~Wagabunda~
Głośny, bardzo wesoły śmiech rozchodził się po restauracji. Mój głośny, bardzo wesoły śmiech. Takich żartów dawno nie słyszałam. Szatyn miał talent do ich opowiadania. Robił to z taką powagą, że choćby dowcip był suchy tak, że pod butami chrupało, to z samego stylu mówienia można było nabawić się bólu brzucha. Zerkam na salę, jest późne popołudnie, właściwie słońce zaczyna chować się za górami więc w lokalu pełno ludzi. Na szczęście to młodzież i wyluzowani klienci, którzy sami nie odstępują w reakcjach na swoje żarty więc chyba mogę spokojnie się śmiać.
- Mam nadzieję, że nie wypłoszę tym wszystkich klientów. - mówię przez łzy spowodowane rozbawieniem. Mężczyzna wciąż wesoło się uśmiecha. Wcześniej nie zauważyłam tego jaki jest pogodny. Może dlatego, że nasze rozmowy nie były jak do tej pory na tzw. luzie tylko odnosiły się do spraw można powiedzieć służbowych?
- Jeśli każdemu postawisz taki stek to gwarantuję, że zostaną. - mówi. - Jest nieziemski. - dodaje.
- Muszę dać podwyżkę kucharzowi. - odpowiadam. Próbuję uspokoić moją radość ale przy tym człowieku nie potrafię. Wystarczy, że na niego teraz spojrzę, a od razu na usta ciśnie się uśmiech. - Muszę przyznać, że nie sądziłam, że jesteś taki... - nie wiem jak to określić.
- Kiepski w utrzymywaniu poprawnych politycznie relacji? - pyta.
- Normalny. - poprawiam go.
- Staram się. - śmieje się. Zapada cisza. Wino dziś smakuje mi wyjątkowo dobrze. Dla postronnego widza, który teraz mógłby wejść do restauracji, to spotkanie może wyglądać jak randka. To nie powinno mieć miejsca. Czy zagalopowałam się z tym zaproszeniem i wspólną kolacją? Owszem.
- Chyba powinnam wrócić do swoich obowiązków. - mówię w końcu. Jego wzrok trochę mnie przytłacza. Dawno nikt nie patrzył mi w oczy tak intensywnie. Albo dawno już nie czułam, żeby coś takiego tak intensywnie na mnie działało. Mężczyźni co chwilę zalewają mnie komplementami, zwłaszcza kiedy wypiją trochę za dużo. To normalne w mojej pracy. Tylko z żadnym z nich nie jadłam kolacji przy jednym stoliku. Dystans jaki robi mi lada barowa jest tą granicą bezpieczeństwa moich relacji. Jest jednak pewna różnica. Ten mężczyzna nie prawi mi komplementów, nie zaleca się. On tylko patrzy, powoduje u mnie uśmiech i nic więcej. Więc dlaczego czuję się winna?
- Często się zdarza, że odmawiasz swoim klientom, gdy o coś proszą? - pyta nagle.
- Nie, jeśli ma to związek z restauracją. - odpowiadam nie bardzo wiedząc do czego zmierza.
- W takim razie chciałbym poprosić o deser. - mówi biorąc do rąk menu. No dobra, nie rozumiem człowieka. Co to ma wspólnego z odmową klientom? - 2 serniki i 2 kawy - mówi poważnie. Trochę dziwi mnie, że zamawia podwójnie ale w tym lokalu widziałam chyba już dużo za dużo. - I towarzystwo właścicielki lokalu, chciałbym z nią omówić sprawę pewnego przyjęcia, które chciałbym tutaj urządzić. - mówi z zadowoleniem. Uśmiecham się i kręcę lekko głową.
- Nie uważasz, że w oczach innych ludzi to wygląda trochę niestosownie?
- Dlaczego? - dziwi się.
- Zjedliśmy razem kolację.
- Sama mnie na nią zaprosiłaś. - zauważa.
- Przyniosłeś mi bukiet stokrotek. - wskazuję mały wazonik.
