~Innsbruck~
- Zadzwoń do jego matki Gregor, niech go sobie stąd weźmie. - szepcze mi do ucha zdenerwowana blondynka.
- Może najpierw wysłuchajmy co tu robi. Jest cały przemoczony i zmarznięty, a ty chcesz się go tak po prostu pozbyć bez niczego? - pytam zdziwiony.
- To nie jest nasze dziecko, nie jest nasz kłopot! - jest wkurzona.
- Musiało się coś stać, że przyszedł akurat do mnie. Zwłaszcza, że raczej nie pała do mnie sympatią.
- No właśnie! Bierz telefon, dzwoń do jego matki i miejmy go z głowy. - podaje mi komórkę. Zerkam na drzwi do naszej sypialni. Martwię się o niego. Jestem prawie w 100% pewien, że chodzi o wyjazd do Stanów. Nie chce tam jechać tak samo jak ja nie chcę żeby tam jechali. - Gregor! - kobieta trąca mnie łokciem. Odwracam wzrok na nią i widząc jej zniecierpliwienie mam ochotę kazać jej wyjść. Tylko, że to nasze wspólne mieszkanie.
- To jeszcze dziecko, widocznie potrzebuje pomocy, jestem jego trenerem i nie mogę tak po prostu zostawić go na pastwę losu. Widzisz jak jest na zewnątrz?
- Masz rację, to jeszcze dziecko. Nastolatek, który się zbuntował, bo mama nie chciała mu kupić czegoś co w tym właśnie momencie chciał. Jeśli z każdą pierdołą będzie do ciebie przyłaził to gratuluję twoim umiejętnościom pedagogicznym. Mieliśmy spędzić w końcu jeden wieczór razem, a ty postanowiłeś się zająć rozwiązywaniem problemów jakiegoś obcego bachora!
- Wyjdź stąd. - mówię spokojnie. Patrzę jej prosto w oczy. Nie wierzy, że to powiedziałem. Jej oczy robią się duże jak spodki od filiżanek. Policzki jej czerwienieją ze złości. Wspominałem już, że kiedy moja narzeczona się wścieka to wygląda jak Piggy?
- To jest też moje mieszkanie Gregor. - warczy.
- Tobias jest moim gościem i dzisiaj zostaje tak długo jak długo będzie chciał. Więc albo zacznij się zachowywać jak osoba posiadająca choć odrobinę współczucia i zwykłego człowieczeństwa albo wyjdź i nie zawracaj mi głowy swoimi obiekcjami. - warczę. Dawno na nią nie warczałem. Właściwie to nigdy tego nie robiłem. Zawsze byłem potulny jak baranek, robiłem wszystko, żeby była szczęśliwa nie oczekując niczego w zamian. I chyba to był błąd. Albo błędem było myślenie, że taki związek sprawia, że jestem szczęśliwy.
- Co cię tak nagle zmieniło Gregor? - pyta kręcąc głową. Bierze torebkę z fotela i wychodzi trzaskając za sobą drzwiami. Aż mnie głowa rozbolała. Sam zadaję sobie to samo pytanie. W koło. Dzień po dniu. I nie wiem.
- Sorry. - odwracam się i widzę nastolatka z mokrą głową w mojej koszulce i spodniach dresowych. Trochę za duże ale i tak wygląda nieźle. Jest lekko przygarbiony, ma ręce schowane w kieszeniach, a na jego twarzy maluje się poczucie winy. Nie patrzy na mnie ale założę się, że jego oczy są smutniejsze niż cały on. Ma oczy takie same jak jego matka, a w jej oczach można zobaczyć wszystko jak na dłoni.
