~Wagabunda~
Obiad jedzony w zupełnej ciszy nie jest najprzyjemniejszą formą spędzania czasu z rodziną. Jest natomiast jedyną formą jaką posiadam w tym właśnie momencie. Nawet gaworzenie Bianki ucichło, kiedy usiedliśmy przy jednym stole, którego nakrycie zrobiło wrażenie nie tylko na mnie ale i na Tobiasie. Zerkam na syna siedzącego na przeciwko mnie. Nie je. Siedzi wyprostowany, poważny i wpatruje się w ojca wyczekująco. Zajęło mi dobrą chwilę żeby uspokoić go i praktycznie zmusić do zjedzenia wspólnego obiadu. A właściwie kolacji.
- Nie jesz. - bardziej stwierdza niż pyta mój mąż patrząc teraz na nastolatka. - Nie smakuje ci? - pyta krojąc kolejny kawałek pieczeni przygotowanej przez mojego kucharza.
- Nie jestem głodny. - odpowiada dalej wpatrując się w ojca. Ten odkłada sztućce i uśmiecha się lekko do syna.
- Ten wyjazd może przynieść nam wiele dobrego. - zaczyna poważnie. Kiedy mówi, Bianka uważnie słucha jego głosu wpatrując się jak zaczarowana w twarz ojca. - I nie chodzi mi tylko i wyłącznie o mój awans. - dodaje. - W Bostonie są jedne z najlepszych szkół. Mój znajomy jest dyrektorem prywatnej medycznej szkoły średniej, która przygotowałaby cię do studiów lekarskich na każdej uczelni Ivy League. Gdybyś trochę się postarał mógłbyś nawet dostać stypendium, a takie uczelnie jak Brown, Yale, Harvard czy Princeton otwarłyby się przed tobą szeroko. Podszkoliłbyś angielski, poznał nowych ludzi...
- Masz na myśli nowych, zupełnie mi obcych i cholernie nudnych kujonów za przyjaciół tak? - pyta nastolatek. Mężczyzna jedynie lekko się uśmiecha.
- To chyba byliby twoi jedyni jak do tej pory przyjaciele, prawda?
- Tobias daj tacie dokończyć. - staram się uspokoić sytuację, bo wiem, że chłopak jest bliski wybuchu.
- Mama miałaby okazję zobaczyć Muzeum Sztuk Pięknych, które zawsze chciała zwiedzić, a Bianka nie musiałaby się męczyć z pokręconym austriackim systemem szkolnictwa.
- Bianka jeszcze nie mówi. - zauważa nastolatek.
- Nie mówię o tym co teraz, mówię o tym co będzie za kilka lat. - wyjaśnia ze spokojem brunet.
- Chcesz tam wyjechać na zawsze?! - oburza się chłopak.
- Tobi... - chcę coś powiedzieć ale żaden z nich mi nie daje.
- Myślę o waszej przyszłości synu.
- To przestań, bo nikt cię o to nie prosił!
- Siadaj spowrotem!
- Mam gdzieś ten cały wyjazd, mam gdzieś Harvard i inne zadufane uczelnie, mam gdzieś ciebie, tak samo jak ty miałeś gdzieś mnie przez całe moje życie, jedź sobie sam, wszystkiego najlepszego, ale ja nigdzie nie jadę! - krzyczy i wybiega z domu.
- Tobias zaczekaj! - chcę za nim wyjść ale Aleks zatrzymuje mnie przy sobie.
- Daj mu czas. Musi to sobie poukładać. - mówi ze spokojem.
- Może zrobić coś głupiego.
- To się nauczy, że ma słuchać ojca.
- Ty chyba nie znasz własnego syna. - prycham kręcąc głową. Patrzy na mnie poważnie.
- Przyjąłem to stanowisko. Wyjazd jest już zaklepany. Wszystko na miejscu jest gotowe. Nie mogę tego odwołać.
- Czemu zdecydowałeś za nas Aleks? - pytam. Chcę zobaczyć w jego oczach to co widziałam kilkanaście lat temu. To co mnie tak ujęło, to w czym się kochałam do szaleństwa. Ale nie widzę tego.
- Chcę dla was jak najlepiej.
- Chcesz jak najlepiej dla siebie. - poprawiam go.
- Już raz o tym rozmawialiśmy. - mówi biorąc do ręki kieliszek z winem i siadając przy stole.