- W podziękowaniu za darmowe jedzenie. - uśmiecha się szerzej.
- Cały czas tutaj z tobą siedzę.
- Bo omawiamy przyjęcie, które chcę tu zrobić. - odpowiada.
- Zawsze masz na wszystko wytłumaczenie? - pytam podejrzliwie.
- Tylko jeśli na czymś mi zależy. - mówi poważniejąc. Ta rozmowa staje się coraz dziwniejsza. Mam wrażenie jakby ostatnia wypowiedź szatyna miała podwójne dno. Jakby właśnie mówił, że chce czegoś zupełnie innego. Zdecydowany, pewny siebie, ze spojrzeniem, które wszystkie jego nastoletnie fanki przyprawiłoby o omdlenie. Stanowczo za dużo Christiana Grey'a. Czy to co robi jest już bezczelne czy jeszcze nie?
- Zaraz przyniosę deser. - odpowiadam. Kiwa głową.
- Mogę liczyć na towarzystwo właścicielki? - pyta kiedy wstaję od stolika. Uśmiecham się delikatnie i już chcę coś powiedzieć ale przerywa mi mój własny syn.
- Będzie ciężko trenerze. - mówi. Oboje patrzymy na niego, ja z ciepłym uśmiechem, szatyn ze zdziwieniem. - Właśnie zasnęła. - dodaje wyjaśniając. Mina szatyna jest bezcenna.
- Pójdę po ten sernik. - mówię i odchodzę do baru. Nastolatek idzie za mną. Robiąc kawę czuję na sobie jego wzrok. Jest jeszcze cięższy niż wzrok szatyna przed kilkoma chwilami. - No co? - pytam.
- Mamo czy Schlierenzauer ci się narzuca? - pyta bezpośrednio. Ma ręce skrzyżowane na piersiach i minę podejrzliwego gliny. Muszę się głośno zaśmiać.
- Nie. - odpowiadam przez śmiech po czym trochę poważnieję. - Poza tym to jest dla ciebie pan Gregor albo pan trener. - upominam go delikatnie targając za ucho dla zabawy. Wywraca oczami.
- Wygląda jakby chciał cię poderwać. - drąży dalej, kiedy odwracam się do baru układając wszystko na tacy.
- Tobias proszę cię, dajże spokój.
- Podrywał cię czy nie? - pyta nieustępliwie. Patrzę na niego uważnie.
- Nie. Dlaczego pytasz? - tym razem to ja zadaję pytanie. Brunet wzrusza ramionami.
- Tak tylko.
- Tobi na Boga, ja mam męża, a twój trener narzeczoną. Coś ty znowu wymyślił? - kręcę głową z rozbawieniem.
- On jej nie kocha. - mówi pewnie. Opiera się o blat baru i kładzie obok siebie małe walkie-talkie.
- Po pierwsze, to nie jest twoja sprawa i nawet nie waż mi się w to wtrącać, po drugie ja kocham twojego tatę i nie szukam nikogo nowego.
- Szkoda. - burczy.
- Tobias! - upominam go. Ponownie tylko wzrusza ramionami. W tym momencie do baru podchodzi szatyn i siada obok nastolatka. - A po trzecie czemu już uśpiłeś siostrę? Obudzi się w nocy i znowu nie będzie chciała spać. - podaję kawę i ciastko szatynowi, który z uwagą przysłuchuje się naszej wymianie zdań.
- Dużo dzisiaj miała wrażeń. Przeze mnie. Sama zasnęła. - wyjaśnia. Karcę go wzrokiem. - Jak się obudzi to daj mi znać, zajmę się nią w nocy.
- A jutro mi powiesz, że nie idziesz do szkoły, bo się nie wyspałeś. Nie mój drogi. Tak się bawić nie będziemy. - mówię poważnie. Jego zawiedziona mina powoduje u mnie delikatny uśmiech spowodowany zwycięstwem nad lenistwem syna.
- Jak nos? - pyta szatyn.