- Siadaj, zrobiłem herbatę. - stawiam kubek z gorąca cieczą na stole i zajmuję miejsce na przeciwko nastolatka. Jedną dłonią podpiera sobie głowę, a drugą jeździ po obwodzie kubka. Nic nie mówi. Oprócz cichego "sorry" nie usłyszę chyba dzisiaj niczego istotnego. Zastanawiam się jak bardzo jego ojciec musiał nim wstrząsnąć, albo raczej jak bardzo jego ojciec znów się mu naraził i czym, że nie wytrzymał i uciekł z własnego domu. Sam wyjazd to chyba jednak byłoby za mało. Telefon zaczyna mi wibrować po stole więc biorę w dłonie i zerkam na wyświetlacz. "MAGDA DZWONI". Pewnie była już na skoczni. To więcej niż pewne, że się martwi o młodego. Inaczej nie dzwoniłaby do mnie. Nastolatek patrzy na telefon z zainteresowaniem, a potem na mnie.
- Nie chcę tam wracać. - mówi cicho. Po raz pierwszy w jego oczach widzę, że chce przez tą chwilę być dzieckiem, a nie nastolatkiem usiłującym pełnić rolę głowy rodziny. Odbieram telefon wciąż patrząc na jego twarz pełną nadziei.
- Słucham.
- Tobi pokłócił się ze swoim ojcem i wybiegł z domu. Nie możemy go znaleźć, nigdzie go nie ma, a byliśmy już wszędzie. Nie ma go na skoczni, nie ma w kompleksie, na siłowni, ja... nie wiesz gdzie jeszcze mógłby pójść? - pyta przestraszona. Słychać jak drży jej głos. Jestem pewien, że płakała. - Może mówił ci coś co mogłoby nas naprowadzić na jakieś miejsce... ja... ja już nie wiem co mam robić Gregor.
- Wracaj do domu. - odpowiadam najspokojniej jak potrafię.
- Słucham? Wiesz gdzie on jest?
- Jest u przyjaciela. Przez całą noc będą oglądać filmy i objadać się pizzą. - mówię z lekkim uśmiechem. Nawet nastolatek się niemrawo uśmiecha. Po drugiej stronie słuchawki zapada chwilowa cisza.
- Przyjadę po niego tylko podaj mi adres. - mówi z rezygnacją. Dziwi mnie jej ton głosu. Jest smutna i chyba trochę zawiedziona.
- To nie jest dobry pomysł. - odpowiadam. - To jedna noc u kolegi. Jest bezpieczny i ma czas na zastanowienie się nad tym co zrobił. Jutro 0 9.00 będzie na parkingu pod restauracją.
- Dlaczego to robisz? - pyta nagle. Ciężko mi za nią nadążyć. - Dlaczego przejmujesz się obcym dzieckiem, które ciągle pokazuje jak bardzo cię nie lubi? - dopytuje. Teraz ja milczę. Znowu patrzę na Tobiego. To wszystko prawda. Dzieciak cały czas jest złośliwy, niemiły i nie słucha moich rad. Ale...
- Zależy mi na nim. - mówię poważnie. W chłopaku coś pęka. Zaciska zęby, bierze herbatę i odchodzi od stołu. Siada na kanapie zwijając się w kulkę i chowając głowę w kolanach. A w telefonie znów cisza.
- Przekaż mu, że... że bardzo go kocham. - mówi i rozłącza się. Odkładam telefon na stół wyłączając po drodze dźwięki. Podchodzę do kanapy i siadam na niej obok nastolatka. Nie rusza się. Cały czas jest zamknięty w tym swoim kokonie. Niedostępny dla nikogo.
- Mama prosiła, żebym ci przekazał, że bardzo cię kocha. - mówię. Nadal nic. Zero odzewu. Gdybym tak po prostu powiedział mu, żeby powiedział co się dzieje albo żeby sobie szedł, odpowiedź byłaby prosta. Szukalibyśmy go wszyscy po całym Innsbrucku. - Martwi się o ciebie i razem z twoim tatą szukają cię wszędzie. - dodaję. Brunet wciąż milczy. Nic nie wskóram. Biorę więc do ręki pilot od telewizora i włączam pierwszy lepszy program. Na ekranie pojawia się twarz Stephena Amella w zielonym kapturze, a kiedy słychać sławetne "I must become something else" nastolatek podnosi głowę. Gaszę lampkę nocną i podaję mu szklaną miskę pełną serowych chipsów. Bierze kilka na raz i zaczyna chrupać. Wyciąga nogi siadając w miarę normalnie. Uśmiecham się ale nic nie mówię. Jak będzie chciał to sam zacznie.