- Widać nic do ciebie wtedy nie dotarło. - komentuję.
- Usiłowałaś wmówić mi, że się zmieniłem. - stwierdza. - To nie ja się zmieniłem ale ty Magdaleno. Stałaś się zbyt poważna i wiecznie o coś masz pretensje. Nie ma w tobie już tej szalonej dziewczyny, która uciekła ze mną z Polski.
- Bo dorosłam. Sama muszę wychowywać nasze dzieci. Sama muszę zająć się domem, bo ciebie wiecznie nie ma.
- Bo zarabiam na ten dom i na te dzieci. - zauważa ostro.
- A ja siedzę bezczynnie i pachnę?! - oburzam się.
- Na restaurację też ja wyłożyłem pieniądze. - przypomina pijąc wino. To jest jak policzek. - Czego ty właściwie chcesz? - pyta.
- Chcę żebyś zaczął być ojcem i mężem. Żebyś zauważył, że twój syn tutaj ma wszystko co kocha, że uwielbia restaurację, którą mamy, że kocha sport, który trenuje, że ma tutaj przyjaciół, o których nie masz zielonego pojęcia. - mówię wściekła. - Mam tego dość rozumiesz? Mam dość życia razem ale osobno, mam dość bycia rodziną jedynie na papierze, mam dość patrzenia na to jak moja córka nie potrafi powiedzieć słowa "tata", bo nie ma do kogo! - milknę. Patrzy na mnie uważnie. Jest zły. Widzę to. Wiem i czuję, że pożałuję tych słów. Podchodzi do mnie i dłonią gładzi mój policzek.
- Kiedyś... zrozumiesz. - mówi wyjątkowo spokojnie. Jego palec gładzi teraz moje usta. Dawno tego nie robił. - Wszystko co robię w życiu, robię dla ciebie. Żebyś była szczęśliwa, żebyś była ze mnie dumna, żebyś miała się kim pochwalić. - mówi. Jest skupiony na mojej twarzy. Lustruje ją jak wtedy kiedy zobaczył mnie po raz pierwszy. - Bo kocham cię jak nikogo na tym świecie i chcę żebyś ty też mnie tak kochała. Bo jesteś dla mnie wszystkim i bez ciebie nie istnieję.
- Więc pokaż jak bardzo ci na mnie zależy. - mówię cicho. - Jak bardzo mnie kochasz, jak bardzo kochasz swoją rodzinę.
- Co mam zrobić? - pyta poważnie. Jego dłoń nadal głaszcze mój policzek.
- Zostańmy tutaj, zrezygnuj z jednego etatu i bądź dla nas. Tylko dla nas. - proszę. Wzdycha.
- Nie mogę. - odpowiada. - Moja odpowiedzialność za pracę wymaga ode mnie poświęceń. - mówi podchodząc do okna.
- Więc poświęcasz własną rodzinę? - pytam cicho nie chcąc się rozpłakać. - Gdzie się podziała twoja odpowiedzialność za nas? Jesteś tak zapatrzony w pracę, że nie widzisz, że twój własny syn cię znienawidził. Że robi wszystko żeby zwrócić na siebie twoją uwagę.
- Kiedyś zrozumie dlaczego to robię. - powtarza. Kręcę głową.
- Kiedyś może być za późno Aleks. - mówię podchodząc do krzesełka Bianki. Biorę małą na ręce i odwracam się do męża. - Nie tylko Tobias się odsunie. - dodaję. Odwraca się w moją stronę i patrzy z zaciekawieniem.
- Bianka jest jeszcze za mała żeby rozumieć takie rzeczy.
- Nie mówię o Biance. - odpowiadam szczerze.
- Nie pozwolę ci odejść. - mówi stanowczo.
- Sam się oddalasz. - mówię i wychodzę z domu. Biorę telefon do ręki i wybieram odpowiedni numer. Niestety Tobias nie odbiera. Najgorsze jest to, że nie wiem gdzie jest i czego mam się spodziewać. Wszystko się komplikuje, miesza i robi beznadziejne. Czy już zawsze tak ma być? Jestem skazana na ciągłą walkę o coś? Ile jeszcze będę pokutować za swoje błędy?
Rozglądam się po parkingu ale nigdzie go nie widzę.Zaglądam w każdy możliwy kąt, w każdą dziurę restauracji, od piwnicy aż po strych. I nic.