- Boli. - odpowiada nastolatek.
- Może to cię oduczy bicia się z kolegami. - komentuję.
- Sprowokował mnie. - broni się chłopak.
- Czym? - tym razem pyta mężczyzna obok.
- Powiedział, że jestem gorszy niż pan w ostatnim sezonie. - mówi złośliwie.
- Tobias! - upominam go. Szatyn unosi brew.
- Podrywa pan moją mamę? - pyta wprost. Nie mam siły do tego chłopaka.
- Tak. - odpowiada pewnie mężczyzna. Prawie upuszczam kufel na piwo. - A ty moją siostrę więc jesteśmy kwita. Z tym, że ja mam większe szanse na powodzenie. - kontynuuje.
- Ciekawe dlaczego. - odpowiada mu nieprzyjemnie Tobi. Przenoszę wzrok z jednego na drugiego i nadziwić się nie mogę.
- 2 powody młody. Dowód - osobisty. - odpowiada z cwanym uśmiechem. Sama mam ochotę się zaśmiać.
- Jesteście tak samo wredni. - mruczy nastolatek. - Idę sprawdzić co u Bianki. - dodaje i idzie na górę. Oboje się śmiejemy. W tym momencie szatynowi dzwoni telefon. Odbiera z uśmiechem na ustach.
- Co jest? - pyta. - Na randce. - puszcza mi oko. Kręcę tylko głową z rozbawieniem. - Nie, Sandrę zostawiłem rodzicom na pożarcie. - upija łyk wina. - W restauracji. - teraz słucha uważnie kogoś po drugiej stronie. - Teraz? Nie chce mi się. - odpowiada. - Co? Ale... Thomas czekaj... Halo?... Ha... - patrzy na telefon. - Świetnie. - chowa twarz w dłoniach.
- Coś się stało? - pytam. Wygląda jakby ktoś mu powiedział, że zostało mu 2 dni życia.
- Za chwilę będzie tu grupa idiotów.
- Większych od ciebie? - pytam z rozbawieniem.
- Już wiem po kim Tobi ma cięty język. - śmieje się razem ze mną.
- Przepraszam, to było niestosowne. - sama nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam. Szatyn ponownie tylko się śmieje. Do baru podchodzi dwójka moich stałych klientów. Eleganccy mężczyźni koło 60tki, uśmiechnięci od ucha do ucha.
- Dobry wieczór pięknej pani. - mówi jeden z nich i zdejmuje kapelusz z głowy.
- Dobry wieczór panowie. To co zwykle? - pytam i wyciągam szklanki na szkocką z lodem.
- Oczywiście. - odpowiada.
- Jak się kierowniczka dzisiaj miewa? - pyta drugi.
- A jakże się może miewać? Ktoś kto tak pięknie wygląda nie może miewać się źle, prawda dziecinko? - pyta ten pierwszy.
- Jak panów zobaczyłam od razu humor mi się polepszył. - odpowiadam z szerokim uśmiechem i podaję im alkohol. Radość widoczna na ich pomarszczonych twarzach powoduje ciepło u mnie na sercu. Uwielbiam ten lokal.
- Och, panienko, my do panienki będziemy przychodzić dopóki śmierć nas nie rozłączy, że tak powiem. - mówi jeden z nich.
- Co w przypadku tego koczkodana może nastąpić już niebawem. - dodaje drugi.
- Proszę nie słuchać tego pajaca, zazdrości mi wigoru, bo sam ma problemy z żoną.
- Ja przynajmniej mam żonę. - odpłaca się jego kompan. Widzę, że szatyn ma problem z utrzymaniem powagi.
- Panowie, przecież panowie wiecie, że obu was kocham jak ojców i zawsze obu chętnie tutaj zobaczę. - mówię. Ich uśmiechy robią się jeszcze większe. - Ale palić moglibyście mniej. Obaj. Co będzie jak mi was zabraknie, bo papierosy zeżrą wam płuca? - pytam udając powagę.