Cały odcinek, który na szczęście emitowany jest na stacji nie potrzebującej reklam trwa 45 minut. Przez 30 minut panowała zupełna cisza. Denerwująca jak cholera ale nauczyłem się cierpliwości. Emocje nie są sprzymierzeńcem kiedy chcesz coś istotnego osiągnąć. Przysłaniają to, co powinniśmy widzieć jasno i klarownie, żeby nie popełnić błędu i nie działać pod ich wpływem robiąc głupoty. Czy zawsze się to udaje? Bardzo rzadko. I o ile w sporcie potrafię się wyciszyć i zgubić gdzieś wszystko co odczuwam, tak w życiu codziennym wraca to do mnie ze zdwojoną siłą. Gubi mnie. Może to cena, którą muszę płacić za ich nieobecność podczas skoku? Nie wiem. Wiem jedno. Emocje i uczucia jeszcze mi dokopią.
- Twoja narzeczona mnie nie lubi. - słyszę w pewnym momencie głos nastolatka. Patrzę na niego. Wpatruje się w telewizor martwym wzrokiem.
- Sandra nie przepada za dziećmi. - odpowiadam szczerze. Chłopak słabo się uśmiecha.
- To kiszka, bo ty dzieciaki uwielbiasz. - zauważa. Milczę. W końcu odwraca się w moją stronę i odkłada miskę na stolik. - Kochasz ją? - pyta nagle.
- Nie jestem pewien czy powinno cię interesować moje życie prywatne Tobias. - odpowiadam podpierając głowę na ręce.
- Chcesz wiedzieć czemu uciekłem, czemu przyszedłem do ciebie i z jakiegoś nieznanego mi powodu zależy ci na mnie. Dlatego najpierw pogadamy o tobie a potem możesz zrobić mi wykład jakim wyrodnym i beznadziejnym synem jestem. - mówi poważnie. Pokręcony i złośliwy ale inteligentny. - Kochasz ją? - pyta ponownie.
- Zamierzam się z nią ożenić. - odpowiadam spokojnie.
- Nie o to pytałem. - zauważa chłopak. Wzdycham. Czy to normalne, że nastolatek robi mi psychoanalizę życia uczuciowego?
- Nie jestem pewien czy ją kocham. - mówię szczerze.
- To dlaczego się chcesz ożenić?
- Bo jesteśmy ze sobą już bardzo długo, bo mieszkamy ze sobą, bo chciałbym założyć rodzinę.
- 2 pierwsze powody są beznadziejną podstawą do ślubu a trzeci wyklucza ślub z twoją blondi.
- Sandra. - poprawiam go.
- Zwał jak zwał. - wzrusza ramionami. Karcę go wzrokiem ale wiem doskonale, że ma rację. - Jak się poznaliście? - pyta biorąc chrupki. Na prawdę mam mu to opowiadać? To bez sensu. Moja mina chyba wyraża to co myślę, bo chłopak wywraca oczami. - Mam 14 lat, wiem co nieco o tych sprawach i nie chcę wiedzieć gdzie i kiedy to robiliście. Wystarczą mi ogóły.
- Super. - mówię z ironią. Jest uparty i tak samo uparcie patrzy na mnie. - Jest moją dietetyczką, poznaliśmy się w gabinecie w centrum sportowym.
- Jest dietetyczką? Serio? - dziwi się. Kiwam głową. - To albo ma słabą wiedzę albo zero samokontroli, bo kilka kilogramów mogłaby zrzucić. - komentuje.
- Twoja mama też ma kilka kilogramów więcej niż przeciętny chudzielec. - zauważam. trafiłem w punkt, bo przestaje chrupać i miota piorunami z oczu.