- Prędzej czy później wróci. - słyszę za sobą. Brunet stoi na schodach do restauracji i obserwuje mnie uważnie.
- Robi się ciemno i zimno.
- Nie ma 5 lat.
- Ale ma 14! To jest nasz syn! Nasze dziecko, które teraz błąka się gdzieś tam nie wiadomo z kim i gdzie przez ciebie! - krzyczę zdenerwowana. Brunet podchodzi do mnie i przytula mocno do siebie. - Martwię się o niego Aleks.
- Gdzie mógł pójść? - pyta niespodziewanie. Podnoszę wzrok i widzę jego oczy. Ciemne i lekko zaniepokojone. Martwi się. Też się martwi. W końcu się martwi.
- Nie wiem... ja nie wiem... ja...
- Hej, spokojnie... - całuje mnie czule. Po raz pierwszy od dawna. Nie wiem czy zachowuje się tak z własnej woli czy tylko po to, żebym jakimś cudem przekonała do wyjazdu Tobiasa. - Mówiłaś, że kocha sport, który trenuje, może jest tam... w tym...
- Na skoczni.
- No właśnie. Na skoczni. - powtarza.
- Jedźmy tam.
***
Czasami człowiek mimo tego, że normalnie funkcjonuje i każda jego część żyje i ma się dobrze, zachowuje się jak automat będąc zupełnie gdzieś indziej. Jest obecny ciałem i chyba tylko tym. Tak jak ja teraz. Siedzę na sofie w swoim mieszkaniu, trzymam w ręce jeszcze nie otwarte piwo i teoretycznie wszystko jest tak jak być powinno. Narzeczona siedzi obok mnie opierając głowę na moim ramieniu i mówi do mnie coś co w ogóle nie dociera. Jakby zza jakiejś ściany. Więc jak ten automat potakuję co jakiś czas nie zwracając większej uwagi na to czego chce i co mówi. Jestem zupełnie gdzie indziej. Z kimś innym...
- Grogor! - oburza się w końcu. No to zwracam na nią uwagę.
- Tak?
- Co się z tobą dzieje? - pyta.
- Nic, a co ma się dziać? - tym razem to ja zadaję pytanie.
- Przed chwilą zgodziłeś się na adopcję kota. - wyjaśnia. A ja nie znoszę kotów.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - całuję ją w czubek głowy.
- Co ci tak zakręciło w głowie? - pyta delikatnie się uśmiechając. Nie "co" ale "kto" Sandy. Tylko co ja mam ci powiedzieć? Patrzy na mnie zainteresowana. Znowu ma ten wzrok, który kiedyś na mnie tak cholernie działał. Pewnie dlatego nie mogę się powstrzymać i całuję ją czule powodując u niej niemałe zdziwienie. U samego siebie też, bo jeszcze przed chwilą w głowie miałem rudowłosą.
- Ty. - odpowiadam kiedy odrywam się w końcu od niej. Jej podejrzany wzrok wbija się w moje oczy aż do samej duszy. Jakby chciała przewiercić mnie na wskroś. Nie potrafi tego zrobić. Już nie potrafi. Kiedyś wystarczyło jedno spojrzenie a wszystko dla niej było jasne.
- Wiesz... ostatnio sporo myślałam nad tym co się teraz dzieje w moim życiu. - zaczyna. - Może masz rację... może to jest odpowiedni czas na stabilizację... - kontynuuje. - Ten nasz ślub... trochę się tego przestraszyłam wiesz? To tak bardzo poważnie brzmi...
- Bo to jest poważna sprawa. - przyznaję.
- No właśnie. Trzeba tego na prawdę chcieć i być tego pewnym w 100 procentach.
- Trzeba. - potakuję. - Do czego zmierzasz? - pytam.