- Nie możemy do tego dopuścić. - mówi poważnie jeden z nich.
- Absolutnie. Musimy to omówić. Przy szklaneczce szkockiej. - dodaje drugi.
- Bez papieroska tak? - pytam podejrzliwie.
- Ależ oczywiście królowo. - mówią i kłaniają się odchodząc do stolika. Kręcę głowa z rozbawienia.
- Uwielbiam to miejsce za takich ludzi. - mówię patrząc w ich stronę. Cisza jaka teraz zapada powoduje, że odwracam się w kierunku szatyna. Intensywnie się we mnie wpatruje. Gdybym była młodsza i nie miała rodziny, pewnie zaczęłabym teraz jakiś tani flirt. Mam ochotę się zaśmiać na to wyobrażenie. Kiedyś całkiem nieźle wychodziło mi flirtowanie. Teraz chyba nawet nie pamiętam jak to się robi.
- Dobrze zrozumiałem? Bianka jest właścicielką lokalu? - pyta z zainteresowaniem. Za dużo chciałby chyba wiedzieć. Tylko czy jest w ogóle jakiś powód żeby to ukrywać?
- Tak. - odpowiadam krótko i wracam do polerowania szkła. Widzę, że szatyn ma ochotę zadać kolejne pytanie ale nie pozwala mu na to blondyn siadający obok, a zaraz po nim cały bar zajmuje grupa wychudzonych facetów. Każdy inny.
- Jesteś okropny Gregor. - mówi blondyn. - Nie powiedziałeś, że wybierasz się na piwo. - kontynuuje.
- Piję kawę. - zauważa szatyn.
- Dla nas po małym zimnym piwku. - odzywa się ten sam mężczyzna. - Jeśli można. - dodaje z uśmiechem, który nie schodzi mu z twarzy.
- Już się robi. - mówię układając sobie kufle. - Zjecie coś? - pytam.
- Nie, nie... My tylko na chwilkę... - mówią jeden przez drugiego. Szatyn wywraca oczami, bo doskonale wie co będzie za chwilę.
- Chociaż... ja to bym coś zjadł. - mówi najmniejszy blondas.
- W sumie to ja też. - dodaje brunet koło niego.
- Ja zawsze jestem głodny więc chyba się złamię. - dodaje kolejny z nich.
- Tak, coś byśmy jednak zjedli. - podsumowuje najwyższy z nich. Śmiech to chyba naturalna reakcja w tym przypadku, czyż nie?
- Mamo Bianka chyba... - nastolatek zatrzymuje się w pół słowa kiedy widzi moich gości.
- Cześć, jak nos? - pyta brunet z tunelem w uchu.
- yyy... nic mu nie będzie. Tzn. nic mi nie będzie... tzn...
- Tobi powiedz kucharzowi, że potrzebne będzie jeszcze 5 steków. - mówię obracając go w swoją stronę. Nastolatek idzie do kuchni zostawiając mi na ladzie walkie-talkie. Słyszę ciche gaworzenie. Wiedziałam, że tak będzie. - Przepraszam na chwilkę. - mówię i wychodzę na górę. Dziewczynka szeroko się uśmiecha bujając się na boki oparta o barierki łóżeczka. - Ty to zawsze wiesz kiedy się obudzić. - mówię biorąc ją na ręce. Poprawiam jej sukieneczkę i schodzę na dół. To co widzę wzbudza we mnie zdziwienie jakiego dawno nie czułam. Będzie ciekawie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak to jest jak się pięćset razy zmienia koncepcję. :/
Trzy razy kasowałam rozdział.
Dlatego wyszedł powyższy gniot i dlatego dopiero dziś.
No i nie dotrzymałam obietnicy co do skokowej rodzinki.
W następnym o wiele więcej.
I rodzinki i akcji.
Felieton też wyszedł gniot więc muszę go poprawić. Może wieczorem mi się uda.