- Moja mama urodziła dwójkę dzieci i prowadzi restaurację. Jest najpiękniejsza na świecie i nigdy więcej nie porównuj jej do tej twojej blondyny.
- Uważaj na słowa. - mówię poważnie. Przez chwilę tylko mierzymy się wzrokiem. Może jak wyprowadzę go z równowagi to powie coś więcej.
- Zakochałeś się od pierwszego wejrzenia? - pyta w końcu.
- Nie. - mówię szczerze. To, że się zakochałem dotarło do mnie po którejś ze wspólnych nocy ale tego mówić nie muszę. - To trochę trwało.
- I co? Nagle cię oświeciło, że to ta? - dziwi się. - Jakoś w to nie wierzę.
- Dlaczego? - pytam zaciekawiony.
- Kiedy spotka się tą właściwą od razu wiadomo, że to ona. - wzrusza ramionami. - Co ci się w niej podobało? - zadaje kolejne pytanie. I tutaj zastanawiać się nie muszę.
- Radość z życia, chęć do działania, energia, ciągły uśmiech, nadzieja na to, że jutro będzie lepiej, spontaniczność.
- I gdzie się to podziało? - pyta. - Widziałem ją 10 minut i żadna z tych cech do niej mi nie pasuje. - wyjaśnia. No właśnie. Gdzie to się podziało?
- Ludzie się zmieniają. - wyjaśniam. Przez chwilę intensywnie nad czymś myśli. - Moja kolej na pytania.
- Jeszcze nie skończyłem. - zauważa.
- Jak skończysz, pójdziesz spać i niczego się nie dowiem. - mówię. Krzywi się lekko, bo przejrzałem jego plan ale opiera się o oparcie kanapy i patrzy na mnie gotowy na pierwszy cios.
- Strzelaj. - mówi niechętnie.
- Dlaczego uciekłeś z domu? - pytam.
- Ojciec powiedział, że wyjeżdżamy do Stanów. - oznajmia. - Że dostał awans i mamy jechać z nim. Nie pytał nikogo o zdanie, załatwił wszystko bez naszej wiedzy i zgody. Wynajął dom, zapisał mnie do szkoły, zaplanował mi medyczną przyszłość... Uważa, że tam poznam lepszych przyjaciół. Że tam będę miał w ogóle jakichś przyjaciół, bo nie ma pojęcia o tym, że tutaj ich mam.
- A masz? - pytam.
- Mam Glorię i ciebie. - zauważa. Czyli zostaliśmy przyjaciółmi. To jednak prawda, że nie daleko jest od nienawiści do miłości. - Nigdy w życiu nie chciałbym być lekarzem. A na pewno nie takim jak on. Ja chcę mieć rodzinę, która będzie mnie kochać. Chcę spełniać się w tym co uwielbiam. Chcę osiągnąć wszystko co możliwe w skokach.
- Ja to osiągnąłem. - zauważam. - Widzisz gdzieś tutaj kochającą mnie żonę i dzieci, które wskakują mi na kolana? - pytam.
- Próbujesz mnie przekonać do wyjazdu?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo wmawiasz mi, że taki człowiek jak ty, taki sportowiec jak ty nie może mieć rodziny. A to tylko i wyłączni wina twojego beznadziejnego gustu. Wybrałeś sobie złą kobietę. Morgi ma już dwójkę dzieci i jest szczęśliwy.
- Morgi skończył karierę. - zauważam. - Ma dla nich czas.
- Stoch? Amman? Kiedyś Bardal? - wymienia. Ok, ma rację. - Chcąc mnie przekonać do wyjazdu robisz błąd.
- Bo chcę żebyś miał pełną rodzinę? - pytam. - Bo tam twój ojciec będzie pracował tylko na uczelni i będzie miał dla was więcej czasu? Bo tam będziesz miał wiele możliwości rozwoju?
- Bo to nie jest wyjazd na rok tylko na zawsze. - oznajmia. Głupi i ślepy nie zauważyłby tego, że nagle przestaję oddychać. Że na moim czole pojawia się zmarszczka, że serce przyspiesza.