- Chyba w końcu jestem na to gotowa w tych 100 procentach Gregi. - uśmiecha się nieśmiało. Jak kiedyś. Jak dawniej. Jak wtedy, gdy pierwszy raz usłyszała ode mnie, że nie widzę nic poza nią. Wciąż się na nią patrzę z pewną wątpliwością w głowie ale z nadzieją w sercu. Może jeszcze nie wszystko stracone? - Będziemy już na zawsze razem. To takie... odpowiedzialne. - mówi. - I nie ma odwrotu. - dodaje. No właśnie. Kiedy jest ślub, nie ma już odwrotu. Przysięga złożona w kościele jest dozgonna i nie ma potem żadnej możliwości odwołania jej. Na dobre i na złe. Na zawsze. A zawsze, to bardzo długo. To dlaczego nadal się zastanawiam czy jest sens? W końcu zawsze tego chciałem, byłem i jestem tego świadomy. Jeśli kiedyś będzie źle, nie ma odwrotu. Kościół nie uznaje rozwodu, bo coś się wypaliło, bo stałeś się nieszczęśliwy. To żadne wytłumaczenie. Zawsze będzie trzeba ratować związek za wszelką cenę i nie poddawać się pokusom. I nagle uświadamiam sobie, że jestem taką pokusą dla Magdy. Że narzucam się, że chcę rozwalić tą przysięgę, którą kiedyś tam złożyła. Poczucie winy przygniata ale poczucie porażki jest jeszcze gorsze. Bo nie ma takiej możliwości, żeby złamała przysięgę. Po prostu nie ma... - Znowu coś ci siedzi w głowie. - zauważa blondynka.
- Mam pewien kłopot. - przyznaję.
- Jaki? - pyta. - Może będę mogła ci pomóc go rozwiązać. - dodaje z ochotą. Cóż... zakochałem się w innej kobiecie. W mężatce z dwójką dzieci. I nie potrafię przestać o niej myśleć nawet kiedy jestem z tobą, a kiedy jestem blisko niej, głupieję.
- Rozmawiałem już o tym z Thomasem. Dał mi pewne rady i...
- I?
- I chyba powinienem go posłuchać. - przyznaję z niechęcią.
- Nie chcesz go posłuchać. - zauważa. - Wiesz... Morgi jest na prawdę inteligentnym facetem i niewątpliwie urokliwym ale czasem uważa się za mądrzejszego od wszystkich. Sam kiedyś popełniał błędy więc nie wiem czy powinien teraz pouczać w jakiejkolwiek sprawie innych. - mówi. - Czasem trzeba zrobić coś po swojemu, żeby samemu się sparzyć. Jak człowiek nie spróbuje to zawsze będzie żałował. A lepiej żałować, że się coś zrobiło niż, że się tego nie zrobiło. - mówi dalej. Mam ochotę żeby przestała. Bo nie ma pojęcia jak bardzo teraz pcha mnie w ramiona innej kobiety. - No chyba, że chcesz zrezygnować z kariery to ja też ci to odradzę.
- Dlaczego? - pytam z zaciekawieniem. Uśmiecha się jakbym powiedział coś zabawnego.
- Bo jeszcze nie czas? Od lipca wracasz do treningów i w listopadzie pokazujesz na co cię stać. A stać cię na bardzo dużo. I w tym sezonie będziesz zwyciężał. Jeszcze masz złoto olimpijskie do wygrania. Jeszcze masz co osiągnąć. - mówi pewnie. Tylko czy ja jeszcze tego chcę? - Kogo diabli niosą o tej porze? - dziwi się, kiedy ktoś maltretuje dzwonek do drzwi. Wstaje z kanapy i idzie w kierunku korytarza. Patrzę w okno. Ściana deszczu, która od jakiegoś czasu nie znika sprawia, że ma się człowiek ochotę zabić. Zwłaszcza, kiedy komplikuje sobie życie niezdecydowaniem i nagłym zawirowaniem sercowym. Prycham, bo to brzmi niedorzecznie i śmiesznie. - Gregor, masz gościa. - mówi z wyraźnym niezadowoleniem. Obracam się i moim oczom ukazuje się przemoknięty i zmarznięty nastolatek, którego wzrok mówi wszystko. Ten sam wzrok mówi mi, że będę miał kłopoty. Poważne kłopoty...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Grogor! - oburza się w końcu. No to zwracam na nią uwagę.
- Tak?
- Co się z tobą dzieje? - pyta.
- Nic, a co ma się dziać? - tym razem to ja zadaję pytanie.
- Przed chwilą zgodziłeś się na adopcję kota. - wyjaśnia. A ja nie znoszę kotów.
- Przepraszam, zamyśliłem się. - całuję ją w czubek głowy.
- Co ci tak zakręciło w głowie? - pyta delikatnie się uśmiechając. Nie "co" ale "kto" Sandy. Tylko co ja mam ci powiedzieć? Patrzy na mnie zainteresowana. Znowu ma ten wzrok, który kiedyś na mnie tak cholernie działał. Pewnie dlatego nie mogę się powstrzymać i całuję ją czule powodując u niej niemałe zdziwienie. U samego siebie też, bo jeszcze przed chwilą w głowie miałem rudowłosą.