Przepraszam, buziaki :*
Przestań mówić, że to gniot. Mi tam się podoba, a ja mam świetny gust, jeśli chodzi o literaturę :-D A tak na poważnie to wyszło lekko i niewymuszenie. Podoba mi się taki rozdział. Lekki, łatwy i przyjemny, idealny na odstresowanie. Już nie mogę się doczekać następnego, bo nie wiem, co Magda mogła zastać na dole. Nawet podejrzeń nie mam.
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki... Wiesz, że pierwsze co robię po powrocie do domu to włączenie przeglądarki i wpisanie siły uczuć podłyc. I tak mniej więcej w połowie pisania uświadamiam sobie, że teraz piszesz coś innego. Tak mnie tamto opowiadanie oczarowało i uzależniło! To świadczy o klasie pisarza :-*
Także życzę weny i zadowolenia z własnych tekstów
Pozdrawiam
Madźka
Jest dobrze!!! Jest Magda i Gregor spędzający razem czas co mnie cieszy. Jest Tobi będący normalnym nastolatkiem. Pojawili sie skoczkowie więc jest super!! Czekam na następny 😀
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że cobyśmy nie przeczytali od Ciebie, będzie świetne :) Bardzo fajny rozdział, wesoły i pełen podtekstów z jednej i z drugiej strony. Tekst Gregora, że ma większe szanse, mnie rozwalił :D Schlieri jest po prostu boski w tym opowiadaniu :] W kolejnym liczę na podryw Glorii przez Tobiego, to też się pośmiejemy ;)
OdpowiedzUsuńJak ja tu dawno nie komentowałam... ;D
OdpowiedzUsuńGreg zarywa nie do swojej narzeczonej... Hmm... To rodzice i Sandra, albo tylko Sandra będą zawiedzeni ... Albo tylko Sandra ;D A Gloria oczywiście zadowolona;3 Fragment o rozmowie Grega i Tobiego z podrywem wygrał wszystko :'D Może i faktycznie Schlierie ma większe szanse... ;D Ale Tobiego nie należy skreślać (wystarczy popatrzeć na Tajnera i jego 'dziewczyne'...) Blanka właścicielką lokalu? Tu mnie zaskoczyłaś:))
Jest świetnie, czekam co wymyślą nienażarci idioci :')
Buziaki :**
Boze, mam chec sie uderzyc za to narzekanie :D Ale ja wiem, to jest syndrom osob, ktore chca, zeby wszystko wyszlo jak najlepiej. Popieram :)
OdpowiedzUsuńRozdzial jest jak zwykle cudowny. Podsycilas moja ciekawosc co bedzie dalej, wiec czekam i czekam. Na felieton takze. Pozdrawiam! :D
Ty jak zawsze przesadzasz, rozdział świetny jak zwykle. Gregor flirciarz, w takim wydaniu bardzo mi się podoba, a Magdzie chyba to za bardzo nie przeszkadza. W sumie, skoro własny mąż ja ignoruje, to wcale się nie dziwię, że ten flirt jej nie przeszkadza. Alex pewnie by nawet tego nie zauważył, bo byłby wciąż bardziej zajęty swoją karierą. Dlatego Magda i dzieciaki zasługują na kogoś lepszego. Tobiemu zależy na tym, żeby jego matka była szczęśliwa i młody jest pewny, że ktoś inny na pewno da jej to szczęście. W sumie co mu się dziwić. Chyba każde dziecko chce tego, aby jego rodzice byli szczęśliwi prawda? Magda na to szczęście naprawdę zasługuje, choć niewątpliwie szczęściem dla niej jest już to, że ma tak wspaniałe dzieci. A co do Gregora, jednego jestem pewna, będzie miał cholernie przerąbane, jak do domu wróci. Sandra mu chyba głowę urwie, że ją zostawił samą w takiej sytuacji. No i moi kochani idioci i to dosłownie. Wiecznie nienażarci i wgl. Kocham ich!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i niecierpliwie czekam na następny
Jaki gniot? To się tak przyjemnie czyta, że aż żal przestać.. Gregor taki flirciarz. Jestem ciekawa czy skończy z Sandra. Po cichu na to liczę;) Tobias taki bezpośredni. Ale to jego charakter i tego nie zmieni. Jestem ciekawa co zastała Magda...po nich to można się wszystkiego spodziewać wiec czekam na następny Jula :*
OdpowiedzUsuńOjjj, mam ochotę Cię po prostu udusić za te słowa pos rozdziałem! Zapraszam do mnie, a przekonasz się, co to gnioty.
