzieciaków i pomóc im w karierze. Zdecydowanie Schlieri będzie miał z młodym wiele problemów, ale wierzę, że sobie z nim poradzi. Sam przyznał, że kiedyś był taki jak on, a przecież wyszedł na ludzi. Tobi potrzebuje bardzo dużo uwagi i czułości. Miłość oraz zainteresowanie matki nie starczy mu na dłuższą metę. Każdy z nas potrzebuje tego, by ktoś się o nas troszczył. Ciekawa jestem, jak Magda zareaguje na nowego trenera swojego syna. Wierzę, że Gregor bardzo jej pomoże w wychowaniu Tobiasa na dobrego i porządnego człowieka. Nie twierdzę, że taki nie jest, ale do grzecznego chłopaka dużo mu brakuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny :*
Gregor w roli trenera, a do tego trafił mu się Tobias - tak samo pyskaty i zadziorny jak on.. Aż zastanawiam się nad owocem ich współpracy. Zrobi z niego mistrza? :D
OdpowiedzUsuńAh, jeszcze ciekawi mnie, kiedy dojdzie do spotkania Grega z matką Tobiasa. No i czy wyniknie z tego coś więcej ^^
Świetny rozdział, a ja z niecierpliwością czekam na trójeczkę i nie ma czegoś takiego, że nie wiesz kiedy! :D
Pozdrawiam i weny :*
Hmm... ciekawie :) Gregor w nowej roli i od razu taki trudny przypadek wśród podopiecznych. Schlieri dostrzega w Tobiasie siebie sprzed lat, wg mnie ma do niego dobre podejście. Będzie procentowało, bo Tobiego zmusi do refleksji. Mistrz wytrenuje mistrza, jeszcze będą ze sobą rywalizować na skoczni :D
OdpowiedzUsuńCzekam już na kolejny rozdział! :)
Pozdrawiam,
Inka :)
hej, zapraszam na pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania :) http://zuuzannes-world.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńSzkód że mało kto umie być taki bardzo motywujący jak Greg, a właściwie ty... ;) Ważne jest podejście i nie danie się sprowokować... No i cóż... Będzie chyba niezła jazda jak Schlieri pozna się z Magdą... A ta jego relacja z Tobim może się przerodzić w wielką przyjaźń.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na trójeczkę, weny!! :*
Oho. Greg i Tobias dobrali się jak w korcu maku. :D Trafiła kosa na kamień i... bardzo dobrze!
OdpowiedzUsuńGregor jako trener? Swietny pomysł, aczkolwiek współczuję tym dzieciakom. Tak po prostu. W sercu czuję, iż nie będą mieć łatwo z Panem Schlierenzauerem. :)
Mamo, mamo, mamo. ♥ Ja już chcę następny!
Z Olą snułyśmy różne wersje tego co będzie dalej, no ale jak narazie to chyba żadna z nich nie była trafna. Co do Gregora jako trenera ... mi to jak najbardziej pasuje ^.^ Ale czy to będzie legalne jak trener zacznie się spoufalać ;p z matką jednego z podopiecznych? ( no bo oni chyba będą coś ze sobą ten tego co nie??) Rozdział cudooooo nie mogę się doczekać kiedy będzie nowy ;D
OdpowiedzUsuńPaulina
Wolniej, bo nie nadążam z komentarzami. Obiecuje, że wpadnę tutaj z porządnym komentarzem wkrótce i na epilog u Julki i Michiego też! Buziaki! :))
OdpowiedzUsuńNie komentowałam pierwszego rozdziału bo dopiero teraz przeczytałam oba. I wiesz co? Są świetne!!! Greg wydaje się być idealnym materiałem na trenera i nie mogę doczekać się kiedy Greg pozna Magdę. A oprócz tego jestem ciekawa jak zmieni się jego relacja z Tobiasem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, czekam niecierpliwe na ich dalsze losy. Mogę Ci życzyć tylko weny :*
Jej nie nadążam z komentowaniem :-P To mój absolutny rekord jak na jeden dzień. 4 komentarze i wszystkie u Ciebie ;-) No i co ja Ci mogę powiedzieć? Nuda, znów to samo. Wszystko, co wychodzi spod twojego pióra jest genialne.
OdpowiedzUsuńHistoria z rozdziału na rozdział coraz bardziej zaciekawia i wciąga. Gregor w roli trenera daje radę. Całkiem sprytnie sobie to wszystko wykombinował. A młody mistrz jest całkiem mądry i przenikliwy. Chyba będą razem stanowić dość zgrany duet typu uczeń i mistrz. Choć na pewno nie będzie łatwo.
Mam nadzieję, że rozdział będzie w miarę szybko, bo bardzo dobrze się to czyta. A ja uzależniłam się od Twojego pisania
Pozdrawiam i życzę więcej wolnego czasu i weny oczywiście :-*
Madźka
Nadrobione! Wreszcie. Nowa historia ciekawa, inna niż wszystkie, ale podoba mi się. Chce więcej Gregor a w takiej odsłonie. Bardzo dobrze mi się czyta i czekam na następny Jula :*
OdpowiedzUsuńJa i ten mój refleks, nawet nie zdążyłam 1 rozdziału przeczytać a tu już taka niespodzianka.
OdpowiedzUsuńZaczyna mi się to podobać (nie, nie tylko ze względu na Gregora).
Po prostu cały ten pomysł jest świetny. Nie potrafię tylko zrozumieć skąd ty te pomysły bierzesz, przecież napisałaś już tyle historii, no ale za to cię podziwiam :)
Jeśli Gregor ma już takie plany, to zapewny w przyszłości zrobi z Tobiasa równego sobie mistrza, no tylko musi z nim popracować nad psychika, bo nie sądzę żeby on sam chciał sie udać do psychologa, nawet jeśli Magda nie będzie mieć nic przeciwko temu.
Pozdrawiam ;)
Gregor, jako trener młodych i gniewnych chłopców? Ty to masz łeb, kochana :D A ten Markus, to chyba jakiś dobry kumpel, bo tak sobie na luzie rozmawiali. Własny biznes konsumpcyjny, fakt jest dużo satysfakcji, ale trzeba poświęcić temu całe swoje serce i energię, więc już zapunktowała u mnie Magdalena. Pozdrawiam i czekam na next.
OdpowiedzUsuńGregor jako trener, ooo *.* Tobias to młoda wersja Schlierenzauera :D To obietnica Gregora, że zrobi z Tobiasa mistrza jest taka urocza. Chociaż przed nimi długa i ciężka droga, wierzę, że dadzą radę.
OdpowiedzUsuńNo i nareszcie mam szansę się wypowiedzieć ;) Przeczytałam już kilka twoich opowiadań ( wszystkie zakończone ) i nawet nie wiesz ile razy chciałam napisać jakiś komentarz , ale nie robiłam tego bo nie spodziewałam się żebyś je przeczytała . Mam jednak nadzieję ,że ten komentarz dostrzeżesz bo chciałabym ci podziękować za piękne opowiadania oraz pogratulować kunsztu. Czytanie twoich dzieł to czysta przyjemność ! Z niecierpliwością czekam na kolejne części
OdpowiedzUsuńChętnie wymienię mojego wuefistę za Gregora :>
OdpowiedzUsuń