- Ty. - odpowiadam kiedy odrywam się w końcu od niej. Jej podejrzany wzrok wbija się w moje oczy aż do samej duszy. Jakby chciała przewiercić mnie na wskroś. Nie potrafi tego zrobić. Już nie potrafi. Kiedyś wystarczyło jedno spojrzenie a wszystko dla niej było jasne.
- Wiesz... ostatnio sporo myślałam nad tym co się teraz dzieje w moim życiu. - zaczyna. - Może masz rację... może to jest odpowiedni czas na stabilizację... - kontynuuje. - Ten nasz ślub... trochę się tego przestraszyłam wiesz? To tak bardzo poważnie brzmi...
- Bo to jest poważna sprawa. - przyznaję.
- No właśnie. Trzeba tego na prawdę chcieć i być tego pewnym w 100 procentach.
- Trzeba. - potakuję. - Do czego zmierzasz? - pytam.
- Chyba w końcu jestem na to gotowa w tych 100 procentach Gregi. - uśmiecha się nieśmiało. Jak kiedyś. Jak dawniej. Jak wtedy, gdy pierwszy raz usłyszała ode mnie, że nie widzę nic poza nią. Wciąż się na nią patrzę z pewną wątpliwością w głowie ale z nadzieją w sercu. Może jeszcze nie wszystko stracone? - Będziemy już na zawsze razem. To takie... odpowiedzialne. - mówi. - I nie ma odwrotu. - dodaje. No właśnie. Kiedy jest ślub, nie ma już odwrotu. Przysięga złożona w kościele jest dozgonna i nie ma potem żadnej możliwości odwołania jej. Na dobre i na złe. Na zawsze. A zawsze, to bardzo długo. To dlaczego nadal się zastanawiam czy jest sens? W końcu zawsze tego chciałem, byłem i jestem tego świadomy. Jeśli kiedyś będzie źle, nie ma odwrotu. Kościół nie uznaje rozwodu, bo coś się wypaliło, bo stałeś się nieszczęśliwy. To żadne wytłumaczenie. Zawsze będzie trzeba ratować związek za wszelką cenę i nie poddawać się pokusom. I nagle uświadamiam sobie, że jestem taką pokusą dla Magdy. Że narzucam się, że chcę rozwalić tą przysięgę, którą kiedyś tam złożyła. Poczucie winy przygniata ale poczucie porażki jest jeszcze gorsze. Bo nie ma takiej możliwości, żeby złamała przysięgę. Po prostu nie ma... - Znowu coś ci siedzi w głowie. - zauważa blondynka.
- Mam pewien kłopot. - przyznaję.
- Jaki? - pyta. - Może będę mogła ci pomóc go rozwiązać. - dodaje z ochotą. Cóż... zakochałem się w innej kobiecie. W mężatce z dwójką dzieci. I nie potrafię przestać o niej myśleć nawet kiedy jestem z tobą, a kiedy jestem blisko niej, głupieję.
- Rozmawiałem już o tym z Thomasem. Dał mi pewne rady i...
- I?
- I chyba powinienem go posłuchać. - przyznaję z niechęcią.
- Nie chcesz go posłuchać. - zauważa. - Wiesz... Morgi jest na prawdę inteligentnym facetem i niewątpliwie urokliwym ale czasem uważa się za mądrzejszego od wszystkich. Sam kiedyś popełniał błędy więc nie wiem czy powinien teraz pouczać w jakiejkolwiek sprawie innych. - mówi. - Czasem trzeba zrobić coś po swojemu, żeby samemu się sparzyć. Jak człowiek nie spróbuje to zawsze będzie żałował. A lepiej żałować, że się coś zrobiło niż, że się tego nie zrobiło. - mówi dalej. Mam ochotę żeby przestała. Bo nie ma pojęcia jak bardzo teraz pcha mnie w ramiona innej kobiety. - No chyba, że chcesz zrezygnować z kariery to ja też ci to odradzę.
- Dlaczego? - pytam z zaciekawieniem. Uśmiecha się jakbym powiedział coś zabawnego.