OdpowiedzUsuńOsobiście, przeczytałam przed momentem świetny rozdział, jak każdy poprzedni. Widzę, że relacje Gregor-Magda wchodzą na wyższy poziom, nawet bez zezwolenia samych bohaterów. :) cóż, zobaczymy dopiero co z tego wyniknie.
Cudo! Nie żaden gniot. ;>
Buziaki. :*
No wiesz... Gniot? Pff, nie znasz się i tyle! :D
OdpowiedzUsuńJestem normalnie wbiebowzięta, bo nareszcie jakiś postęp w głównym wątku, czyli Gregor i Magda! Dawno nie czekałam tyle na rozwinięcie jakiejś akcji. Oboje zasługują na trochę szczęścia i miłości, dlatego dostają moje błogosławieństwo ;)
A tak na poważnie, niech Magda kopnie w dupe tego doktorka, weźmie Biankę, Tobiasa i niech przeprowadzą sie gdzieś daleko od niego, bo Alex ich po prostu nie kocha, a dodatkowo przysparza to stresu Tobiemu.
Gregor też mógłby sobie dać spokój, no bo męczy się chłopak, a ja potem przeżywam całą sytuację od rozdziału do rozdziału i piszę cały czas o tym samym w komentarzach, bo mi to spokoju nie daje.
Pozdrawiam ;)
Rozdział super, a ten fragment ze starszymi panami rewelacyjny :) Akcja nabiera rumieńców i coraz bardziej się rozkręca. Gregor otwarcie zaczyna pokazywać Magdzie swoje zainteresowanie i coś mi się wydaje, że ona chętnie by się temu poddała, bo sama zaczyna zauważać zmianę w swoim zachowaniu. Zdecydowanie brakuje jej uwagi ze strony męża. Już się nie mogę doczekać aż przedstawisz w następnym rozdziale to, co zobaczyła Magda. Z taką ekipą nie można się nudzić, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym rozdziale! Tyle Magdy i Schlieriego, że o jeju <3
OdpowiedzUsuńZgodzę się z czytelniczką wyżej: Gregor zaczyna pokazywać swoje zainteresowanie, a Magda się temu podda. Nie popieram skoków w bok, czy paru randkach, gdy ma się męża, ale Magda naprawdę potrzebuje uwagi, miłości i troski. Gregor potrzebuje szczęścia, również miłości i kilku innych odczuć, których brakuje mu przy Sandy.. Oboje potrzebują siebie, no kurcze! Czekam na moment, w którym Magda zauważy, że Schlieri jest godny jej uwagi, no i kiedy on sam zacznie działać ^^
Nie ma co się dziwić, że ona lubi tę pracę. Ci starsi panowie to naprawdę "fajne ziomki" :D
Czekam na następny ;*
Ps. żaden gniot dziewczyno tylko super rozdział! ;*
Trzymajcie mnie, bo padnę. Jaki gniot? To w 100% świetny rozdział! Dziewczyno, trochę więcej wiary w siebie 😉 Bezpośredniość Tobiasa rozwala wszystko. Ciekawie co takiego stało się później. Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńWeny i zdrowia 😊
Rozdział jest świetny. Naprawdę :)
OdpowiedzUsuńFajnie rozwija się znajomość Gregora i Magdy, Tobi nabiera coraz więcej pewności i już swobodnie zwraca się do Gregora, a sam szatyn dobrze czuje się w restauracji. Rozbawiła mnie rozmowa Schlierenzauera z Thomasem i starsi panowie ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Inka ;)