- Słucham? - pytam niedowierzając.
- Obiecałeś, że zrobisz ze mnie mistrza. - przypomina. - Dzisiaj powiedziałeś mojej mamie, że ci na mnie zależy. Nigdy tego nie usłyszałem od mojego ojca. - kontynuuje. Coś ściska mnie jeszcze bardziej. Co robić?
- Tobias czego ode mnie oczekujesz? - pytam najspokojniej jak w tym momencie potrafię.
- Zdążyłeś już poznać moją mamę. Doskonale wiesz, że zrobi wszystko byle ratować to coś co nazywa rodziną. Nawet jeżeli miałaby poświęcić to co kocha. Przekonaj ją, żebyśmy tu zostali. - mówi z nadzieją w głosie.
- Nie mam prawa wtrącać się w jej sprawy. A nawet gdybym to zrobił, to twoja mama mnie nie posłucha.
- Przecież się lubicie.
- Ale to nie wystarczy. Twoja mama chce dla ciebie i twojej siostry jak najlepiej, ja jestem obcym człowiekiem. Z jakiej racji miałbym ja prosić żeby została?
- Bo widzisz we mnie potencjał, bo lubisz naszą restaurację, bo... - zacina się nie chcąc powiedzieć czegoś więcej. Jakby zastanawiał się czy jest w ogóle sens coś więcej mówić. - Zakochałeś się. - mówi nagle. Serce znowu mi się zatrzymuje. Przerażenie na mojej twarzy jest widoczne tak jasno, że każdy by poznał.
- O czym ty mówisz? - pytam kręcąc głową.
- W Biance. - dodaje, a ja mam ochotę głośno westchnąć. - Gdyby Gloria tu była też przekonywałaby cię do tego. Porozmawiajcie z moją mamą razem.
- To tak nie działa Tobi.
- To pogadaj z nią sam i powiedz jej w końcu, że ci na niej zależy i zwariowałeś na jej punkcie! - wybucha niespodziewanie. Patrzę na niego z niedowierzaniem.
- Ale... jak...
- Och serio? Jak przychodziłeś do nas to patrzyłeś na mamę jak zakochany kundel. Gdybyś miał ogon to zacząłbyś nim merdać.
- Tobias nie masz pojęcia co mówisz. - odpieram jego trafiony zarzut.
- Wszyscy to widzą. Plotki się szybko rozchodzą.
- Dlatego nie przychodzę do was od jakiegoś czasu. Bo twoja mama jest zbyt poważną i wrażliwą osobą. Nie chcę żeby jakieś bezpodstawne plotki sprawiały jej przykrość.
- Bezpodstawne? - pyta ze zwątpieniem.
- Tak. Bezpodstawne. - potakuję wbrew sobie. Jego oczy robią się smutniejsze.
- Chciałem tylko żeby była szczęśliwa. - mówi. Mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. - Zasługuje na kogoś kto po prostu by ją kochał i szanował, kto też kochałby jej rodzinę. Myślałem, że może ty...
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje Tobi. - wzdycham. - Nie mogę tak po prostu pójść do twojej mamy i powiedzieć żeby nie wyjeżdżała bo mi się podoba i bardzo ją lubię.
- Podoba ci się? - pyta z nadzieją.
- Adriana Lima też mi się podoba. - odpowiadam. Znowu muszę go okłamać. To zbyt skomplikowałoby wszystkim życie. A przecież obiecałem sobie, że spróbuję jeszcze raz z Sandrą. Że postaram się ponownie w niej odkryć to co gdzieś tam zniknęło. Nastolatek jest zawiedziony. - Ja zamierzam się ożenić, twoja mama przysięgała twojemu tacie bycie na dobre i na złe. Choćbym kochał ją jak wariat, to nie mogę rozwalić małżeństwa twoich rodziców. Tylko ty możesz próbować przekonać mamę żeby została. - kończę. I chyba pierwszy raz to co powiedziałem było czystą prawdą. Są rzeczy, które są święte i których nie można ruszać. Raz o tym zapomniałem i Magda mnie znienawidziła. Słusznie.