- Bo jeszcze nie czas? Od lipca wracasz do treningów i w listopadzie pokazujesz na co cię stać. A stać cię na bardzo dużo. I w tym sezonie będziesz zwyciężał. Jeszcze masz złoto olimpijskie do wygrania. Jeszcze masz co osiągnąć. - mówi pewnie. Tylko czy ja jeszcze tego chcę? - Kogo diabli niosą o tej porze? - dziwi się, kiedy ktoś maltretuje dzwonek do drzwi. Wstaje z kanapy i idzie w kierunku korytarza. Patrzę w okno. Ściana deszczu, która od jakiegoś czasu nie znika sprawia, że ma się człowiek ochotę zabić. Zwłaszcza, kiedy komplikuje sobie życie niezdecydowaniem i nagłym zawirowaniem sercowym. Prycham, bo to brzmi niedorzecznie i śmiesznie. - Gregor, masz gościa. - mówi z wyraźnym niezadowoleniem. Obracam się i moim oczom ukazuje się przemoknięty i zmarznięty nastolatek, którego wzrok mówi wszystko. Ten sam wzrok mówi mi, że będę miał kłopoty. Poważne kłopoty...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest kolejny :)
Co o tym myślicie?
A tak w ogóle to nie uważacie, że to opowiadanie jest dużo nudniejsze niż poprzednie? Bo ja mam takie wrażenie. :/
Buziole :*
Jakie nudne, co?? Jest na swój sposób inne :) Inny temat, ale jest także dużo ciekawych zwrotów akcji ;)
OdpowiedzUsuńZ tej racji że Tobias przyszedł do Grega jest źle. Bardzo źle... Nie dość że obaj są na skraju załamania, to nagle jak z pudełka wyskakuje 'Kochający i czuły mężulek '. I to rozwala wszystko. Bo Tobi będzie trenował skoki, nie uczył się medycyny, bo Magda dalej będzie miała Wagabundę, bo Greg musi ratować związek i wrócić do skoków. A ten pieprzony Alex niech albo sam jedzie albo zostanie. Wiem, że z mojej wypowiedzi niewiele wywnioskowałaś, ale jestem trzy razy na nie na ten wyjazd. A tak na marginesie to niech przypadkiem u Gregora i Sandry zjawi się Gloria :')
Weny!! :**
Przepraszam za brak komentarza pod poprzednim postem, czasem tak mam że kilka dni nie wchodzę na bloggera xd
OdpowiedzUsuńOd początku czułam że młody pobiegnie do Gregora, wizja Alexa była słaba. Dziecka nie zna, a się próbuje wypowiadać, normalnie tak mi działa na nerwy, że masakra.
Magda bardzo dobrze mu powiedziała, mogła jeszcze ostrzej pojechać i wyraźnie zaznaczyć że ona się nigdzie nie wybiera i ma spadać. Myślę że to byłby najlepszy sposób na przemówienie Alexowi do rozumu.
Sandra przeszła przemianę? No wcześnie bardzo, gratuluję. Szkoda, że Gregor ma inne plany :D
Pozdrawiam ;)
Nudne?! Dziewczyno ja mam zawał co rozdział! Tobias dobrze przygadał ojcu i Magda też tylko żeby nie poleciała na te tekściki męża. No i młody u Grega. Tak coś czułam że tam wyląduje.
OdpowiedzUsuńCzekam na next. A no i ten rozdział oczywiście czytałam z Pauliną na historii.
Absolutnie nie jest nudne, wydaje Ci się, bo ja czekam z utęsknieniem na każdy rozdział :) I fajnie, że ten wyszedł tak szybko. Tobias musiał faktycznie zaufać Gregorowi, że przyszedł właśnie do niego, a nie np. Na skocznię, czy nie schował się w piwnicach restauracji. Jestem ciekawa, czy Magdalena ulegnie namowom męża dla "dobra" rodziny? No i Gregor również powinien powiedzieć o swoich wątpliwościach, co do dalszego życia. Nie może jej zwodzić i udawać szczęśliwego. Czasem ludzie mają wrażenie, że chcą zbyt wiele od życia i boją się przerwać, porzucić, to co mają. Wydaje mi się, że skoczek boi się tego, że po rozstaniu z Sandrą trafi jeszcze gorzej. Lepiej mu być z blondynką i marzyć o lepszym związku, bo marzenia nie niosą ze sobą większych konsekwencji.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie wcale nie jest nudne i jak widać moja opinia nie różni się od tych, które zostały wyrażone wyżej ;) Magda zaczęła walczyć o siebie, o rodzinę i jej szczęście, ale jak widać po zachowaniu Aleksa jej zdanie zupełnie się nie liczy, wychodzi z niego despota po prostu, a już wypominanie, że sponsorował powstanie restauracji to cios poniżej czegokolwiek... Ten człowiek nie powinien mieć rodziny tylko gosposię, która prowadziłaby mu dom i tyle. Po co mu dzieci, skoro nawet go nie rusza fakt, że jedno go nienawidzi, a drugie nie jest w stanie do niego powiedzieć tato. O żonie to już wcale nie ma co wspominać, bo zachowuje się jakby jej nie miał, a miły jest wtedy, jak czegoś chce - jak dziecko.
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział myślałam, że Tobi spotka się z Gregorem na skoczni, ale widzę, że poszedł jeszcze dalej. Cieszę się, że umie się postawić ojcu i wyrazić swoje zdanie mimo, że ma tylko 14 lat, ale to on pomaga Magdzie we wszystkim (mimo tych kłopotów - w końcu to tylko nastolatek).
Oj Sandy by się mocno zdziwiła, jakby się dowiedziała, jaki skutek mogą odnieść jej rady :p Liczę jednak na to, że Gregor postawi na swoje szczęście, a nie ślub z przyzwyczajenia ;) W końcu ludzie się czasem rozstają, by móc budować szczęśliwą rodzinę z kimś innym. Pozdrawiam :)
Nie jest nudne, lecz wydaje mi się bardziej dojrzałe. Może tylko ja tak sądzę :) Dobrze, że Magda powiedziała temu swojemu mężusiowi, co o nim myśli i co myśli Tobias. A co do Niego to chyba sama bym tak zareagowała. Ojciec który ma go generalnie gdzieś decyduje o jego życiu.. Jestem ciekawa rozmowy z Gregorem oraz więcej relacji Gregor - Magda. Pozdrawiam Jula :*
OdpowiedzUsuńJezu żeby ta Sandra się ustabilizowała :-D Żeby Gregor też wymazał wszelkie wątpliwości to będzie idealnie :-D
OdpowiedzUsuńAjć, to masz złe przeczucie. Jest genialnie, jak za każdym razem zresztą. :D
OdpowiedzUsuńBiedny Tobi...;/ I co? I jak to świadczy o tym całym Alexie, że Tobi zamiast z każdym problemem przychodzi do całkiem nieznajomego gościa, zamiast zwyczajnie porozmawiać z własnym ojcem? Nie, nie to nienormalne. :P
Cóż, ale sam ten Alex do tego doprowadził.
Świetne! ♥
Uwielbiam twoje opowiadanie. Czytam je z takim samym zapałem jak wszystkie wcześniejsze. Jest świetne. Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne ! I nigdy nawet nie mów, że jest nudne :) Szkoda Tobiego, cały świat mu się do góry nogami przewraca :( Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Nudne nie jest. Mi się podoba, zresztą tak jak i reszcie czytelniczek ;)
OdpowiedzUsuńOby rozmowa z Gregorem pomogła Tobiemu. Zdenerwował mnie ten Aleksander. W domu jest od wielkiego dzwonu, a teraz oczekuje, że na jego zawołanie rodzina rzuci wszystko i wyjedzie z nim.
Pozdrawiam,
Inka ;)
Wedlug mnie Magda powinna zostawić tego swojego pożal sie boże mężusia i być z Gregorem ♥
OdpowiedzUsuńKiedy można spodziewać się kolejnego rozdziału ? ;)
OdpowiedzUsuńJutro :)
UsuńPrzepraszam za moją nieobecność. Głównym powodem są egzaminy i fakt, że moim "kochani" nauczyciele, nawet na po nich nas dobijają. W tym momencie mam przerwę w pisaniu referatu. Mniejsza z tym.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony cieszę się, że Tobias właśnie do Gregora przyszedł, ale z drugiej ewidentnie widać, że sytuacja jest zła. No, ale kurde, ojciec chce się z nimi przeprowadzić do Stanów! Oby Magda się nie ugięła i nigdzie wyjeżdżała.
Nawet nie waż się myśleć, że to opowiadanie jest nudne! Jest inne niż poprzednie, ale jest wyjątkowe i naprawdę ciekawe.