- Jesteś aż tak wierzący? - pyta bezbarwnym głosem.
- Tak mnie wychowała mama. - odpowiadam.
- Mi też mama usiłuje wpoić te wszystkie kościelne głupoty.
- To nie są głupoty.
- Gdyby Bóg na prawdę kochał tych co go kochają, nie pozwalałby im tak cierpieć. - odpowiada. - Zawiodłem się na nim kiedy dając mi ojca odebrał mi tatę. - dodaje. Skąd w nim tyle dojrzałości? Wstaje z kanapy i idzie do mojej sypialni. Zatrzymuje się na chwilę i odwraca. Jest zawiedziony. Widać to po jego smutnym uśmiechu. - Zrozumiałbym twoją rezygnację gdybym nie wiedział, że tak na prawdę nie kochasz Sandry, gdybym nie wiedział, że czujesz coś więcej do mojej mamy niż tylko sympatię, no i gdyby moja mama nie składała przysięgi jedynie przed urzędnikiem. - mówi spokojnie.
- Ksiądz nie jest urzędnikiem. - odpowiadam spokojnie. W głowie mam milion myśli i milion powodów dla których mogliby zostać ale nad wyjazdem przeważa tylko jeden. Rodzina.
- Moi rodzice nigdy nie wzięli ślubu kościelnego. - oznajmia.
- Słucham? - iskierka nadziei skacząca teraz po mojej głowie obija się o sumienie, które mówi, że to nie ma znaczenia.
- Ojciec nigdy nie miał czasu ani chęci na zorganizowanie ślubu. Poza tym... chyba też nie wierzy. - mówi i wchodzi do sypialni. Zostawia mnie samego z tą informacją, która przewraca mój własny system wartości na lewą stronę. Nie mam prawa rozbijać rodziny tylko dlatego, że się zauroczyłem. Tylko dlatego, że w głowie ciągle mam Magdę. Tylko dlatego, że chcę ją przy sobie. Nie mam prawa. Tylko czy to jeszcze jest dla mnie ważne? Co jeśli wyjadą a ja zostanę z Sandrą? Co jeśli się z nią ożenię i do końca życia będę nieszczęśliwy? Nie zniosę samego siebie. Nie zniosę tych wytykań w mojej głowie, że nie zrobiłem nic, żeby zmienić swoje życie bo się bałem. Zostanę sam, bo Sandra staje się osobnym światem, który coraz bardziej jest mi obcy. Nie chcę być nieszczęśliwy. Chcę mieć rodzinę, chcę prawdziwie kochać i być kochanym. A co jeśli Magda nigdy mnie nie pokocha? Wtedy to ona będzie nieszczęśliwa. Tylko, że nie kocha Aleksa, jest samotna będąc mężatką. A ja bym ją kochał. Ja bym był. I choć to samolubne z mojej strony, nigdy nie pozwoliłbym jej zwątpić, że jest dla mnie najważniejsza. Nie ważne czy by mnie kochała czy tylko lubiła. Mógłbym kochać za dwoje, a miałaby wsparcie i nigdy nie miałaby pustego miejsca w łóżku. Ciszy w sypialni. Co mam zrobić?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć i czołem :)
Przepraszam, że tak długo czekałyście na rozdział ale Bieszczady wzywały :D
Od razu uprzedzam, że kolejny rozdział pojawi się razem z felietonem najszybciej jak to możliwe ale nie wcześniej niż w niedzielę (co też nie jest pewne i może się o tydzień przesunąć), ponieważ w piątek wyjeżdżam do Austrii na miesiąc.
Tata wzywa, córa jedzie :D
A że tata internetu nie używa to córa cierpi i musi żebrać o internet u znajomego sąsiada :P
Pewnie będę raz na tydzień więc proszę o cierpliwość :*
Buziole :*